— Mówcie ciszej, panie marszałku — rzekł butnie Jaskier. - Przed waszym namiotem wisi sztandar ze złotymi lwami, a wy gotowiście za chwilę obwołać bękartem babkę Ciri, Calanthe, Lwicę z Cintry, za którą większość waszych żołnierzy przelewała krew w Mamadalu i pod Sodden. A wówczas nie byłbym pewien wierności waszego wojska.
Vissegerd dwoma krokami pokonał dzielącą go od Jaskra odległość, chwycił poetę za żabot i uniósł z krzesła. Twarz marszałka, przed chwilą jedynie upstrzona kraśnymi plamami, teraz przybrała barwę głębokiej czerwieni heraldycznej. Geralt zaczął mocno obawiać się o przyjaciela, szczęściem do namiotu wpadł nagle adiutant, podnieconym głosem zawiadamiając o pilnych i ważnych wieściach przyniesionych przez podjazd. Vissegerd silnym pchnięciem zwalił Jaskra na zydel i wyszedł.
— Uff… — stęknął poeta, kręcąc głową i szyją. - Mało brakowało, a byłby mnie zadławił… Czy możecie nieco rozluźnić mi więzy, panie hrabio?
— Nie, panie Jaskier. Nie mogę.
— Dajecie wiarę tym bzdurom? Że jesteśmy szpiegami?
— Moja wiara nie ma tu nic do rzeczy. Pozostaniecie jednak związani.
— Trudno — Jaskier odkaszlnał. - Co za diabeł wstąpił w waszego marszałka? Dlaczego nagle rzucił się na mnie niczym kobuz na stonkę?
Daniel Etcheverry uśmiechnął się krzywo.
— Napomykając o wierności żołnierzy, niechcący zadrapaliście bolący wrzód, panie poeto.
— Jakże to? Jaki, wrzód?
— Ci żołnierze serdecznie opłakali ową Cirillę, gdy doszły ich wieści o jej śmierci. A potem gruchnęła nowa wieść. Okazało się, że wnuczka Calanthe żyje. Że jest w Nilfgaardzie i cieszy się łaskami cesarza Embyra. Wówczas doszło do masowych dezercji. Zważcie, że ci ludzie porzucili domy i rodziny, uciekli do Sodden i Brugge, do Temerii, bo chcieli się bić za Cintrę, za krew Calanthe. Chcieli walczyć o wyzwolenie kraju, chcieli wypędzić z Cintry najeźdźcę, sprawić, by potomkini Calanthe odzyskała tron. A co się okazało? Krew Calanthe wraca na tron Cintry w chwale i glorii…
— Jako marionetka w ręku Emhyra, który ją porwał.
— Emhyr żeni się z nią. Chce posadzić obok siebie na cesarskim stolcu, potwierdzić tytuły i lenna. Czy tak postępuje się z marionetkami? Cirillę widzieli na cesarskim dworze posłowie z Koviru. Twierdzą, że nie sprawiała wrażenia uprowadzonej przemocą. Cirilla, jedyna dziedziczka tronu Cintry, wraca na ten tron jako sojuszniczka Nilfgaardu, Takie wieści rozeszły się wśród żołnierzy.
— Rozpuszczone przez nilfgaardzkieh agentów.
— Wiem o tym — kiwnął głową hrabia. - Ale żołnierze nie wiedzą. Gdy chwytamy dezerterów, karzemy ich stryczkiem, ale ja ich trochę rozumiem. To Cintryjczycy. Oni chcą się bić za własne, nie temerskie domy. Pod własną, nie temerską komendą. Pod własnym sztandarem. Oni Widzą, że tu, w tej armii, ich złote lwy pochylą się przed temerskimi liliami. Vissegerd miał osiem tysięcy żołnierza, w tym pięć tysięcy rodowitych Cintryjczyków, resztę stanowiły temerskie oddziały posiłkowe i ochotnicze rycerstwo z Brogge i Sodden. W tej chwili korpus liczy sześć tysięcy. A zdezerterowali wyłącznie ci z Cintry. Wojsko Vissegerda zostało zdziesiątkowane bez bitwy. Rozumiecie, co to dla niego oznacza?
— Traci prestiż i pozycję.
— Oczywiście. Jeszcze kilka setek zdezerteruje, a król Foltest odbierze mu buławę. Już w tej chwili trudno ten korpus nazywać cintryjskim. Vissegerd miota się, chce powstrzymać ucieczki, dlatego rozpuszcza plotki o niepewnym, acz pewnie nieprawym pochodzeniu Cirilli i jej przodków.
— Czego wy — nie mógł powstrzymać się Geralt — słuchacie z wyraźnym niesmakiem, hrabio.
— Zauważyliście? — uśmiechnął się lekko Daniel Etcheverry. - Cóż, Vissegerd nie zna mego rodowodu… Krótko mówiąc, jestem z ową Cirilla spokrewniony. Muriel, hrabina Garramone, zwana Piękną Łotrzycą, praprababka Cirilli, była również moją praprababką. O jej podbojach miłosnych krążą w rodzie legendy, niemniej z niechęcią słucham, gdy Vissegerd imputuje mej antenatce skłonności kazirodcze i puszczanie się na prawo i lewo. Ale nie reaguję. Bo jestem żołnierzem. Czy dobrze mnie panowie rozumieją?
— Tak — powiedział Geralt.
— Nie — powiedział Jaskier.
— Vissegerd jest dowódcą tego korpusu wchodzącega w skład temerskiej armii. A Cirilla w ręku Emhyra jest zagrożeniem dla korpusu, a więc i dla armii, tym samym dla mego króla i mego kraju. Nie zamierzam przeczyć rozpuszczanym przez Vissegerda plotkom o Cirilli i podważać autorytetu dowódcy. Zamierzam nawet wspierać go w udowadnianiu, że Cirilla jest bękartem i nie ma praw do tronu. Nie tylko nie przeciwstawię się marszałkowi, nie tylko nie będę kwestionował jego decyzji i rozkazów, ale wręcz je poprę. I wykonam, gdy będzie trzeba.
Wiedźmin skrzywił usta w uśmiechu.
— Teraz chyba rozumiesz, Jaskier? Pan hrabia ani przez moment nie miał nas za szpiegów, inaczej nie udzieliłby nam tak dogłębnych wyjaśnień. Pan hrabia wie, że jesteśmy niewinni. Ale palcem nie ruszy, gdy Vissegerd wyda na nas wyrok.
— Czy to znaczy… Czy to znaczy, że…
Hrabia odwrócił wzrok.
— Vissegerd — powiedział cicho — jest wściekły. Mieliście tęgiego pecha wpadając w jego ręce. Zwłaszcza ty panie wiedźminie. Pana Jaskra postaram się…
Przerwało mu wejście Vissegerda, wciąż czerwonego i sapiącego jak buhaj. Marszałek podszedł do stołu, walnął buzdyganem w zalegające blat mapy, potem odwrócił się do Geralta i przewiercił go wzrokiem. Wiedźmin nie spuścił oczu.
— Ranny Nilfgaardczyk, którego schwytał podjazd — wycedził Vissegerd — zdołał w drodze zedrzeć opatrunek i wykrwawił się, nie odzyskawszy przytomności. Wolał umrzeć niż przyczynić się do klęski i śmierci swych pobratymców. Chcieliśmy go wykorzystać, a on uciekł nam w śmierć, przeciekł przez palce, nic na palcach nie zostało prócz jego krwi. Dobra szkoła. Szkoda, że wiedźmini nie wpajają takich rzeczy królewskim dzieciom, które zabierają na wychowanie.
Geralt milczał, ale wzroku nadal nie spuszczał.
— Co, dziwolągu? Wybryku natury? Piekielna kreaturo? Czego nauczyłeś porwaną Cirillę? Jak ją wychowałeś? Wszyscy widzą i wiedzą, jak! Ten wyrodek żyje, rozpiera się na nilfgaardzkim tronie jak gdyby nic! A gdy Emhyr weźmie ją do loża, jak gdyby nic rozkraczy się pewnie ochotnie, gamratka jedna!
— Ponosi was złość — bąknął Jaskier. - Po rycersku to, panie marszałku, dziecko obarczać winą za wszystko? Dziecko, które Emhyr uprowadził przemocą?
— Na przemoc też są sposoby! Właśnie rycerskie, właśnie królewskie sposoby! Byłaby to prawdziwie królewska krew, znalazłaby je! Znalazłby się nóż! Nożyce, szkła zbitego ułamek, szydło wreszcie! Mogła sobie, suka, zębami poszarpać żyły na napięstkach! Na pończosze własnej się powiesić!
— Nie chcę was dłużej słuchać, panie Vissegerd — powiedział cicho Geralt. - Nie chcę was dłużej słuchać.
Marszałek slyszalnie zgrzytnął zębami, pochylił się.
— Nie chcesz — powiedział głosem dygocącym od złości.
— To się dobrze składa, bo ja już nic więcej nie mam ci do powiedzenia. Tylko jedno. Wtedy, w Cintrze, piętnaście lat temu, dużo się gadało o przeznaczeniu. Myślałem wówczas, że to bzdury. A jednak to było twoje przeznaczenie, wiedźminie. Od tamtej nocy twój los był już przesądzony, czarnymi runami zapisany wśród gwiazd. Ciri, córka Pavetty, to twoje przeznaczenie. I twoja śmierć. Bo za Ciri, córkę Pavetty, będziesz wisiał.