Выбрать главу

– Czy pani Wardell była na tej pierwszej liście?

– Nie. Jestem pewna, że nie. Po tygodniu Frank pojechał na parę dni do Londynu i wrócił z dodatkową listą zaproponowaną przez pana Quarendona. Była na niej pani Wardell, Jordan Kedge i Dorothy Ormsby. Byłam szczęśliwa, bo szczerze mówiąc, chciałam, żeby było jak najmniej osób. Wiesz przecież, że Quarendonowi chodziło wyłącznie o jakiś wielki, nowy projekt reklamowy jego książek. My wszyscy i ten zamek, mieliśmy być tylko tłem.

– Tak… – Alex sięgnął do tylnej kieszeni jeansów i wyciągnął kopertę. – Czy możesz mi powiedzieć, kto to napisał? – Wyjął z koperty trzy złożone kartki i podał je Amandzie.

Zerknęła na tekst pierwszej, później odłożyła ją i spojrzała na dwie pozostałe, trzymając je w obu rękach.

– To moje pismo – powiedziała – na wszystkich trzech kartkach.

– Sprawiają wrażenie pospiesznie zapisanych samobójczych rozważań…

– Tak, oczywiście, masz słuszność – jeszcze raz przebiegła oczyma po tekście i położyła kartki na stole. – Pierwsza jest sprzed miesiąca, druga nieco późniejsza, a trzecią zanotowałam kilka dni temu… To fragment samobójczego listu w mojej nowej książce. Krótko mówiąc, list ma być pozornie prawdziwy, ale kilka zwrotów wzbudzić musi podejrzenia detektywa… może nawet jedno zdanie, ale takie, którego właśnie ten samobójca nie mógłby napisać… fałszywie brzmiące. Ten list musi być bardzo sprytny, w pewien sposób oprze się na nim akcja, bo początkowo wszystko ma sprawiać wrażenie śmierci na skutek samobójstwa i dopiero od tej chwili zacznie się pozornie absurdalne dochodzenie, które oczywiście okaże się słuszne i doprowadzi do ujęcia mordercy.

– I dawałaś te i podobne kartki Grace?

– Tak. Ona wprowadzała je do komputera, a później, kiedy nadchodził czas pisania tych stron, miałam sporo surowego materiału, którym mogłam się posłużyć. Jak wiesz, czasami takie małe rzeczy przychodzą do głowy nawet na spacerze i muszą czekać, póki nie znajdzie się dla nich miejsce w książce.

– Oczywiście. A po wprowadzeniu do pamięci komputera Grace przechowywała je nadal?

Amanda potrząsnęła głową.

– Nie. Po co? Przecież są później zupełnie zbyteczne. Takich kartek z fragmentami tekstu dawałam jej czasem po kilkanaście dziennie. Komputer jest wspaniały do tego, a archiwizowanie moich bazgrołów byłoby zupełnie bezsensowne.

– Te trzy kartki pochodzące z okresu niemal miesiąca, jak powiedziałaś, znaleźliśmy razem w jej pokoju.

– To dziwne, ale może wiedząc, że myślę o tym, chciała je zebrać razem i zakodować obok siebie? Nie znam się na komputerach.

– Ale tę kopertę znaleźliśmy w jej szafie, ukrytą pod jej bielizną…

– Pod bielizną?! – powiedziała cicho Amanda.

– Przyszła mi nagle do głowy absurdalna myśl – powiedział Alex niemal pogodnie – że każdą z tych kartek, napisanych twoją własną ręką, można byłoby położyć obok twojego ciała… zupełnie tak, jak to planujesz w swojej książce.

Amanda Judd uniosła wzrok i spojrzała Alexowi prosto w oczy.

– Nie wiem, co miałeś na myśli mówiąc to – powiedziała niemal szeptem – ale chciałabym ci zwrócić uwagę, że to ja żyję, a biedna Grace umarła.

Parker, który siedział w milczeniu przyglądając się jej, dostrzegł, że palce Amandy zacisnęły się niemal spazmatycznie na kluczu.

– To prawda – Alex skinął głową. – Wyobraźnia ponosi mnie i plotę głupstwa. Przepraszam cię.

– Wszyscy mamy wyobraźnię i jesteśmy ofiarami jej igraszek. Nie przepraszaj mnie, bo naprawdę nie ma za co.

Joe wstał, a Parker podniósł się wraz z nim.

– Dziękujemy pani – Parker skłonił się. – Ta noc skończy się wkrótce. Obyśmy mogli równie prędko zamknąć tę sprawę!

– Czy… czy ma pan nadzieję, że tak się stanie?

– Na razie, tylko nadzieję. Nic więcej.

– A ty, Joe? – jej ciemne, inteligentne oczy przesunęły się ku twarzy Alexa.

– To wszystko jest bardzo zagmatwane… – odpowiedział niepewnie – i sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. Doszedłem do pewnego wniosku, który wydaje mi się zupełnie absurdalny, ale innego nie widzę.

Amanda w milczeniu skinęła głową i ruszyła ku drzwiom.

– Czy odprowadzić cię do pokoju? – zapytał Alex obchodząc szybko stół.

Powstrzymała go ruchem ręki. Wyszła. Parker położył mu dłoń na ramieniu.

– Jaki wniosek, Joe? Chyba nie przesłyszałem się?

– Nie przesłyszałeś się.

– Czy to znaczy, że w tym upiornym absurdzie, zobaczyłeś… Alex położył palec na ustach. Parker urwał. Dopiero wtedy Joe powiedział:

– Zobaczyłem w tym upiornym absurdzie twarz pani Wardell i pojąłem, że muszę jej zadać jedno krótkie pytanie.

– Chodźmy – powiedział Parker.

XXV Motyw

Przystanęli. Parker pochylił się i przyłożył oko do dziurki od klucza.

– Na szczęście, światło pali się… – szepnął – mam nadzieję, że nie śpi.

– Nie pukajmy – Joe pochylił się do jego ucha. – Uchylę lekko drzwi i zajrzę. Jeżeli nie śpi, zadam jej to jedno pytanie. Jeżeli śpi, będę musiał ją obudzić. Wiem, że jest stara i wyczerpana, ale muszę ją zapytać, Ben! Muszę zapytać ją teraz! Jej odpowiedź to klucz do całej zagadki.

Nacisnął lekko klamkę. Drzwi ustąpiły. Alex ostrożnie wsunął głowę do pokoju.

Pani Wardell siedziała przy niewielkim stole pośrodku pokoju. Zawieszona pod sufitem lampa rzucała światło na jej twarz, na pół widoczną, gdyż głowę miała odchyloną do tyłu, jak gdyby zanosiła się bezgłośnym śmiechem.

Parker pociągnął nosem i czybko podszedł do niej, odsuwając Alexa na bok. Joe także zbliżył się i przez chwilę stali bez słowa, Pokój przepełniała woń gorzkich migdałów.

– Kwas pruski… – powiedział półgłosem Alex. Cofnął się ku drzwiom i zamknął je cicho. Jego przyjaciel ujął odruchowo jedną ze szczupłych rąk siedzącej i niemal natychmiast położył ją na poręczy fotela.

– Zupełnie zimna. Niewiele w niej było życia, a to musiało podziałać piorunująco… – rozejrzał się, później skierował spojrzenie na stół. – Widzisz? To chyba to… – wskazał palcem niewielki flakonik zatkany szklanym korkiem. – Brakuje połowy zawartości! Ale… – cofnął się i obszedł fotel. Pod zwisającą przez poręcz fotela prawą ręką umarłej leżała na dywanie przewrócona szklanka. Parker pochylił się nisko… – Tak, tu był ten kwas. Wlała do szklanki trochę wody, a później dodała połowę zawartości fiolki, zatkała ją korkiem i dopiero wtedy wypiła. Alex potwierdził skinieniem głowy.

– Na stole leży kartka, a przy niej długopis… – powiedział. – A tu książka z wsuniętą między kartki kopertą…

– Starajmy się niczego nie dotykać – szepnął Parker. Pochylili się nad stołem. Karta papieru leżąca obok fiolki z trucizną pokryta była równym, nieco staromodnym pismem, którego uczono z uporem w szkołach dla dziewcząt z dobrych domów jeszcze za czasów króla Jerzego Piątego.

“Drogi Mr. Parker,

jest mi bardzo przykro, że muszę moim postępowaniem sprawić Panu nieco kłopotu. Ale po prostu nie mogę dociekać się połączenia z nimi: z moim ukochanym mężem, najdroższą moją córką i mym jedynym wnukiem. Zresztą, oszczędzę Panu także nieco trudu, bo wiem, że w końcu Pan albo Pan Alex, musielibyście pojąć całą prawdę, a mówiąc szczerze, nie całą, bo nie dowiedzielibyście się nigdy, dlaczego Grace Mapleton umarła.