Выбрать главу

— To jest tak skonstruowane — przełknął ślinę Lennep, wskazując krzesła i zamocowane na nich uchwyty — by trzymać… nogi… w rozwarcia. Szerokim rozwarciu.

— Skurwysyn — warknął przez zaciśnięte zęby Dijkstra. - Cholerny skurwysyn…

— W ścieku pod drewnianym fotelem — kontynuował cicho agent — znaleźliśmy ślady krwi, kału i uryny. Stalowy fotel jest nowiutki, chyba nigdy nie używany. Nie wiem, co o tym sądzić…

— A ja wiem — powiedział Dijkstra. - Ten stalowy szykowany był dla kogoś specjalnego. Kogoś, kogo Vilgefortz podejrzewał o specjalne zdolności.

*****

— Wcale nie lekceważę Dijkstry i jego wywiadu — powiedziała Sheala de Tanvcarville. - Wiem, że odnalezienie Vilgefortza to kwestią czasu. Pomijając jednak motyw osobistej zemsty, zdający się pasjonować niektóre z pań, pozwolę sobie zauważyć, że wcale nie jest pewne, że to Vilgefortz ma Ciri.

— Jeżeli nie Vilgefortz, to kto ją ma? Była na wyspie. Żadna z nas, jak rozumiem, nie teleportowała jej stamtąd. Nie ma jej Dijkstra ani żaden z królów, wiemy to. A w gruzach Wieży Mewy nie odnaleziono jej ciała.

— Tor Lara — powiedziała wolno Idą Emean — kryła niegdyś bardzo silny portal. Czy wykluczacie, że dziewczyna uciekła z Thanedd tym portalem?

Yennefer zakryła oczy rzęsami, wpiła paznokcie w głowy sfinksów na poręczach fotela. Tylko spokojnie, pomyślała. Tylko spokojnie. Poczuła na sobie wzrok Margarity, ale nie podnosiła głowy.

— Jeżeli Ciri weszła w teleport z Tor Lara — powiedziała zmienionym nieco głosem rektorka Aretuzy — to obawiam się, że o naszych planach i projektach możemy zapomnieć. Obawiam się, że możemy już Ciri nigdy więcej nie zobaczyć. Nie istniejący już portal Wieży Mewy był uszkodzony, wypaczony. Zabójczy.

— O czym my tu mówimy? — wybuchnęła Sabrina. Żeby w ogóle wykryć teleport w wieży, żeby w ogóle móc go zobaczyć, trzeba było użyć magii czwartego stopnia? A do uruchomienia portalu potrzeba było zdolności arcymistrzowskich! Nie wiem, czy Vilgefortz zdołałby tego dokonać, a co dopiero jakaś piętnastoletnia podfruwajka. Jak wy w ogóle możecie zakładać coś takiego? Kim, według was, ta dziewczyna jest? Co w niej takiego jest?

*****

— Czy to ważne — przeciągnął się Stefan Skellen, zwany Puszczykiem, koroner cesarza Emhyra var Emreisa — co w niej takiego jest, panie Bonhart? I czy w ogóle coś w niej jest? Mnie interesuje, by jej w ogóle nie było. Płacę wam za to sto florenów. Jeśli wola wasza, sprawdźcie, co w niej jest, po zabiciu lub przed, jak wolicie. Cena nie wzrośnie wszelakoż, nawet jeśli coś znajdziecie, uprzedzam solennie i lojalnie.

— A jeśli dostarczę żywą?

— Też nie.

Olbrzymiego wzrostu, ale kościsty jak szkielet mężczyzna nazwany Bonhartem podkręcił siwego wąsa. Drugą dłoń opierał na mieczu, cały czas, jak gdyby chciał ukryć przed wzrokiem Skellena rzeźbę rękojeści.

— Mam przywieźć głowę?

— Nie — skrzywił się Puszczyk. - Na co mi jej głowa? Mam ją zakonserwować w miodzie?

— Dowód.

— Uwierzę waszemu słowu. Jesteście sławni, Bonhart. Także z solidności.

— Dzięki za uznanie — łowca nagród uśmiechnął się, a Skellen, choć przed oberżą miał dwudziestu uzbrojonych ludzi, poczuł na widok tego uśmiechu ciarki na plecach, — Niby powinno, a rzadko spotyka. Panom baronom i panom Varnhagenom muszę głowy wszystkich Szczurów pokazać, inaczej nie zapłacą. Jeśli wam głowa Falki zbędna, nie będziecie mieli, tuszę, nic przeciw, gdy ją do kompletu dołączę?

— By skasować drugą nagrodę? A etyka zawodowa?

— Ja, wielmożny panie Skellen — zmrużył oczy Bonhart — nie każę sobie płacić za zabijanie, ale za usługę, którą zabijaniem wyświadczam. A przecie wyświadczę i wam, i Vamhagenom.

— Logiczne — zgodził się Puszczyk. - Róbcie, jak uważacie. Kiedy mogę się was spodziewać po odbiór zapłaty?

— Rychło.

— To znaczy?

— Szczury jadą na Bandycki Szlak, myślą zimować w górach. Przetnę im drogę. Dwadzieścia dni, nie dłużej.

— Macie pewność co do ich trasy?

— Byli pod Fen Aspra, ograbili tam konwój i dwóch kupców. Grasowali pod Tyffi. Potem wpadli nocą do Druigh, by potańcować na chłopskim festynie. Wreszcie zawitali do Loredo. Tam, w Loredo, owa Falka zarąbała człeka. Takim sposobem, że do dziś tam o tym gadają, zębami dzwoniąc. Dlatego i pytałem, co w tej Falce takiego siedzi.

— Może coś takiego, co i w was — zadrwił Stefan Skellen. - Chociaż nie, wybaczcie. Wy wszak nie bierzecie pieniędzy za zabijanie, lecz za świadczone usługi. Prawdziwy z was rzemieślnik, Bonhart, solidny kawał profesjonała. Fach jak każdy inny? Robota do odwalenia? Płacą za to, a żyć trzeba? Hę?

Łowca nagród patrzył na niego długo. Tak długo, aż z warg Puszczyka znikł wreszcie uśmieszek.

— Iście — powiedział. - Żyć trzeba. Jeden zarabia na to życie tym, co umie. Drugi robi to, co musi. Wżdy mnie poszczęściło się w życiu jak mało któremu rzemieślnikowi, chyba że niektórej kurwie. Płacą mi za rzemiosło, króre szczerze i prawdziwie lubię.

*****

Przerwę na przekąskę i zwilżenie wysuszonych przemowami gardeł, którą zaproponowała Filippa, Yennefer powitała z ulgą, radością i nadzieją. Rychłe jednak okazało się, że nadzieje były płonne. Margaritę, wyraźnie pragnącą z nią porozmawiać, Filippa szybko odciągnęła w drugi koniec sali. Triss Merigold, która zbliżyła się do niej towarzyszyła Francesca. Elfka bez żenady kontrolowała rozmowę. Yennefer widziała jednak niepokój w chabrowych oczach Triss i była pewna, że nawet w rozmowie bez świadków daremne byłyby prośby o pomoc. Triss bez wątpienia była już całą duszą oddana loży. I bez wątpięnia wyczuwała, że lojalność Yennefer wciąż jest chwiejna.

Triss próbowała ją pocieszyć, zapewniła, że Geralt jest w Brokilonie bezpieczny i staraniem driad wraca do zdrowia. Jak zwykle, gdy mówiła o Geralcie, rumieniła się. Musiał jej wtedy dogodzić, pomyślała nie bez złośliwości Yennefer. Nie znała, wcześniej takich jak on. Prędko o nim nie zapomni. I bardzo dobrze.

Zbyła rewelacje pozornie obojętnym wzruszeniem ramion. Nie przejmowała się tym, że ani Triss, ani Francesca nie uwierzyły w jej obojętność. Chciała być sama, chciała dać im to do zrozumienia.

Zrozumiały.

Stanęła w dalekim końcu bufetu, poświęciła się ostrygami. Jadła ostrożnie, wciąż czuła bóle, skutki kompresji. Wina bała się pić, nie wiedziała, jak zareaguje.

— Yennefer?

Odwróciła się. Fringilla Vigo uśmiechnęła się lekko, patrząc na krótki nóż, trzymany przez nią w zaciśniętej dłoni.

— Widzę i czuję — powiedziała — że wolałabyś otworzyć mnie, miast ostrygi. Wciąż nieprzyjaźń?

— Loża — odrzekła chłodno Yennefer — wymaga wzajemnej lojalności. Przyjaźń nie jest obowiązkowa.

— Nie jest i nie powinna być — nilfgaardzka czarodziejka rozejrzała się po sali. - Przyjaźń albo powstaje w wyniku długotrwałego procesu, albo jest spontaniczna.

— Podobnie jest z nieprzyjaźnią — Yennefer otworzyła ostrygę i połknęła zawartość rażeni z morską wodą. Czasem widzisz kogoś przez ułamek sekundy, tuż przed tym, zanim cię oślepią, i już nie lubisz.