— Problem — podjął po chwili — w gruncie rzeczy pojawił się i nabrał złych cech iście podręcznikowo, Już w młodych latach lubiłem… hmmm… zabawić się w dobrej kompanii, nie różniłem się zresztą pod tym względem od większości moich rówieśników. Wiecie, jak to jest, też byliście młodzi. Wśród was jednak istnieje system zakazów i ograniczeń: władza rodzicielska, opiekunowie, przełożeni i starszyzna, obyczaj wreszcie. Wśród nas tego nie ma. Młodzież ma pełną swobodę i korzysta z niej. I tworzy własne wzorce zachowań, głupie, ma się rozumieć, iście młodzieńczą głupotą. Nie napijesz się? To co z ciebie za wampir? Nie pije? To nie zapraszać go, psuje zabawę! Nie chciałem psuć zabawy, a możliwość utraty akceptacji towarzyskiej przerażała mnie. No i była zabawa. Hulanka i swawola, biba i popijawa, w każdą pełnię księżyca latało się do wsi i piło, z kogo popadło. Najpaskudniejszą, najgorszego gatunku… hmm… ciecz. Nie czyniło nam różnicy, z kogo, byle… hmmm… hemoglobina… Bez krwi nie ma wszak zabawy! Do wampirek też jakoś śmiałości się nie miało, nim się nie łyknęło.
Regis zamilkł, zadumał się. Nikt nie komentował. Geralt czuł, że ma straszną ochotę się napić.
— Robiło się coraz huczniej — podjął wampir. - I w miarę upływu czasu coraz gorzej. Niekiedy jak się poszło w cug, to trzy, cztery noce nie wracałem do krypty. Śmieszna dawniej ilość… płynu pozbawiała mnie kontroli, co nie przeszkadzało w kontynuowaniu imprezy. Koledzy, jak to koledzy. Jedni przyjaźnie mitygowali, więc się na nich obraziłem. Inni namawiali, wyciągali z krypty na hulanki, ba, podsuwali… hmm… obiekty. I bawili się moim kosztem.
Milva, wciąż zajęta odnawianiem zgniecionych lotek strzał, zamruczała gniewnie. Cahir skończył reperować but i sprawiał wrażenie, że śpi.
— Później — ciągnął Regis — wystąpiły alarmujące objawy. Zabawa i towarzystwo zaczęły pełnić rolę absolutnie drugorzędną. Zauważyłem, że mogę się bez nich obyć. Wystarczająca i naprawdę ważna stała się krew, nawet pita…
— Do lustra? — wtrącił Jaskier.
— Gorzej — odrzekł spokojnie Regis. - Ja nie odbijam się w lustrach.
Milczał czas jakiś.
— Poznałem pewną… wampirkę. Mogło to być, i chyba było, coś poważnego. Przestałem szaleć. Ale nie na długo, Odeszła ode mnie. A ja zacząłem pić w dwójnasób. Rozpacz, żal, jak wiecie, to doskonałe usprawiedliwienia.
Wszystkim się wydaje, że rozumieją. Nawet mnie wydawało się, że rozumiem. A wyłącznie dopasowywałem teorię do praktyki. Nudzę was? Już kończę. Zacząłem wreszcie robić rzeczy niedopuszczalne, absolutnie nieakceptowalne, takie, jakich nie robi żaden wampir. Zacząłem latać po pijanemu. Którejś nocy chłopaki posłali mnie do wsi po krew, a ja chybiłem dziewczyny idącej ku studni, z rozpędu wyrżnąłem w cembrowinę… Chłopi mało mnie nie zatłukli, na szczęście nie wiedzieli, jak się do tego zabrać… Podziurawili mnie kołkami, odrąbali głowę, oblali wodą święconą i zakopali. Przedstawiane sobie, jak czułem się po przebudzeniu?
— Przedstawiamy — powiedziała Milva, oglądając strzałę. Wszyscy popatrzyli na nią dziwnie. Łuczniczka chrząknęła i odwróciła głowę. Regis uśmiechnął się nieznacznie.
— Już kończę — powiedział. - W grobie miałem dość czasu na zastanowienie się nad sobą…
— Dość? - spytał Geralt. - Jak wiele?
Regis spojrzał na niego.
— Ciekawość profesjonalna? Około pięćdziesięciu lat. Gdy zregenerowałem się, postanowiłem wziąć się w garść. Łatwo nie było, ale poradziłem sobie. Od tamtego czasu nie piję.
— W ogóle? — Jaskier zająknął się, ale ciekawość przemogła. - W ogóle? Nigdy? Przecież…
— Jaskier — Geralt uniósł lekko brwi. - Opanuj się. I zastanów. W milczeniu.
— Przepraszam — burknął poeta.
— Nie przepraszaj — rzekł pojednawczo wampir. - A ty, Geralt, nie strofuj go. Rozumiem jego ciekawość. Ja, a dokładniej biorąc ja i mój mit, uosabiamy wszystkie jego ludzkie lęki. Trudno wymagać od człowieka, by wyzbył się lęków. Lęki pełnią w psychice człowieka rolę nie mniej ważną od wszystkich pozostałych stanów emocjonalnych. Psychika pozbawiona lęków byłaby psychiką kaleką.
— Wystaw sobie — powiedział Jaskier, odzyskując kontenans — że nie budzisz we mnie zgrozy. Byłbym więc kaleką?
Geralt przez chwilę sądził, że Regis zademonstruje zęby i uleczy Jaskra z mniemanego kalectwa, ale mylił się. Wampir nie miał inklinacji do teatralnych gestów.
— Mówiłem o lękach zakorzenionych w świadomości i podświadomości — wyjaśnił spokojnie. - Niech cię nie dotknie metafora, ale wrona nie boi się zawieszonych na kiju kapelusza i kapoty, gdy już przełamie lęk i usiądzie. Ale gdy wiatr szarpnie strachem, ptak zareaguje ucieczką.
— Zachowanie wrony tłumaczy walka o byt — zauważył z ciemności Cahir.
— Tłumaczy — sraczy — parsknęła Milya. - Nie stracha wrona się boi, ino człeka, bo człek kamień ma i strzały na nią.
— Walka o byt — przytaknął Geralt. - Tyle, że w ludzkim, nie wronim wydania. Dziękujemy ci za wyjaśnienia, Regis, akceptujemy je w pełni. Ale nie kop w otchłaniach ludzkiej podświadomości. Milva ma rację. Powody, dla których ludzie paniczną zgrozą reagują na widok sprałniemego wampira, nie są irracjonalne, lecz wynikają z chęci przetrwania.
— Słyszymy głos specjalisty — wampir ukłonił się lekko w jego stronę. - Zawodowca, któremu duma zawodowa nie pozwoliłaby wszakże brać pieniędzy za walkę z lękami urojonymi. Szanujący się Wiedźmin najmuje się wyłącznie do walki ze złem rzeczywistym i bezpośrednio zagrażającym. Zawodowiec zechce więc zapewne nam wyjaśnić, dlaczego wampir jest większym złem niż smok czy wilk. Wszakże dwaj ostatni też mają kły.
— Może dlatego, że dwaj ostatni używają kłów z głodu lub w obronie własnej, nigdy zaś gwoli zabawy ani przełamywania lodów towarzyskich i nieśmiałości wobec płci przeciwnej?
— Ludzie nie wiedzą o tym — odparował z miejsca Regis. - Ty o tym wiesz od dawna, reszta kompanii od chwili zaledwie. Pozostała większość jest głęboko przekonana, że wampiry nie bawią się, lecz żywią krwią, wyłącznie krwią i wyłącznie krwią ludzką. A krew to płyn życiodajny, jego utrata wiąże się z osłabieniem organizmu, siły witalnej. Rozumujecie tak: stwór, który rozlewa naszą krew, jest naszym śmiertelnym wrogiem. A stwór, który na naszą krew czyha, bo się nią żywi, jest stworem w dwójnasób złym: wzmaga własną siłę witalną kosztem naszej, żeby jego gatunek kwitł, nasz musi gasnąć. Wreszcie, taki stwór jest obrzydliwy, bo choć znamy życiodajną wartość krwi, jest ona nam wstrętna. Czy któreś z was napiłoby się krwi? Wątpię. A są ludzie, którzy na sam widok krwi słabną lub mdleją. W niektórych społecznościach kobiety przez kilka dni w miesiącu uważa się za nieczyste i izoluje…
— Chyba wśród dzikich — przerwał Cahir. - A mdleje się na widok krwi chyba tylko u was, Nordlingów.
— Błądzimy po manowcach — uniósł głowę Wiedźmin — zbaczając z prostej ścieżki w gąszcz wątpliwej filozofii. Sądzisz, Regis, że ludziom zrobiłoby różnicę, gdyby wiedzieli, że traktujecie ich nie jako żer, lecz jako wyszynk? Gdzie tu widzisz irracjonalność lęków? Wampiry wysysają z ludzi krew, tego akurat faktu podważyć się nie da. Człowiek potraktowany przez wampira jak gąsiorek wódki traci siły, to również oczywiste. Człowiek, że się tak wyrażę, osuszony, traci witalność definitywnie. Zwyczajnie umiera. Wybacz, ale lęku przed śmiercią nie można pakować do tego samego wora, co odrazę wobec krwi. Miesięcznej lub innej.
— Gadacie tak mądrze, że aż łeb kręgiem wiruje — parsknęła Milva. - A przecie i tak wszystkie te mądrości koło tego się kręcą, co u baby pod kiecką. Filozofy zasrane.