Выбрать главу

Ale chociaż nasuwało się jeszcze sto pytań, wiedziałem, że nie wolno mi uznać żadnej odpowiedzi, która wyklucza winę Harcrofta. Albowiem nie istniała żadna inna fizyczna możliwość zamordowania Grace Mapleton tej nocy. Musiałem więc zastosować ciągi logiczne odwracające to, co mi powiedziano. Zadałem sobie pytanie: Jeżeli doktor Harcroft zabił Grace Mapleton, to czy pani Wardell mogła widzieć ją nieżywą? Oczywiście, nie. Więc dlaczego pani Wardell po powrocie zemdlała? Logiczna przyczyna była tylko jedna: żeby umożliwić Harcroftowi wybiegnięcie po walizeczkę i zamordowanie Grace Mapleton!

A więc, ponieważ jedynym mordercą mógł być tylko Harcroft, a zabić mógł jedynie wówczas, gdyby udało mu się samemu opuścić na kilka minut jadalnię, pani Wardell musiała być jego wspólniczką! Mało tego, wspólniczką, która stworzyła mu równocześnie żelazne alibi! Przecież nikt w świecie nie posądziłby go o popełnienie zbrodni, skoro pani Wardell widziała martwą Grace przed jego wyjściem z jadalni, z której od początku konkursu nie wyszedł dotąd ani na sekundę! Było to genialne, absolutnie genialne! Ale dlaczego? Co mogło łączyć parę tak różnych osób?

Tu był klucz tajemnicy.

Odwiedziliśmy więc panią Wardell w jej pokoju. Chciałem jej zadać tylko jedno pytanie: Jak wyglądała zamordowana Grace Mapleton? Byłem oczywiście pewien, że nie potrafi mi odpowiedzieć. Wiedziałem, że Grace musiała zginąć po powrocie pani Wardell do jadalni. Sądziłem, że później wydobędę od niej choćby część prawdy… Lecz pani Wardell ułatwiła nam bardzo nasze zadanie. Popełniła samobójstwo przed naszym nadejściem i pozostawiła list… W liście tym znalazłem motywy: Grace Mapleton była szantażystką, twardą i bezwzględną, która ze swego wspaniałego ciała uczyniła sidła do chwytania bogatych ludzi nie mogących narazić się na kompromitację… Dowodami były nie budzące wątpliwości intymne zdjęcia, listy i nagrane rozmowy telefoniczne. Wnuk pani Wardell nie wytrzymał tej sytuacji i popełnił samobójstwo. Ale najwięcej do myślenia dawało to, że pani Wardell swój list napisała przed przyjazdem tutaj! A więc musiał istnieć gotowy, precyzyjny plan. Biedna staruszka nie zdawała sobie zapewne sprawy, że w ten sposób demaskuje innych… A przede mną stanęły inne pytania. Doktor Harcroft musiał być wspólnikiem starej damy i można było domyśleć się przyczyny. Jest znanym lekarzem, ma żonę i dwóch synów, rozległą praktykę… Bywając u pana Quarendona musiał stykać się z jego osobistą sekretarką. Zresztą, ktokolwiek widział Grace Mapleton, wie, że trudno jej było nie zauważyć. Jeżeli przyjmie się, że Harcroft był dla niej idealną potencjalną ofiarą, reszty można się domyśleć. Ale zapewne był zbyt mądry, aby wierzyć, że sytuacja taka może trwać wiecznie. Szantażysta zwykle żąda coraz więcej… A poza tym, zawsze istnieje szansa, że prawda może wyjść na jaw. Harcroft jest człowiekiem silnym i był doprowadzony do rozpaczy… dlatego przyjął pańskie wyznanie ze zrozumieniem, a później zaakceptował pański plan.

– Co? – powiedział Tyler – Mój plan?

– No tak – Alex skinął głową, jak gdyby chodziło o zupełnie zdawkową wiadomość. Przecież od razu było jasne, że główną sprężyną tego wszystkiego był pan.

– Czy pan oszalał?

– Oszczędźmy sobie wyzwisk, póki nie skończę. Jeżeli znajdzie pan jakąś lukę w moim rozumowaniu i okaże się, że plotę głupstwa, przeproszę pana z całego serca…

Parker z wolna uniósł się z miejsca, obszedł stół i stanął zasłaniając sobą drzwi do korytarza.

– Jest pan na pewno geniuszem – powiedział Alex – gdyż był to nieprawdopodobny plan i naprawdę wszystko mogło się udać. Ale nie jest pan geniuszem matematycznym…

Zawiesił na chwilę głos, jak gdyby oczekując pytania, ale Frank Tyler milczał wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczami.

– Otóż cofnijmy się do naszego konkursu… – powiedział Alex. – Pani Wardell przyjechała tu wiedząc, że Grace Mapleton zostanie zabita. Mam to na piśmie. Musiała więc wiedzieć, że odegra swoją rolę w zabójstwie. Na czym polegała ta rola? Powiedzieliśmy już: na umożliwieniu Harcroftowi opuszczenia jadalni i stworzeniu mu alibi przez stwierdzenie, że Grace nie żyła zanim wyszedł. Ale czy tylko? Być może, pomogła mu skrócić czas nieobecności kładąc na stole klucz do pokoju Grace, a obok niego walizeczkę medyczną, którą mogła wziąć z pokoju doktora. Wówczas Harcroft wbiegłby na górę, chwycił klucz, wszedł do pokoju Grace i wybiegł stamtąd pozostawiając klucz w drzwiach; i zbiegł z walizeczką na dół. Zarobiłby na tym kilkadziesiąt bezcennych sekund…

Odetchnął i ciągnął dalej.

– Zanim dojdę do najważniejszego, pomyślmy o kluczu. Jeśli powstał tak precyzyjny plan zabicia Grace, czy można przypuszczać, że morderca mógłby nie mieć klucza? A przecież Dorothy Ormsby po wejściu do Grace, zamknęła ponownie drzwi na klucz wychodząc i zgodnie z instrukcją włożyła klucz do garnka w kominku, żeby mógł go tam znaleźć następny z biorących udział w konkursie. Wyobraźmy teraz sobie panią Wardell, która wie, co się za kilkanaście minut musi stać, a nie ma klucza i stara się rozpaczliwie odgadnąć kolejne dwuwiersze, żeby go znaleźć! Nie, panie Tyler! Harcroft i Wardell nie mogli nawet marzyć o wypełnieniu swego planu, gdyby nie wiedzieli, gdzie tego klucza szukać! A kto mógł im powiedzieć? Jedna jedyna osoba, pan! A kto mógł powiedzieć Harcroftowi, że zastanie Grace leżącą na wznak z zamkniętymi oczami, a w zasięgu ręki miecz, którym zdąży ją przebić, zanim dziewczyna zdoła się poruszyć?… Przecież nie wiedząc o tym wszystkim Harcroft nigdy by nie pędził jak wicher po schodach. Musiał dokładnie wiedzieć, ile mu to zajmie czasu. I musiał oczywiście mieć pod ręką ten klucz! Ale sądzę, że klucz pozostawiła mu w umówionym miejscu pani Wardell…

A teraz sprawa, która byłaby nawet zabawna, gdyby wolno było w tej chwili użyć tego słowa. Otóż cały plan Harcrofta i Wardell musiał być, oczywiście, oparty na tym, że wyruszy ona jako przedostatnia, powracając zemdleje, a Harcroft będzie miał absolutne alibi, ponieważ byłby wylosowany jako ostatni, gdyby nie przerwano konkursu. Oznacza to, że aby plan mógł się spełnić musieli oni mieć kolejne numery 8 i 9. Oczywiście mieli! Może pan powiedzieć, że to przypadek, ale pamiętajmy, że ich precyzyjny plan tego właśnie wymagał. A czy pan wie, jaka była przypadkowa szansa takiego układu przy losowaniu?…

Czekał przez chwilę na odpowiedź. Tyler milczał. – Tak potrafią wprowadzać ludzi w błąd małe liczby… – westchnął Joe – Otóż gdyby urządzał pan taki konkurs codziennie, to szansa przy losowaniu dziewięciu liczb, że pani Wardell będzie ósma, a pan Harcroft dziewiąty, wystąpi przeciętnie raz na piętnaście lat! Czy chce mi pan wmówić, że ludzie ci przyjechali tu licząc na taką szansę?… Ale plan ten naprawdę miał elementy genialności. Muszę to panu przyznać. Wymyślił pan konkurs, w którym ofiara czeka samotnie na górnym piętrze za drzwiami i pośród grubych murów, a gdyby nawet krzyknęła, czy próbowała się bronić, to przecież od paru godzin wszyscy obecni słyszeli krzyki, wycia, jęki, łoskot i sto innych manifestacji gwałtownej śmierci… I któż nie wtajemniczony mógłby pojąć, dlaczego Grace zginęła? Żadna z ofiar nie pisnęłaby nawet. Gdyby nie to, że pani Wardell zapragnęła połączyć się ze swymi ukochanymi zmarłymi, nie wiedziałbym, że Grace Mapleton to twarda, bezwzględna szantażystka! Powinien był pan zwyciężyć!… Ale jest jeszcze jedno ważne pytanie: dlaczego chciał się jej pan pozbyć? Najprościej byłoby powiedzieć, że wpadł pan jak inni i nie chciał pan, żeby Amanda dowiedziała się o pańskim romansie z jej sekretarką… Ale myślę, że to nieprawda. Grace Mapleton była twardą, pedantyczną osobą, o bardzo silnym, jak sądzę, charakterze i małej wyobraźni. Znalazłem w jej szafie ukryte trzy fragmenty tekstów pisane ręką Amandy, wszystkie one nadawałyby się doskonale jako listy samobójcze leżące przy zwłokach… Nie jestem oczywiście pewien tego, co mówię, ale wydaje mi się, że to było tak: poznaliście się bardzo wcześnie, nie wiem, czy Grace była pańską żoną, czy nie, ale nie to jest ważne. Byliście parą bardzo młodych ludzi, którzy przybyli do Londynu, żeby zwyciężyć. Może zdziwi się pan, ale myślę, że ona kochała pana, tylko pana właściwie, i nie przestała kochać… Różnie wam się powodziło. Nie wiem, czy to ona poleciła pana, będąc już sekretarką, panu Quarendonowi, a może to pan zaczął tam robić okładki i wciągnął ją? Nie jest to ważne. Zaczęliście powoli gromadzić pieniądze: z pracy, z pańskich okładek, z szantażu… bo nie ulega dla mnie wątpliwości, że to pan robił te zdjęcia. A kiedy Amanda Judd zaczęła robić gwałtownie karierę, znaleźliście się nagle u jej boku… I tu chyba Grace, która nie miała zbyt wielkiej wyobraźni, popełniła błąd. Amanda zdążyła już zarobić masę pieniędzy, a pan oczywiście byłby jej spadkobiercą… Myślę, że Grace uznała, że wystarczy wam to do szczęścia i Amanda musi zniknąć… Nie wiedziała tylko, że pan, Franku Tyler, myśli coś wręcz przeciwnego. Rozmawiając dziś w południe z panem na wieży, miałem wrażenie, że jest pan zupełnie szczery. Jest pan przecież w końcu nie tylko wspólnikiem szantażystki, ale także artystą. Te okładki zaczęły pana wciągać, inteligencja Amandy zafascynowała pana… zaczął pan rozumieć, że życie z nią… uczciwe życie, to coś nieskończenie lepszego niż życie z Grace Mapleton, w dodatku okupione zbrodnią… Kiedy pan to zrozumiał, Grace Mapleton była skazana. Ten jubileusz stał się zupełnie fantastyczną okazją. Znając przecież wszystkie ofiary Grace, mógł pan znaleźć wykonawcę czy wykonawców swoich planów. A najładniejsze było to, że pan jeden miałby tu absolutne alibi, niewinny jak dziecko, obecny bez przerwy w jadalni na oczach wszystkich, kiedy los Grace dobiegał kresu…