Toller modlił się o wybuch kryształów. Co prawda istniała możliwość, że Rassamarden został trafiony, lecz w wielkiej gondoli człowiek był małym celem, a on musiał mieć pewność, że król zginał. W tych okolicznościach w rachubę nie mogło wchodzić nic innego. Rozejrzał się poszukując Berise i zobaczył ją pędzącą ku niemu w chmurze oślepiająco białej pary. Gdy podjechała bliżej, popukał się w piersi i wskazał na statek, dając do zrozumienia, że zamierza zaatakować. Dziewczyna ściągnęła szalik i wykrzyczała coś, co zagłuszył ryk jej silnika. Jej twarz była dzika, zmieniona prawie nie do poznania. Ledwo miał czas zobaczyć, że jej chroniący przed wiatrem ekran pokryty jest siecią białych linii, gdy otworzyła przepustnicę do maksimum i zmalała w dali — kierując się prosto na plujący ogniem statek.
Toller wydał mimowolny krzyk protestu, gdy myśliwiec mknął w kierunku gondoli i gdy stało się jasne, że Berise nie ma zamiaru zmieniać kursu. Zaledwie dwie sekundy przed zderzeniem zeskoczyła z maszyny, która przeorała się przez ścianę gondoli i uderzyła w zamontowany na środku silnik. W wyniku zderzenia cała konstrukcja przesunęła się, wpadając wprost w powłokę płonącego balonu. Dźwignia przyspieszenia oderwała się i pożeglowała z furkotem, żołnierze zostali pochwyceni przez splątane liny. W chwilę później rozległ się huk kilku eksplozji — typowa pikonowo-halvellowa reakqa — i nastąpił błysk wielkiego pieniącego się zielonkawego płomienia. Toller wiedział, że teraz już prawdopodobnie nikt ze znajdujących się na pokładzie gondoli nie wymknie się śmierci.
Berise, która odbiła się na kurs tylko niewiele różniący się od kursu myśliwca, zniknęła w nieprzejrzanym wirze dymu. Toller, odrętwiały z napięcia, włączył silnik i zatoczył półkole wokół powoli wirującego chaosu. Dotarł do ciem-nobłękitnej pustki po drugiej stronie, lecz tam też nie było śladu dziewczyny. Po chwili zobaczył malejący biały pyłek, który zmieniał pozycję na tle gwiazd i srebrnych spirali. Spojrzawszy przez lornetkę stwierdził, że to Berise, płynąca może milę dalej i ciągle oddalająca się dzięki prędkości, jaką nadał jej myśliwiec.
Poleciał za nią, bojąc się, że znajdzie poszarpane wybuchem ciało. Zmniejszył prędkość i poprawił kurs. Myśliwiec zaczął kołysać się z boku na bok, gdy zbliżał się do Berise, a Toller podniósł się w strzemionach, by złapać ją za ramię i przyciągnąć do siebie. Natychmiast poznał, że dziewczyna żyje i ma się dobrze — momentalnie przejęła inicjatywę. Ustawiła się w taki sposób, że wylądowała twarzą do niego i objęła go za szyję.
Zobaczył malującą się na jej twarzy ekstazę, mimo skafandrów wyczuł drżenie i napięcie jej ciała, i w tej chwili nie pozostawało mu nic innego, jak tylko ją pocałować. Usta Berise były zimne, nawet język miała chłodny, ale Toller — mężczyzna, który wyparł się seksu — nie był w stanie opanować ogarniającego go podniecenia. Berise objęła go nogami i przytrzymywała przez cały czas trwania pocałunku, potem obiema rękami odepchnęła jego twarz od swojej.
— Byłam dobra, Tollerze? — Wydyszała. — Czy nie była to najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałeś?
— Tak, tak, ale masz szczęście, że żyjesz.
— Wiem, wiem! — Roześmiała się i podjęła przerwany pocałunek, i dryfowali tak przez długi czas, zagubieni wśród gwiazd i świetlistych wirów ich prywatnego wszechświata.
Na pokładzie statku panował spokój. Toller wykonał manewr odwracania jakieś dwieście mil poniżej strefy nieważkości i teraz statek łagodnie opadał w kierunku Overlandu. W czasie kilku następnych dni było niewiele do roboty; od czasu do czasu należało jedynie wpuszczać porcje gorącego gazu, by nadać potężnemu balonowi ciśnienie wystarczające do powstrzymania zapadania się powłoki. Niską temperaturę w pewnym stopniu łagodził zasilany kryształami palnik oraz izolacja z vellum, obecnie stosowana powszechnie do uszczelniania burt i pokładu.
Jednakże w kolistej przestrzeni gondoli nadal było bardzo zimno, i kiedy Berise zdjęła bluzę, jej sutki skurczyły się w brązowe szpice. Toller, który był już nagi i zakopany pod kilkoma warstwami puchowych kołder, zapraszająco wyciągnął rękę, ale dziewczyna zatrzymała się na chwilę. Uklękła obok niego, trzymając się jednej z poprzecznych lin, które były istotnym elementem zabezpieczenia w stanie całkowitego braku grawitacji.
— Tollerze, jesteś pewien, że tego chcesz? — zapytała. Miała na myśli to wszystko, co wiązało się z faktem, iż Toller ogłosił zamiar przedstawienia jej królowi i zamiast wracać na Overland w worku i ze spadochronem, zarekwirował statek tylko dla nich dwojga.
— Czy ociągając się dajesz mi okazję do zmiany zdania? — Uśmiechnął się i zerknął na półkule jej piersi, które unosiły się w powietrzu w sposób, który nigdy nie byłby możliwy w normalnej grawitacji. — A może wręcz przeciwnie?
Berise zakryła piersi przedramieniem.
— Myślę o lady Gesalli. To pewne, że zostanie o wszystkim poinformowana, a ja nie życzę sobie, byś później patrzył na mnie z niechęcią.
— Lady Gesalla i ja żyjemy w różnych światach — rzekł Toller. — Oboje robimy to, na co mamy ochotę.
— W takim razie… — Berise wsunęła się pod pierzyny, a Toller aż sapnął, gdy poczuł jej lodowate palce.
W ciągu następnych dni i nocy, gdy meteory błyskały wokoło, Toller na nowo odkrywał niezwykle żywotne aspekty swej istoty i uczył się doceniać rzeczy, z braku których jego życie w ostatnich latach stało się jałowe i niekompletne. Doświadczenie to okazało się nieznośnie słodkie, ale i gorzkie zarazem, ponieważ wewnętrzny głos mówił mu, że popełnia swego rodzaju samobójstwo, duchowe samobójstwo — podczas gdy wokół błyskały meteory…
INWAZJA SYMBOLÓW
Rozdział 11
W ciągu ośmiu dni, jakie minęły od czasu zniknięcia Sondeweere, Bartan Drumme wypracował sobie nowy sposób życia. Codziennie rano wychodził z domu i podejmował próby uprawiania ziemi leżącej najbliżej farmy, był to jakiś przymus, nie mógł zaniedbać roli, farmy — ale tak naprawdę interesował go jedynie zapas gąsiorów ze szkła i ceramiki, będących dla niego ostatnio źródłem pożywienia i jako takiego samopoczucia. Produkcja i konsumpcja wina zabierała mu większość dnia. Nauczył się lekceważyć takie drobiazgi jak używanie świeżych drożdży czy czekanie na sklarowanie się wina. Uważał, że to ostatnie jest bezcelowym zajęciem dla estetów, które nie ma żadnego wpływu na ilość procentów, jemu chodziło wyłącznie o alkohol.
Gdy tylko wino przestawało pracować, zlewał je, a pozostałą breję dopełniał nową partią soku wyciśniętego z owoców. Taki zaczyn w wyniku fermentacji dawał wino kwaśne i pozbawione smaku, ale metoda miała jedną decydującą zaletę — była szybka.
Najważniejsza była wydajność produkcji. Pijąc mętne mikstury często chorował, dokuczała mu biegunka, ale zdawało się to niewielką ceną za możliwość ucieczki przed poczuciem winy i za przespane noce. Dodatkowym plusem było to, że potrzebował niewiele jedzenia — podstawę jadłospisu, pozwalającego na jaką taką wegetagę, ?j J stanowiło bąbelkujące wino.
Teraz, gdy nawet rodzina Phoratere'ów opuściła Kosz, i nie miał żadnego towarzystwa. Wcale go zresztą nie szukał. Zrezygnował z wyjazdów do tawerny w Nowej Minnett. W domu miał wszystko, czego potrzebował, zatem podróże stały się nudne i pozbawione celu, z drugiej zaś strony odkrył, że jest przyjmowany bez dawniejszej życzliwości, i Sędzia Karrodall prawił mu kazania na temat picia i za[???]chowania, i w końcu spędzanie czasu w jego towarzystwie l stało się mało zabawne.