Выбрать главу

Widzę, że w komentarzach odezwały się dwie Sandry. Obydwie wpisują jako ***Sandra***, ale są dwoma różnymi osobami. Rozdwojenie jaźni? Brak własnego ego? Teleportacja w dwa różne zakątki Polski? Już nawet brak Wam na tyle oryginalności, by wpisać się jak Wy sami.

skomentuj (55)

2004-08-07 00:17:20 ›› Kretynizm sięgnął zenitu!

Do komentowania tej krótkiej notki zapraszam tylko i wyłącznie kretynów.

Uwaga, włączam stoper. Czas START!:

skomentuj (36)

2004-08-07 16:21:34 ›› Blog…

Blog był blogiem, póki nie pojawili się na nim tacy, którzy wpisując po kilka komentów, domagali się odpowiedzi na swoje pytania. Odpowiedzi nie pojawiały się, to byłam wyzywana od olewających ludzi dziwek. Odpowiedzi się pojawiają, dalej jest źle. Nawet staram się równać (czyli zniżać) poziom do pytających, by zrozumieli – nie rozumieją. Wzywają do waśni, do bojkotu mojego bloga, do bojkotu komentowania go, itp. Inni wpisując swój komentarz, piszą to bardziej po to, bym się do tego ustosunkowała, niż by mi coś przekazać swoim wpisem. Już nawet wiedzą, co im odpiszę. No sami jasnowidze tutaj. Po co ja jestem Wam potrzebna?

Taaak, załamię się, że mi oglądalność spadnie (tzn. poczytność mojego bloga). Jestem chociaż poczytalna, w odróżnieniu od niektórych z Was… Taaak, podetnę sobie żyły, jeśli nie dostanę codzień po kilka "dowartościowujących mnie" komentarzy, e-maili, SMSów. Poczuję się niedowartościowana i przez to zrobię promocję na swoje "usługi". Zacznę pytać swych facetów, czy mnie kochają. A jeśli tak, dam każdemu z nich dzidziusia…

DO ROZDWOJONEJ JAŹNIOWO i IP-owo SANDRY: Do tej milszej z Was napisałam wczoraj. Do tej mniej dla mnie miłej piszę dziś:

Jesteś matką bękarta, co do końca życia będzie się za nim ciągnęło bardziej, niż za mną to, że w młodości zaszalałam sobie troszkę inaczej niż moje koleżanki. Zanim zaczniesz wychowywać swojego Kacpra, sama naucz się chociaż polskiej ortografii, bo bije od Ciebie ograniczeniem słownictwa, ogólną pustotą, kiepską edukacją – nie dziwne, z dzieciakiem sikającym na zeszyty ciężko się uczyć. Wkrótce, gdy 7 miesięczna dupa Kacpra urośnie i będzie w co dawać klapsy, synek będzie bity za frustracje matki- idiotki, ojczyma (nazywanego w kronikach kryminalnych konkubentem), dziadków. Może pewnego dnia wrzucicie go do jakiejś rzeki (jak 4letniego Michałka do Wisły) albo doprawicie Kacprem bigos* w beczce (jak zrobiło to pewne łódzkie małżeństwo ze swoimi czterema pociechami). Właśnie o takich matkach jak Ty mówi się patologiczna! Ciekawe, czy zobaczę Cię kiedyś w Kryminalnej Jedynce? I Ty mnie pouczasz…

* – proszę bigosem z Kacpra poczęstować Adama. Może taki mu posmakuje, skoro wczorajszy domowy nie smakował?

Do pewnego osobnika, który kazał innym bojkotować mój blog, komentowanie go, a sam pisze komenty jak najęty. Pisze i analizuje błędnie tak, jak ma błędne kodowanie znaków %#8222 – zamiast ". Wklejaj swoje wypociny do notatnika, stamtąd je pobieraj, a wszystko będzie OK. Widzisz, zwykła dziwka a zna się na komputerach lepiej niż Ty obyty w świecie, znający się na Public Ralation, itp. rzeczach. Weź już nie rób mi chlewu z bloga. Nie tyle merytoryką swych wypowiedzi, ile tymi % #8222. Cieszę się, że znasz mój blog lepiej niż ja sama. Że zbierasz moje cytaty, jak panie z Rodziny Radia Maryja słowa ojca Rydzyka. Nie buhaham na Twoje słowa, bo szanuję czas i energię, którą mi poświęcasz. Ale i nie robią one na mnie wrażenia, bo nie są do mnie, a do komentujących. Chcesz stać się guru komentujących?

PRAWDA? Gdybyś znał prawdę zabrałbyś grabki, wiaderko i poszedł się bawić do innej piaskownicy…

ŻAŁOSNY Lepperze mojego bloga. Oglądasz czasem wypowiedzi A.Leppera? Jego ironizowanie słów rozmówcy? Lepper ma czworo dzieci. Pewnie jedno z nich ma na imię Sławek… Zostawia słomę i gnój na moim blogu.

skomentuj (130)

2004-08-08 13:20:30 ›› Sex i zakupy.

Co dziś słychać u Weroniki? Czy napisze o tym, jak poszła grzecznie rano do kościółka wyspowiadać się z grzechów tygodnia i rzucić księdzu "co łaska"? NIE! Poszła pogrzeszyć, ulubionym przez nią sposobem – łamaniem szóstego przykazania…

Pamiętaj, abyś dzień święty święcił. – Ja inaczej celebruję dni święte. Świętuję w wielkich świątyniach kupców, których Jezus wygonił kiedyś ze swojej świątyni. Nikt nie lubi konkurencji.

Niedzielny poranek spędziłam więc na zakupach. Dość poranny poranek, bo nie lubię południowego tłoku. Każda kobieta, mając nawet największą szafę, zawsze będzie mówiła, że nie ma co na siebie włożyć. I ja właśnie wczoraj wieczorem stwierdziłam, że warto mieć jakiś nowy ciuszek wyłącznie na spotkania z moimi facetami. Tym bardziej, że wieczorem doszedł do mnie SMS z prośbą o spotkanie: "Żona z przyjaciółką nad morzem…". – i wszysko jasne…

Sklepów z bielizną w naszej Stolicy nie brakuje, ale dość już miałam koronkowych staniczków, majteczek, koszulek. Dziś szukałam czegoś wyjątkowego. To dziwne, że z im mniejszej ilości materiału uszyty jest dany ciuszek, tym więcej on kosztuje. No ale o to się martwić nigdy nie muszę.

Gdy tylko TO ujrzałam, wiedziałam, że TO musi być moje! Czarny, obcisły gorsecik, wiązany z przodu w komplecie z czarnymi stringami. Wszystko pasowało, jak ulał i doskonale wyglądało na moim opalonym ciele. Musiałam to sobie wyobrazić na sobie, bo takie rzeczy można przymierzyć dopiero już zakupione. Lubię blachary sprzedające w tego typu sklepach. Ubrane "trendy", z manicurem "trendy", robiące "trendy" miny i poruszające "trendy" tematy w rozmowach. Takie całe trendy'owate;) Dziś przeglądając ciuszki podsłuchałam rozmowę dwóch takich trendówek:

– Ty, wiesz jak mój mnie dziś w nocy dawał? Do rana, że jeszcze nóg nie mogę ze sobą złączyć… – nie powiem, że nie chciałabym poznać tego jej ogiera? No ale nie narzekam na moją dorodną stadninę. Konie dobrze utrzymane, dobrze mi znane, nie ponoszą, nie zrzucają z siebie, dobrze i zdrowo uzębione. Właśnie dla jednego z nich kupiłam ten komplecik Victoria's Secret. Jeszcze tylko powrót do domu, szybki prysznic i w drogę do uwolnionego od żony kochanka.

Już na mnie czekał, niecierpliwie wyglądał przez okno. Gdy tylko weszłam, zsunął ze mnie sukienkę. Nie spodziwał się tego, co pod nią miałam. Nie wiedział, z której strony zabrać się do ściągania tego ze mnie. Powiedział, że wyglądam przecudnie i że zrobi dziś dla mnie wszystko, co zechcę. Kazałam więc mu się lizać, tam gdzie to uwielbiam. Z czułością zajął się moimi piersiami, które uwolnił z gorsetu, moją "niunią" (tak nazywa moją szpareczkę), którą odsłonił spod skąpych stringów. Ile to trwało, nie wiem, ale było cudownie.

W końcu i ja zajęłam się nim. Był tak podniecony i spragniony mnie, że wystarczyło tylko kilka jego ruchów w mych ustach, bym poczuła jego słony smak. Ale to jeszcze nie był koniec. Szybko zregenerował siły, by znów stać na baczność. Teraz mogliśmy się dłuuugo kochać w każdej pozycji. Wziął mnie na jeźdźca, jak na konia przystało. Nadziewałam się na niego, jak pączek na rurkę z bitą śmietaną. Później on przejął inicjatywę, by na koniec wylać się na mnie, na mój nowy gorsecik! Powiedział, że gdy tylko mnie dziś w nim zobaczył, właśnie o tym zamarzył. No i ziścił swoje marzenie…

Podczas powrotu do domu unosił się wokół mnie zapach nasienia. Delikatny, ale wyczuwalny, jak zapach najdelikatniejszych perfum roztartych jedynie na nadgarstkach. Sama wyprałam gorsecik, by nie krępować gosposi. Ślad cieniutkiej stróżki nasienia pozostał. Nie założę już tego dla innego mężczyzny. W tym będę tylko występowała tylko przed tym, którego żona zadzwoniła w trakcie naszej zabawy. Ona miała przerwę w nauce surfingu, a on udawał, że zasapał się podczas treningu na stepperze (a dokładniej na elektrycznej bieżni). Patataj, patataj – tak steppował dziś rano mój konik…