— Dlaczego uważasz to za obowiązek?
— Z powodu Migragi! Nie można zrobić tego, co zrobiliśmy, bez zapłacenia kary. Pozostawiliśmy za sobą, w Starym Świecie, ducha naszej rasy. Czy wie pan, że we wszystkich statkach, które uczestniczyły w Migracji, nie było ani jednego obrazu? Ani książek, ani rzeźb, ani muzyki. Zostawiliśmy wszystko!
— Wiesz, że to nie była podróż dla przyjemności — powiedział Toller. — Byliśmy uciekinierami niosącymi z sobą tylko życie.
— Ale zabraliśmy biżuterię i bezużyteczne pieniądze! I tony broni! Rasa potrzebuje kultury, by podtrzymać duchowe aspekty swego istnienia, a my nie mamy żadnej. Król zarzucił swój wielki plan tworzenia nowego Kolcor-ronu. My odwróciliśmy się plecami do wszystkiego, co było piękne, i dlatego Overland wydaje się taki pusty. Nie dlatego, że jesteśmy nieliczni, rozrzuceni po całym świecie. My cierpimy z powodu duchowej pustki.
Idee Berise były Tollerowi obce, a jednak jej słowa wywołały pewien oddźwięk gdzieś głęboko w jego wnętrzu, szczególnie w nawiązaniu do pustki. Jako młody człowiek w Ro-Atabri zawsze cieszył się zachodami słońca i powolnym zapadaniem ciemności — ale później, nawet z Gesallą u boku, to przyjemne przeżycie stało się dziwnie płaskie i rozczarowujące. Obojętnie jak piękny był zachód słońca, rozpatrywanie osiągnięć dnia nie sprawiało mu już przyjemności i nie oczekiwał jutra z taką ciekawością jak dawniej. Jedynym uczuciem, do jakiego się przyznawał, był bezbrzeżny smutek. Zachodnie niebo Overlandu, z barwami zmieniającymi się od złota i czerwieni do pawiej zielem i błękitu, zdawało się rozbrzmiewać… pustką.
Dziwne, że słowo to, jakże trafne, usłyszał od właściwie obcej osoby. Dotąd on sam przypisywał swe uczucia jakiemuś nie nazwanemu wewnętrznemu niepokojowi, ale czyż przed chwilą nie otrzymał lepszego wyjaśnienia? I czyżby w głębi duszy był estetą, coraz bardziej zaniepokojonym faktem, że jego narodowi brakuje kulturowej tożsamości?
„Nie”, pomyślał. „Robak, który trawi istotę mego życia, nie ma nic wspólnego z poezją i sztuką — tak jak i ja sam”.
Uśmiechnął się nieznacznie, gdy zrozumiał, jak daleko zapuścił się w królestwo dziwacznych myśli, po czym zobaczył, że Berise wpatruje się w jego twarz.
— Nie śmiałem się z twoich idei — powiedział.
— Nie — przyznała z zadumą, jej spojrzenie nadal błądziło po jego twarzy. — Nie sądzę.
Ze wszystkich chwil zamkniętych w pamięci Tollera, najwyraźniej wyryty był dzień, w którym zrozumiał, że wojna zaczyna się naprawdę.
Od czasu sprowadzenia dwóch pierwszych fortec minęły siedemdziesiąt trzy dni. W opinii mężczyzn i kobiet, którzy zajmowali się swoimi sprawami na powierzchni planety, nie było to dużo, ale w nienaturalnym środowisku błękitnej strefy środka czas biegł o wiele szybciej.
Toller zakończył codzienne ćwiczenia lotnicze i strzeleckie i nie bardzo chciało mu się wracać do dusznych pomieszczeń stacji. Jego myśliwiec unosił się około pięciuset jardów od płaszczyzny zerowej, w punkcie obserwacyjnym, z którego widać było ludzi pracujących w pobliżu Wewnętrznej Grupy Obrony. Po lewej stronie mozolnie piął się w górę statek zaopatrzeniowy z Prądu — jego balon wyglądał jak mały brązowy dysk ostro odcinający się od wypukłej tarczy Overlandu; po prawej znajdowała się Staga Dowodzenia Jeden, płonąca w świetle słońca na de indygowego nieba. W pobliżu wisiały mniejsze, złożone z trzech segmentów konstrukcje, służące za warsztaty i magazyny, a wokół w luźnym roju krążyły myśliwce Czerwonej Eskadry. Z tej odległości ludzie wyglądali jak miniaturowe figurki, które wyszły spod ręki jubilera, w czystym powietrzu widoczne były wszystkie szczegóły.
Toller jak zawsze był pod wrażeniem postępu, jaki poczynili od czasu obmyślania pierwotnego planu pokrycia całej strefy nieważkości fortecami, które miałyby odeprzeć inwazyjną flotę wroga za pomocą armat. Decydującym krokiem było wynalezienie myśliwców; ich zdumiewająca szybkość sprawiła, że pomysł, iż każda forteca ma być izolowaną samowystarczalną całością, natychmiast został uznany za przestarzały. Fortece pełniły teraz odmienne, zróżnicowane role — sypialni, warsztatu, magazynu, zbrojowni i stały się elementami wspierającymi główny czynnik obrony: odrzutowce.
Toller zrozumiał, że niezależnie od tego, jak inteligentni są teoretycy na Landzie czy Overlandzie, wynalazki i unowocześnienia zwykle są produktami praktyki. Na przykład nawet Zavotle, z myśleniem podporządkowanym normalnej grawitacji, nie zdołał przewidzieć problemów, jakie będą sprawiać pozbawione wagi śmieci i odpadki. Dramatycznym przykładem była śmierć młodego Argitane, pilota zabitego przez dryfującą kulę armatnią, ale niemalże równie ważna stała się kwestia zanieczyszczenia środowiska przez ludzkie odchody.
Psychologiczny stres życia w Bramie był powiększony przez problem załatwiania fizjologicznych potrzeb organizmu. W zerowej grawitacji proces ten, z natury pozbawiony wszelkiej godności, stawał się wysoce nieprzyjemny, a żaden dowódca nie mógłby pogodzić się z perspektywą, że jego stację zacznie otaczać gęstniejąca chmura kału i śmieci.
Toller zobowiązał Carthvodeera do założenia zespołu oczyszczania — szybko i bezlitośnie przemianowanego na Gówniany Patrol — na który spadło zadanie nie do pozazdroszczenia: zbieranie tego typu odpadków do olbrzymich worów. Worki, odholowywane następnie przez myśliwiec kilka mil w dół w kierunku Landu, zwalniano z uwięzi, by kontynuowały podróż pod wpływem grawitacji. Zadanie to wśród załogi wywoływało wiele grubiańskich komentarzy.
Inny problem, jeszcze nie rozwiązany, wiązał się z próbami ustalenia zewnętrznej granicy obrony. Początkowo zamierzano umieścić posterunki na obwodzie koła o średnicy trzydziestu mil, znacznie powiększając pierwotny obszar, ale gdy odstępy między nimi wzrastały do ponad czterech mil, nie można ich było znaleźć i zaopatrywać. Do drugiego nieszczęśliwego wypadku wśród pilotów myśliwców doszło wtedy, gdy lotnik, może obdarzony słabszym wzrokiem, po prostu zagubił się w czasie powrotu z zewnętrznego posterunku i wypalił wszystkie kryształy w daremnej próbie zlokalizowania bazy. Pozbawiony wytwarzanego przez silnik ciepła, zmarł z powodu hipotermii i został znaleziony przez czysty przypadek. Od tego wypadku w imię bezpieczeństwa skoncentrowano wszystkie posterunki w centralną grupę, a patrolowanie dalszych regionów powierzono myśliwcom.
Jak wszyscy piloci, tak i Toller odkrył, że jego płuca jakoś nauczyły się radzić sobie z rozrzedzonym powietrzem, ale przyzwyczajenie się do bezlitosnego chłodu strefy nieważkości okazało się niemożliwe. W ciągu dwudziestu minut, poświęconych na swobodne dryfowanie i rozmyślania, ciepło uciekło przez drewnianą osłonę silnika i zaczynał dygotać mimo ochrony grubego skafandra. Pompował pneumatyczny zbiornik myśliwca, przygotowując się do powrotu do stacji dowodzenia, gdy jego uwagę przyciągnęła gwiazda, która nagle na sekundę zwiększyła swą jasność i teraz emitowała regularne pulsy blasku. Ledwo doszedł do wniosku, że gwiazda w rzeczywistości jest odległą stacją, wysyłającą wiadomość za pomocą systemu luster, gdy usłyszał dźwięk trąbki, szybko cichnący w rzadkim powietrzu. Serce zamarło mu na chwilę, po czyni zaczęło szamotać się jak oszalałe.
„Nadchodzą!”, pomyślał, wciągając powietrze. „Gra w końcu się zaczyna!”