Amanda umilkła na chwilę, położyła trzymany w ręce klucz na stole i przez chwilę okręcała go wolno wokół osi.
– To było niesamowite! Nie mogłam tego pojąć i chociaż spędzałam z nią co dnia wiele godzin, nigdy nie zdobyłam się na to, żeby ją zapytać.
– O co zapytać? – Parker uniósł brwi – przecież młode kobiety lubiące porządek zdarzają się dość często, prawda?
Amanda spojrzała na niego zdumionymi, szeroko otwartymi oczami.
– Czy pan mówi serio, panie komisarzu?
– Nie rozumiem pani?
– Może niewiele widziałam – powiedziała Amanda cicho – ale to była najładniejsza dziewczyna, jaką widziałam w życiu! Ludzie przystawali na ulicy, kiedy z nią szłam, na pewno nie dlatego, że to mój widok zamieniał ich w słup soli. Natura tworzy ładne, a nawet piękne kobiety, ale zawsze dodaje im jakąś skazę, za krótkie nogi, za małe piersi, blisko osadzone oczy, czy cokolwiek innego. Grace była bez skazy! I czy dziwi mi się pan, że nie mogłam pojąć dlaczego ta wspaniała dziewczyna, która mogłaby sobie bez najmniejszego wysiłku okręcić wokół małego palca niemal każdego mężczyznę, który by na nią spojrzał, lub wyjść wspaniale za mąż, albo robić karierę na sto dostępnych jej sposobów, przesiedziała parę lat za biurkiem w pokoiku przed gabinetem pana Quarendona, a później niemal zamieniła się w moją niewolnicę, wychwytując, notując i porządkując wszystkie moje narwane pomysły?… W dodatku, w ogóle nie interesowała jej literatura kryminalna. Przepisując była przecież moją pierwszą czytelniczką. Nie reagowała emocjonalnie. Jej uporządkowany umysł odrzucał po prostu wszystkie komplikacje konieczne w takiej powieści, chociaż bardzo chciała być użyteczna i mieć jakieś krytyczne uwagi. Poza tym, była niezastąpiona… Może to okropne, co powiem. Wiem, że umarła i bardzo mi jej żal, tym bardziej, że okoliczności są takie przerażające. Ale zanim panowie zapukaliście, stałam pośrodku pokoju i myślałam jak mała, podła egoistka, że sama nie wiem, co bez niej zrobię. Wiem, że to ohydne, co mówię, ale zżyłam się z nią bardzo… Zamilkła.
– Jeszcze jedno, banalne pytanie, które musimy zadać – Parker westchnął – czy nie zauważyła pani niczego szczególnego? Niczego, co wydawałoby się pani w jakikolwiek sposób dziwne podczas dzisiejszego wieczoru?
– Nie… jeśli nie brać pod uwagę pani Wardell. Ona była przez cały czas dziwna. Rozmawiałam z nią dłuższą chwilę, kiedy siedziała tam sama pod oknem… mówiła rzeczy przedziwne, jak gdyby nie istniała dla niej granica pomiędzy życiem a śmiercią. Kiedy byłam u niej w pokoju niedawno, nadal tak mówiła. Ale to było okropne, bo łączyła śmierć Grace z tą umarłą setki lat temu niewierną żoną pana De Vere. Słuchaj, Joe? Przecież ona znalazła martwą Grace! Czy to niemożliwe, że ona właśnie…
Alex potrząsnął głową.
– Nie chcę wchodzić w szczegóły, Amando, bo przeżyłaś dziś w nocy dosyć, ale zabójstwa dokonano w taki sposób, że nie mogła go popełnić wątła, stara, krucha kobieta. Mam jeszcze jedno pytanie: jak powstała lista zaproszonych gości? Czy to ty wytypowałaś osoby, które chciałaś tu widzieć, czy pan Quarendon się tym zajął?
– Pan Quarendon przyjechał tu kilka tygodni temu i zaczął z nami omawiać swój pomysł, proponując różne rozwiązania. Grace nie było przy tej rozmowie… nie pamiętam już dlaczego, ale musiała być czymś zajęta. Rzucaliśmy różne mniej albo bardziej zabawne projekty, w końcu zaczęliśmy omawiać listę gości. Quarendon nie chciał, żeby działo się to wszystko pod okiem telewizji i grupy dziennikarzy. Powiedział, że zepsują nastrój takiej nocy. Zgodziłam się z nim od razu. Wypisaliśmy wspólnie nazwiska kilku osób, a pozostałe mieliśmy omówić przy następnym spotkaniu.
– Czy pani Wardell była na tej pierwszej liście?
– Nie. Jestem pewna, że nie. Po tygodniu Frank pojechał na parę dni do Londynu i wrócił z dodatkową listą zaproponowaną przez pana Quarendona. Była na niej pani Wardell, Jordan Kedge i Dorothy Ormsby. Byłam szczęśliwa, bo szczerze mówiąc, chciałam, żeby było jak najmniej osób. Wiesz przecież, że Quarendonowi chodziło wyłącznie o jakiś wielki, nowy projekt reklamowy jego książek. My wszyscy i ten zamek, mieliśmy być tylko tłem.
– Tak… – Alex sięgnął do tylnej kieszeni jeansów i wyciągnął kopertę. – Czy możesz mi powiedzieć, kto to napisał? – Wyjął z koperty trzy złożone kartki i podał je Amandzie.
Zerknęła na tekst pierwszej, później odłożyła ją i spojrzała na dwie pozostałe, trzymając je w obu rękach.
– To moje pismo – powiedziała – na wszystkich trzech kartkach.
– Sprawiają wrażenie pospiesznie zapisanych samobójczych rozważań…
– Tak, oczywiście, masz słuszność – jeszcze raz przebiegła oczyma po tekście i położyła kartki na stole. – Pierwsza jest sprzed miesiąca, druga nieco późniejsza, a trzecią zanotowałam kilka dni temu… To fragment samobójczego listu w mojej nowej książce. Krótko mówiąc, list ma być pozornie prawdziwy, ale kilka zwrotów wzbudzić musi podejrzenia detektywa… może nawet jedno zdanie, ale takie, którego właśnie ten samobójca nie mógłby napisać… fałszywie brzmiące. Ten list musi być bardzo sprytny, w pewien sposób oprze się na nim akcja, bo początkowo wszystko ma sprawiać wrażenie śmierci na skutek samobójstwa i dopiero od tej chwili zacznie się pozornie absurdalne dochodzenie, które oczywiście okaże się słuszne i doprowadzi do ujęcia mordercy.
– I dawałaś te i podobne kartki Grace?
– Tak. Ona wprowadzała je do komputera, a później, kiedy nadchodził czas pisania tych stron, miałam sporo surowego materiału, którym mogłam się posłużyć. Jak wiesz, czasami takie małe rzeczy przychodzą do głowy nawet na spacerze i muszą czekać, póki nie znajdzie się dla nich miejsce w książce.
– Oczywiście. A po wprowadzeniu do pamięci komputera Grace przechowywała je nadal?
Amanda potrząsnęła głową.
– Nie. Po co? Przecież są później zupełnie zbyteczne. Takich kartek z fragmentami tekstu dawałam jej czasem po kilkanaście dziennie. Komputer jest wspaniały do tego, a archiwizowanie moich bazgrołów byłoby zupełnie bezsensowne.
– Te trzy kartki pochodzące z okresu niemal miesiąca, jak powiedziałaś, znaleźliśmy razem w jej pokoju.
– To dziwne, ale może wiedząc, że myślę o tym, chciała je zebrać razem i zakodować obok siebie? Nie znam się na komputerach.
– Ale tę kopertę znaleźliśmy w jej szafie, ukrytą pod jej bielizną…
– Pod bielizną?! – powiedziała cicho Amanda.
– Przyszła mi nagle do głowy absurdalna myśl – powiedział Alex niemal pogodnie – że każdą z tych kartek, napisanych twoją własną ręką, można byłoby położyć obok twojego ciała… zupełnie tak, jak to planujesz w swojej książce.
Amanda Judd uniosła wzrok i spojrzała Alexowi prosto w oczy.
– Nie wiem, co miałeś na myśli mówiąc to – powiedziała niemal szeptem – ale chciałabym ci zwrócić uwagę, że to ja żyję, a biedna Grace umarła.
Parker, który siedział w milczeniu przyglądając się jej, dostrzegł, że palce Amandy zacisnęły się niemal spazmatycznie na kluczu.
– To prawda – Alex skinął głową. – Wyobraźnia ponosi mnie i plotę głupstwa. Przepraszam cię.
– Wszyscy mamy wyobraźnię i jesteśmy ofiarami jej igraszek. Nie przepraszaj mnie, bo naprawdę nie ma za co.
Joe wstał, a Parker podniósł się wraz z nim.
– Dziękujemy pani – Parker skłonił się. – Ta noc skończy się wkrótce. Obyśmy mogli równie prędko zamknąć tę sprawę!
– Czy… czy ma pan nadzieję, że tak się stanie?
– Na razie, tylko nadzieję. Nic więcej.
– A ty, Joe? – jej ciemne, inteligentne oczy przesunęły się ku twarzy Alexa.
– To wszystko jest bardzo zagmatwane… – odpowiedział niepewnie – i sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. Doszedłem do pewnego wniosku, który wydaje mi się zupełnie absurdalny, ale innego nie widzę.