Było po zasadzce. Eskorta wybita do nogi. Asse i Reef zatrzymali karetę, uczepiwszy się uzd pary lejcowych. Zepchnięty z prawego lejcowego foryś, młodziutki chłopak w kolorowj liberii, klęczał na ziemi, płakał i wołał litości. Stangret rzucił lejce i też błagał zmiłowania, składając ręce jak do modlitwy. Giselher, Iskra i Mistle podgalopowali do karety, Kayleigh zeskoczył z konia i szarpnął drzwiczki. Ciri podjechała bliżej, zsiadła, wciąż trzymając w dłoni pokryty krwią miecz.
W karecie siedziała gruba matrona w robronie i czepcu, obejmująca młodą i przeraźliwie bladą dziewczynę w czarnej, zapiętej pod szyją sukience z gipiurowym kołnierzykiem. Do sukienki, jak zauważyła Ciri, przypiętą była gemma. Bardzo ładna.
— Ale taranciki! — krzyknęła Iskra, oglądając zaprzęg. - Nakrapiatki śliczne, jak z obrazka! Dostaniemy za tę czwórkę kilka florenów!
— A karetkę — Kayleigh wyszczerzył się do kobiety i dziewczyny — pociągną do miasteczka stangret i foryś, nałożywszy sobie szorki. A gdy będzie pod górkę, to obie paniusie pomogą!
— Panowie zbójcy! — zajęczała matrona w robronie, którą obleśny uśmiech Kayleigha najwyraźniej przerażał bardziej niż okrwawione żelazo w ręku Ciri. - Apeluję do waszego honoru! Nie pohańbicie wszak tej młodej dziewicy.
— Hej, Mistle — zawołał Kayleigh, uśmiechając się — kpiarsko. - Tu się, jak słyszę, apeluje do twojego honoru!
— Zamknij gębę — skrzywił się Giselher, wciąż w siodle. - Nikogo nie śmieszą twoje facecje. A ty uspokój się, kobieto. My jesteśmy Szczury. Nie wojujemy z niewiastami i nie krzywdzimy ich. Beef, Iskra, wyprzęgajcie kłusaki! Mistle, złap wierzchowe! I wiejemy!
— My, Szczury, nie wojujemy z niewiastami — wyszczerzył znowu zęby Kayleigh, wpatrując się w pobladłą twarz dziewczyny w czarnej sukience. - Czasem tylko zabawiamy się z nimi, jeśli mają chęć. A ty masz, panienko? Nie świerzbi cię wypadkiem między nóżkami? No, nie ma się czego wstydzić. Wystarczy kiwnąć główką.
— Więcej szacunku! — krzyknęła łamiącym się głosem dama w robronie. - Jak śmiesz tak mówić do jaśnie wielmożnej baronówny, panie zbóju!
Kayleigh zarechotał, po czym ukłonił się przesadnie.
— Wybaczenia upraszam. Nie chciałem ubliżyć. Co, nawet spytać nie wolno?
— Kayleigh! — zawołała Iskra. - Chodź tu! Czego tam mitrężysz? Pomóż nam taranty wyprząc! Falka! Rusz się!
Ciri nie odrywała oczu od herbu na drzwiach karety, srebrnego jednorożca w czarnym polu. Jednorożec, myślała. Widziałam kiedyś takiego jednorożca… Kiedy? W innym życiu? A może to był tylko sen?
— Falka! Co z tobą?
— Jestem Falka. Ale nie zawsze nią byłam. Nie zawsze. Otrząsnęła się, zacięła wargi. Byłam niemiła dla Mistle, pomyślała. Uraziłam ją. Muszę ją jakoś przeprosić. - Postawiła nogę na stopniach karety, wpatrzona w gemmę na sukience bladej dziewczyny.
— Dawaj to — powiedziała krótko.
— Jak śmiesz? — zachłysnęła się matrona. - Czy wiesz, do kogo mówisz? To jaśnie urodzona baronówna Casadei!
Ciri rozejrzała się, upewniła, czy nikt nie słyszy.
— Baronówna? — syknęła. - Niski tytuł. A nawet gdyby szczeniara była kontessą, to powinna przede mną dygać, tak by tyłeczek był przy ziemi, a główka nisko. Dawaj broszkę! Na co czekasz? Mam ją z ciebie zedrzeć razem z gorsetem?
Ciszę, która po oświadczeniu Pilippy zapadła przy stole, szybko zastąpiła wrzawa. Magiczki na wyprzódki wyrażaly zdziwienie i niedowierzanie, żądały wyjaśnień.
Niektóre bez wątpienia wiedziały wiele o owej przewidzianej na Władczynię Północy Cirilli czy Ciri, innym imię było nieobce, ale wiedziały mniej. Fringilla Vigo nie wiedziała nic, ale miała podejrzenia i gubiła się w domysłach, krążących głównie wokół pewnego kosmyka włosów. Zagadnięta półgłosem Assire milczała jednak i jej również nakazała milczenie. Głos zabierała bowiem ponownie Filippa Eilhart.
— Większość z nas widziała Ciri na Thanedd, gdzie swym wygłoszonym w transie jasnowidzeniem narobiła sporo zamieszania. Niektóre z nas miały z nią bliski, a nawet bardzo bliski kontakt. Myślę głównie o tobie, Yennefer. Czas, byś przemówiła.
Gdy Yennefer opowiadała zgromadzonym o Ciri, Triss Merigold z uwagą przyglądała się przyjaciółce. Yennefer mówiła spokojnie i bez emocji, ale Triss znała ją zbyt długo i zbyt dobrze. Widywała ją już w różnych sytuacjach, również w takich, które wywoływały stres, męczyły i wiodły na granicę choroby, czasem w chorobę. Teraz właśnie bez wątpienia Yennefer była w takiej sytuacji. Wyglądała na przybitą, zmęczoną i chorą.
Czarodziejka opowiadała, a Triss, która znała zarówno opowieść, jak i osobę, której opowieść dotyczyła, dyskretnie przyglądała się wszystkim słuchającym. Zwłaszcza dwóm czarodziejkom z Nilfgaardu. Niezwykle odmienionej Assire var Anahid, wypielęgnowanej, ale wciąż niepewnie czującej się w makijażu i modnej sukni. I Fringilli Vigo, tej młodszej, sympatycznej, naturalnie wdzięcznej i skromnie eleganckiej, o zielonych oczach i włosach czarnych jak włosy Yennefer, ale mniej bujnych, krócej ostrzyżonych i gładko zaczesanych.
Obie Nilfgaardki nie sprawiały wrażenia zagubionych wśród zawiłości historii Ciri, choć opowieść Yennefer była długa i dość zagmatwana, zaczynała się od osławionej afery miłosnej Pavetty z Cintry i młodzieńca zaklętego w Jeża, mówiła o roli Geralta i o Prawie Niespodzianki, o wiążącym wiedźmina i Ciri przeznaczenin. Yennefer opowiedziała o spotkaniu Ciri i Geralta w Brokilonie, o wojnie, o zaginięciu i odnalezieniu, o Kaer Morhen. O Riensie i tropiących dziewczynę nilfgaardzkich agentach. O nauce w świątyni Melitele, o zagadkowych zdolnościach Ciri.
Słuchają z kamiennymi twarzami, pomyślała Trias, patrząc na Assire i Fringillę. Jak sfinksy. Ale w oczywisty sposób coś maskują. Ciekawe, co. Zdziwienie, nie wiedziały bowiem, kogo to Emhyr uprowadził do Nilfgaardu? Czy to, ze wiedzą o wszystkim od dawna, może nawet lepiej niż my? Yennefer za chwilę mówić będzie o przybyciu Ciri na Thanedd, o wygłoszonym w transie jasnowidzeniu, które narobiło tyle zamieszania. O krwawej walce w Garstangu, w wyniku której Geralt został zmasakrowany, a Ciri uprowadzona. Skończy się wówczas czas udawania, pomyślała Triss, spadną maski. Wszyscy wiedzą, że za aferą na Thanedd stał Nilfgaard. A gdy wszystkie oczy skierują się na was, Nilfgaardki, nie będzie wyjścia, trzeba będzie mówić. A wówczas wyjaśni się kilka spraw, wówczas może i ja dowiem się więcej. Jakim sposobem Yennefer zniknęła z Thanedd, dlaczego pojawiła się nagle tu, w Montecalvo, w towarzystwie Franceski. Kim jest i jaką rolę gra Ida Emean, elka, Aen Saeyheme z Gór Sinych. Dlaczego mam wrażenie, że Filippa Eilhart wciąż mówi mniej, niż wie, choć deklaruje oddanie i wierność magii, a nie Dijkstrze, z którym nieustannie wymienia korespondencję.
I może dowiem się nareszcie, kim naprawdę jest Ciri. Ciri, dla nich Królowa Północy, a dla mnie popielatowłosa wiedzminka z Kaer Morhen, o której wciąż myślę jak o młodszej siostrzyczce.
Fringilla Vigo słyszała co nieco o wiedźminach, osobnikach zawodowo parających się zabijaniem potworów i bestii. Uważnie przysłuchiwała się opowieści Yennefer, wsłuchiwała w brzmienie jej głosu, obserwowała twarz. Nie dała się zwieść. Silny związek emocjonalny między Yennefer a ową tak interesującą wszystkich Ciri był oczywisty. Co ciekawe, związek między czarodziejką a wspomnianym przez nią wiedźminem był równie oczywisty I równie silny. Fringilla zaczęła się zastanawiać się, ale przeszkodziły jej podniesione głosy.
Domyśliła się już, że niektóre z zebranych znalazły się podczas rebelii na Thanedd we wrogich obozach, wcale nie zdziwiły ją zatem antypatie, odżywające za gtotoijt w postaci kąśliwych uwag, jakie padły nagle pod adresem relacjonującej Yennefer. Zanosiło się na kłótnię, której jednak zapobiegła Filippa Eilhart, bezceremonialnie waląc otwartą dłonią w blat, aż zadzwoniły puchary i kielichy.
— Dość! - krzyknęła. - Przymknij się, Sabrina! Nie daj się prowokować, Francesca! Dość już o Thanedd i Garstangu. To już historia!
Historia, pomyślała z zaskakującym uczuciem przykrości Fringilla. Ale taka, na którą one, choć w różnych obozach, wywierały wpływ. Liczyły się. Wiedziały, co czynili i dlaczego. A my, cesarskie czarodziejki, nie wiemy nic. Faktycznie jesteśmy jak dziewki na posyłki, pomyślała które wiedzą, po co są posyłane, ale nie wiedzą, dlaczego.
Dobrze, pomyślała, że powstaje ta loża. Diabli wiedzą czym to się skończy, ale dobrze, że się zaczyna.
— Kontynuuj, Yennefer — wezwała Filippa.
— Nie mam nic więcej do powiedzenia — zacisnęła wargi czarnowłosa czarodziejka. - Powtarzam, to Tissaia Vries rozkazała mi przyprowadzić Ciri do Garstangu.
— Najłatwiej zwalać wszystko na nieżyjących — warknęła Sabrina Glevissig, ale Filippa uciszyła ją gwałtownym gestem.
— Nie chciałam mieszać się do tego, co stało się w Aretuzie — podjęła Yennefer, pobladła i wyraźnie zdenerwowana. - Chciałam zabrać Ciri i uciec z TtialwjSi. Ale Tissaia przekonała mnie, że pojawienie się dziewczyny w Garstangu będzie dla wielu szokiem, a jej wygłoszone w transie prorocze jasnowidzenie zażegna konflikt. Nie zrzucam na nią winy, bo ja myślałam podobnie. Obie popełniłyśmy błąd. Mój był jednak większy. Gdybym zostawiła Ciri pod opieką Rity…
— Co się stało, to się nie odstanie — przerwała Filippa. - Błąd zdarzyć się może każdemu. Nawet Tissai de Vries. Kiedy Tissaia po raz pierwszy zobaczyła Ciri?
— Trzy dni przed rozpoczęciem zjazdu — powiedziała Margarita Laux-Antille. - W Gors Velen. Ja też wtedy ją poznałam. I gdy tylko ją zobaczyłam, od razu wiedziałam, że to niezwykła osóbka!
— Niezwykle niezwykła — odezwała się milcząca do tej pory Ida Emean aep Sivney. - Skoncentrowało się w niej bowiem dziedzictwo niezwykłej krwi. Hen Ichaer, Starsza Krew. Materiał genetyczny przesądzający o niezwykłych zdolnościach nosicielki. Przesądzający o wielkiej roli, jaką odegra. Jaką musi odegrać.