“Człowiek może cale lata żyć pogodzony z ukrytym wstydem, z hańbą, o której nikt inny nie dowie się… Ale przychodzi dzień kiedy musi się zapłacić za wszystko. Więc płacę!”.
Na trzeciej kartce tylko kilka słów napisanych szeroko i z rozmachem tak, że zajmowały niemal całą jej powierzchnię:
“Nie tchórz, ale silny wybiera śmierć w chwili poniżenia!”.
– Chodźmy – powiedział Joe. – Te stosy papierów muszą zaczekać. Ale to zabierzemy z sobą. To chyba nie jej pismo, ale mogę się mylić.
Zajrzeli do łazienki z flakonami i słoiczkami równo poustawianymi na szklanej półce nad umywalką.
– Bardzo schludna i pedantyczna była ta śliczna panna Mapleton… – mruknął Parker – a powiadają, że piękne dziewczyny bywają roztrzepane.
– Chodźmy – powiedział Alex. – Czy masz tę kopertę? Parker skinął głową.
– Daj mi ją na parę minut… Joe wsunął kopertę do kieszeni.
– Co teraz? – zapytał Parker. – Nie pamiętam, abym był kiedykolwiek tak zagubiony… Szczerze mówiąc, zupełnie nie wiem, co powinniśmy teraz zrobić ani z kim mówić, a tym bardziej o czym.
– Myślę, że nie pozostaje nam nic innego, jak porozmawiać z osobą, z którą Grace przebywała ostatnio niemal bez przerwy, to znaczy jej chlebodawczynią. Amanda jest bystrą i spostrzegawczą młodą kobietą. Widać to na milę z jej książek. Są tam pewne małe, znakomite szczególiki, takie podpatrzone codzienne drobiazgi, które… ale mniejsza o to. Myślę, że zapukamy cicho do niej.
– Czy nie jest u pani Wardell?
– Jeżeli jest tam jeszcze, porozmawiamy z kim innym.
XXIV Kto ją zaprosił?
Alex ruszył cicho wzdłuż krużganka, po niedostrzegalnym niemal wahaniu minął drzwi pokoju pani Wardell i poszedł dalej. Pokój Amandy był ostatni przed zakrętem.
Joe uniósł zgięty wskazujący palec i cicho zapukał. Niemal natychmiast drzwi otworzyły się.
– Będziemy w sali, gdzie stoją zbroje… – szepnął – Jeżeli możesz, przyjdź tam na chwilę.
Amanda bez słowa skinęła głową, przełożyła klucz z wewnętrznej strony zamka do zewnętrznej, wyszła z pokoju i ruszyła od razu za nimi.
Parker przepuścił ją w drzwiach. Weszli. Joe wskazał jej miejsce na ławie i usiadł po przeciwnej stronie stołu.
Oczy Amandy powędrowały mimowolnie w stronę makaty.
– Czy ona tam jest?
– Tak. – Parker bezradnie rozłożył ręce – ale wkrótce przyjedzie policja, lekarz sądowy i służby techniczne, fotografowie, specjaliści od odcisków palców i inni. Kiedy skończą pracę, odjadą i zabiorą z sobą ciało.
– To straszne – Amanda przymknęła oczy, ale zaraz otworzyła je i spojrzała na Alexa. – Czy… czy panowie już wiecie?
– Nie. – Joe potrząsnął głową. – Nie wiemy, kto ją zabił. Dlatego chcieliśmy pomówić z tobą przez chwilę, jeżeli czujesz się na siłach.
Skinęła głową. Parker chrząknął i rozpoczął półgłosem:
– Abstrahując od tego, że nie wiemy kto i w jaki sposób mógł dokonać tej zbrodni, wiemy, że zwykle zabija ktoś, kto wierzy, że nie ma innego wyjścia. Morderstwo niesie z sobą wielkie ryzyko i tragedię także dla mordercy, jeśli zostanie odkryty. Dlatego zawsze szukamy motywu. Szukamy kogoś, kto miał niezwykle ważną przyczynę, żeby pozbawić swą ofiarę życia. Czasem jest to zemsta, czasem żądza zysku, albo konieczność usunięcia drugiego człowieka z drogi mordercy. Dlatego pytamy, kto i dlaczego chciał go usunąć? Zwykle, choć nie zawsze, odpowiedź na to pytanie przybliża nas do prawdy. Oczywiście, czasem ktoś zostaje zabity przez omyłkę albo pada ofiarą szaleńca. A bywa i tak, że nie zabił ten, który miał motyw, lecz ktoś drugi, mający motyw równie mocny lub mocniejszy. W każdym razie, w dziewięćdziesięciu dziewięciu wypadkach na sto, rozwiązanie zagadki zabójstwa ukryte jest w życiorysie zabitego. Ponieważ stykała się z nią pani na co dzień, chciałbym zapytać, czy nie dostrzegła pani niczego, co mogłoby mieć związek z moim przydługim wykładem?
Amanda zastanawiała się przez chwilę.
– To dziwne – powiedziała – ale jeżeli mam być szczera, niewiele o niej wiem. Przyjechała do Londynu z prowincji, z jakiegoś małego miasteczka w środkowej Anglii, ukończyła kurs stenografii, obsługi komputerów i oczywiście, pisania na maszynie. Robiła to wszystko wspaniale, w dodatku miała doskonałą pamięć i wrodzone chyba poczucie ładu. W każdym miejscu, gdzie była, panował idealny porządek…
Amanda umilkła na chwilę, położyła trzymany w ręce klucz na stole i przez chwilę okręcała go wolno wokół osi.
– To było niesamowite! Nie mogłam tego pojąć i chociaż spędzałam z nią co dnia wiele godzin, nigdy nie zdobyłam się na to, żeby ją zapytać.
– O co zapytać? – Parker uniósł brwi – przecież młode kobiety lubiące porządek zdarzają się dość często, prawda?
Amanda spojrzała na niego zdumionymi, szeroko otwartymi oczami.
– Czy pan mówi serio, panie komisarzu?
– Nie rozumiem pani?
– Może niewiele widziałam – powiedziała Amanda cicho – ale to była najładniejsza dziewczyna, jaką widziałam w życiu! Ludzie przystawali na ulicy, kiedy z nią szłam, na pewno nie dlatego, że to mój widok zamieniał ich w słup soli. Natura tworzy ładne, a nawet piękne kobiety, ale zawsze dodaje im jakąś skazę, za krótkie nogi, za małe piersi, blisko osadzone oczy, czy cokolwiek innego. Grace była bez skazy! I czy dziwi mi się pan, że nie mogłam pojąć dlaczego ta wspaniała dziewczyna, która mogłaby sobie bez najmniejszego wysiłku okręcić wokół małego palca niemal każdego mężczyznę, który by na nią spojrzał, lub wyjść wspaniale za mąż, albo robić karierę na sto dostępnych jej sposobów, przesiedziała parę lat za biurkiem w pokoiku przed gabinetem pana Quarendona, a później niemal zamieniła się w moją niewolnicę, wychwytując, notując i porządkując wszystkie moje narwane pomysły?… W dodatku, w ogóle nie interesowała jej literatura kryminalna. Przepisując była przecież moją pierwszą czytelniczką. Nie reagowała emocjonalnie. Jej uporządkowany umysł odrzucał po prostu wszystkie komplikacje konieczne w takiej powieści, chociaż bardzo chciała być użyteczna i mieć jakieś krytyczne uwagi. Poza tym, była niezastąpiona… Może to okropne, co powiem. Wiem, że umarła i bardzo mi jej żal, tym bardziej, że okoliczności są takie przerażające. Ale zanim panowie zapukaliście, stałam pośrodku pokoju i myślałam jak mała, podła egoistka, że sama nie wiem, co bez niej zrobię. Wiem, że to ohydne, co mówię, ale zżyłam się z nią bardzo… Zamilkła.
– Jeszcze jedno, banalne pytanie, które musimy zadać – Parker westchnął – czy nie zauważyła pani niczego szczególnego? Niczego, co wydawałoby się pani w jakikolwiek sposób dziwne podczas dzisiejszego wieczoru?
– Nie… jeśli nie brać pod uwagę pani Wardell. Ona była przez cały czas dziwna. Rozmawiałam z nią dłuższą chwilę, kiedy siedziała tam sama pod oknem… mówiła rzeczy przedziwne, jak gdyby nie istniała dla niej granica pomiędzy życiem a śmiercią. Kiedy byłam u niej w pokoju niedawno, nadal tak mówiła. Ale to było okropne, bo łączyła śmierć Grace z tą umarłą setki lat temu niewierną żoną pana De Vere. Słuchaj, Joe? Przecież ona znalazła martwą Grace! Czy to niemożliwe, że ona właśnie…
Alex potrząsnął głową.
– Nie chcę wchodzić w szczegóły, Amando, bo przeżyłaś dziś w nocy dosyć, ale zabójstwa dokonano w taki sposób, że nie mogła go popełnić wątła, stara, krucha kobieta. Mam jeszcze jedno pytanie: jak powstała lista zaproszonych gości? Czy to ty wytypowałaś osoby, które chciałaś tu widzieć, czy pan Quarendon się tym zajął?
– Pan Quarendon przyjechał tu kilka tygodni temu i zaczął z nami omawiać swój pomysł, proponując różne rozwiązania. Grace nie było przy tej rozmowie… nie pamiętam już dlaczego, ale musiała być czymś zajęta. Rzucaliśmy różne mniej albo bardziej zabawne projekty, w końcu zaczęliśmy omawiać listę gości. Quarendon nie chciał, żeby działo się to wszystko pod okiem telewizji i grupy dziennikarzy. Powiedział, że zepsują nastrój takiej nocy. Zgodziłam się z nim od razu. Wypisaliśmy wspólnie nazwiska kilku osób, a pozostałe mieliśmy omówić przy następnym spotkaniu.