Выбрать главу

— Dziękuję ci. — Głos, jaki wydobył się z krtani Tollera, przypominał pełne bólu krakanie, i mężczyzna musiał zamrugać, by powstrzymać cisnące się do oczu łzy. — Dziękuję!

Niska ściana krateru niewiele różniła się od otaczającego terenu. Całkowity brak oświetlenia wraz z zamazującym wszystko deszczem sprawił, że wehikuł był niecałą milę od krateru, nim Toller w końcu dojrzał umocnienia.

Jak powiedziała Sondeweere, wokół krawędzi ledwo widocznej w postaci mglistoszarej elipsy ciągnęło się wysokie ogrodzenie z ciemniejszą plamą, w której domyślili się bramy. Teleskop z powodu podskoków i chybotania pojazdu był kompletnie bezużyteczny, ale po pewnym czasie Toller dostrzegł stojące za bramą co najmniej dwa podobne wehikuły. Farlandczycy, rojący się w najbliższej okolicy, wyglądali jak ruchliwe brązowe cętki.

— Musimy ominąć bramę i przedrzeć się przez ogrodzenie — powiedział do Sondeweere, odkładając teleskop. — Możesz przyspieszyć?

— Tak, ale istnieje ryzyko złamania osi na takim gruncie.

— Czyń, jak uważasz, ale pamiętaj, że jeżeli nie przejedziemy przez ogrodzenie, nie pojedziemy już nigdzie.

Toller odwrócił się do pozostałych i natychmiast poznał, że właśnie doświadczają utraty pewności siebie, czegoś, co widywał wiele razy w czasie płynących niemiłosiernie wolno ostatnich minut przed bitwą. Twarz Bartana była tak blada, że prawie świeciła w ciemności, i nawet Berise i Wraker, biegli w sztuce zabijania na odległość, milczeli ponuro. Jedynie Zavotle, zajęty sprawdzaniem muszkietu, nie wyglądał na zdenerwowanego.

— Nie próbujcie planować niczego naprzód — powiedział im Toller. — Wierzcie mi, że wasze miecze same zrobią wszystko, co będzie konieczne. No, zrzućmy tę plandekę.

W ciągu kilku sekund szorstki materiał oddzielający skrzynię od zewnętrznego świata został ściągnięty i wyrzucony z niebezpiecznie kołyszącego się wehikułu. Zimny deszcz zawirował wokół cienko ubranych postaci.

— Warto pamiętać o jeszcze jednym — Toller zerknął na zaciągnięte chmurami niebo i skrzywił się z przesadną odrazą. — Wszystko jest lepsze od życia w takim przeklętym miejscu i powolnego zamieniania się w rybę.

Śmiech był głośniejszy, niż na to zasługiwała jego uwaga, ale Toller dawno już nauczył się, że w żołnierskim humorze nie ma miejsca na subtelności, i był zadowolony, że między nim a załogą został przerzucony istotny psychologiczny most. Wyciągnął miecz i stanął za plecami Sondeweere, patrząc nad dachem kabiny.

Wehikuł ruszył skosem w kierunku krawędzi krateru. Toller zobaczył, że ogrodzenie zrobiono z podobnych do włóczni metalowych prętów, połączonych poprzeczkami z mocnymi filarami. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie kazać Sondeweere, by zwiększyła prędkość, lecz przypomniał sobie, że ona zdecydowanie lepiej od niego orientuje się w arkanach mechaniki. Z komina strzelił snop pomarańczowych iskier, gdy ciężki wehikuł z rumorem zjeżdżał ze szczytu wzniesienia. Daleko po lewej stronie Toller zobaczył biegnących Farlandczyków, a w dali za nimi widniały pewne nierówności terenu, co wskazywało, że roboty drogowe są prowadzone zaledwie milę dalej.

— Trzymać się! — wrzasnął i złapał dach kabiny, gdy wehikuł uderzył w ogrodzenie.

Cała sekcja została zdarta ze słupów i przewróciła się do środka, ale dźwięk zderzenia zmieszał się z zatrważającym charczeniem silnika i syczącą eksplozją. Ze zbiornika trysnęły kłęby gorącej pary, na chwilę spowijając wszystko białym całunem, potem wehikuł stoczył się do okrągłego obniżenia, w środku którego znajdował się symbonicki statek. Stał na kamiennej podmurówce otoczonej fosą.

Toller wcześniej próbował go sobie wyobrazić, ale kompletnie nie był przygotowany na widok prawie gładkiej metalowej kuli, podtrzymywanej przez trzy pałąkowate nogi zakończone okrągłymi podkładkami. Kula miała dobre dziesięć jardów średnicy i krąg iluminatorów w górnej części, ale nie było widać ani śladu wejścia.

Niestety, Toller zobaczył nie tylko ucieleśnienie swych marzeń, ale również odzianych na brązowo Farlandczyków, którzy przypadkiem znajdowali się w pobliżu wyrwy w ogrodzeniu i teraz biegli ku pojazdowi. Chociaż wehikuł zjeżdżał po skłonie, gwałtownie tracił szybkość, czemu towarzyszył nieustanny metaliczny rumor, i Farlandczycy z łatwością przecięli jego kurs. Wyglądali jak groteskowe karzełki, gdy podskakiwali na klocowatych nogach. Spod odrzuconych w tył kapturów ukazały się łyse czaszki. Toller poczuł, że żołądek kurczy mu się raptownie, gdy zauważył, że nie mają broni.

— Stać! — krzyknął mimowolnie, gdy dwóch obcych dopadło wehikułu. Jeden odbił się i złapał za burtę, podczas gdy drugi zajął się kabiną, wyciągając potężną łapę po Sondeweere. Toller z rozmachu ciął w niczym nie chronioną głowę — szabla rozszczepiła ją niemal na dwoje — i napastnik upadł bez jęku, tryskając krwią niczym fontanna.

Drugiego, który próbował wciągnąć się na burtę, Wraker ciął mieczem po gardle. Obcy zniknął z pola widzenia, ale jego palce nadal uparcie zaciskały się na drewnianej krawędzi. Wraker i Berise odrąbali większość z nich, nim wreszcie Farlandczyk odpadł od boku pojazdu. Znieruchomiał w trawie, ale ku zdumieniu Tollera ten z rozłupaną czaszką był znów na nogach. Zrobił kilka chwiejnych kroków, nim w końcu upadł na kolana i przewrócił się na ziemię.

„Trudno ich zabić”, pomyślał Toller. „Te ludziki mogłyby powalić gigantów…”

Wehikuł zagrzechotał i zatrzymał się, spowity dymem i mgłą. Toller zerknął w kierunku bramy na krawędzi krateru i zobaczył, że inni Farlandczycy pędzą gromadnie w dół skłonu. Przyćmione błyski powiedziały mu, że ci są uzbrojeni. Wziął muszkiet, przełożył nogę przez burtę pojazdu i zeskoczył na ziemi?. Towarzysze podążyli za nim.

Sondeweere, nie obciążona bronią, pierwsza dopadła prostego drewnianego mostu. Toller i pozostali pognali za nią, czując, jak grube bale trzęsą się pod ich stopami. Gdy Sondeweere zbliżyła się do statku, prostokątny fragment z boku kuli odchylił się na zawiasach na zewnątrz. Toller wyhamował z poślizgiem i podniósł muszkiet.

— Nie strzelaj! — krzyknęła Sondeweere. — Otworzyłam drzwi. Zaraz opuści się drabinka albo… albo… — Do jej głosu zakradła się dziwna nuta niezdecydowania.

Toller, podążając wzrokiem za jej spojrzeniem, zauważył poniżej wejścia puste metalowe uchwyty. Przez chwilę jego żołnierski umysł dorównywał jej umysłowi i Toller zrozumiał, że do statku normalnie wchodziło się po wysuwającej się z luku drabince. Ktoś zastosował prosty i skuteczny środek ostrożności: wymontował ją, przez co wejście stało się jednako niedostępne tak dla głupca, jak geniusza. Dolny skraj luku znajdował się na wysokości co najmniej dwunastu stóp nad poziomem gruntu, w dolnej połowie kuli, i dla przeciętnego Farlandczyka wysokość ta stanowiła rzeczywiście przeszkodę nie do pokonania. Ale dla ludzi…

— Przeprowadź pojazd przez most! — krzyknął Zavot-le. — Możemy wspiąć się po nim.

— Nie dam rady go uruchomić — odpowiedziała Sondeweere. — A ten most i tak jest za słaby.

— Dosięgniemy drzwi! — zawołał Toller, kładąc broń na kamieniach. — Sondeweere, to logiczne, że ty musisz pójść pierwsza. Staniesz na moich ramionach. Chodź!

Rzucił okiem na nadciągających Farlandczyków, potem skinął na Zavotle'a, Wrakera i Berise.