skomentuj (32)
2005-01-11 22:17:08 ›› Równowaga.
Podobno we wszechświecie powinna być zachowana równowaga, by wszechświat się nie zawalił. Skoro większość z Was zarzuca mi, że wszystko na tym blogu jest wymyślone, jest fikcją, jedną wielką ściemą, więc dałam Wam pole do Waszych do/wymysłów. By nie były to wymysły wyssane sama nie wiem skąd, zacieśniłam pole Waszego wysysania do tego, jakie wydarzenie w mym ułożonym życiu mogło spowodować, że się zmieniłam (zmienię). Prosiłam, by ci, którzy czują się na siłach wymyślili, co mogło się w mym wydarzyć zmienić. Najłatwiej było napisać – zaszła w ciąże i teraz nikt jej (z wielkim brzuchem) nie chce dymać. Ale to nie ciąża…
Jedną z wersji można uznać np. taką. Napisał do mnie producent filmowy. W oparciu o mego bloga (a dokładniej to opisywanych na nim zdarzeń) ma powstać film. Więc teraz prawda musi, a raczej powinna być trochę naciągana na potrzeby showbusinessu. A dokładniej spełniać filmowy kanon – prolog, zawiązanie akcji, jej narastanie, punkt zwrotny, wygaszenie akcji, epilog. Ewentualnie drugi punkt zwrotny. Bezpieczne życie, kopulowanie z bogatymi facetami i blogowanie o tym kopulowaniu powinno zostać nagle przerwane jakimś nieoczekiwanym zajściem. Weronika idzie do jednego ze swoich facetów na cotygodniowe rżnięcie. To np. jeden z tych, który lubi trójkąty. Prosił ją nieraz o zawitanie do niego z jakąś koleżanką, ale tym razem okazało się, że to on oczekiwał ją z kolegą. A kolegą okazał się… wujek Weroniki, nauczyciel z jej LO, czy jej ojciec! Ale to nie tak! Nie napisał do mnie żaden producent (a może napisał – ale olałam jego propozycję?).
A Wy co? ZERO inwencji. Wolicie przypieprzyć się do byle gówna. Do tego, że notka nie kapie spermą czy śluzem. Że znajdzie się w niej błąd lub literówka. Że jest długa jak encyklopedia Britannica czy krótka jak instrukcja obsługi gwoździa. Że jest w niej neologizm czy tylko kolokwializm. Że jest napisana językiem gówniary lub starej wyjadaczki językowej. Wchodzi tu taki 1-den, 2-gi, 3-ci i narzeka, że ciągle to samo, tak samo. A jak ma być? Nie odpowiada treść, forma, fabuła, to wypad do pokemonowych blogów, gdzie co dzień inny pokemon zapieprza po ekranie zasłaniając całą jakże interesującą treść.
Ogłaszam trzecie podejście do tematu: Co zmieni(ło) Weronikę? Komentarze pod poniższą notką niech dotyczą zadanego tematu, a nie kolacji Nerio, śniadań Adama czy podwieczorków przy kandelabrach Sławomira z miasta kadzących gromnic.
A nagrodą będzie: mój oficjalny numer telefonu, zaproszenie na obiad i pewnie przyjaźń, bo trafienie w to, co się wydarzyło (lub ciągle dzieje) możliwe jest tylko przez niezwykłą i godną poznania osobę.
W sprawie nagrody będzie tak, jak napisałam. Jestem albo tak pewna, że nikt nie zgadnie, co się wydarzyło, albo tak ufam w niesamowitość tego/tej, który rozwiąże weronikową zagadkę, że jestem gotowa stać się nawet prezentem dla owej osoby. A… nie spodziewam się trafnej odpowiedzi w komentarzach…
skomentuj (102)
2005-01-19 15:29:09 ›› Mega perwersja XXIwieku: dziecko!
Na wstępie pominę nierozwiązany konkurs z poprzednich notek. Wrócę do niego kiedy indziej. Napiszę tylko, że było kilka dość trafnych domysłów, spostrzeżeń, ale żadne z nich nie trafiło w sedno.
Dziś chcę napisać coś, co ostatnio zrobiłam. Jak bardzo "ostatnio", niech pozostanie tajemnicą, bo to nieistotne. A jednak miał rację ktoś piszący mi, że z czasem, zwykłe rżnięcie przestaje być pociągające, że będę szukała czegoś innego. No więc ja wymyśliłam swojemu kochankowi… dziecko!
To jeden z tych moich facetów, którzy lubią różne udziwnienia lub miejsca. Tym razem było to jego mieszkanie, ale z krępowaniem kończyn. Tzn. prosił, bym go przywiązała do łóżka i zrobiła, co uznam za stosowne.
Nagi facet wylądował więc na łóżku z lekko rozwartymi nogami przywiązanymi do szczebelków wielkiego małżeńskiego łoża i z rękoma przywiązanymi do poręczy na górze łóżka. Facet wielki i silny więc więzy musiały być mocne, a lina gruba, by nie zostawiła śladów na nadgarstkach. I gdy tak leżał z przywiązanymi rękoma, gdy wypinając do niego swoją nagą dupcię wiązałam mu nogi, zobaczyłam jak urósł. Kawał konia, idealny Qtas dla niewyżytej nimfomanki. A ja spokojnie, sumiennie, kręcąc pupą, wypinając szparkę wiążę supełki. Widzę jak go roznosi, a ja niemrawo siłuję się z liną.
– A teraz się ubiorę i wrócę do szkoły. Rozwiąże Cię żona albo sprzątaczka – powiedziałam i zaczęłam szukać swoich ubrań. Facet oniemiał! Teraz już wiem, czemu perwerzy wkładają sobie w usta takie różne uciszające przedmioty – by nie słyszeć błagań…
Oczywiście nie wyszłam. Zabrałam się do lizania tego, co tak dumnie sterczało. Uderzając czymś takim sobie o wargi czuje się JEGO ogrom, twardość i moc drzemiącą w środku. Ujmując GO wzdłuż dwoma dłońmi i widząc jeszcze kilka wystających centymetrów i wielką główkę, można wpaść w euforię. Przekręciłam swoje ciało tak, by mając faceta w ustach, dać mu możliwość zabawy jego języka z moimi wargami sromowymi i łechtaczką. Gdy liżąc mnie poczuł, że już się rozpływam, znów zaczął prosić… Ale nie usiadłam na NIM.
– Zamknij się, albo zaraz naprawdę się ubiorę i wyjdę! – powiedziałam władczo, bo udzielił mi się nastrój całej tej sytuacji. Dalej GO ssałam. To najsłodszy cukiereczek, który mam przyjemność gościć w swych ustach, więc nie za szybko chcę GO z nich wypuścić.
No, ale przyszła kolej i na cipkę. Jej też należy się chwila przyjemności, dogłębnej penetracji. Jednak jak bardzo nie byłabym podniecona, iloma palcami bym się nie otwierała, to zawsze będzie za mało jak na NIEGO. Facet z dumą patrzy na swą okazałą męskość i z niecierpliwością czeka na to, aż się na Nią nadzieję. Robię to powoli. Facet widzi ból w moich oczach, ale to przyjemny ból i wiem, że go nieźle kręcący. Wreszcie wszedł. Nie cały, bo ten okaz cały wejść nie może! Bynajmniej nie wie mnie…
Ujeżdżałam Go powoli, żadnych euforycznych ruchów. Twarzą do niego, by widział moje podskakujące piersi – tak lubi je masować w trakcie, gdy Go dosiadam, a tu lipa – łapki przywiązane do łóżka. Ujeżdżałam GO tyłem do niego. Wiem, że lubi w trakcie takiego mojego kangurkowego podskakiwania przegiąć moje ciało, rozłożyć mnie jak suczkę i zerżnąć od tyłu – a tu znów nici z tego. I gdy zaczęłam wyczuwać jego zbliżającą się eksplozję, chwilę przed nią zeskoczyłam z konia jak poparzona. Facet był już za bardzo rozpędzony. Po raz trzeci zaczął błagać mnie, bym dokończyła. Ustami, cipką, rączką, czymkowiek… Ale nie! Pozwoliłam MU wytrysnąć samemu. Kilka coraz niższych wystrzałów i z wielkiego Qtasa samoistnie wypłynął cały sok. Widziałam cierpienie w jego oczach. Że takie dobre rżnięcie zakończył tak żałosny orgazm, tzn. wytrysk. Leżał zalany własnym nasieniem. Brzuch, uda no i jego jeszcze wyciekający wulkan.
– Zapomniałam, że odstawiłam pigułki! Dziś mam dni płodne, nie mogłeś skończyć we mnie! – uświadomiłam faceta, gdy jeszcze ostatnie plemniki wydostawały się z niego na zewnątrz. I z dziwną miną dokończyłam – Chociaż… mam już 18lat, odzywają się we mnie uczucia macierzyńskie, będziesz dobrym, a przede wszystkim bogatym ojcem… I patrząc na jego ociekający spermą instrument do zadawania kobietom rozkoszy, ale i do płodzenia w nich dzieci, wspięłam się na łóżko, by GO dosiąść. Ale koleś miał minę! Poważny makler giełdowy, pewnie nawet przy stracie miliona dolarów na giełdzie, czy wizycie niezadowolonego klienta z przywiązaną do siebie bombą nie miałby takiej miny, jaką miał bezsilnie patrząc, jak siadam na jego ociekającej milionami plemników męskości. Pewnie chciałby, by w ułamku sekundy jego Qtas zmalał, zwiodczał, zapadł się do środka jego ciała, plemniki obumarły, znalazła się między nami nieprzepuszczająca guma, ale nic z tych rzeczy. Jedynie prośbami mógł mnie ubłagać, ale czwarte tego dnia błagania spełzły na niczym. Usiadłam na NIM. Wszedł z taką lekkością, bo przecież minutę temu jeszcze tam był. Facet nie mając szans mi tego uniemożliwić pogodził się ze swym losem. Popompowałam go jeszcze trochę i zeszłam z konika jak dziecko, gdy kończy się jego kolejka na karuzeli.
– Czemu to zrobiłaś? Naprawdę chcesz dziecka?! – zapytał podłamany. To właśnie dziecko jest tym, co zniechęca go do stosunków z żoną. Ona już chce dziecka, a on jeszcze nie. Nie ma na nie czasu, cierpliwości. Boi się, że żona niby łykająca pigułki, może specjalnie wpaść, dlatego wybawieniem z sexsideł żony byłam ją, a tu taka niespodzianka:(Jak powiedziałam mu, że to był tylko joke. Jak się tym cieszył i jaką okazał wdzięczność – pozostanie moją tajemnicą.
0 – 694 579 141 – to numer dla dla koników spragnionych mojego ciała. Chociaż ostatnio to bardziej numer dla dziewczyn, które chciałyby przejąć ode mnie moją stadninę. A ja ostatnio mam ciekawsze zajęcie, niż ujeżdżanie facetów…
skomentuj (129)
2005-01-24 14:27:55 ›› Moje notki…
Dawno już zauważyłam, że pisząc notkę o czymkolwiek i tak napotka ona tamą samą Waszą reakcję. Pierwszy koment będzie sprinterski – byle co, by tylko być pierwszym. Drugi, nie dbający o medal będzie już bardziej dotyczył notki. Jeśli będzie to komentarz stałego bywalca, to często pochwalny, że wreszcie jest coś nowego, że fajna notka, że miło się czytało. Kilka kolejnych wpisów, które już nie łapią się na medalowe pozycje, ani nie chcą powtarzać, że notka jest fajna, albo ogólnie ich autorzy chcą mi dowalić, jest treści oczywistej – nuda, dno, błędy, fantazja, konfabulacja, plagiat, ewentualnie – kurestwo! Później ponowny wpis osoby (osób), którym notka uprzednio się podobała, że jednak nie jest ona wcale taka fajna, jak im się wcześniej wydawało. Że po ponownym jej przeczytaniu wychodzi z niej cienizna, dno, głupota i że tak naprawdę to poprzednim wpisem chcieli tylko być mili, itp. Przychodzi Sławek ze swoim elaboratem rozstawiającym po kątach treść zawartą w mojej notce. Tuż po Sławku pojawiają się jego przytakiwacze z tekstami typu: "Brawo, Sławek!" "Sama lepiej bym tego nie ujęła!", itp. Czasami wchodzi też "ściana wchodnia" z jedno- dwuzdaniowym wpisem w którym musi pojawić się słowo z przedrostkiem "kur": kurwa, kurwo, kurewka, kurewko, kurewska, kurwi, kurwienie, itp. Kilka wpisów od nowoprzybyłych i tyle. Szablon, który można przyłożyć do każdej notki – więc po co mam się silić nad kolejnymi?