Выбрать главу

Właściwie było już po wszystkim. Trybuny zaczęły pustoszeć. Kończyła się transmisja, sprawozdawcy żegnali się z publicznością. Victoria-no i żołnierze odjechali ciężarówką. Jego matka stała jeszcze jakiś czas, nieruchoma, otoczona przez gromadę gapiów w nią zapatrzonych, milczących.

Nie wiem, co do tego dodać. Victoriano był! partyzantem w lasach San Miguel. Był salwadorskim Janosikiem. Buntował chłopów, żeby brali ziemię. Cały Salwador jest własnością 14 rodzin obszarniczych. Jednocześnie w kraju tym żyje milion bezrolnych chłopów. Victoria-no urządzał zasadzki na patrole Guardia Rural. Guardia to prywatna armia obszarników, rekrutowana z elementów kryminalnych, postrach każdej wsi. Tym ludziom Victoriano wypowiedział wojnę.

Policja złapała go, kiedy przyszedł nocą do San Miguel odwiedzić matkę. Wiadomość o tym świętowały wszystkie hacjendy. Urządzano nie kończące się fiesty. Szef policji otrzymał awans i gratulacje od prezydenta.

Victoriana skazano na śmierć.

Rząd postanowił tę śmierć dobrze sprzedać. Władzą kierowały pobudki dydaktyczne. W Salwadorze jest wielu niezadowolonych, wielu zbuntowanych. Chłopi domagają się ziemi, studenci żądają sprawiedliwości. Aż się prosiło, żeby dać opozycji nauczkę, żeby zrobić pokazówkę. Tak zrodził się pomysł transmitowania egzekucji przez telewizję. Przy pełnej widowni i żeby śmierć była pokazana w zbliżeniu. Cały naród niech patrzy. Niech patrzy, niech się zastanawia.

Niech patrzy.

Niech się zastanawia.

V Śmierć ambasadora

Już w pierwszej scenie jest cała Gwatemala:

Wtorek, 31 marca, dwunasta z minutami w południe. Aleją, która nazywa się Avenida de las Americas, jedzie czarny mercedes. Za kierownicą – szofer Eduardo Hernandez. Z tyłu – starszy, siwy pan w okularach: hrabia Karl von Spreti, ambasador RFN. Jadą wolno, tydzień temu ograniczono w mieście szybkość do 30 kilometrów na godzinę. Kto będzie gazować co koń wyskoczy, może być ostrzelany. Hrabia jest w Gwatemali dopiero trzeci miesiąc i wierzy, że przepis to przepis. W pewnym momencie z bocznej ulicy wyjeżdżają dwa volkswageny i blokują mercedesowi drogę. Wóz ambasadora staje. Z volkswagenów wysiada sześciu młodych ludzi uzbrojonych w automaty. Podchodzą do mercedesa, otwierają drzwiczki i proszą hrabiego, żeby przesiadł się do nich. Von Spreti wykonuje polecenie. Po chwili dwa garbusy odjeżdżają. Hernandez czeka, aż samochody znikną. Włącza bieg i wraca tą samą aleją do ambasady.

Na czym polega sens tej sceny?

Na tym, że Avenida de las Americas jest ulicą ruchliwą. Dużo tu samochodów i pełno ludzi.

Porwanie hrabiego musiało zająć trochę czasu. Teoretycznie można by oczekiwać, że ktoś się zatrzyma, zacznie się przyglądać, coś powie, coś krzyknie, pogna na policję. Można by oczekiwać, że zrobi się zbiegowisko. Że jakiś bardziej dociekliwy człowiek zapyta: – Chwileczkę, koledzy, o co właściwie chodzi?

Ale – nie, nic z tych rzeczy. Ruch odbywa się normalnie, tylko tyle, że szybciej. Kierowcy dodają gazu, kto idzie chodnikiem, przyspiesza kroku. Dla ludzi, którzy mijają dwa volkswageny blokujące mercedesa, jest teraz najważniejsze, żeby nie widzieć. Ci ludzie wiedzą, że są świadkami jakiegoś naruszenia, a w Gwatemali taktyka samoobrony człowieka z ulicy polega na tym, żeby nie być świadkiem niczego. Bo jeżeli było naruszenie, jakaś głowa musi polecieć. Ale rzadko jest to głowa sprawcy. Prawdziwy sprawca działa poza zasięgiem policji. A policja musi wykazać się sprawnością. Ten kraj nie zna wypadku, żeby winny nie został ujęty. Jest to podkreślone w każdym przemówieniu prezydenta. Ale jak ująć winnego, skoro gdzieś się zapadł, nie zostawił śladu? Nic to, trzeba tylko odrobiny dobrej woli. Nie mając winnego, szukają świadków. Świadek zostanie zatrzymany do wyjaśnienia. Zatrzymani do wyjaśnienia czekają w więzieniu. Ale kto raz wchodzi do więzienia, najczęściej już żywy nie wraca.

Jeżeli policja nie znajdzie przestępcy, świadek staje się przestępcą, ponieważ „widzieć” może oznaczać „brać udział”. Prawda, że jest to tylko uczestnictwo wzrokowe, ale jednak jest to uczestnictwo. Widział i milczał. Dlaczego milczał? Bo był jednym z nich. Albo: widział i krzyczał. Dlaczego krzyczał? Żeby zmylić ślad. W każdym wypadku wina świadka zostaje dowiedziona. I w końcu nie jest ważne, żeby zginął ten, który zabił. Chodzi o to, że jakiś jeden zabił, więc jakiś drugi musi zginąć. Zbrodnia i kara mają w tym kraju twarze szare, anonimowe, których nie sposób od siebie odróżnić. Ale skoro za winy odpowiadają niewinni, mogę zginąć, ponieważ nie zabiłem. W ten sposób, kto bardziej niewinny – tym bardziej winny. I dlatego: kto bardziej niewinny – tym więcej się boi.

Sześciu młodych guerrilleros uwiozło w nieznane Karla von Spreti i na kilka godzin w mieście zapadła cisza.

Ludzie, którzy piszą historię, zbyt dużo uwagi poświęcają tzw. głośnym momentom, a za mało badają okresy ciszy. Jest to brak intuicji tak niezawodnej u każdej matki, kiedy usłyszy, że w pokoju jej dziecka raptem zrobiło się ci-, cho. Matka wie, że ta cisza oznacza coś niedobrego. Że jest to cisza, za którą coś się kryje. Biegnie interweniować, ponieważ czuje, że zło wisi w powietrzu. Tę samą funkcję spełnia cisza w historii i w polityce. Cisza jest sygnałem nieszczęścia i często – przestępstwa. Jest takim samym narzędziem politycznym jak szczęk oręża czy przemówienie na wiecu. Cisza jest potrzebna tyranom i okupantom, którzy dbają, aby ich dziełu towarzyszyło milczenie. Zwróćmy uwagę, jak pielęgnował ciszę każdy kolonializm. Z jaką dyskrecją pracowała Święta Inkwizycja. Jak bardzo unikał reklamy Leonidas Trujillo.

Jakaż cisza emanuje z krajów przepełnionych więzień! O państwie Somozy – cisza, o państwie Duvaliera – cisza. Ile wysiłku poświęca każdy z tych dyktatorów, aby utrzymać idealny stan ciszy, którą coraz to ktoś próbuje naruszyć! Ile ofiar z tego powodu i jakie koszta! Cisza ma swoje prawa i wymagania. Cisza wymaga, żeby obozy koncentracyjne budować w miejscach odludnych. Cisza potrzebuje ogromnego aparatu policji. Potrzebuje armii donosicieli. Cisza żąda, aby wrogowie ciszy znikali nagle i bez śladu. Cisza chciałaby, żeby jej spokoju nie zakłócał żaden głos – skargi, protestu, oburzenia. Tam gdzie rozlegnie się taki głos, cisza uderza z całej siły i przywraca stan poprzedni – to znaczy stan ciszy.

Cisza ma zdolność rozprzestrzeniania się i dlatego używamy takich określeń, jak „wokół panowała cisza” albo „zalegała powszechna cisza”. Cisza ma również zdolność przybierania na wadze i dlatego mówimy o „ciężarze ciszy”, tak jak mówimy o ciężarze ciał stałych lub płynnych.

Słowo „cisza” łączy się najczęściej z takimi słowami, jak „cmentarz” (cisza cmentarna), „pobojowisko” (cisza na pobojowisku), „lochy” (lochy wypełniała cisza). Nie są to zestawienia przypadkowe.

Dzisiaj mówi się dużo o walce z hałasem, a, przecież walka z ciszą jest ważniejsza. W walce z hałasem chodzi o spokój nerwów, w walce z ciszą chodzi o ludzkie życie. Kogoś, kto robi dużo hałasu, nikt nie usprawiedliwia i nie broni, natomiast ten, kto zaprowadza ciszę w swoim państwie, jest chroniony przez aparat represji. Dlatego walka z ciszą jest tak trudna.

Byłoby ciekawe, gdyby ktoś zbadał, w jakim stopniu światowe systemy masowego przekazu pracują w służbie informacji, a w jakim – w, służbie ciszy i milczenia. Czego jest więcej: tego, co się mówi, czy tego, czego się nie mówi? Można obliczyć liczbę ludzi pracujących w dziedzinie reklamy. A gdyby obliczyć liczbę ludzi pracujących w dziedzinie utrzymania ciszy? Których byłoby więcej?

Jeżeli w Gwatemali nastawiam lokalną radiostację i słyszę tylko piosenki, reklamę piwa oraz jedyną wiadomość ze świata, że w Indiach urodzili się bracia syjamscy, wiem, że ta radiostacja pracuje w służbie ciszy. W służbie ciszy pracują kolejni dyktatorzy tego kraju, ich protektorzy z Miami i Bostonu, lokalna armia i policja. Dlatego Eduardo Galeano zaczyna swoją książkę o Gwatemali („Guatemala – pais ocupado”) od zdania: „Gwatemala, podobnie jak cała Ameryka Łacińska, jest ofiarą spisku milczenia i kłamstwa”. W istocie w dziejach tego kraju raz po raz zapadają długie okresy ciszy.