Выбрать главу

Alex mimowolnie uśmiechnął się.

– Rzeczywiście, twoi koledzy z hrabstwa Devon będą nieco zaskoczeni. Ale siedząc tu i zastanawiając się nad ich reakcją na twoje słowa, niewiele zdziałamy. Trzeba porozmawiać z ludźmi tutaj. Może ktoś coś zauważył i nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, że ma to jakiekolwiek znaczenie? Może ktoś wie coś, czego my nie wiemy? Może…

Parker uniósł rękę i opuścił ją powoli, jak gdyby chcąc zatrzymać potok jego słów.

– Joe, jeżeli założyliśmy (a jestem pewien, że mamy słuszność), że ani Dorothy Ormsby, ani pani Wardell nie mogły zabić Grace Mapleton… a ja tuż przed tym widziałem ją żywą i nikt prócz tych obu kobiet nie wyszedł z jadalni po mnie, to kto mógł ją zabić? Także nikt!

– Chodźmy! – powiedział Joe półgłosem, wskazując drzwi.

– Dokąd?

– Do jej pokoju.

Z leżącego na stoliku pęku kluczy wybrał jeden i oddzielił go od pozostałych.

– Czwórka… to chyba ten, jeżeli twój pokój ma numer trzeci. Wyszli starając się poruszać jak najciszej i bezgłośnie zamknęli drzwi. Joe przekręcił klucz w zamku i schował go do kieszeni. Minęli pokój Parkera, skręcili krużgankiem w prawo i zatrzymali się przy pierwszych drzwiach. Alex delikatnie wsunął klucz j przekręcił go. Zamek nie wydał żadnego dźwięku. Nacisnął klamkę i weszli.

– Kto mieszka tam za ścianą? Quarendon?

Parker potwierdził skinieniem głowy.

Pokój był podłużny. Na wprost było okno, a pod nim biegł długi stół, na którym stał komputer, drukarka i ekran, nieco dalej elektroniczna maszyna do pisania, a jeszcze dalej równo poukładane, stojące pionowo i podparte stalowymi uchwytami teczki rękopisów, taca z listami, a w samym rogu duży wazon pełen świeżycz czerwonych róż. Do stołu przysunięto lekkie obracane krzesło.

Pod drugą ścianą niski tapczan okryty narzutą w kwiaty, a pomiędzy nim i łazienką duża trójdrzwiowa szafa ścienna wbudowana we wnękę muru.

– Nie widzę jej… – szepnął Alex. Podszedł do szafy i otworzył pierwsze z trojga drzwi. Sukienki.

– Jest… – powiedział szeptem, sięgnął ręką i wydobył zawieszoną na wieszaku białą suknię – kiedy weszliśmy tu pierwszy raz, szukając naszego hipotetycznego mordercy, zapomniałem o niej. Ważny był człowiek, który mógł się tu gdzieś ukrywać… Grace po wyjściu z jadalni, wbiegła tutaj i zamieniła tę suknię na inną z plamami krwi, które wymalował jej Tyler… Czy możesz przejrzeć zawartość tej szafy, Ben? Ja spróbuję zerknąć pobieżnie na te papiery… – położył rękę na ramieniu przyjaciela – wiem, że najprawdopodobniej niczego nie znajdziemy… Ale zamordowano ją, a to znaczy, że jeśli nie zabił jej jakiś szaleniec, musiał to być ktoś, kto jej straszliwie nienawidził, albo postanowił zaryzykować spędzenie reszty dni za kratami, żeby się jej pozbyć. Nie mam wielkiej nadziei, ale może odkryjemy choćby cień śladu…

Odwrócił się i szybko zaczął przeglądać teczki z papierami. Najwyraźniej były to wydruki komputerowe. Zerknął na pierwszy z brzegu… chyba szkic powieści kryminalnej, rzucony byle jak, chaotyczny, pełen przerw i powtarzających się w nawiasach słów (“wypełnić później!”)…

Przepuścił kilkanaście teczek i spojrzał na tacę z listami. Najwyraźniej Grace prowadziła korespondencję Amandy. Do otrzymanych listów przyczepione były spinaczami notatki zawierające treść odpowiedzi.

– Psssst! – powiedział cicho Parker za jego plecami. Alex odwrócił się. – Pod bielizną znalazłem kopertę… – Pochylili się nad nią. Była zaklejona. Parker wyciągnął z kieszeni mały scyzoryk i przeciął ją. W środku było kilka złożonych we czworo kartek papieru maszynowego.

Joe zaczął czytać.

“… nie mogę tak dłużej żyć, trzeba z tym zrobić koniec!”.

Na drugiej kartce tekst był nieco dłuższy:

“Człowiek może cale lata żyć pogodzony z ukrytym wstydem, z hańbą, o której nikt inny nie dowie się… Ale przychodzi dzień kiedy musi się zapłacić za wszystko. Więc płacę!”.

Na trzeciej kartce tylko kilka słów napisanych szeroko i z rozmachem tak, że zajmowały niemal całą jej powierzchnię:

“Nie tchórz, ale silny wybiera śmierć w chwili poniżenia!”.

– Chodźmy – powiedział Joe. – Te stosy papierów muszą zaczekać. Ale to zabierzemy z sobą. To chyba nie jej pismo, ale mogę się mylić.

Zajrzeli do łazienki z flakonami i słoiczkami równo poustawianymi na szklanej półce nad umywalką.

– Bardzo schludna i pedantyczna była ta śliczna panna Mapleton… – mruknął Parker – a powiadają, że piękne dziewczyny bywają roztrzepane.

– Chodźmy – powiedział Alex. – Czy masz tę kopertę? Parker skinął głową.

– Daj mi ją na parę minut… Joe wsunął kopertę do kieszeni.

– Co teraz? – zapytał Parker. – Nie pamiętam, abym był kiedykolwiek tak zagubiony… Szczerze mówiąc, zupełnie nie wiem, co powinniśmy teraz zrobić ani z kim mówić, a tym bardziej o czym.

– Myślę, że nie pozostaje nam nic innego, jak porozmawiać z osobą, z którą Grace przebywała ostatnio niemal bez przerwy, to znaczy jej chlebodawczynią. Amanda jest bystrą i spostrzegawczą młodą kobietą. Widać to na milę z jej książek. Są tam pewne małe, znakomite szczególiki, takie podpatrzone codzienne drobiazgi, które… ale mniejsza o to. Myślę, że zapukamy cicho do niej.

– Czy nie jest u pani Wardell?

– Jeżeli jest tam jeszcze, porozmawiamy z kim innym.

XXIV Kto ją zaprosił?

Alex ruszył cicho wzdłuż krużganka, po niedostrzegalnym niemal wahaniu minął drzwi pokoju pani Wardell i poszedł dalej. Pokój Amandy był ostatni przed zakrętem.

Joe uniósł zgięty wskazujący palec i cicho zapukał. Niemal natychmiast drzwi otworzyły się.

– Będziemy w sali, gdzie stoją zbroje… – szepnął – Jeżeli możesz, przyjdź tam na chwilę.

Amanda bez słowa skinęła głową, przełożyła klucz z wewnętrznej strony zamka do zewnętrznej, wyszła z pokoju i ruszyła od razu za nimi.

Parker przepuścił ją w drzwiach. Weszli. Joe wskazał jej miejsce na ławie i usiadł po przeciwnej stronie stołu.

Oczy Amandy powędrowały mimowolnie w stronę makaty.

– Czy ona tam jest?

– Tak. – Parker bezradnie rozłożył ręce – ale wkrótce przyjedzie policja, lekarz sądowy i służby techniczne, fotografowie, specjaliści od odcisków palców i inni. Kiedy skończą pracę, odjadą i zabiorą z sobą ciało.

– To straszne – Amanda przymknęła oczy, ale zaraz otworzyła je i spojrzała na Alexa. – Czy… czy panowie już wiecie?

– Nie. – Joe potrząsnął głową. – Nie wiemy, kto ją zabił. Dlatego chcieliśmy pomówić z tobą przez chwilę, jeżeli czujesz się na siłach.

Skinęła głową. Parker chrząknął i rozpoczął półgłosem:

– Abstrahując od tego, że nie wiemy kto i w jaki sposób mógł dokonać tej zbrodni, wiemy, że zwykle zabija ktoś, kto wierzy, że nie ma innego wyjścia. Morderstwo niesie z sobą wielkie ryzyko i tragedię także dla mordercy, jeśli zostanie odkryty. Dlatego zawsze szukamy motywu. Szukamy kogoś, kto miał niezwykle ważną przyczynę, żeby pozbawić swą ofiarę życia. Czasem jest to zemsta, czasem żądza zysku, albo konieczność usunięcia drugiego człowieka z drogi mordercy. Dlatego pytamy, kto i dlaczego chciał go usunąć? Zwykle, choć nie zawsze, odpowiedź na to pytanie przybliża nas do prawdy. Oczywiście, czasem ktoś zostaje zabity przez omyłkę albo pada ofiarą szaleńca. A bywa i tak, że nie zabił ten, który miał motyw, lecz ktoś drugi, mający motyw równie mocny lub mocniejszy. W każdym razie, w dziewięćdziesięciu dziewięciu wypadkach na sto, rozwiązanie zagadki zabójstwa ukryte jest w życiorysie zabitego. Ponieważ stykała się z nią pani na co dzień, chciałbym zapytać, czy nie dostrzegła pani niczego, co mogłoby mieć związek z moim przydługim wykładem?

Amanda zastanawiała się przez chwilę.

– To dziwne – powiedziała – ale jeżeli mam być szczera, niewiele o niej wiem. Przyjechała do Londynu z prowincji, z jakiegoś małego miasteczka w środkowej Anglii, ukończyła kurs stenografii, obsługi komputerów i oczywiście, pisania na maszynie. Robiła to wszystko wspaniale, w dodatku miała doskonałą pamięć i wrodzone chyba poczucie ładu. W każdym miejscu, gdzie była, panował idealny porządek…