Sięgnął po lornetkę, ale rękawice i łuk przywiązany do lewego nadgarstka krępowały mu ruchy, i nadal patrzył bez szkieł, gdy niektóre z wrogich gondoli zostały otoczone brązowawymi plamkami, jak gdyby załogi wyrzucały w kie222
runku atakujących tuziny pocisków. Ale plamki szamotały się i poruszały z własnej-woli.
„Ptaki!”
Toller, rozplątując rzemień lornetki, miał chwilę na zastanowienie. Jakie ptaki Landyjczycy mogli wysłać przeciwko ludziom? Odpowiedź nadeszła natychmiast — orły rettserskie. Odkryte w Górach Rettser w północnym Kol-corronie, miały rozpiętość skrzydeł wynoszącą ponad dwa jardy, rozwijały prędkość tak wielką, że nie można było dokładnie jej zmierzyć, i mogły wypatroszyć jelenia — albo człowieka — nieledwie w mgnieniu oka. W przeszłości nie były szkolone do polowań czy wojny, ponieważ nigdy nie można było przewidzieć ich zachowania — ale Nowi Ludzie pokazali, że gdy chodzi o zniszczenie wroga, mają mało szacunku dla własnego życia.
Pierwsze spojrzenie przez szkła lornetki potwierdziło obawy. Toller poczuł, że ogarnia go lodowaty chłód. Bezczynnie czekał na spustoszenie, jakie uczynią wielkie ptaki, naturalni władcy przestworzy, wśród jego pilotów. Wzór pierzastych smug nagle zmienił się, gdy piloci znajdujący się najbliżej statków dostrzegli zagrożenie. Sekundy płynęły powoli. Toller w pewnej chwili zdał sobie sprawę, że sytuacja pozostaje dziwnie statyczna. Spodziewał się, że orły, ze swym niewiarygodnie szybkim refleksem, zaczną niepowstrzymany atak w momencie dostrzeżenia lotników — ale ptaki pozostawały w sąsiedztwie statków, z których zostały wyrzucone.
Powiększony obraz uzyskany w lornetce ujawnił ciekawe widowisko.
Orły energicznie biły skrzydłami, ale zamiast przesuwać się do przodu, wirowały w ciasnych kołach, praktycznie nie przesuwając się ani o cal. Zdawało się, że jakaś niewidzialna siła trzyma je w miejscu. Im gwałtowniej tłukły skrzydłami, tym szybciej obracały się bez zmiany pozycji.
Toller był tak zdumiony tym fenomenem, że minęło jeszcze kilka sekund, nim zaczął rozumieć, że orły nigdy nie będą fruwać w stanie nieważkości. Przy braku grawitacji prawa rządzące uskrzydlonym lotem stawały się bezwartościowe. Dominującą siłą działającą na ptaki jest skierowany w górę ciąg skrzydeł, a bez równoważącej go masy ciała orły wprawiały się w skierowany do tyłu nieustający obrót. Inteligentne stworzenie zareagowałoby zmianą ruchu pionowego na ruch poziomy, ale orły mogły tylko młócić skrzydłami i daremnie marnować energię.
— Pech, panowie — mruknął Toller, pompując pneumatyczny zbiornik. — A teraz zapłacicie za swój błąd!
Widział balony zapalane jeden po drugim, bez strat wśród lotników. Landyjczycy już wiedzieli, że nieruchome balony płoną wolniej i przed starciem zatrzymywali statki. Przy braku ruchu powietrza wspomagającego ogień, czasami dochodziło do tego, że płomienie gasły na długo przed tym, nim cała powłoka została strawiona, i choć nie miało to wpływu na ostateczny los statku, ratowało życie załogi.
Obecność wirujących orłów nadała bitwie dziwaczny rys. Ich przerażone skrzeczenie tworzyło nieprzerwane tło dla ryku odrzutowych myśliwców, trajkotu muszkietów i huku armatek. Większość ptaków nadal wirowała, bezrozumnie trwoniąc siły, ale Toller zauważył, że niektóre uspokoiły się i dryfowały z głowami zatkniętymi pod skrzydła, jak gdyby spały. Kilka znieruchomiało z częściowo rozwiniętymi skrzydłami, co wskazywało, że są martwe; może zabił je strach.
Toller, nieskończenie wdzięczny przeznaczeniu za taki obrót wypadków, podjechał do białego roju, by wyszukać sobie jakiś cel. Po chwili zobaczył, że zbliża się ku niemu pilot z jego eskadry. Była to Berise Narrinder, szybko otwierająca i zamykająca prawą dłoń, co sygnalizowało, że chce rozmawiać. Toller, zaintrygowany, zamknął przepustnicę. Berise uczyniła podobnie i dwie maszyny dryfowały obok siebie.
— Co jest? — zapytał Toller. — Chcesz złapać ptaka na kolacje?
Berise niecierpliwie potrząsnęła głową i ściągnęła szalik pod brodę. Z jej ust buchnęła para.
— Poniżej strefy walki jest jakiś statek. Chciałabym, żeby pan rzucił na niego okiem.
Toller spojrzał we wskazanym przez nią kierunku, ale nie mógł niczego znaleźć.
— To najpewniej obserwator — powiedział. — Kazano pilotowi trzymać się z daleka od walki i wrócić do bazy z meldunkiem.
— To nie jest zwyczajny statek — upierała się Berise. — Proszę spojrzeć uważniej, lordzie. Niech pan patrzy tam, gdzie pasmo chmur przecina Zatokę Tronom.
Toller zrobił tak i tym razem dostrzegł maleńką sylwetkę statku. W stosunku do innych leżał na boku, wzmacniając przekonanie Tollera, że jego funkcją jest obserwowanie wyniku bitwy. Zastanowił się, czy ludzie na pokładzie orientują się już, że ich plan spalił na panewce.
— Nie widzę w tym niczego niezwykłego — powiedział. — Dlaczego tak się nim interesujesz?
— A oznaczenia na gondoli? Nie widzi pan błękitnych i szarych pasów?
Toller jeszcze raz spojrzał na miniaturowy kształt i zniżył lornetkę.
— Twoje młode oczy najwyraźniej są lepsze od moich. — Urwał i poczuł chłód na karku, gdy dotarło do niego pełne znaczenie słów Berise. — Błękitny i szary zawsze były barwami statków królewskich, ale czy Rassamarden je zachował?
— Dlaczego nie? Może coś dla niego znaczą. Toller z zadumą pokiwał głową.
— Mimo swych pogardliwych deklaracji zdaje się pożądać wszystkiego, co mieli dawni królowie. Ale dlaczego władca miałby ryzykować zbliżanie się do pola bitwy?
— Słyszałam, że Leddravohr często prowadził swoich żołnierzy, a on nie był Nowym Człowiekiem. — Z ust Berise wypłynęły kolejne obłoczki pary. — A co z orłami? Gdyby zrobiły to, czego się po nich spodziewano, rzeczy prawdopodobnie przyjęłyby dla nas zły obrót. Być może Rassamarden był przekonany, że będzie świadkiem słynnego zwycięstwa.
— Wasz umysł jest równie ostry jak oczy, kapitanie. — Toller obdarzył dziewczynę pełnym aprobaty uśmiechem.
— Komplementy zawsze są mile słyszane, lordzie — ale ja mam na myśli lepszą nagrodę.
— Zakładając, że to j e s t królewski statek, chcesz, byś ty miała zaszczyt zniszczenia go.
Berise nieustraszenie spojrzała mu w oczy, jej brwi ściągnęły się w jedną linię.
— Jestem pewna, że mam rację. I to ja go wypatrzyłam.
— Rozumiem twoje uczucia, ale musisz wziąć pod uwagę moje położenie. Jeżeli Rassamarden faktycznie jest na pokładzie tego statku, wszyscy powinni zostać podporządkowani zadaniu zabicia go, tym samym doprowadzając wojnę do końca. Moim obowiązkiem jest zaatakowanie tego statku za pomocą wszystkich będących w mojej dyspozycji myśliwców.
— Ale pan nie wie, czy Rassamarden tam jest. — Berise zripostowała z szybkością, która przypominała Tollerowi zatrważającą umiejętność jego żony. — Z pewnością odrywanie sił od głównej bitwy w celu ataku na pojedynczy statek, zwłaszcza taki, który w żadnym wypadku nie może nam uciec, nie byłoby rozsądnym posunięciem.
Toller westchnął z irytacją.
— Czy przynajmniej mogę ci towarzyszyć i być świadkiem twojego wyczynu?
— Dziękuję, lordzie — rzekła ciepło Berise, bez śladu tego wyzwania, które zawsze dało się słyszeć, gdy wypowiadała jego tytuł. Natychmiast sięgnęła do przepustnicy swej pomalowanej w czerwone pasy maszyny.