Выбрать главу

Wspólna praca szła składnie. Pełen rybiej drobnicy i warzyw kocioł wkrótce zabulgotał i zapienił się. Wampir zręcznie zebrał pianę wystruganą przez Milvę łyżką. Gdy Cahir sprawił i podzielił szczupaka. Jaskier wrzucił do kotła ogon, płetwy, kręgosłup i zębaty łeb drapieżnika, zamieszał.

— Mniam, mniam, ależ pachnie. Gdy się to wszystko wygotuje, odcedzimy śmieci.

— Przez onucę chyba — wykrzywiła się Milva, strugając kolejną łyżkę. - Jakże cedzić, gdy przetaka nie mamy?

— Ależ droga Milvo — uśmiechnął się Regis. - Tak nie można! To, czego nie mamy, z łatwością zastąpimy tym, co mamy. To wyłącznie kwestia inicjatywy i myślenia pozytywnego.

— Idź do biesa z twym uczonym gadaniem, wampirze.

— Przecedzimy przez moją kolczugę — powiedział Cahir. - Co tam, potem się ją wypłucze.

— Przedtem też się ją wypłuczę — oświadczyła Milva. - Inaczej ja tej zupy jeść nie będę.

Cedzenie poszło sprawnie.

— Teraz wrzucaj do wywaru szczukę, Cahir — zarządził — Jaskier, — Ależ zapach, mniam, mniam. Nie podrzucajcie już drewna, niech tylko mruga. Geralt, dokąd się pchasz z tą łyżką! Teraz się już nie miesza!

— Nie wrzeszcz. Nie wiedziałem.

— Niewiedza — uśmiechnął się Regis — nie stanowi usprawiedliwienia dla nie przemyślanych działań. Gdy się nie wie, gdy ma się wątpliwości, dobrze jest zasięgnąć porady…

— Zamknij się, wampirze! — Geralt wstał i odwrócił się plecami. Jaskier parsknął.

— Obraził się, patrzcie go.

— On już taki jest — stwierdziła Milva, wydymając wargi. - Gadacz. Jeśli nie wie, co czynić, gada jeno i obraża się. Jeszczeście tego nie wymiarkowali?

— Dawno — rzekł cicho Cahir.

— Dodać pieprzu — Jaskier oblizał łyżkę, zamlaskał. - Dodać jeszcze soli. Ach, teraz jest w sam raz. Zestawmy kocioł z ognia. Psiakrew, ale gorący! Nie mam rękawic…

— Ja mam — rzekł Cahir.

— A ja — Regis chwycił kocioł z drugiej strony — nie potrzebuję.

— Dobra — poeta wytarł łyżkę o spodnie. - No, kompania, dosiadać się. Smacznego! Geralt, czekasz na specjalne zaproszenie? Na herolda i fanfary?

Wszyscy ciasno obsiedli ustawiony na piasku kociołek i przez długi czas słychać było jedynie dystyngowane siorbanie, przerywane dmuchaniem w łyżki. Po zjedzeniu połowy wywaru rozpoczęło się ostrożne łowienie kawałków szczupaka, wreszcie łyżki drapnęły po dnie kociołka.

— Ale się nażarłam — stęknęła Milva. - To niegłupi był pomysł z tą polewką. Jaskier.

— W rzeczy samej — przyznał Regis. - Co powiesz, Geralt?

— Powiem: dziękuję — Wiedźmin wstał z trudem, pomasował kolano, które znowu zaczął kąsać ból. - Wystarczy? Czy potrzebne są fanfary?

— Z nim tak zawsze — machnął ręką poeta. - Nie przejmujcie się nim. I tak macie szczęście, mnie przyszło być z nim wówczas, gdy kłócił się z tą jego Yennefer, bladą pięknością o hebanowych włosach.

— Dyskretniej — upomniał go wampir. - I nie zapominaj, on ma problemy.

— Problemy — Cahir stłumił beknięcie — należy rozwiązywać.

— Ba — rzekł Jaskier. - Ale jak?

Milva parsknęła, wygodniej układając się na gorącym piasku.

— Wampir jest uczony. Ani chybi wie.

— Rzecz polega nie na wiedzy, lecz na umiejętnym zważeniu koniunktur — rzekł spokojnie Regis. - A gdy się koniunktury zważy, dochodzi się do wniosku, że mamy do czynienia z problemem nierozwiązywalnym. Całe to przedsięwzięcie jest pozbawione szans na sukces. Prawdopodobieństwo odnalezienia Ciri równa się zeru.

— Ależ tak nie można — zakpiła Milva. - Trza dumać pozytywnie i jencytjatywnie, To tak, jako z tym sitem. Jeśli nie mamy, zastąpmy czym innym. Tak sobie myślę.

— Do niedawna — ciągnął wampir — sądziliśmy, że Ciri jest w Nilfgaardzie. Dotarcie tam i wyzwolenie, czy też wykradzenie jej, wydawało się przedsięwzięciem ponad siły. Teraz, po rewelacjach Cahira, w ogóle nie wiemy, gdzie Ciri jest. Trudno mówić o inicjatywie, gdy nie ma się pojęcia, w którą stronę ją skierować.

— Cóż tedy mamy czynić? - żachnęła się Milva. - Wiedźmin upiera się, by na południe ruszyć…

— Dla niego — uśmiechnął się Regis — strony świata nie mają specjalnego znaczenia. Wszystko mu jedno, w którą ruszyć, byleby nie siedzieć bezczynnie. Iście wiedźminskie principium. Świat pełen jest Zła, wystarczy tedy iść gdzie oczy poniosą, a napotykane po drodze Zło unicestwiać, tym sposobem przysłużyć się sprawie Dobra. Reszta przyjdzie sama. Inaczej mówiąc: ruch jest wszystkim, cel niczym.

— Osielstwo — skomentowała Milva. - Wżdy jego cel to Ciri. Jakże to: ona niczym?

— Żartowałem sobie — przyznał wampir, łypiąc na wciąż odwróconego plecami Geralta. - I to niezbyt taktownie. Przepraszam. Masz rację, droga Milvo. Nasz cel to Ciri. A ponieważ nie wiemy, gdzie ona jest, sensownie jest dowiedzieć się tego i odpowiednio ukierunkować działania. Sprawa Dziecka Niespodzianki, jak zauważam, aż tętni od magii, przeznaczenia i innych nadprzyrodzonych elementów. A ja znam kogoś, kto w takich sprawach świetnie się orientuje i zapewne nam pomoże.

— Ha — ucieszył się Jaskier. - Kto to taki? Gdzie? Daleko?

— Bliżej niż stolica Nilfgaardu. Dokładnie rzecz biorąc, całkiem blisko. W Angrenie. Na tym brzegu Jarugi. Mówię o druidzkim kręgu, mającym swą siedzibę w borach na Caed Dhu.

— Ruszamy bez zwłoki!

— Czy nikt z was — zdenerwował się wreszcie Geralt — nie uważa za stosowne zapytać mnie o zdanie?

— Ciebie? — Jaskier odwrócił się. - Ty wszak pojęcia nie masz, co czynić. Nawet zupę, którą chłeptałeś, zawdzięczasz nam. Gdyby nie my, byłbyś głodny. I my też, gdybyśmy czekali na twoją aktywność. Ten kociołek zupy to dzieło kooperacji. Efekt wspólnego działania grupy, drużyny zjednoczonej przez wspólny cel. Pojmujesz to, przyjacielu?

— Jakże jemu to pojąć? - wykrzywiła się Milva. - On cięgiem tylko ja i ja, sam, samotnie. Wilk samotnik! Widać, że żaden łowca z niego, że z lasem nie obyty. Nie polują wilcy samotnie! Nigdy! Wilk samotnik, ha, łeż to, głupie mieszczuchów bajanie. Ale on tego nie pojmuje!

— Ależ pojmuje, pojmuje — uśmiechnął się Regis, swoim zwyczajem z zaciśniętymi wargami.

— On tylko tak głupio wygląda — potwierdził Jaskier. - Ale cały czas liczę na to, że wreszcie zechce mu się wytężyć mózgownicę. Może wyciągnie słuszne wnioski? Może zrozumie, że jedyną czynnością, która dobrze wychodzi samotnym, jest samogwałt?

Cahir Mawr Dyffryn aep Ceallach taktownie milczał.

— Niech was wszystkich cholera — powiedział wreszcie Wiedźmin, chowając łyżkę do cholewy. - Niech was cholera, wy kooperująca grupo idiotów, zjednoczona przez wspólny cel, którego żadne z was nie rozumie. I mnie też niech cholera.

Tym razem pozostali, wzorem Cahira, również milczeli taktownie. Jaskier, Maria Barring, zwana Milvą, i Emiel Regis Rohellec Terzieff-Godefroy.

— Kompania mi się trafiła — podjął Geralt, kręcąc głową. - Towarzysze broni! Drużyna bohaterów! Nic, tylko ręce załamać. Wierszokleta z lutnią. Dzikie i pyskate pół driady, pół baby. Wampir, któremu idzie na pięćdziesiąty krzyżyk. I cholerny Nilfgaardczyk, który upiera się, że nie jest Nilfgaardczykiem.

— A na czele drużyny Wiedźmin, chory na wyrzuty sumienia, bezsiłę i niemożność podjęcia decyzji — dokończył spokojnie Regis. - Zaiste, proponuję podróżować incognito, by nie wzbudzać sensacji.

— I śmiechu — dodała Milva.

Rozdział szósty

Królowa odrzekła: "Nie mnie o łaskę proś, ale tych, których czarami twymi ukrzywdziłaś. Miałaś odwagę złe czyny popełniać, miejże odwagę i teraz, gdy pogoń i sprawiedliwość blisko. Nie w mojej mocy grzechy ci wybaczać." Natenczas zaparskała wiedźma niby kot, zabłysły jej złe oczy. "Moja zguba blisko, zakrzyknęła, ale i twoja niedaleko, królowo. Wspomnisz jeszcze w godzinie strasznej śmierci Larę Dorren i jej klątwę. A i to wiedz, że przekleństwo moje doścignie i potomków twoich, do dziesiątego pokolenia." Zmiarkowawszy: jednak, ze w piersi królowej nieulękłe bije serce, zła elfia czarownica przestała lżyć i grozić, klątwą straszyć, zaczęła jak suka skamleć o pomoc i zmiłowanie…

Baśń o Larze Dorren, wersja ludzka

…ale błagania nie zmiękczyły kamiennych serc Dh'oine, bezlitosnych, okrutnych ludzi. A gdy Lara, prosząc o litość już nie dla niej, ale dla jej dziecka uczepiła się drzwi karety, na królewski rozkaz zbir kat uderzył kordem i odrąbał jej palce. A gdy w nocy mróz luty ścisnął, Lara wydała ostatnie tchnienie na wzgórzu wśród lasów, rodząc córeczkę, którą chroniła resztką tlącego się w niej jeszcze ciepła. I choć wokół była noc, zima i śnieżyca, na wzgórzu stała się nagle wiosna i zakwitły kwiaty feainnewedd. Do dziś takie kwiaty kwitną tylko w dwóch miejscach: w Dol Blathanna i na wzgórzu, na którym skonała Lara Dorren aep Shiadhal.

Baśń o Larze Dorren, wersja elfia

— Prosiłam cię — warknęła gniewnie leżąca na wznak Ciri. - Prosiłam cię, byś mnie nie dotykała.

Mistie cofnęła rękę i trawkę, którą łaskotała Ciri w szyję, wyciągnęła się obok, zapatrzyła w niebo, podłożywszy obie dłonie pod ostrzyżony kark.

— Dziwnie się ostatnio zachowujesz, Sokoliczko.

— Nie chcę, byś mnie dotykała i tyle!

— To tylko zabawa.

— Wiem — Ciri zacisnęła usta. - Tylko zabawa. To wszystko była tylko zabawa. Ale mnie przestało to bawić, rozumiesz? Całkiem przestało!

Mistle położyła się znowu na wznak, milczała długo, zapatrzona w błękit pocięty poszarpanymi smugami chmur. Wysoko nad lasem kołował jastrząb.

— Twoje sny — powiedziała wreszcie. - To przez te twoje sny, tak? Prawie co noc zrywasz się z krzykiem. To, co niegdyś przeszłaś, wraca w snach. Znam to.

Ciri nie odpowiedziała.

— Nigdy mi o sobie nie mówiłaś — Mistle znowu przerwała ciszę. - O tym, co przeszłaś. Ani o tym, skąd jesteś. Ani czy masz bliskich…