— Nie baw się w mędrca, poczciwcze. Dobrze wiesz, wszystko było dość przypadkowym połączeniem nie dających się przewidzieć czynników. Miało się szczęście, to wszystko…
— Nie masz prawa tak mówić. Niektóre z tych transformacji bioelektrycznych…
— Uwaga, oto on.
— Nie powinien jeszcze zbyt wiele chodzić…
— Nie jestem niemowlęciem — uciął profesor. — Jestem dość stary, żeby być waszym dziadkiem.
— Proszę nam wybaczyć, profesorze. Ale wydaje się, że lepiej by pan zrobił, gdyby się pan położył.
— Macie rację — przyznał profesor. — Nie czuję się jeszcze całkiem pewnie.
Kent podniósł go i położył na polowym łóżku. — O tak! Dobrze panu?
Młodzi lekarze cisnęli się wokół niego, trzymając się za ramiona. Uśmiechali się, sprawiali wrażenie bardzo z siebie zadowolonych.
— Może pan sobie czegoś życzy?
— Prosimy tylko powiedzieć, zaraz panu przyniesiemy.
— O proszę, nalałem wody do pańskiej miseczki.
— Zostawimy panu przy łóżku kilka sandwiczów.
— Niech pan dobrze wypocznie — łagodnie powiedział Cassidy.
A potem, niechcąco, jakby nieświadomie, pogłaskał długą, pokrytą jedwabistą sierścią głowę profesora Meyera. Feldman wykrzyknął coś bez związku.
— Przepraszam — usprawiedliwiał się zakłopotany Cassidy.
— Musimy na siebie uważać!
— Wiem. Jestem zmęczony… Chcę powiedzieć, że on bardzo jest podobny do psa, że zapomina się…
— Wynoście się wszyscy! — ryknął Feldman. — Jazda! Wynoście się!
Wypchnął ich z pokoju i natychmiast wrócił do łóżka profesora Meyera.
— Czy mogę coś dla pana zrobić, profesorze?
Meyer zmusił się, żeby coś powiedzieć, aby się przekonać, że wciąż jeszcze jest człowiekiem. Ale słowa uwięzły mu w gardle.
— To się już nie powtórzy, profesorze. Może mi pan wierzyć. Jest pan… jest pan zawsze profesorem Meyerem!
Feldman naciągnął koc na drżące ciało profesora.
— Wszystko będzie dobrze — powiedział, usiłując nie patrzeć na zwierzę wstrząsane dreszczami. — Liczy się tylko inteligencja! Duch!
— Z pewnością — z trudem powiedział znakomity matematyk. — Ale… jeśli nie sprawi to panu różnicy… czy… czy mógłby pan pogłaskać mnie po głowie…?