Выбрать главу

— To jest wydzielony oddział armii Temerii. Ja jestem oficerem łącznikowym króla Foltesta, służy tu też sporo temerskiej szlachty z pocztami, które dla porządku lilie noszą na tarczach. Ale trzon tego korpusu stanowią poddani innego królestwa. Widzicie sztandar przed nazaioteia?

— Lwy — Geralt zatrzymał się. - Złote lwy na błękitnym polu. To… To godło…

— Cintry — potwierdził hrabia. - To są emigranci z królestwa Cintry, obecnie okupowanego przez Nilfgaard. Dowodzi nimi marszałek Vissegerd.

Geralt odwrócił się z zamiarem oświadczenia hrabiemu, że pilne sprawy zmuszają go jednak do rezygnacji z sarniny, sterletów i trufli. Nie zdążył. Zobaczył zbliżającą się ku nim grupę, na czele której szedł postawny, brzuchaty i siwy rycerz w błękitnym płaszczu i ze złotym łańcuchem na zbroi.

— Oto, panowie poeci, właśnie marszałek Vissegerd we własnej osobie — powiedział Daniel Etcheverry. - Pozwólcie, wasza wielmożność, że wam przedstawię…

— Nie trzeba — przerwał chrapliwie marszałek Vissegerd, wiercąc Geralta wzrokiem. - Byliśmy już sobie przedstawieni. W Cintrze, na dworze królowej Calanthe. W dniu zaręczyn królewny Pavetty. Było to piętnaście lat temu, ale ja pamięć mam dobrą. A ty, łajdaku wiedźminie? Pamiętasz mnie?

— Pamiętam — kiwnął głową Geralt, posłusznie podając żołnierzom ręce do związania.

*****

Daniel Etcheverry, hrabia Garramone, próbował ująć się za nimi już wówczas, gdy knechci usadzili skrępowanych Geralta i Jaskra na stojących w namiocie zydlach, teraz, gdy na rozkaz marszałka Vissegerda knechci wyszli, hrabia wznowił wysiłki.

— To jest poeta i trubadur Jaskier, panie marszałku — powtórzył. - Ja go znam. Cały świat go zna. Nie uważam za stosowne, by tak go traktować. Ręczę słowem rycerskim, że nie jest nilfgaardzkim szpiegiem.

— Nie ręczcie pochopnie — warknął Vissegerd, nie spuszczając oka z jeńców. - Może to i poeta, ale jeśli pojmano go w kompanii tego oto szubrawca wiedźmina, to ja bym za niego nie ręczył. Wy, zda się, ciągle nie imaginujecie, co to za ptaszek wpadł nam w sidła.

— Wiedźmin?

— A jakże. Geralt, którego Wilkiem wołają. Ten sam hultaj, który rościł sobie prawa do Cirilli, córki Pavetty, wnuczki Calanthe, tej samej Ciri, o krórej teraz tyle się gada. Za młodzi jesteście, hrabio, by pamiętać czasy, kiedy ta afera głośna była na wielu dworach, ale ja, tak się składa, byłem naocznym świadkiem.

— A cóż jego może łączyć z księżniczką Cirillą?

— Tenże pies — Vissegerd wskazał Geralta palcem przyczynił się do wydania Pavetty, córki królowej Calanthe, za Duny'ego, nikomu nie znanego przybłędę z południa. Z tego to sobaczego związku urodziła się później Cirilla, przedmiot ich niecnego spisku. Bo trzeba wam wiedzieć, że ów bastard Duny zawczasu przyrzekł dziewczynkę wiedźminowi w zapłacie za umożliwienie mariażu. Prawo Niespodzianki, rozumiecie?

— Nie całkiem. Ale mówcie dalej, imć panie marszałku.

— Wiedźmin — Vissegerd ponownie wycelował w Geralta palec — chciał po śmierci Pavetty zabrać dziewczynkę, ale Calanthe nie zezwoliła, przepędziła go sromotnie. Ale on doczekał sposobnej chwili. Gdy wybuchła wojna z Nilfgaardem i Cintra padła, porwał Ciri, korzystając z wojennej zawieruchy. Trzymał dziewczynę w ukryciu, choć wiedział, że jej szukamy. A w końcu znudził się nią i sprzedał Emhyrowi!

— To kłamstwo i potwarz! — wrzasnął Jaskier. - W tym nie ma słowa prawdy!

— Milcz, grajku, bo każę cię zakneblować. Połączcie fakty, hrabio. Wiedźmin miał Cirillę, teraz ma ją Emhyr var Emreis. A Wiedźmin zostaje przychwycony w awangardzie nilfgaardzkiego zagonu. Co to znamionuje?

Daniel Etcheverry wzruszył ramionami.

— Co to znamionuje? — powtórzył Vissegerd, pochylając się nad Geraltem. - Co, ty szelmo? Gadaj! Od jak dawna szpiegujesz dla Nilfgaardu, psie?

— Nie szpieguję dla nikogo.

— Każę pasy z ciebie drzeć!

— Każcie.

— Panie Jaskier — odezwał się nagle hrabia Garramone. - Korzystniej chyba będzie, jeśli przystąpicie do wyjaśnień. Im prędzej, tym lepiej.

— Dawno już bym to zrobił — wybuchnął poeta — ale jaśnie pan marszałek groził mi kneblem! Jesteśmy niewinni, to wszystko wymysły wierutne i ohydne potwarze. Cirilla została porwana z wyspy Thanedd, a Geralt został ciężko ranny w jej obronie. Każdy to może potwierdzić. Każdy czarodziej, który był na Thanedd. I sekretarz stanu Redanii, pan Sigismund Dijkstra…

Jaskier zamilkł nagle, przypominając sobie, że akurat Dijkstra zupełnie nie nadaje się w tej sprawie na świadka obrony, a powoływanie się na czarodziejów z Thanedd również niespecjalnie polepsza położenie.

— Jakżeż wielką bzdurą — podjął głośno i szybko — jest zarzucać Geraltowi, że porwał Ciri w Cintrze! Geralt odnalazł dziewczynkę, gdy po rzezi miasta tułała się na Zarzeczu, a ukrył ją nie przed wami, lecz przed tropiącymi ją agentami Nilfgaardu! Ja sam zostałem przez tych agentów pojmany i wzięty na męki, bym zdradził, gdzie Ciri się ukrywa! Ale słowa nie uroniłem, a owi agenci już ziemię gryzą. Nie wiedzieli, z kim zadzierają!

— Wasze męstwo — wtrącił hrabia — było jednak daremne. Emhyr w końcu ma Cirillę. Jak powszechnie wiadomo, zamierza się z nią ożenić i uczynić z niej cesarzową Nilfgaardu. Na razie obwołał ją królową Cintry i okolic, sprawiając nam tym trochę kłopotów.

— Emhyr — oświadczył poeta — mógł posadzić na tronie Cintry, kogo by tylko chciał. Ciri, z której strony by nie patrzeć, ma do tego tronu prawa.

— Prawa? — wrzasnął Vissegerd, obryzgując Geralta śliną. - Gówno, nie prawa! Emhyr może się z nią ożenić, jego wola. Może i jej, i dzieciakowi, którego jej zrobi, dawać nadania i tytuły wedle fantazji i widzimisię. Królowa Cintry i Wysp Skellige? Czemu nie? Księżna Brugge? Hrabina palatynka Sodden? Proszę bardzo, kłaniamy się w pas! A dlaczego, zapytuję uniżenie, nie królowa Słońca i suzerenka Księżyca? Ta przeklęta, skalana krew nie ma żadnych praw do tronu! Przeklęta krew, cała babska linia tego rodu to przeklęte, podłe kreatury, od Riannon poczynając! Jak prababka Cirilli, Adalia, co się z własnym kuzynem skaziła, jak jej praprababka, Muriel Łotrzyca, co kaziła się z każdym! Kazirodne bękarcice i pokrzywniczki z tego rodu idą, jedna za drugą!

— Mówcie ciszej, panie marszałku — rzekł butnie Jaskier. - Przed waszym namiotem wisi sztandar ze złotymi lwami, a wy gotowiście za chwilę obwołać bękartem babkę Ciri, Calanthe, Lwicę z Cintry, za którą większość waszych żołnierzy przelewała krew w Mamadalu i pod Sodden. A wówczas nie byłbym pewien wierności waszego wojska.

Vissegerd dwoma krokami pokonał dzielącą go od Jaskra odległość, chwycił poetę za żabot i uniósł z krzesła. Twarz marszałka, przed chwilą jedynie upstrzona kraśnymi plamami, teraz przybrała barwę głębokiej czerwieni heraldycznej. Geralt zaczął mocno obawiać się o przyjaciela, szczęściem do namiotu wpadł nagle adiutant, podnieconym głosem zawiadamiając o pilnych i ważnych wieściach przyniesionych przez podjazd. Vissegerd silnym pchnięciem zwalił Jaskra na zydel i wyszedł.

— Uff… — stęknął poeta, kręcąc głową i szyją. - Mało brakowało, a byłby mnie zadławił… Czy możecie nieco rozluźnić mi więzy, panie hrabio?

— Nie, panie Jaskier. Nie mogę.

— Dajecie wiarę tym bzdurom? Że jesteśmy szpiegami?

— Moja wiara nie ma tu nic do rzeczy. Pozostaniecie jednak związani.

— Trudno — Jaskier odkaszlnał. - Co za diabeł wstąpił w waszego marszałka? Dlaczego nagle rzucił się na mnie niczym kobuz na stonkę?

Daniel Etcheverry uśmiechnął się krzywo.

— Napomykając o wierności żołnierzy, niechcący zadrapaliście bolący wrzód, panie poeto.

— Jakże to? Jaki, wrzód?

— Ci żołnierze serdecznie opłakali ową Cirillę, gdy doszły ich wieści o jej śmierci. A potem gruchnęła nowa wieść. Okazało się, że wnuczka Calanthe żyje. Że jest w Nilfgaardzie i cieszy się łaskami cesarza Embyra. Wówczas doszło do masowych dezercji. Zważcie, że ci ludzie porzucili domy i rodziny, uciekli do Sodden i Brugge, do Temerii, bo chcieli się bić za Cintrę, za krew Calanthe. Chcieli walczyć o wyzwolenie kraju, chcieli wypędzić z Cintry najeźdźcę, sprawić, by potomkini Calanthe odzyskała tron. A co się okazało? Krew Calanthe wraca na tron Cintry w chwale i glorii…

— Jako marionetka w ręku Emhyra, który ją porwał.

— Emhyr żeni się z nią. Chce posadzić obok siebie na cesarskim stolcu, potwierdzić tytuły i lenna. Czy tak postępuje się z marionetkami? Cirillę widzieli na cesarskim dworze posłowie z Koviru. Twierdzą, że nie sprawiała wrażenia uprowadzonej przemocą. Cirilla, jedyna dziedziczka tronu Cintry, wraca na ten tron jako sojuszniczka Nilfgaardu, Takie wieści rozeszły się wśród żołnierzy.

— Rozpuszczone przez nilfgaardzkieh agentów.

— Wiem o tym — kiwnął głową hrabia. - Ale żołnierze nie wiedzą. Gdy chwytamy dezerterów, karzemy ich stryczkiem, ale ja ich trochę rozumiem. To Cintryjczycy. Oni chcą się bić za własne, nie temerskie domy. Pod własną, nie temerską komendą. Pod własnym sztandarem. Oni Widzą, że tu, w tej armii, ich złote lwy pochylą się przed temerskimi liliami. Vissegerd miał osiem tysięcy żołnierza, w tym pięć tysięcy rodowitych Cintryjczyków, resztę stanowiły temerskie oddziały posiłkowe i ochotnicze rycerstwo z Brogge i Sodden. W tej chwili korpus liczy sześć tysięcy. A zdezerterowali wyłącznie ci z Cintry. Wojsko Vissegerda zostało zdziesiątkowane bez bitwy. Rozumiecie, co to dla niego oznacza?

— Traci prestiż i pozycję.

— Oczywiście. Jeszcze kilka setek zdezerteruje, a król Foltest odbierze mu buławę. Już w tej chwili trudno ten korpus nazywać cintryjskim. Vissegerd miota się, chce powstrzymać ucieczki, dlatego rozpuszcza plotki o niepewnym, acz pewnie nieprawym pochodzeniu Cirilli i jej przodków.

— Czego wy — nie mógł powstrzymać się Geralt — słuchacie z wyraźnym niesmakiem, hrabio.

— Zauważyliście? — uśmiechnął się lekko Daniel Etcheverry. - Cóż, Vissegerd nie zna mego rodowodu… Krótko mówiąc, jestem z ową Cirilla spokrewniony. Muriel, hrabina Garramone, zwana Piękną Łotrzycą, praprababka Cirilli, była również moją praprababką. O jej podbojach miłosnych krążą w rodzie legendy, niemniej z niechęcią słucham, gdy Vissegerd imputuje mej antenatce skłonności kazirodcze i puszczanie się na prawo i lewo. Ale nie reaguję. Bo jestem żołnierzem. Czy dobrze mnie panowie rozumieją?