Władza Abdullaha opierała się na dwóch filarach. Filar pierwszy: poparcie brytyjskie. Filar drugi: poparcie Beduinów. Na tych samych filarach opiera się dziś wła.dza Husajna, z tym że Anglików zastąpili Amerykanie.
Abdullah utworzył z Beduinów silną armię, uzbrojoną i dowodzoną przez Anglików. Armia ta, która przez długie lata nazywała się Legionem Arabskim, była zawsze przedmiotem dumy Haszymitów i źródłem ich siły.
Można powiedzieć, że armia to główny przemysł Jordanii, która poza tym jest małym i biednym krajem. Utrzymanie wojska pochłania blisko połowę wydatków rządowych, a import uzbrojenia stanowi jedną z głównych pozycji w handlu zagranicznym.
Armia jordańska należy do największych w świecie arabskim, mimo że Jordania liczy tylko 1,7 miliona mieszkańców. Z tej liczby ponad milion stanowią Palestyńczycy, a około 700 tysięcy to Beduini i ludność z nimi spokrewniona – podpora władzy królewskiej.
Teraz Zouhdi przeprowadza następujące obliczenie: z tych 700 tysięcy Beduinów (i spokrewnionych), którzy stanowią bazę społeczną monarchii, ponad 70 tysięcy jest w armii, a 20 tysięcy w administracji rządowej. Weźmy pod uwagę, że rodzina arabska jest wielodzietna i że tych 700 tysięcy osób tworzy mniej niż 100 tysięcy rodzin. Otrzymujemy ważną informację: niemal wszystkie rodziny należące do plemion, które popierają króla, mają kogoś w wojsku, albo w administracji, żyją z armii lub z rządu. Jest to silny, zamknięty system wzajemnej zależności: monarchia utrzymuje się dzięki poparciu plemion, plemiona utrzymują się (nieźle) dzięki monarchii.
Dwór buduje koszary, koszary bronią dworu.
Wróćmy do Abdullaha. Kiedy przyjeżdżał po raz pierwszy do Ammanu, na czele Beduinów, żeby objąć władzę w Transjordanii, mieszkańcy Ammanu, którzy Beduinów nie znosili, obrzucili emira zgniłymi jajkami i pomidorami. Przez kilka lat mieszkał w pasterskim namiocie na jednym ze wzgórz otaczających stolicę Transjordanii. Nudził się, całymi dniami grał w szachy. Był małego wzrostu, drobnej i słabej budowy. Partie szachowe rozgrywał najczęściej z dowódcą Legionu Arabskiego, brytyjskim generałem – Glubb – Baszą. Wszędzie chodzili razem, zawsze – arabskim zwyczajem – trzymając się za ręce.
Kiedyś w Jerozolimie zaprowadzono Abdullaha do kina. Tam po raz pierwszy zobaczył na ekranie rozebrane, europejskie dziewczyny. Zobaczył i zawołał:
– Allach jest wielki!
Abdullaha rozpierały ambicje polityczne. Jego marzeniem było utworzyć Wielką Syrię i zostać jej królem. W skład tego państwa miała wejść Transjordania, Palestyna, Liban, Syria i nawet Irak. Byłoby to wielkie królestwo sięgające od Morza Śródziemnego do Zatoki, północna rubież ojczyzny arabskiej. Ale kraje, które zamarzył sobie Abdullah, nie chciały mu się podporządkować.
Jedyna okazja rozszerzenia granic nadarzyła się w roku 1947, kiedy ONZ uchwaliła podział Palestyny na dwa państwa: arabskie i żydowskie. Abdullah był jedynym spośród przywódców arabskich, który poparł zasadę podziału, albowiem umyślił sobie, że tę część, na której miałoby powstać arabskie państwo Palestyny, po prostu przyłączy do Transjordanii.
Plan taki odpowiadał politykom Izraela, z którymi Abdullah miał dobre stosunki, i Anglikom, którym Abdullah był wierny.
Szczegóły podziału Palestyny Abdullah dyskutował z Goldą Meir, która przyjechała do Ammanu zasłonięta, w stroju kobiety arabskiej, uszytym dla niej przez krawca emigranta z Otwocka.
Trzy osoby zrealizowały podział Palestyny: Golda Meir, Abdullah i brytyjski minister spraw zagranicznych – Jnfet Bevin.
W roku 48, kiedy powstał Izrael i wybuchła wojna arabsko-żydowska, wojska Abdullaha wkroczyły do Palestyny i zajęły zachodni brzeg Jordanu (zwany również Cisjordanią).
Abdullah przyłączył Cisjordanię do Transjordanii i kraj w nowych granicach nazwał. Jordanią. Wkrótce potem zginął, zamordowany w Jerozolimie, w lipcu 1951 roku, w drodze do meczetu, w którym zamierzał odbyć piątkową modlitwę. Odszedł mając 63 lata, z których połowę spędził na tronie.
Pospiesznie wybrano na miejsce Abdullaha jego syna, Talala. Ale Talal, chory umysłowo, sprawował swój urząd tylko kilka miesięcy. Ustąpił tronu swojemu synowi – Husajnowi, który przyjął formalnie tytuł królewski w roku 1953 po ukończeniu 18 lat.
Husajn jest królem Jordanii do dziś. Jest najdłużej panującym monarchą i najdłużej sprawującym władzę szefem państwa w świecie arabskim. Na jego życie organizowano już kilkanaście zamachów. Ze wszystkich wyszedł cało, czasem dzięki fantastycznemu szczęściu.
Po przyłączeniu zachodniej części Palestyny, w Jordanii powstała skomplikowana sytuacja:; liczba mieszkańców kraju wzrosła trzykrotnie, blisko trzy czwarte ludności stanowili Palestyńczycy. Mimo tej przewagi nie mieli władzy. Oni, ludzie o antymonarchistycznym nastawieniu, zdecydowani wrogowie Anglii, którą obwiniali o to, że umożliwiła stworzenie Izraela, stali się poddanymi monarchii zaprzyjaźnionej z Londynem. Z takiego układu rzeczy nie mogło wyniknąć nic dobrego. Ale ponieważ każdy mieszkał u siebie w domu (Palestyńczycy we wschodniej Palestynie, Beduini na pustyniach), w królestwie panował spokój.
Wszystko zmieniło się w roku 1967.
Husajn stracił wschodnią Palestynę. Z tych terenów straconych sześćset tysięcy Palestyńczyków uciekło do Jordanii. W małej, biednej, pustynnej Jordanii zrobił się nagle nieprawdopodobny tłok. Połowa ludności spała pod gołym niebem. Nie było co jeść. Część palestyńska dawała Jordanii trzy czwarte produkcji rolnej. Zaczął się głód. Pod naporem wielkiej fali uchodźców zachwiało się państwo, zachwiała się monarchia. Ale armia stała po stronie króla i Husajn zachował władzą. Armia rosła w siłę.
Lecz jednocześnie zaczęła teraz powstawać w Jordanii druga armia – palestyńska armia fedainów. Po klęsce roku 1967 Palestyńczycy uznali, że regularne armie arabskie nie są w stanie stawić czoła wojskom Izraela. Postanowili więc stworzyć ludową armię powstańczą i ruszyć na Palestynę.
Na terenie jednego kraju znalazły się dwie armie: palestyńska i jordańska. Żadna nie była z tego zadowolona. Fedaini zaczęli na własną rękę prowadzić wojnę z Izraelem, czemu sprzeciwiali się Jordańczycy, którzy chcieli mieć na granicy święty spokój. Ale przede wszystkim Jordańczycy obawiali się, że w pewnym momencie karabiny zwrócone w stronę Izraela zostaną skierowane w stronę Husajna i że rewolucyjni Palestyńczycy, którzy stanowili teraz dwie trzecie ludności, pobiją konserwatywnych Beduinów i obalą ich monarchię.
Marzeniem Abdullaha i jego wnuka – Husajna było włączenie Palestyny do Królestwa Jordanii. Tymczasem otwierała się inna możliwość, ta mianowicie, że kiedyś Królestwo Jordanii zostanie włączone do Palestyny rządzonej przez fedainów.
Wobec tej przykrej perspektywy Husajn musiał działać. Miał poparcie nie tylko Beduinów, ale również Amerykanów. We wrześniu 1970, w owym słynnym, czarnym wrześniu, armia jordańska wypowiedziała wojnę fedainom. Była to krwawa i okrutna wojna. Różnie podają liczbę ofiar: dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści tysięcy zabitych. Na Bliskim Wschodzie cyfry nie służą żadnej informacji, lecz tylko propagandzie i dlatego są zawsze niepewne.
Z brzegów Jordanu oficerowie izraelscy obserwowali przez lornetki, jak Arabowie podrzynają sobie gardła. Scena ta, uwieczniona na fotografiach, tak wstrząsnęła Naserem, że nazwał on wojnę jordańską „największą hańbą Arabów”. Mówią, że wojnę tę Naser przypłacił życiem, umarł na serce z wyczerpania i zgryzoty w trakcie godzenia wojujących stron w Jordanii.
Na tydzień przed wybuchem wojny Husajn powiedział Naserowi, że „wykończy ruch palestyński w kilka godzin”. „Tak – odpowiedział Naser – tylko cena będzie zbyt wysoka. Jak będziesz mógł rządzić krajem po wojnie domowej, w której zginie dwadzieścia lub trzydzieści tysięcy ludzi? Będziesz rządził królestwem zaludnionym duchami!”