— To bardzo dobrze. Ostatecznie mogłeś przecież zdecydować, że pojedzie z tobą.
— O czym ty mówisz? Chłopak nie interesuje się lataniem.
— Strzelanie też go nie interesowało… dopóki nie kazałeś mu zająć się tymi przeklętymi muszkietami. Teraz widuję go tak samo rzadko jak ciebie.
— Czy dlatego zachowujesz się tak dziwnie? — Toller zatrzymał żonę w tłocznym, wysoko sklepionym korytarzu, odczekał, aż mijająca ich grupka urzędników znajdzie się poza zasięgiem jego głosu, i cicho powiedział: — Dlaczego nie porozmawialiśmy w nocy?
— A czy to zmieniłoby twoje plany?
— Nie.
Gesalla spojrzała na niego z irytacją.
— Zatem w jakim celu mielibyśmy rozmawiać?
— A w jakim celu przybyłaś do pałacu? Aby sprawić mi ból?
— Czyżbyś powiedział: ból? — Gesalla roześmiała się niedowierzająco. — Słyszałam, że oszalałeś i uparłeś się walczyć z tym… Karkarandem, czy jak tam się nazywa.
Toller zamrugał, zaskoczony nagłą zmianą tematu.
— To był jedyny sposób…
— A teraz znów popadłeś w obłęd i upierasz się lecieć, choć absolutnie nie ma takiej potrzeby. Tollerze, jak myślisz, co czuję wiedząc, że mój mąż woli umrzeć, niż żyć ze mną?
Toller męczył się nad enalezieniem stosownej odpowiedzi; zyskał nieco na czasie dzięki temu, że obok przechodzili dwaj urzędnicy, obrzucając go ciekawskimi spojrzeniami. Znalazł się w jednej z tych sytuacji, kiedy Gesalla budziła w nim niemal zabobonny strach. Jej owalna twarz była blada i piękna, a w szarych oczach błyszczały inteligenta i zdecydowanie, i pokonanie jej w słownej potyczce, szczególnie gdy szło o ważne sprawy, było po prostu niemożliwe.
— Wiem, że na razie trudno ci w to uwierzyć, ale nastał czas kryzysu — powiedział powoli. — Ja tylko robi? to, co do mnie należy, i nienawidzę tego tak samo… — Zawiesił głos, gdy zobaczył, że Gesalla potrząsnęła głową.
— Nie okłamuj mnie, Tollerze. Nie okłamuj siebie. To wszystko cię bawi.
— Bzdura!
— Odpowiedz mi na jedno pytanie — czy kiedykolwiek myślisz o Leddravohrze?
Toller, zbity z tropu, przypomniał sobie nagle księcia, którego nienawiść zmieniła jego całe życie i z którym stoczył śmiertelny pojedynek po wylądowaniu na Overlan-dzie lata temu.
— O Leddravohrze? A dlaczegóż miałbym o nim myśleć? Gesalła błysnęła słodkim, bardzo słodkim uśmiechem, który zwykle poprzedzał jej najgroźniejsze wybuchy.
— Ponieważ byliście parą sześciolatków, ty i on. Odwróciła się i odeszła; wyprostowana sunęła przez tłum z właściwą tylko jej gracją.
„Nikt nie może tak do mnie mówić”, myślał skonsternowany, podążając za żoną. Starał się ją doścignąć, lecz Gesalla szybko minęła hakowate wejście i wyszła na zalany słońcem dziedziniec. Nim dotarł do niej, Cassyll już podprowadzał dwa niebieskorożce.
Cassyll Maraąuine był wysoki jak ojciec, szczupły i długo-kościsty, dzięki czemu mógł biegać przez dwie czy trzy godziny bez śladu zmęczenia i nie zmniejszając tempa. I jak jego matka — miał ślicznie zarysowaną owalną twarz i zadumane szare oczy pod grzywą czarnych włosów.
— Dobrego przeddnia, matko, ojcze — przywitał ich ukłonem ł natychmiast zwrócił się do Tollera. — Przywiozłem próbki nowej partii sfer ciśnieniowych. Są bez wad, ani jedna nie uległa zniekształceniom w czasie testu, możemy więc od razu rozpocząć produkcję niezawodnych muszkietów. Mam je w sakwie przy siodle. Chcesz zobaczyć? Toller zerknął na nieruchomą twarz Gesalli.
— Nie teraz, synu. Nie dzisiaj. Planowanie produkcji zostawiam tobie i Wróble'owi, ja sam mam na głowie inne sprawy.
— Och! — Cassyll podniósł brwi i spojrzał na ojca z nie ukrywanym podziwem. — Więc to rzeczywiście prawda! Lecisz z pierwszą fortecą!
— Tak musi być — rzekł Toller, żałując, że Cassyll nie zareagował inaczej. Nie zajmował się wychowaniem syna, w interesach króla często przebywał z dala od domu i od dawna martwił się, że chłopiec uważa go za wspaniałego awanturnika, ojca, z którego można być dumnym. Współzawodniczenie z Gesallą o syna nie miało sensu, nigdy nawet nie próbował. Zresztą chłopak sam zaczął wykazywać silne zainteresowanie nową nauką, metalurgią. Ale teraz ich wzajemne stosunki uległy zmianie, pojawiły się trudności — i to właśnie teraz, gdy Toller nie był w stanie się z nimi rozprawić. Pierwsze dwie fortece skonstruowano zaledwie w ciągu kilku dni, nie miał czasu na dokładne przestudiowanie wszystkich problemów, zbliżający się start zajmował w jego myślach tyle miejsca, że wszystko inne wydawało się odległe i nieistotne. W głębi duszy już unosił się w niebezpiecznych błękitnych przestworzach, a przyziemne sprawy irytowały go i niecierpliwiły.
— Porozmawiam z Wroble'em przed zapadnięciem nocy — powiedział Cassyty. — Jak długo cię nie będzie?
— Może jakieś siedem dni przy pierwszym locie. Wiele zależy od przebiegu operacji.
— Powodzenia, ojcze. — Cassyll potrząsnął ręką ojca, po czym przytrzymał jednego z niebieskorożców, by Gesalla mogła wygodnie dosiąść wierzchowca. Z lekkością świadczącą o jeździeckich talentach wskoczyła na siodło swobodna i śliczna w doskonale skrojonej amazonce i spojrzała na Tollera z wyrazem będącym dziwną mieszaniną gniewu i smutku. Pojedyncze pasemko w jej włosach błyszczało niczym srebro.
— Nie zamierzasz życzyć mi szczęścia? — zapytał.
— A dlaczego miałabym to robić? Zapewniłeś mnie, że wyprawa będzie całkowicie bezpieczna.
— Tak, ale…
— Więc do zobaczenia, Tollerze. — Gesalla ściągnęła wodze i ruszyła w kierunku pałacowej bramy.
Cassyll chwilę milczał z zakłopotaniem.
— Coś nie tak, ojcze?
— Nic, czego nie bylibyśmy w stanie naprawić, synu. Opiekuj się matką.
Toller patrzył, jak syn wsiada na niebieskorożca i podąża za matką, potem odwrócił się i ruszył do pałacu, brnąc w ludzkim potoku niczym ślepiec. Uszedł ledwie kilka jardów, gdy usłyszał dobiegający z tyłu odgłos pospiesznych kobiecych kroków. Przypuszczenie, że może to być Gesalla, biegnąca za nim by załagodzić sprzeczkę, wydało mu się mało sensowne, niemniej jednak ucieszył się. Przystanął i odwrócił się, by spojrzeć jej w twarz. Radość przemieniła się w rozczarowanie: ujrzał drobną, czarnowłosą kobietę mającą nie więcej niż dwadzieścia pięć lat, odzianą w szafirowy mundur kapitana sił powietrznych. Błękitne pagony na ramionach gęsto haftowanej kurtki wskazywały, że jest przydzielona do pospiesznie sformowanej Służby Kosmicznej. Na twarzy o mocno zarysowanej szczęce, pełnych ustach i niemodnie gęstych brwiach malował się wyraz niezadowolenia.
— Lordzie Tollerze — zagadnęła — czy moglibyśmy zamienić kilka słów? Jestem kapitan Berise Narrinder, i od kilku dni próbuję z tobą porozmawiać, lordzie.
— Przykro mi, kapitanie. Wybraliście sobie najmniej odpowiednią porę.
— Lordzie, to potrwa ledwie chwilę. I jest ważne. Kobieta nie przejęła się jego odmową i ten fakt sprawił, że Toller przyjrzał się jej dokładniej. Gdzieś w głębi mózgu przemknęła myśl, że gdyby nie mundur, byłaby bardzo atrakcyjna. Rozeźlony znów pożałował, że królowa Daseene nie posiada nieco mniejszego wpływu na swego męża. To dzięki jej uporowi do Służby Powietrznej zaczęto przyjmować kobiety, i to ona wymogła na Chakkellu obietnicę, że ochotniczki wejdą w skład załóg statków i fortec.
— W porządku, kapitanie. Co jest takie ważne?
— Dowiedziałam się, że to ty, lordzie, wydałeś rozkaz zabraniający kobietom udziału w pierwszych dwunastu lotach do strefy nieważkości. Czy to prawda?