— Tak, prawda. I co z tego?
Brwi Berise zlały się w jedną linię nad intensywnie zielonymi oczami.
— Z największym szacunkiem, lordzie, chciałabym powołać się na prawo protestu zagwarantowane przez Regulamin Służby.
— W czasie wojny nie obowiązuje żaden regulamin. — Toller mrugnął do niej. — Ale przeciwko czemu właściwie chcecie protestować, kapitanie?
— Zgłosiłam się na ochotnika do służby na czas lotu i zostałam odrzucona tylko dlatego, że jestem kobietą.
— Mylicie się, kapitanie. Gdybyście byli kobietą obeznaną z pilotażem w strefie nieważkości i wykonywaniem manewru odwrócenia, dostalibyście przyjęci albo przynajmniej wasza kandydatura zostałaby rozważona. Gdybyście byli kobietą doświadczoną w dziedzinie sztuki artyleryjskiej lub posiadali siłę wystarczającą do przemieszczania segmentów fortecy, zostalibyście przyjęci albo przynajmniej wzięci pod uwagę. Zostaliście odrzuceni dlatego, że nie posiadacie odpowiednich kwalifikacji, kapitanie. Czy teraz mogę zaproponować, żeby każde z nas powróciło do swych obowiązków?
Toller minął ją, lecz nagle przypomniał sobie błysk gniewu i rozpaczy w zielonych oczach Berise. Wywołało to w nim pewien oddźwięk. Ile razy w młodości sam wściekał się, gdy regulamin stawał mu na przeszkodzie? Do pomysłu wysyłania kobiet na linię frontu odnosił się wprawdzie z instynktowną niechęcią, ale jeśli nauczył się czegoś od Gesalli, to właśnie tego, że odwaga nie jest wyłącznie męską cechą.
— Zanim się rozstaniemy, kapitanie — powiedział, zwalniając kroku — dlaczego tak bardzo zależy wam na locie do punktu środkowego?
— Nigdy nie będzie drugiej takiej okazji, lordzie, i mam takie samo prawo jak każdy mężczyzna.
— Jak długo latacie?
— Trzy lata, lordzie. — Berise pilnie przestrzegała wymogów etykiety i zwracała się do Tollera per „lordzie”, ale jej surowy wyraz twarzy i zaróżowione policzki jasno mówiły, że jest na niego wściekła. A on ją za to polubił. Czuł naturalną więź z ludźmi, którzy nie potrafili maskować swoich uczuć.
— Moja zasada dotycząca fortec nie ulega zmianie — powiedział, postanawiając pokazać jej, że jest dość młody, by rozumieć młodzieńcze ambicje. — Ale kiedy fortece znajdą się na miejscu, rozpoczną się częste loty zaopatrzeniowe i załogi samych fortec będą regularnie zmieniane. Jeżeli zdołacie utrzymać na wodzy swą niecierpliwość, będziecie mieli dość okazji, by udowodnić swoją wartość w strefie środka.
— Jesteś bardzo uprzejmy, lordzie Tollerze. — Ukłon Berise zdawał się głębszy, niż to było konieczne, a jej uśmiech mógł oznaczać tyleż wdzięczność, co rozbawienie.
„Czy zachowałem się jak napuszony głupek?”, pomyślał Toller, obserwując ją spod rzęs, gdy odchodziła. „Czy ta dziewczyna kpi sobie ze mnie?”
Przez chwilę zastanawiał się nad tym pytaniem, nagle pojął, że błaha sprawa oderwała go od głównych problemów i z irytacji aż klasnął językiem.
Plac defilad na tyłach pałacu został wybrany jako miejsce startu, ponieważ był zamknięty ze wszystkich stron, oraz by król Chakkell mógł czuwać nad realizacją projektu podniebnych fortec.
Fortece były drewnianymi cylindrami, miały dwanaście jardów długości, cztery średnicy i złożone były z trzech segmentów. Dwa prototypy zostały wyprodukowane wkrótce po wizycie Landyjczyków i wchodzące w ich skład segmenty, przypominające ogromne bębny, leżały na bokach na zachodnim skraju placu. Olbrzymie balony, które miały wynieść je do strefy nieważkości, już zostały przymocowane i leżały na podłodze z wypalonej gliny; ich wyloty podtrzymywała załoga, a ręcznie napędzane wentylatory pompowały nagrzane powietrze. Była to technika obmyślona w czasie Migracji, a służyła zmniejszeniu ryzyka zniszczenia płóciennych powłok w czasie wtłaczania gorącego gazu z palników.
— Nadal twierdzę, że twój lot na tym etapie jest czystym szaleństwem — powiedział Ilven Zavotle, przecinający plac u boku Tollera. — Nawet teraz nie jest za późno, byś wyznaczył zastępcę.
Toller potrząsnął głową i położył rękę na ramieniu Zavotle'a.
— Doceniam twoją troskę, Ilven, ale wiesz, że nie mogę tak postąpić. Ludzie i tak są przerażeni, a gdyby dowiedzieli się, że boję się lecieć, staliby się kompletnie bezużyteczni.
— A nie boisz się?
— Ty i ja byliśmy wcześniej w strefie nieważkości i obaj wiemy, jak tam sobie radzić.
— Okoliczności były inne — rzekł posępnie Zavotle. — Szczególnie w czasie naszej drugiej wizyty.
Toller krzepiąco uścisnął jego dłoń.
— Twój system zadziała. Ręczę za to życiem.
— Oszczędź mi takich żartów! — Zavotle rozstał się z Tollerem i podszedł do grupy techników, którzy czekali na sygnał do startu.
Wkrótce po ich pierwszym spotkaniu Chakkell mianował Zavotle'a Naczelnym Inżynierem, tym samym czyniąc Tollera niemal zbędnym na tym etapie projektu i dając mu wolną rękę co do udziału w pierwszym locie. W rezultacie Zavotle czuł się odpowiedzialny za bezpieczeństwo przyjaciela i z dnia na dzień stawał się coraz bardziej przygnębiony.
Toller zerknął w niebo, na którym wielki dysk Landu wędrował ku zenitowi, i raz jeszcze zdał sobie sprawę, że może umrzeć, tam, między dwoma światami. Przeanalizował swoją reakcję i z niepokojem odkrył, że wcale nie czuje strachu. Była w nim determinacja, postanowienie, że zrobi wszystko, by nie dać się zabić i doprowadzić misję do zadowalającego końca, ale brakowało zwykłego, ludzkiego strachu o własne życie. Czy dlatego, że nie mógł znieść myśli, iż Tollera Maraquine'a, pępek świata, może spotkać to samo przeznaczenie co wszystkich zwyczajnych śmiertelników? Czy Gesalla miała rację, czy naprawdę był kochankiem wojny, tak jak niegdyś książę Leddravohr — i czy z braku wojny zrodziło się niezadowolenie i złe samopoczucie, które zaczęło dokuczać mu w ostatnich latach?
Ta myśl była niepokojąca i przygnębiająca, odsunął ją więc od siebie, by skoncentrować się na czekających go obowiązkach. Przez cały dzień wokół sześciu segmentów fortec panował wzmożony ruch. Ładowano i zabezpieczano zapasy, dokonywano ostatnich poprawek w silnikach i ekwipunku. Teraz plac był pusty, przy statkach stali jedynie członkowie zespołów startowych i załóg. Na widok Tollera wymienili kilka ostatnich słów i spojrzeń — jeszcze chwila i zaczną się wznosić na wysokość dwóch i pół tysiąca mil… j Wszyscy piloci byli dojrzałymi ludźmi, wybranymi ze względu na doświadczenie lotnicze zdobyte w czasie Migracji; ale pozostali członkowie załóg to w większości młodzicy, wytypowani z powodu dobrej formy fizycznej, i zdawali się zaniepokojeni tym, co ich czeka. Toller, który rozumiał ich obawy, dochodząc do rzędu drżących balonów przybrał spokojny i beztroski ton.
— Warunki pogodowe są doskonałe, więc nie będę was zatrzymywał — powiedział, podnosząc głos, by przekrzyczeć grzechot i szum nadymających balony wiatraków. — Mam do powiedzenia tylko jedno. Słyszeliście to wiele razy wcześniej, ale ostrzeżenie jest tak ważne, że warto je powtórzyć. Przez cały czas musicie być przywiązani do swoich statków i przez cały czas musicie nosić spadochrony. Pamiętajcie o tych podstawowych zasadach, a na niebie będziecie tak samo bezpieczni jak na ziemi. A teraz zabierzmy się wreszcie do realizacji powierzonego nam przez króla zadania.
Wolałby, żeby jego słowa były bardziej wzniosłe, ale tradycyjna kolcorroniańska przemowa w przededniu najdziwniejszej w ludzkiej historii wojny wydała mu się niestosowna. W ciągu minionych konfliktów każdy obywatel był emocjonalnie zaangażowany, głównie z obawy o los najbliższych, w tym jednak przypadku większość mieszkańców planety w ogóle nie uświadamiała sobie jakiegokolwiek zagrożenia. W pewien sposób wojna ta była dla nich abstrakcyjnym sporem między dwoma Władcami planet, a o jej wyniku miało zadecydować kilku gladiatorów rzuconych do walki jak kości w grze. Jak miał to powiedzieć tej garstce ochotników, których skusiła perspektywa stałych zarobków i sławy?