Выбрать главу

W polityce wstrętnej utytłani, wigowie z Czwartego Okręgu, co swą siedzibą główną uczynili spelunkę naprzeciw zajazdu rzeczonego u Ryana, w gmachu Czujnej Straży, zamknęli autora w piwnicy wśród innych nieszczęśników – włóczęgów, nietutejszych oraz obcych z zagranicy gości. Stąd też wiadomo, czemu Poe, człowiek jednak popularny, nie był przez dni kilka widziany przez nikogo na ulicy. Złoczyńcy, jak się zdaje, zamroczyli go nasennymi środkami.

Natomiast w dniu wyborów powieźli do różnych lokali wyborczych tego miasta. Zmuszając, aby głos oddał na ich kandydatów wszędzie, żeby zaś farsa owa wyglądała autentyczniej – za każdym razem poeta zmuszony był nosić inne przyodzienie. Tak zatem się wyjaśnia, czemu u Ryana wykryty został w stroju nie na swoją miarę, a do tego jeszcze brudnym i podartym. Zbrodniarze jednak pozwolili mu zachować świetną malajkę, tak bowiem był osłabiony, iż nawet oni uznali, że mu się owa laska wielce przyda. Poe malajkę rzeczoną celowo podmienił u swego przyjaciela w Richmond, bo wewnątrz krył się oręż, szpada straszna – pomny, jak to w przeszłości wrogowie literaci czasem go wyzywali na pojedynek bądź też w inny sposób żywot mu uprzykrzać chcieli. Lecz gdy się już tutaj rozeznał w niebezpieczeństwie – stanowczo był za słaby, żeby się bronią swą posłużyć, ale też nie chciał się z nią wcale rozstawać. Później go znaleziono z laską ową przy piersi.

Frakcji zaś owej politycznej nie udało się skaperować ofiar w liczbie zamierzonej, a to przez wzgląd na pogodę – bo niewielu domostwa swoje wtedy opuszczało. Acz też i próbowali „pozyskać” wybitnego oficjela z Pensylwanii, chwytając go po drodze z teatru do hotelu Barnuma – po czym go puścili wolno, gdy się wszakże okazał grubą rybą. Wobec tego pisarz Edgar Poe był wykorzystywany przez nich wielokrotnie, więcej znacznie razy niż to przewidziano… a gdy go porywacze owi wiedli do tawerny u Ryana, by głos oddał kolejny na ich korzyść, stanowczo już za bardzo zdążyli go umęczyć. Po przysiędze złożonej jednemu z sędziów wyborczych, niejakiemu Henry’emu Reynoldsowi – Poemu zabrakło sił, no i się osunął na podłogę. Zaraz wezwać kazał znajomego, doktora Snodgrassa, który tam się zjawił zniesmaczony. Snodgrass, czołowy działacz miejscowej organizacji promującej wstrzemięźliwość, był pewien, iż Poe mocno sobie pofolgował, jak chodzi o napitki. Więc się łotry z polityki uradowały wielce, bo czyn ich obrzydliwy wobec tego mógł pozostać w ukryciu. Wszak myślący solennie a surowo doktor Snodgrass nie poważyłby się na wierutne kłamstwo – w następstwie czego wszyscy mieli uznać, że szlachetnego poetę śmierć zmogła, gdyż nie posiadał on żadnych zasad moralnych.

Tu się jednak Prawda dopomina swego.

Poe – odurzony mocno i pozbawiony snu – nie mógł absolutnie nic wyjaśnić na swój temat, acz mu i świadomości dosyć pozostało, by się zorientować, iż Snodgrass, jego domniemany przyjaciel, patrzy nań z dezaprobatą, a wręcz z pogardą. Wsadzony więc pisarz (sam) został do dorożki oraz zawieziony czym prędzej do szpitala. Tam zaś, pod bacznym okiem doktora J. J. Morana i jego pielęgniarzy – raz ginął w nieświadomości, to znów z niej wracał. Niczym w sennej marze przywołując pamięć, iż się kryć próbuje przed wrogami pod fałszywym nazwiskiem Greya, Poe starał się ujawnić poczciwemu doktorowi jak najmniej szczegółów o sobie oraz na temat celu swych wojaży. Lecz cóż… że umysł miał osłabiony, to w pewnej chwili na wspomnienie zdrady z jego strony Poe począł wykrzykiwać, iż „najlepsze, co mógłby mu przyjaciel bliski ofiarować, to strzał jeden celny z rewolweru, a w łeb prosto”.

Na myśl zaś o człowieku ostatnim, który mógłby na czas spostrzec rozterki, które nim targają, tym samym udaremniając akcję zbrodniarzy – o sędzim Henrym Reynoldsie, który z nonszalancją zaprzysięgał wyborców – Edgar począł go rozpaczliwie nawoływać wtedy, jakby jeszcze w nadziei na wsparcie z jego strony. „Reynolds! Reynolds! Reynolds!” – wołał uporczywie godzinami, lecz krzyk ów podzwonnym jego był w istocie, nadaremny…

Te dzwony, dzwony, dzwony,

jak nam dźwięk ich rozstrojony

śpiewa hymn rozpaczy!

Tak to w niepokoju kres Poety nadszedł.

Oto więc poznaliście mowę, co się nie zdarzyła nigdy – to, co rzekłby Baron Dupin, chcąc owego wieczoru publiką swoją wstrząsnąć do żywego. Mimo iż z całą radością wykład ów spaliłem, niedługo mnie właśnie przyszło objawić go ogółowi.

30

Na trzeci dzień po zdobyciu przeze mnie rzeczonego numeru „Graham’s Magazine” – widoczne się stało dla Edwina, iż popadłem w przygnębienie. Bo się istotnie tak czułem, jak gdyby mi trucizny zadano więcej jeszcze, niż gdy mnie Neilson Poe znalazł przy Amity Street pod numerem trzecim; nie krew mi bowiem teraz zakażono, a serce i duszę.

Edwin mnie zaczął namawiać na wspólne Duponte’a szukanie. Lecz ja go już nie chciałem znać. Kim był, czym się parał? Cóż prawdą, a co było złudą? Być może on sam rozmyślnie, a i drobiazgowo stworzył własną postać, ze strzępów opowieści Poego korzystając. Być może tak się właśnie stało, nie na odwrót. Teraz zaś się ukrywał w poczuciu, że roli owej nie podoła. Czyż ani raz mi nie postało w głowie podczas dni z nim spędzonych, iż na literaturę reaguje w sposób chory zgoła, że stać by się raczej nie mógł dla poety źródłem inspiracji…? Zapewne więc satysfakcja, iż go zdołałem wyrwać z Paryża, z osamotnienia – odebrała mi trzeźwość widzenia rzeczy.

Fale się zaczęły cofać wokół pakowalni. Gdy lud niebawem wyległ wreszcie na ulice, Edwin mi doradził, by szukać nowej kryjówki. Wystarał się też dla mnie o izbę w pensjonacie na wschodnim krańcu miasta, z dala od utartych szlaków. O ustalonej porze miał mnie tam po kryjomu zabrać – wozem, pod stertą gazet, które dostarczał czytelnikom co dzień. Niezdolny się uporać z utratą Duponte’a, godzinę jednak umówioną przegapiłem.

Na moją prośbę Edwin przyniósł mi więcej opowieści Poego. I dokąd światła starczało w pakowalni, czytałem sobie o Dupinie w nieskończoność. Skoro w rzeczywistości nie istniał jego pierwowzór, człowiek żaden, którego geniusz mógłby natchnąć poetę – czemu na wiarę to przyjąłem, i to z żarliwością jeszcze? Wpierw zdania z owych opowiadań kopiować począłem dość bezładnie, lecz prędko, celem nie wiedziony żadnym zgoła, przepisałem każde słowo stamtąd, jak gdyby je przekładając na dostępniejszy język.