– Ministrze, jestem już gotowy!
Generała odprawili samolotem do Managua, gdzie Ydigoras przeglądając nazajutrz prasę znalazł deklarację Peralty, w której przeczytał z osłupieniem, że został obalony, ponieważ był komunistą. Każdy, kto znał nienagannie antykomunistyczną przeszłość Ydigorsa (generał zgładził setki ludzi posądzonych o komunizm, a tysiące osadził w więzieniach), usłyszawszy taki zarzut uśmiałby się serdecznie, ale Ydigor?s wystraszył się nie na żarty. Ydigoras wiedział, że w jego kraju nie ma znaczenia, czy ktoś w rzeczywistości jest, czy nie jest komunistą. Dowód jest nieważny, wystarczy oskarżenie.
Generał znał przecież fakty. Partia komunistyczna Gwatemali została po roku 1954 wybita prawie doszczętnie. Nawet były ambasador USA w Salwadorze Thorsten Kalijarvi, który w każdym węszy komunistę, twierdzi w swojej książce pt. „Central America” (1962), że w Gwatemali zostało nie więcej niż 200 komunistów („it is estimated, that there is in Guatemala about 200 dedicated Communists”). Jednocześnie aparat do walki z komunizmem (wojsko, policja, służby specjalne – tzw. Servicio de Inteligencia Guatemalteca itd.) liczy ponad 30 tysięcy ludzi. Tak więc na jednego komunistę wypada stu pięćdziesięciu ludzi powołanych do tego, żeby go zwalczać.
Można również zrobić inne zestawienie: amerykański ekspert wojskowy Edwin Lieuwen informuje, że armia Gwatemali „liczy ponad 500 pułkowników” (1964 г.). Oznacza to, że blisko 3 pułkowników żyje ze zwalczania jednego komunisty. I to jak żyje! „Ich przywileje (tj. przywileje pułkowników) – pisze inny amerykański ekspert wojskowy, Jerry Weaver – obejmują m. in. dotacje na budowę domów, szczodre pensje, obfite deputaty i, co jest istotne, ludzie ci są nietykalni”.
Kiedy Ydigoras dowiedział się z gazet, że jest komunistą, ogarnął go strach. Stary już i zmęczony postanowił jednak działać, postanowił się oczyścić. Usiadł i napisał wielki akt samoobrony, potężną księgę pt. „My War with Communism” („Moja wojna z komunizmem”), która ukazała się jeszcze w tymże 1963 roku w wydawnictwie Englewood Cliffs, Prentice-Hall, USA. W książce tej generał ostrzega wszystkich, że to Peralta jest komunistą, a on, Ydigoras, był zawsze obrońcą demokracji amerykańskiej.
Tymczasem nowy prezydent, pułkownik Peralta, człowiek młody i ambitny, zabrał się energicznie do pracy. Zracjonalizował i unowocześnił system walki z komunizmem. Przede wszystkim postanowił spisać wszystkich komunistów.
„Ciągle mówią, że ten czy tamten jest komunistą – wyjaśniał swoją decyzję na konferencji prasowej – ale potem zapomina się i ci ludzie dalej chodzą bezkarnie. A teraz każdy będzie w ewidencji”.
W związku z tym Peralta wydał obowiązującą do dziś ustawę (ustawa nr 9, 1963 r.) „O rejestracji osób, które rząd wojskowy uważa za komunistów”. Ustawa powołuje do życia urząd o nazwie Narodowe Archiwum Bezpieczeństwa (Archivo Nacional de Seguridad – ANS). Archiwum to prowadzi rejestr komunistów, a ściślej, jak mówi nazwa ustawy, rejestr osób, które wojskowi uważają za komunistów. A kogo wojskowi uważają za komunistów? Na to pytanie odpowiada Eduardo Galeano w swojej książce „Guatemala, pais ocupado”: „Wojskowi uważają za komunistę każdego, kto myśli inaczej niż i oni, a nawet każdego, к t o «w ogóle myśl і”. У Teraz już wiemy, według jakiej zasady pracuje ANS. Mając tak ustalone kryterium funkcjonariusze sporządzają odpowiednie listy. „Es-tar en la lista” – tzn. być, znaleźć się na liście – jest w Gwatemali równoznaczne z wyrokiem śmierci. Kto trafił na listę, wie, że ma wyrok, i sprawą otwartą pozostaje tylko moment jego wykonania. Wyrok może być wykonany następnego dnia, ale także za miesiąc, za rok, za pięć lat. Problem polega jednak na tym, że niewielu tylko wie, czy już są, czy jeszcze nie ma ich na liście.
Dostęp do list jest bardzo ograniczony i poza ambasadą USA listy może czytać tylko maleńkie grono osób, tak małe, że nie mieści się w nim prezydent republiki. Ale czasem ktoś może prezydentowi szepnąć jakieś nazwisko z listy. Publicysta gwatemalski Elias Condal opowiada o takim wypadku z prezydentem Mendezem Montenegro: „Pewnego dnia prezydent Mendez wezwał do siebie bliskiego przyjaciela, kolegę jeszcze z lat studenckich. – Nie ruszaj się stąd – powiedział mu Mendez – zostań tu i mieszkaj u mnie w pałacu. Dowiedziałem się, że jesteś na liście. Mają cię zabić. Jest to jedyna ochrona, jaką mogę ci zaoferować”.
Na listę może dostać się każdy, ponieważ niepotrzebne są żadne dowody. „Oświadczenie komisarza wojskowego, jakiegoś lokalnego notabla czy w ogóle każdego zwolennika rządu, że taki czy inny chłop lub robotnik jest komunistą, stanowi wystarczający powód, żeby znaleźć się na liście” – pisze ekspert Weaver.
Drugim osiągnięciem Peralty jest militaryzacja administracji państwowej. Gwatemala dzieli się na 22 departamenty. Na czele każdego departamentu stoi gubernator: pułkownik. Każdy pułkownik dowodzi w swoim departamencie siecią tzw. comisionado militar – są to oficerowie lub podoficerowie rezerwy pełniący zwierzchnie funkcje w administracji terenowej. Comisionado jest postrachem w swojej okolicy, ponieważ każdy, kto mu podpadnie, może trafić na listę. On też na rozkaz ANS wykonuje wyroki śmierci. Jedną z funkcji comisionado jest dostarczanie siły roboczej dla wielkich plantacji. Wielkie plantacje znajdują się na ziemiach niskich (albo jak się tu mówi: na ziemiach gorących) nad Atlantykiem i Pacyfikiem. Natomiast podstawowa masa chłopska żyje w części centralnej kraju: na płaskowyżu i w górach (ten obszar nazywają tu ziemią zimną).
Ziemie gorące – najlepsze ziemie Gwatemali – należą do United Fruit i do wielkich la-tyfundystów gwatemalskich, niemieckich i amerykańskich. Są latyfundyści, którzy mają tyle ziemi, co 20 tysięcy małorolnych chłopów. Chłopstwo cierpi nie tylko na brak ziemi: w procesie kolonizacji Indianie (a więc właśnie chłopi) zostali zepchnięci na ziemie najgorsze, jałowe, bezwodne, na wysoko położone ziemie zimne. Gospodarka chłopska jest tam skrajnie prymitywna, ta sama co 500-600 lat temu. Ziemie zimne stanowią klasyczny rezerwuar siły roboczej dla ziem gorących. Na ziemiach gorących królują niepodzielnie wielkie plantacje, pracujące dla rynków zagranicznych i dlatego nie ma tam miejsca na chłopską gospodarkę. W okresie zbiorów kawy i bawełny (te dwie uprawy dają ponad połowę eksportu Gwatemali) plantacje potrzebują ludzi do pracy. Plantator nie chce trzymać dużej liczby stałych robotników, bo oni są mu potrzebni tylko na trzy miesiące, tylko na okres zbiorów. Przez pozostałe dziewięć miesięcy jego siła robocza musi jakoś przeżyć u siebie, w swoich rezerwatach na ziemiach zimnych.
Kiedy zbliża się sezon zbiorów, comisionado zaczyna werbunek ludzi. W tym okresie trzeba przegonić z ziemi zimnej na ziemię gorącą około miliona ludzi. Dla małej Gwatemali (obszar: 109 tysięcy km kw., ludność w 1970 roku – 5,2 miliona) oznacza to prawdziwą wędrówkę ludów. Jedna piąta narodu – mężczyźni, kobiety, dzieci – ciągnie teraz w tropiki skubać kawę i bawełnę. Uruchomić taką masę ludzką nie jest rzeczą łatwą. Chłopi nie chcą pracować na plantacjach, ponieważ płaca jest głodowa, robota ciężka, a klimat gorący, dla ludzi z gór trudny do zniesienia. W tym czasie, kiedy chłop zbiera kawę czy bawełnę, marnieją mu zbiory na je – I go poletku. Dawniej istniała ustawa o włóczęgostwie, która pozwalała łapać Indian i pędzić ich pod eskortą na ziemie gorące. Teraz funkcję ustawy o włóczęgostwie spełnia ustawa o wpisywaniu na listy. Dzięki tym listom można nadal utrzymać pańszczyznę i system pracy przymusowej na plantacjach. Jeżeli po skończeniu zbiorów chłop nie będzie miał kwitu stwierdzającego, że pracował na plantacji, comisionado wpisze go na listę.