Выбрать главу

— Ależ tak nie można — zakpiła Milva. - Trza dumać pozytywnie i jencytjatywnie, To tak, jako z tym sitem. Jeśli nie mamy, zastąpmy czym innym. Tak sobie myślę.

— Do niedawna — ciągnął wampir — sądziliśmy, że Ciri jest w Nilfgaardzie. Dotarcie tam i wyzwolenie, czy też wykradzenie jej, wydawało się przedsięwzięciem ponad siły. Teraz, po rewelacjach Cahira, w ogóle nie wiemy, gdzie Ciri jest. Trudno mówić o inicjatywie, gdy nie ma się pojęcia, w którą stronę ją skierować.

— Cóż tedy mamy czynić? - żachnęła się Milva. - Wiedźmin upiera się, by na południe ruszyć…

— Dla niego — uśmiechnął się Regis — strony świata nie mają specjalnego znaczenia. Wszystko mu jedno, w którą ruszyć, byleby nie siedzieć bezczynnie. Iście wiedźminskie principium. Świat pełen jest Zła, wystarczy tedy iść gdzie oczy poniosą, a napotykane po drodze Zło unicestwiać, tym sposobem przysłużyć się sprawie Dobra. Reszta przyjdzie sama. Inaczej mówiąc: ruch jest wszystkim, cel niczym.

— Osielstwo — skomentowała Milva. - Wżdy jego cel to Ciri. Jakże to: ona niczym?

— Żartowałem sobie — przyznał wampir, łypiąc na wciąż odwróconego plecami Geralta. - I to niezbyt taktownie. Przepraszam. Masz rację, droga Milvo. Nasz cel to Ciri. A ponieważ nie wiemy, gdzie ona jest, sensownie jest dowiedzieć się tego i odpowiednio ukierunkować działania. Sprawa Dziecka Niespodzianki, jak zauważam, aż tętni od magii, przeznaczenia i innych nadprzyrodzonych elementów. A ja znam kogoś, kto w takich sprawach świetnie się orientuje i zapewne nam pomoże.

— Ha — ucieszył się Jaskier. - Kto to taki? Gdzie? Daleko?

— Bliżej niż stolica Nilfgaardu. Dokładnie rzecz biorąc, całkiem blisko. W Angrenie. Na tym brzegu Jarugi. Mówię o druidzkim kręgu, mającym swą siedzibę w borach na Caed Dhu.

— Ruszamy bez zwłoki!

— Czy nikt z was — zdenerwował się wreszcie Geralt — nie uważa za stosowne zapytać mnie o zdanie?

— Ciebie? — Jaskier odwrócił się. - Ty wszak pojęcia nie masz, co czynić. Nawet zupę, którą chłeptałeś, zawdzięczasz nam. Gdyby nie my, byłbyś głodny. I my też, gdybyśmy czekali na twoją aktywność. Ten kociołek zupy to dzieło kooperacji. Efekt wspólnego działania grupy, drużyny zjednoczonej przez wspólny cel. Pojmujesz to, przyjacielu?

— Jakże jemu to pojąć? - wykrzywiła się Milva. - On cięgiem tylko ja i ja, sam, samotnie. Wilk samotnik! Widać, że żaden łowca z niego, że z lasem nie obyty. Nie polują wilcy samotnie! Nigdy! Wilk samotnik, ha, łeż to, głupie mieszczuchów bajanie. Ale on tego nie pojmuje!

— Ależ pojmuje, pojmuje — uśmiechnął się Regis, swoim zwyczajem z zaciśniętymi wargami.

— On tylko tak głupio wygląda — potwierdził Jaskier. - Ale cały czas liczę na to, że wreszcie zechce mu się wytężyć mózgownicę. Może wyciągnie słuszne wnioski? Może zrozumie, że jedyną czynnością, która dobrze wychodzi samotnym, jest samogwałt?

Cahir Mawr Dyffryn aep Ceallach taktownie milczał.

— Niech was wszystkich cholera — powiedział wreszcie Wiedźmin, chowając łyżkę do cholewy. - Niech was cholera, wy kooperująca grupo idiotów, zjednoczona przez wspólny cel, którego żadne z was nie rozumie. I mnie też niech cholera.

Tym razem pozostali, wzorem Cahira, również milczeli taktownie. Jaskier, Maria Barring, zwana Milvą, i Emiel Regis Rohellec Terzieff-Godefroy.

— Kompania mi się trafiła — podjął Geralt, kręcąc głową. - Towarzysze broni! Drużyna bohaterów! Nic, tylko ręce załamać. Wierszokleta z lutnią. Dzikie i pyskate pół driady, pół baby. Wampir, któremu idzie na pięćdziesiąty krzyżyk. I cholerny Nilfgaardczyk, który upiera się, że nie jest Nilfgaardczykiem.

— A na czele drużyny Wiedźmin, chory na wyrzuty sumienia, bezsiłę i niemożność podjęcia decyzji — dokończył spokojnie Regis. - Zaiste, proponuję podróżować incognito, by nie wzbudzać sensacji.

— I śmiechu — dodała Milva.

Rozdział szósty

Królowa odrzekła: "Nie mnie o łaskę proś, ale tych, których czarami twymi ukrzywdziłaś. Miałaś odwagę złe czyny popełniać, miejże odwagę i teraz, gdy pogoń i sprawiedliwość blisko. Nie w mojej mocy grzechy ci wybaczać." Natenczas zaparskała wiedźma niby kot, zabłysły jej złe oczy. "Moja zguba blisko, zakrzyknęła, ale i twoja niedaleko, królowo. Wspomnisz jeszcze w godzinie strasznej śmierci Larę Dorren i jej klątwę. A i to wiedz, że przekleństwo moje doścignie i potomków twoich, do dziesiątego pokolenia." Zmiarkowawszy: jednak, ze w piersi królowej nieulękłe bije serce, zła elfia czarownica przestała lżyć i grozić, klątwą straszyć, zaczęła jak suka skamleć o pomoc i zmiłowanie…

Baśń o Larze Dorren, wersja ludzka

…ale błagania nie zmiękczyły kamiennych serc Dh'oine, bezlitosnych, okrutnych ludzi. A gdy Lara, prosząc o litość już nie dla niej, ale dla jej dziecka uczepiła się drzwi karety, na królewski rozkaz zbir kat uderzył kordem i odrąbał jej palce. A gdy w nocy mróz luty ścisnął, Lara wydała ostatnie tchnienie na wzgórzu wśród lasów, rodząc córeczkę, którą chroniła resztką tlącego się w niej jeszcze ciepła. I choć wokół była noc, zima i śnieżyca, na wzgórzu stała się nagle wiosna i zakwitły kwiaty feainnewedd. Do dziś takie kwiaty kwitną tylko w dwóch miejscach: w Dol Blathanna i na wzgórzu, na którym skonała Lara Dorren aep Shiadhal.

Baśń o Larze Dorren, wersja elfia

— Prosiłam cię — warknęła gniewnie leżąca na wznak Ciri. - Prosiłam cię, byś mnie nie dotykała.

Mistie cofnęła rękę i trawkę, którą łaskotała Ciri w szyję, wyciągnęła się obok, zapatrzyła w niebo, podłożywszy obie dłonie pod ostrzyżony kark.

— Dziwnie się ostatnio zachowujesz, Sokoliczko.

— Nie chcę, byś mnie dotykała i tyle!

— To tylko zabawa.

— Wiem — Ciri zacisnęła usta. - Tylko zabawa. To wszystko była tylko zabawa. Ale mnie przestało to bawić, rozumiesz? Całkiem przestało!

Mistle położyła się znowu na wznak, milczała długo, zapatrzona w błękit pocięty poszarpanymi smugami chmur. Wysoko nad lasem kołował jastrząb.

— Twoje sny — powiedziała wreszcie. - To przez te twoje sny, tak? Prawie co noc zrywasz się z krzykiem. To, co niegdyś przeszłaś, wraca w snach. Znam to.

Ciri nie odpowiedziała.

— Nigdy mi o sobie nie mówiłaś — Mistle znowu przerwała ciszę. - O tym, co przeszłaś. Ani o tym, skąd jesteś. Ani czy masz bliskich…

Ciri gwałtownie poruszyła ręką koło szyi, ale tym razem to była tylko biedronka.

— Miałam bliskich — powiedziała głucho, nie patrząc na towarzyszkę. - To znaczy, myślałam, ze miałam… Takich, którzy odnaleźliby mnie, nawet tu, na końcu świata, gdyby tylko chcieli… Lub gdyby żyli. Och, o co ci chodzi, Mistle? Mam ci o sobie opowiadać?

— Nie musisz.

— To dobrze. Bo to pewnie tylko zabawa. Jak wszystko między nami.

— Nie rozumiem — Mistle odwróciła głowę — dlaczego nie odejdziesz, jeśli ci tak ze mną źle.

— Nie chcę być sama.

— Tylko tyle?

— To dużo.

Mistle zagryzła wargi. Nim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć, usłyszały gwizd. Zerwały się obie, otrzepały z igliwia, dopadły koni.

— Zaczyna się zabawa — rzekła Mistle, wskakując na siodło i dobywając miecza — jaką od pewnego czasu lubisz ponad wszystkie inne, Falka — Nie myśl, że nie zauważyłam.

Ciri ze złością uderzyła konia piętami. Pognały zboczem wąwozu, na łeb na szyję, słysząc już dzikie hałłakowanie pozostałych Szczurów, wypadających z zagajnika po drugiej stronie gościńca. Kleszcze zasadzki zamykały się.