Chłopcy z małżeństw niemiecko-metyskich wyjeżdżali do Niemiec, gdzie żenili się i wracali w towarzystwie pulchnych blondynek. Chłopcy ci często Metysi, dla których niemiecki był językiem znanym od dzieciństwa, maszerowali krokiem defiladowym do ziemi swoich ojców i dziadków, żeby uczyć się albo służyć w wojsku. Gwatemali mieli swoje kluby, szkoły i organizacje: Deutsehland uber alles. Tu mieli swoich niewolników indiańskich, którym płacili gorzej niż ktokolwiek inny. Traktat Montufar – von Bergen pozwalał dzieciom niemieckim urodzonym w Gwatemali zachować podwójne obywatelstwo. W 1946 roku w Moskwie spotykałem jako jeńców niektórych z tych współrodaków walczących w armii Hitlera. Później, w Paryżu, załatwiałem formalności tym Gwatemalczykom, którzy wracali do naszego kraju, nie znając słowa po hiszpańsku. Mieli tylko zapisaną nazwę wsi położonej w pobliżu majątku należącego do ich rodziny. Nawet nie wiedzieli, gdzie leży na mapie Gwatemala”.
Amerykanom pomagały wojny światowe: Niemcy pakowali się na statek i jechali do Europy przelać krew. Raz przelali krew za Wilhelma i raz – za Hitlera. Ale potem wracali i wszystko zaczynało się od nowa. Od nowa zaczynała się walka o wpływy w Gwatemali. Ta walka toczy się do dziś i ona miała decydujący wpływ na los Karla von Spreti.
W 1931 roku ambasador USA, Sheldon Whitehouse, wyznaczył na prezydenta Gwatemali generała Jorge Ubico. W pierwszym wariancie Whitehouse wyznaczył na to stanowisko generała Jose Reyesa, starego ministra wojny, który wsławił się tym, że wydał rozkaz rozstrzelania całego korpusu dyplomatycznego akredytowanego przy rządzie Gwatemali. Reyes był analfabetą. Fakt ten wykorzystała grupa jego przeciwników, która poszła do Whitehouse’a i przekonała go, że w kraju, w którym analfabeci nie mają prawa głosu, człowiek nieumiejący czytać i pisać nie może być prezydentem republiki.
Ubico szczycił się tym, że jest podobny do Napoleona Bonaparte. Generał miał różne mądre powiedzonka: „Naród trzeba głodzić – mówił – głodny naród zajmuje się walką o chleb i nie ma czasu na walkę z rządem”. Ale bał się robotników. Rozstrzelał ich przywódcę – Pablo Wainwrighta, i wydał ustawę zakazującą używania słowa „obrero” (robotnik). W 1936 roku kończył się przewidziany konstytucją okres prezydentury Ubico. Generała wezwali do United Fruit. – Panie Ubico – powiedział mu dyrektor UFC – jeżeli chce pan dalej być prezydentem, musi pan podpisać ustawę anulującą wszystkie długi United Fruit wobec rządu Gwatemali (monopol od lat nie płacił podatków) i przedłużającą nasze koncesje do roku 1981. Ubico chętnie podpisał i został prezydentem na dalsze 8 lat. Prawnikiem, który zredagował tę ustawę, był ówczesny adwokat United Fruit, a późniejszy sekretarz stanu USA – John Foster Dulles.
Generał znajdował tyle przyjemności w rządzeniu, że powiedział kiedyś przez radio: „Jeżeli każą mi oddać władzę, odejdę, ale po kolana we krwi”. Należy wczuć się w atmosferę kraju, w którym prezydent wygłasza takie deklaracje radiowe.
Jako szef państwa Ubico wydawał przedziwne zarządzenia: kazał łapać Indian żyjących w lasach Petenu, a potem wystawiał ich w żelaznych klatkach w ogrodzie zoologicznym „La Aurora” w stolicy Gwatemali. W 1940 roku zorganizował spis ludności. Kiedy przedstawiono mu dane tego spisu, skreślał z list ludność miast i wsi, o których pamiętał, że przyjmowały go bez entuzjazmu. Sumę tych opozycjonistów odjął od globalnej sumy ludności kraju: otrzymany wynik podał jako oficjalny rezultat spisu. W ciągu 14 lat swojej dyktatury Ubico zbudował 27 kilometrów drogi. W ciągu 14 lat tyle co z Warszawy do Michalina. Ale generał nie miał czasu, zajmował się pielęgnacją ciszy. Dlatego nie możemy policzyć jego ofiar. Wiemy, że zgładził tysiące i tysiące ludzi, bo o tym piszą podręczniki, bo pamiętają ci, którzy przetrwali. „Tak samo krwiożerczy i skorumpowany jak jego poprzednicy – pisze o Ubico John Gerassi – potrafił jednak nakraść więcej niż oni i ponieważ wykrył więcej spisków niż Estrada – rozstrzelał więcej ludzi”. Gerassi cytuje fragment wspomnień pisarza gwatemalskiego – Garcia Granadosa: „W 1934 roku Ubico wykrył kolejny spisek przeciwko sobie. Aresztował 17 ludzi, urządził parodię sądu polowego i skazał ich na rozstrzelanie. Napisałem do Ubico list, prosząc, aby ich ułaskawił. Jako odpowiedź generał przysłał po mnie policję, która zabrała mnie na miejsce kaźni. Musiałem przyglądać się egzekucji 17 skazanych. Potem zostałem wtrącony do więzienia…”
Nauczanie historii mojego kraju jest smutnym zajęciem – powiedział mi profesor gwatemalski. Nie umiałem zaprzeczyć. W trakcie tej rozmowy przyszła mi do głowy myśl absurdalna: może to i lepiej, że tylko co dziesiąte dziecko chodzi w Gwatemali do szkoły? Bo jaką mentalność musi kształtować taka historia?
Dziesięć procent dzieci Gwatemali uczy się w szkole życiorysów adwokata Estrady i generała Ubico. Reszta dzieci nie chodzi do szkoły. Rząd nie przejawia najmniejszej troski o szkolnictwo. Przekonywająco wytłumaczył to kolumbijskiemu reporterowi, Luisowi Murillo, jeden z ministrów Gwatemali: – Dokąd byśmy zaszli, mój panie, gdyby ta kupa łbów nauczyła się myśleć?
20 października 1944 w Gwatemali wybuchła rewolucja. Na czele tłumu, który ruszył pod pałac prezydenta, szedł trzydziestoletni kapitan, syn szwajcarskiego farmaceuty, jasny blondyn w tym kraju Indian i Metysów – Jacobo Arbenz Guzman. Ambasada USA nie stawiała rebeliantom przeszkód. W tym czasie Amerykanie zajęci byli Europą, nikt nie myślał o Gwatemali. Generał Ubico uciekł i władzę objęła grupa oficerów średnich rang.
Młodzi oficerowie nie myśleli zmieniać ustroju, chcieli tylko uzdrowić sytuację. Jest to różnica, jak wiemy, istotna. Ale w warunkach Gwatemali to była rewolucja.
Junta oficerska zorganizowała wybory. Prezydentem republiki został profesor uniwersytetu, emigrant polityczny za rządów Ubico – Arevalo Bermejo. Reformy, które przeprowadzał Arevalo, mogą wydawać się nikłe, ale w tym kraju każda z reform profesora była przełomem. Na przykład Arevalo, pedagog z zawodu i z zamiłowania, autor książki pt. „Pedagogika osobowości”, zaczął budować szkoły. Liberalna część oligarchii traktowała ten wybryk jako jeden z fiołów profesora, ale liberałowie byli w mniejszości. Sztywna większość wypowiedziała prezydentowi wojnę. W oczach elity gwatemalskiej budowanie szkół jest do dziś przestępstwem. Pamiętamy, co powiedział minister: – Dokąd byśmy zaszli, mój panie, itd.
W 1947 roku z inicjatywy Arevalo parlament uchwalił Kodeks Pracy. Kodeks ustanawiał podwyżkę zarobków minimalnych z 5 do 80 centów dziennie. W Gwatemali zarobki minimalne otrzymuje 60 procent ogółu zatrudnionych. Miejscowa reakcja uznała kodeks Areva-lo za coś w rodzaju „Manifestu Komunistycznego” i zaczęła atak nie na żarty. Kiedy po sześciu latach sprawowania władzy profesor Arevalo przekazywał prezydenturę swojemu następcy, ujawnił w okolicznościowym przemówieniu, że musiał zlikwidować 33 spiski United Fruit i miejscowej oligarchii, zmierzające do zbrojnego obalenia rządu.
Tymczasem w Waszyngtonie – ponieważ w Europie był już spokój i sprawnie funkcjonował plan Marshalla – ktoś zauważył, że w Gwatemali mają rząd demokratyczny.
Nieprzyjemna to była wiadomość.
Niestety, żadna ze skromnych reform Arevala nie dała się podciągnąć pod formułę agresji komunistycznej. Dzięki temu Arevalo ocalał.
Na razie postanowiono przyglądać się Gwatemali. Nie był to dobry znak. Historia uczy, że jeśli Waszyngton zacznie się komuś przyglądać, podejrzany musi popaść w nieszczęście. Wiadomo, czym się skończyło, kiedy ambasador USA w Brazylii Lincoln Gordon przyjrzał się prezydentowi Goulartowi. Wiadomo, czym się skończyło, kiedy prezydent Johnson przyjrzał się Dominikanie.