Zanim zaczęłam kochać się z facetami, przejrzałam swoje ciało z każdej możliwej strony. Wiedząc, jakie kompleksy mają moje koleżanki (za małe cycki, rozstępy na zbyt szybko rosnącym ciele, a nawet takie drobiazgi, jak zdeformowane przez modne buty palce u stóp!), czytając jakie "problemy" mają czytelniczki prasy dla nastolatek (np. za duże wargi sromowe!), wiedziałam, czego w sobie poszukiwać. Swoją twarz znałam doskonale i wiedziałam, że nie mam się czego złego w niej dopatrywać. Co najwyżej raz na jakiś czas nieproszonego gościa w postaci pryszcza. Piersi w normie, symetryczne, sutki podatne na działanie zimna, więc pewnie i męskich pieszczot także. Pępek zawiązany do środka, więc OK. Prosta sylwetka, jasne, prawie niewidoczne włoski tworzące delikatny meszek na lędźwiach – normalka. W swym samo się poznawaniu doszłam wreszcie do łona. To miejsce tajemne, nieznane czasem nawet ich posiadaczkom, więc co dopiero mężczyznom, którym tak często trzeba pomóc tam wejść, wprowadzić. Moja Niunia – tak ją nazywa jeden z mych facetów, i tę nazwę lubię najbardziej – też bez defektów. Małe wargi sromowe ułatwiające mi depilację intymną. Przejrzałam się jej na tyle dokładnie, że nawet wypinałam się do lustra, by wiedzieć, jaki widok zapewnię facetowi takim wypinaniem się. Oczywiście Niunia była wydepilowana, pupa także. Przez 2lata kochania się, Niunia niewiele się zmieniła. Co najwyżej umięśniła się w środku.
Chyba właśnie na tym polega jedna ze składowych dobrego sexu. By dokładnie poznać swoje ciało, i jeśli jest coś w nim niedoskonałego, to albo spróbować to zmienić, albo się z tym pogodzić. Bo gdybym oddając się facetowi miała uważać, by nie zauważył, że tu mam rozstęp, tu zmarszczkę, tu fałdkę, a tam krzywe palce u stóp, to pewnie wolałabym użyć wibratora, który tych moich wad by nie zauważył;)
I może właśnie w tym jest pies (albo suka) pogrzebana? Najazd na mnie jest przez to, że siedząc przed kompem porozrastały się Wam pupy, popowstawały fałdki na brzuchach? Tak naprawdę myślę, że najbardziej wstydliwą rzeczą, której się należy w naszych ciałach wstydzić jest mózg – a dokładniej jego brak… Oj, tak, tak!
A czemu tak mnie dziś natchnęło na ciało? A bo dziś znów było używane. I to nawet w… miejscu publicznym!
PS Dziękuję za życzenia 18nastkowe:)
skomentuj (28)
2004-09-13 18:18:26 ›› Jestem chora.
I jak to w chorobie bywa, niczego się nie chce. Od wstania rano do szkoły, przez cały dzień trwania choroby, po wieczorne spoczęcie w łóżku po zmarnowanym chorobą dniu:(
Uprzedzam życzących mi "dobrze" rodaków, że choroba moja nie jest chorobą weneryczną, nie jest zakaźną chorobą przenoszoną drogą płciową. Jest to najzwyklejszy kaszel połączony z cieknięciem z nosa. Wolę już te wycieki, które jak zepsuty samochód mam co 4tygodnie;)
Co do kolorowości mojego życia. NIC nigdy nie jest na tyle kolorowe, by nie mogło wyblaknąć. To od słońca, to od chloru – w dowolnym tego "chloru" znaczeniu. Choroba dotyka wszystkich. Uroda, jak wspaniała by nie była zawsze jest przekleństwem, bo albo jest się przez jej posiadanie traktowaną jak Monica Belluci w filmowej "Malenie", albo pała się uczuciem do kogoś, w czyim typie w ogóle się nie jest.
Tak samo jest z kasą, rodziną, i wszystkim innym, co wydaje się w moim życiu kolorowe, a szybko może wyblaknąć.
OK, idę sobie dalej pokichać w spokoju.
skomentuj (13)
2004-09-13 22:12:27 ›› O… ksiądz!
Komentator mojego bloga podający się za księdza, pewnie ma tyle wspólnego z sutanną, co ja z dziewicą. No ale osiągnął swój cel i otrzyma notkę:
Mam trzy słowa do ojca: "Idź molestować kleryków"! Albo, jeśli w hierarchii kościelej jesteś dopiero na stanowisku młodszego molestowanego, to szykuj pupę na penetrację przez jakiegoś biskupa.
I pomyśleć, że Weroniczka była kiedyś grzecznie klęczącą przez tymi różnymi zbokami podającymi mi komunię, dziewczynką. W białej sukni i białych rękawiczkach. Teraz wolę słuchać prawdziwie nawróconych grzeszników, niż bezkarnie grzeszących kleryków!
Chodzicie czasami po forach dyskusyjnych? Ciekawe, czy zabieracie głos w dyskusjach np. o księżach molestujących dzieci, o ojcu Rydzyku poruszającym się Maybachem za 2 miliony* złotych, czy prałacie Jankowskim w swoim Jaguarze za jedyne 120tys.** złotych. Pewnie wiele/wielu (tych młodszych) z zaglądających tu zrobiłoby wiele, by móc przejechać się autem, do którego, w salonie firmowym nie pozwolą im się nawet zbliżyć. Mam kolegę, który po każdym zaparkowaniu pod dyskoteką, po jej zakończeniu, musi wyciągnąć zza wycieraczek po kilka karteczek z numerem telefonu i imieniem chętnej do przejechania się taką furą dziewczyny. Ciekawe, co robią dla swych wyfurowanych księży, "wierni" i "wierne"? Może mi to pan ksiądz napisze? A na koniec mojego świętobliwego monologu wygłoszę hasło: Księża na księżyc!
* – czyli 800.000 obiadków – 2200 dzieci miałoby pełny brzuszek przez cały rok!
** – czyli 48.000 obiadków
– takie przeliczanki też Was denerwują?
skomentuj (45)
2004-09-15 12:15:23 ›› Ciągle chora:(
Tak to jest kochać się w miejscu publicznym, gdzie może zawiać wiaterek, dmuchnąć przeciąg, lub ludzkie dmuchania na zimne;) Oj nie byliśmy zimni… Mało nie spadliśmy z loży na resztę widowni… Miłe chwile, a teraz odchorowywanie tego, lub czegoś innego.
A co do księży – "Jezus gdyby teraz żył, też jeździłby takim autem" – wypowiedź samego ojca Rydzyka odnośnie Maybaha.
Macie rację – "ojciec" Tadeusz Rydzyk nie dał ani grosza za tego Maybaha. Za do około dwieście milionów groszy* dała za niego wrocławska fundacja, którą kontroluje… Tadeusz Rydzyk. Pewnie to tylko zbieżność nazwisk?
PS Do pracownika Ery GSM, który próbuje się do mnie dodzwonić. Spróbuj e-mailem, bo może będę miała do Ciebie prośbę…
skomentuj (11)
2004-09-15 20:26:34 ›› SEX w miejscu publicznym.
Jestem chora, więc mam chwilę czasu opisać domniemaną przyczynę mojej choroby. Był to o ile się nie mylę, sex w miejscu publicznym.
Można go uprawiać na ławce, późnym wieczorem w parku, co nie jest wcale taką sztuką, co pieprzenie się na ławce przed blokiem w samo południe – takie coś kiedyś nakręcił na wideo mój znajomy i wypożyczał później wszystkim swoim kolegom. Także SEX w samochodzie nie jest zawsze tym samym, bo zaparkowanie go w lesie jest smutną koniecznością większości nastolatków nie mogących się doczekać wolnej chaty. Zaparkować auto w centrum miasta, wrzucić do parkomatu kilka monet, wrócić do auta z biletem, by przesiąść się na tylne siedzenia – to już większa odwaga. Oczywiście, że nie w kabriolecie ze złożonym dachem, a w dużym wygodnym samochodzie, z przyciemnionymi szybami i roletą na tylnej szybie.
Ale SEX w miejscu w którym może podglądać nas kilkadziesiąt osób. Gdzie może przyjść personel lub ochrona i grzecznie, ale stanowczo nas wyprosić. Takim miejscem był ostatnio teatr. Kilkuosobowa loża w której byliśmy tylko we dwoje.
Widziałam kiedyś reklamę na której, na wzgórzu, z którego rozciągał się piękny nocny widok, bujały się "kopulacyjnie" dwa auta. Jedno nowe, z którego prócz bujania wydobywała się nowoczesna muzyka, i obok drugie, kilkudziesięcioletni klasyk z którego wydobywały się znane ze swojej długości dzieła klasyków wiedeńskich. Auto nowe przestało się bujać tuż po zakończeniu się kilkuminutowego kawałka, a klasyk kołysał się tak długo, jak długo trwa koncert w filharmonii.
Tym reklamowym akcentem chciałam wprowadzić nastrój w którym byłam, idąc z moim mężczyzną do teatru. "Moim mężczyzną" – ale to brzmi. Pewnie czytając to macie taką minę, jaką miał portier w hotelu, gdy mała Natalie Portman grająca w Leonie Zawodowcu Matyldę, mówiła o Leonie – "mój kochanek". No ale jak go zwał, tak go zwał – wieczór ów miałam spędzić w jego towarzystwie w gnieździe kultury, gdzie ludzie przemawiają do siebie z góry zaplanowanymi słowami.
Gdy już znaleźliśmy się w naszej pustej loży, gdy już usiedliśmy w jej ostatnim rzędzie, gdy zgasły światła, gdy jupitery rozjaśniły scenę, zrozumiałam, że nie przyszliśmy tu dla przedstawienia. Nie było za ciepło, ale domyślałam się, że wkrótce na pewno się zrobi…
Podniecała mnie sama myśl o tym, że przecież wprawne oko kogoś siedzącego na przeciw nas na pewno dostrzeże to, co pewnie zaraz będzie się działo. Podniecał mnie dźwięk skrzypiącej podłogi, który na pewno będzie akopaniamentował naszym igraszkom.
Przedstawienie się zaczęło, wczuliśmy się w klimat sceniczny, oswoili z klimatem wielowiekowych murów i… zaczęliśmy. I ja tam byłam, miód i wino piłam, bardzo się spociłam i przeziębiłam:(Buu:(
Nie mam ochoty już o TYM pisać! Szczególnie wprost z Ipaq'a. Po co ma mi się zrobić jeszcze bardziej gorąco, niż wskazuje teraz termometr? Widzę, że nawet mając gorączkę jestem zrozumiała, w przeciwieństwie do niektórych "zdrowych";)
UWAGA: Lobby kościelne dopięło swego i diabelska Weronika nie może już dodawać nowych notek! Mam nadzieję, że mogę chociaż edytować obecne?
skomentuj (27)
2004-09-16 22:19:04 ›› Budynek bez klamek…
Ostatnio właśnie zostałam tam zamknięta. Tylko, że klamek nie było od strony wejścia, a nie przy wyjściu. Co to za budynek? Odpowiedzą tylko ci, którzy byli w podobnym… Reszta znów włoży mnie między bajki, gdzie świstaki mają małe ptaki i zamiast kopulować, wolą wszystko sreberkować, jak bułgarski artysta Christo foliować;)