Catherine Gautier, jak mi objaśnił Baron, wywodziła się z klasy niższej, acz wyróżniała cnotliwością i wybitnym intelektem. Była ona najbliższą i (wedle niektórych) jedyną Duponte’a towarzyszką. Pewnego dnia znaleziono jej siostrę podle zamordowaną, a jej, Duponte’a kochance, zarzucono ową zbrodnię. Jako że policja doń wrogo się nastawiła, bo umiał wykrywać wszelakie przestępstwa, które tamtych przerastały, uznano ogólnie wtedy, iż owo pomówienie wynika z chęci zemsty na nim.
– Wina nie po jej stronie zatem?
– Bynajmniej – po chwili odpowiedź padła osobliwa. – Więc byłeś z nią zaznajomiony?
– Doprawdy, on ci nic, przyjacielu, nie powiedział na ten temat? Wszak wiele łączy was miesięcy… Owszem. – Baron się roześmiał. – Bo byłem jej prawnikiem, drogi panie! Broniłem w owej makabrycznej sprawie.
– Pan? – nie mogłem uwierzyć uszom. – Przecież ją stracono… Ty nigdy, jak wiadomo, nie przegrałeś jeszcze.
– Owszem. Wyjąwszy, tak się osobliwie składa, właśnie proces Catherine Gautier.
Zadumałem się nad porażką Duponte’a.
– Nie dał jej rady ocalić, lecz sławę swoją odzyska – zapewniłem, używając pojęcia ulubionego przez Barona – obecnie dzięki Poego tajemnicy.
– Nie dał rady ocalić! – Baron znów się zaśmiał. – Nie dał niby rady?!
Szyderstwo to mnie zagniewało. Wiedziałem, że Duponte próbował badać sprawę samodzielnie, gdy mademoiselle Gautier trafiła do aresztu, ale się poddać w końcu musiał, zrozpaczony. Opowieść tę przytoczyłem teraz Baronowi.
– Badać próbował, tak ci doniesiono? A jakże, monsieur, w samej rzeczy. I wcale się nie poddał. Wiodło mu się pomyślnie, tak jak zwykle.
– Pomyślnie? Czyżby do egzekucji jej nie doszło ostatecznie?
– Jak dziś pamiętam – zaczął Baron – pierwsze swe odwiedziny u Duponte’a w Paryżu.
Baron musiał sam wyszukać miejsce stosowne na swój kapelusz i laskę, Auguste Duponte się o to bowiem absolutnie nie zatroszczył. Baron domagał się korzystniejszego światła w pomieszczeniu, bo jasność mu niezbędna była, ażeby zamaszystym ruchem dłoni i ekspresją oblicza wrażenie wywrzeć odpowiednie dla uzyskania zgody na współpracę z Duponte’em. Rzecz jasna, uznał, iż jak o Duponte’a chodzi, nie będzie mowy o stosowaniu zwykłych metod perswazji. Wyjściowa zaś jego sytuacja nie wyglądała różowo, bo nie dość, że jako prawnik znalazł się na rozdrożu, to jeszcze w grę wchodziło życie wiadomej niewiasty.
Baron nigdy przedtem Duponte’a nie odwiedzał. Jak każdy wówczas w Paryżu człowiek dobrze zorientowany lub też kryminalista słyszał on po prostu o działalności sławnego detektywa. Sam Baron postępował zawsze w myśl pewnej sztywnej zasady, nie przyjmował mianowicie spraw przestępców, którzy do aresztu trafili dzięki racjomaginacji Duponte’a. Powód owej reguły nie tak się zaś tłumaczy, iż osoby przez Duponte’a oskarżone za winne Baron uznawałby automatycznie. Otóż nie. Duponte cieszył się nieskalaną reputacją, na tyle wtedy silną, że każdy właściwie sędzia, dowiedziawszy się, iż on to oskarżenie wnosi, prawie na sto procent by nie przystał na uniewinnienie.
Teraz jednak Baron dostrzegł i dla siebie szansę. W celu wygrania swojej najcięższej sprawy mógł się posłużyć ślepym uczuciem detektywa wobec pani Gautier. Wmówić sobie zdołał, że każda z jego spraw jest jednakowo ważna i najistotniejsza, lecz ta, o której tu mowa, będzie mieć wyjątkowy charakter – ponieważ nikt inny, żaden już adwokat by się za nią wziąć nie poważył. Wobec powyższych faktów znacznie wzrosła determinacja Barona.
– Obronę tu solidną urządzimy – oznajmił Duponte’owi – gdyż celem naszym jest zapewnić mademoiselle swobodę – dodał śmiało. – Pomoc twa, monsieur Duponte, byłaby nieoceniona i kluczowa w samej rzeczy. Zostaniesz bohaterem obwołany, wolność jej gwarantując – te słowa wypowiedział już bez przekonania, wiedząc, iż jemu sława przecież ma przypaść.
Duponte bez ruchu siedział w fotelu przy kominku wygasłym.
– Mój udział to potwierdzi, iż jest ona winna – odparł prawie obojętnie.
– Niekoniecznie, monsieur Duponte – zaprzeczył w ekscytacji Baron. – Znany jest pan z postrzegania zjawisk, których inni nie dojrzą wcale. Gdy wszyscy chcieliby ją widzieć winną, ty mógłbyś użyć swych talentów, geniuszu swego, monsieur, by niewinności dowieść tutaj. Jak głosi Pismo Święte, wszyscyśmy winni, monsieur, lecz czy potem i tego nie podaje, że niewinnymi też jesteśmy wszyscy?
– Nie dotarło do mnie, żeś pan tak w religii wykształcony, monsieur Dupin.
– „Baronie” się do mnie zwracaj, jeśli łaska. Duponte spojrzał nań, okiem nie mrugnąwszy. Baron zaś odchrząknął.
– Wybór ci proponuję, monsieur, który, ufam, do roztropności twej przemówi. Możesz swój geniusz zastosować w obronie ukochanej, co i ciebie kocha, przed losem zaiste najmroczniejszym. Lub siedzieć tu bezczynnie w swej zbytkownej izbie i dać się samotności pożreć całkiem. Decyzję, co czynić należy, byłby tutaj zdolny podjąć choćby osioł. Jakież zatem będzie twoje przeznaczenie?
Baron nie nawykł korzystać ze słownictwa głębokiego, lecz w owym przypadku nie potrafił zwyczajnie istnieć ponad. Mademoiselle Gautier zdołała życie swe ocalić, gdy ją porzucił zamożny student z Paryża, którego była kochanką. W takiej to sytuacji dziewczęta na ogół popadały w prostytucję, lecz się tego udało uniknąć pannie Gautier. Mimo próśb usilnych Catherine na ulicę poszła wszakże jej siostra. I właśnie przez upadek siostry Catherine cierpiała, nie tylko bowiem miały to samo nazwisko, lecz także podobieństwo cech zewnętrznych, skutkiem czego obie mylili często znajomi, sklepikarze i policja. Mogłoby to dla niej stać się motywem dostatecznym: chcąc honor swój zachować, skazy się rzekomo pozbyć chciała. Baron wszak uzyskał dość informacji wskazujących, iż nieprawdopodobne wielce, aby oskarżona była zdolna uczynić coś podłego, a także zdobył nazwiska rozmaitych złoczyńców, z którymi się siostra jej zadawała w ramach swej nowej profesji i którym – bez trudu większego – dałoby się zarzut ów postawić.
– Kiedy się podejmę zbadania śmierci siostry – zaczął Duponte, na co się nieopisanie uradował Baron – wówczas nie życzę sobie, aby ktokolwiek trzeci o przedsięwzięciu był powiadomiony.
Baron obiecał nie informować żurnalistów o zaangażowaniu detektywa w sprawę.
Duponte zaś, tak jak mu to przyrzekł, zajął się zgłębianiem okoliczności zgonu siostry Catherine. I prędko, bez cienia wątpliwości, odtworzył kronikę zdarzeń do zbrodni owej prowadzących. Poza wszelką dyskusją uznał Catherine winną śmierci siostry. Wieść tę przekazał prefektowi, wspierając się świadkiem nie znalezionym przez policję, więc szanse Barona na triumf zaprzepaścił całkowicie. Po owym jego kroku Baron wpadł w większą jeszcze desperację. Zbyt dumny, by porażkę znieść z godnością, chcąc rzecz na swą korzyść przekabacić, poświęcił wiele zabiegów i wydał wiele tysięcy franków, co znacznie powiększyło jego i tak już spore długi. Ale starania wszelkie na nic się mu zdały. Świadectwa bowiem Duponte przedstawił nie do obalenia. Sława i finanse Barona musiały lec w gruzach.
Tymczasem niejaki oficer Delacourt, spragniony awansu w prefekturze, zapewnił Duponte’a oraz Gautier, że wziąwszy pod uwagę ich świeże dowody, ukazujące ją jako skonfundowaną i zbałamuconą młodą damę, niegroźną w nikłym chociaż stopniu – sądzona będzie na pewno pobłażliwie. Jednak parę miesięcy później została stracona w obecności Dupina, Duponte’a oraz trzech czwartych ludu paryskiego.
– Po pierwsze – rzekłem do Barona – w sprawie dotkliwiej cierpiał Duponte. Owe działania nie tylko nadwątliły w nim geniusz detektywa, lecz na dodatek utracił swą ukochaną, która przy tym zginęła z jego przyczyny! Nie możesz się pan mścić za swoją hańbę, jemu przysparzając teraz męki. Śmierci Poego nie wolno wykorzystywać w tym celu. Ja do tego nie dopuszczę!