Выбрать главу

— Chyba włożę te moje szmaty, bo twoje zwierzątko gotowe jeszcze zemdleć — powiedziała Agia.

— Nie będę patrzeć — wyszeptała Dorcas.

— Nie obchodzi mnie to — odparła Agia, ale zauważyłem, że zakładając suknię odwróciła się do nas plecami. — Musimy już iść, Severjanie — powiedziała do zielonej ściany liści. — Lada moment rozlegnie się sygnał trąby.

— A co on oznacza?

— Nie wiesz? — odwróciła się twarzą do nas. — Kiedy słońce zajrzy w otwory strzelnicze Muru, na Okrutnym Polu rozlega się pierwszy sygnał. Niektórzy myślą, że ma on na celu wyłącznie określenie pory rozpoczęcia pojedynków, ale w rzeczywistości jest to również znak dla strażników, że pora zamykać miejskie bramy. Kiedy słońce zniknie za horyzontem i nastanie prawdziwa noc, hejnalista zatrąbi po raz drugi, co oznacza, że od tej pory bramy pozostaną zamknięte nawet dla tych, którzy mają specjalne przepustki i że wszyscy, którzy mimo otrzymanego wezwania nie stawili się do walki, tym samym z niej rezygnują. Mogą zostać w każdej chwili zabici, zaś ich przeciwnicy, o ile są szlachcicami lub arystokratami, mogą bez uszczerbku na honorze wynająć płatnych morderców.

Służąca, która słuchała tego stojąc przy schodach i kiwając potwierdzająco głową, odsunęła się, żeby przepuścić swego chlebodawcę.

— Jeżeli rzeczywiście czeka cię śmiertelna rozprawa, panie… — zaczął.

— Już mi to powiedziała moja przyjaciółka — przerwałem mu. — Musimy iść.

Dorcas zapytała, czy mogłaby napić się trochę wina. Nieco mnie to zdziwiło, ale skinąłem głową, gospodarz zaś nalał jej pełen kieliszek, który wzięła w obie dłonie jak dziecko. Spytałem go, czy znajdą się u niego jakieś przybory do pisania.

— Chcesz sporządzić testament, sieur? Chodź ze mną. Mamy miejsce przeznaczone tylko do tego celu. Nie pobieramy za to żadnej opłaty, a jeśli chcesz, mogę wysłać chłopca, żeby zaniósł go do twojego egzekutora.

Wziąłem Terminus Est i poszedłem za nim, pozostawiając kwiat zemsty pod opieką Agii i Dorcas. Miejsce, o którym mówił gospodarz, okazało się umocowaną do jednej z gałęzi platformą, tak małą, że z trudem zmieściło się na niej biurko i krzesło, ale było tam kilka piór, kartek papieru, a także kałamarz. Usiadłem i zapisałem zapamiętane przeze mnie słowa listu. O ile mogłem się zorientować, zarówno papier, jak i atrament były te same. Osuszywszy atrament zwinąłem kartkę i schowałem ją do rzadko używanej przegródki w sakiewce, po czym powiedziałem oberżyście, że nie będę potrzebował posłańca, a następnie zapytałem go, czy zna kogoś o imieniu Trudo.

— Trudo, sieur? — powtórzył ze zdumieniem. — Tak, to dosyć popularne imię.

— W samej rzeczy, sieur. Wiem o tym. Staram się tylko przypomnieć sobie kogoś, kogo bym znał, a kto jednocześnie byłby, że tak powiem, zbliżony do ciebie pozycją, na przykład jakiegoś szlachcica lub…

— Kogokolwiek — przerwałem mu. — Chodzi mi o kogokolwiek. Na przykład, czy nie tak właśnie nazywa się kelner, który nas obsługiwał?

— Nie, panie. On ma na imię Duen. Miałem kiedyś sąsiada o imieniu Trudo, ale to było wiele lat temu, jeszcze zanim zacząłem prowadzić ten interes. Nie sądzę, żeby to o niego ci chodziło. Potem jest mój stajenny, on też nazywa się Trudo.

— Chciałbym z nim porozmawiać.

Gospodarz skinął głową, chowając na chwilę brodę w otaczających jego kark zwałach tłuszczu.

— Jak sobie życzysz, sieur. Tyle tylko, że nie sądzę, żebyś mógł się od niego zbyt wiele dowiedzieć. — Stopnie zatrzeszczały pod jego ciężarem. — Ostrzegam cię, że pochodzi z południa. — (Miał na myśli południową część miasta, nie dzikie, bezleśne tereny, graniczące z krainą lodów). — W dodatku z drugiej strony rzeki. Chyba nie wyciągniesz z niego nic sensownego, chociaż to bardzo pracowity chłopak.

— Chyba wiem, o jakiej części miasta mówisz — odparłem.

— Naprawdę? O, to bardzo interesujące, sieur. Bardzo interesujące. Spotkałem już paru takich, którzy twierdzili, że potrafią to rozpoznać po sposobie ubierania się i mówienia, ale nie myślałem, że ty też do nich należysz. — Byliśńy już prawie na ziemi. — Trudo! — ryknął. — Truuudo!

Nikt się nie pojawił. U podnóża schodów leżał płaski głaz o rozmiarach dużego stołu. Weszliśmy na niego.

Była to dokładnie ta chwila, w której wydłużające się cienie przestają być cieniami, zamieniając się w kałuże czerni, jakby z ziemi sączyła się jakaś ciecz ciemniejsza jeszcze od tej, która wypełniała Ptasie Jezioro. Setki ludzi, niektórzy pojedynczo, a niektórzy w małych grupkach, śpieszyło od strony miasta. Wszyscy wydawali się bardzo przejęci, uginając się pod ciężarem niesionej na barkach gorliwości. Większość nie miała żadnej broni, ale dostrzegłem też kilka rapierów, a w oddali błysnął mi również biały kielich kwiatu zemsty, niesionego, zdaje się, na identycznej jak moja tyce.

— Szkoda, że tutaj nie zaglądają — powiedział oberżysta. — Oczywiście, niektórzy z nich wstąpią tu w drodze powrotnej, ale to już nie to samo. Najwięcej zarabia się na obiadach przed, jeśli rozumiesz, co mam na myśli. Mówię z tobą szczerze, panie, bo choć jesteś tak młody, to widzę, ii doskonale rozumiesz, że każdy interes prowadzi się po to, żeby ciągnąć z niego zyski. Staram się utrzymywać rozsądne ceny, a poza tym, jak już powiedziałem, słyniemy z naszej kuchni. TRUDO! Moja w tym głowa, bo ja sam uznaję tylko smaczne potrawy; gdybym miał jeść to, co wszyscy, z pewnością umarłbym z głodu. Trudo, ty zawszony wieśniaku, gdzie jesteś?!

Zza drzewa, ocierając rękawem nos, wyszedł mały, brudny chłopiec.

— Nie ma go tutaj, panie.

— Więc gdzie jest? Idź i go poszukaj.

Cały czas przyglądałem się defilującym przed nami tłumom.

— I wszyscy oni idą na Okrutne Pole? — zapytałem, dopiero teraz zdając sobie w pełni sprawę z tego, że wedle wszelkiego prawdopodobieństwa miałem być martwy jeszcze przed wschodem księżyca. Nagle cała ta historia z listem wydała mi się dziecinna i bezsensowna.

— Tak, ale nie wszyscy po to, żeby walczyć. Większość to gapie, z których część jest tu po raz pierwszy, dlatego tylko, że ma się pojedynkować ktoś, kogo znają, lub dlatego, że właśnie o tym usłyszeli lub przeczytali. Najczęściej to później odchorowują, bowiem wstępują tu w drodze powrotnej i wychylają niejedną butelkę.

Są też jednak tacy, którzy przychodzą co wieczór, a przynajmniej cztery lub pięć razy w tygodniu. To specjaliści, najczęściej w zakresie jednego lub dwóch rodzajów broni. Twierdzą, że wiedzą o niej więcej od tych, którzy się nią posługują i czasem nawet mają rację. Po twoim zwycięskim pojedynku, sieur, dwóch lub trzech będzie chciało postawić ci kolejkę. Jeśli się zgodzisz, powiedzą ci, na czym polegały twoje błędy, a jakie z kolei popełnił twój przeciwnik, ale przekonasz się, że w każdej sprawie będą mieli przeciwne zdania.

— Nasza kolacja ma mieć ściśle prywatny charakter — odparłem i odwróciłem się, bowiem ze schodów dobiegł mnie odgłos stąpających bosych stóp. Pojawiły się Agia i Dorcas. Agia niosła mój kwiat, który w niepewnym świetle wydawał się jakby nieco większy niż do tej pory.

Wyznałem już, jak bardzo jej pożądałem. Kontaktując się z kobietami zachowujemy się zwykle tak, jakby miłość i pożądanie stanowiły dwa całkowicie odrębne zjawiska; kobiety zaś, które czasem nas kochają, a często pożądają, starają się podtrzymywać to złudzenie. Prawda wygląda tak, że uczucia te stanowią dwa aspekty tego samego zjawiska, tak samo, jak pień drzewa, na którym mieściła się gospoda, miał swoją północną i południową stronę. Jeśli pożądamy kobiety, wkrótce zaczynamy ją kochać za to, że nam się oddaje (to właśnie stanowiło podstawę mej miłości do Thecli), a ponieważ każda z nich prędzej czy później nam się oddaje, jeśli nawet nie fizycznie to przynajmniej psychicznie, element miłości jest ciągle obecny. Z drugiej strony, jeśli ją kochamy, wkrótce zaczynamy jej również pożądać, jako że atrakcyjność jest jedną z tych cech, które musi posiadać każda kobieta, a już na pewno ta, która została naszą wybranką. Dzięki temu właśnie mężczyźni pożądają kobiet, których nogi dotknięte są paraliżem, a kobiety tych mężczyzn, którzy są impotentami z wyjątkiem tych chwil, gdy stykają się z podobnymi do nich mężczyznami.