Выбрать главу

Możliwe jednak, iż to uczynił ktoś inny, pozbawiony złych intencji. W istocie z rozmaitych przyczyn czyni tak co dnia niemal każdy konduktor, gdy się ktoś wśród pasażerów zachowa wbrew przepisom, niestosownie, kiedy zachoruje, wsiądzie bez ważnego biletu i tak dalej, i dalej. O wiele prawdopodobniejsze widzi mi się spotkanie w pociągu człowieka, który mieszkał zarówno w punkcie wyjściowym, czyli w Baltimore, jak i docelowym, a więc w Filadelfii… Znajomego, który najzwyczajniej jedzie tą samą trasą.

Domysł to jedynie dla nas, zechcesz mnie pan upomnieć, no ale czasem prócz domysłów, monsieur Clark, nic więcej nie pozostaje, gdy chce się fakty wiązać. Domysł, zazwyczaj traktowany jako rzecz podrzędna, stanowi doprawdy jedną z największych zdolności ludzkiego umysłu, jest sztuką znacznie ciekawszą i inspirującą niż rozumowanie czy też demonstracja, przychodzi bowiem bezpośrednio z wyobraźni.

I cóż, wyobraźmy sobie, iż Poe nie wroga napotyka, ale znajomego, a człowiek ów, który go jedynie poznał, zna, ale niezbyt blisko, proponuje mu drinka w czasie podróży, w pociągu lub na jakiejś stacji przy postoju. Możemy sobie przedstawić, jak Poe, w nadziei być może zdobycia kolejnych funduszy na swe szczytne cele, przystaje na propozycję wspólnego wychylenia jednego kielicha… Wszak potencjalny jego dobroczyńca nie wie o jego kłopotach wywoływanych spożyciem alkoholu. Może zatem być kolegą ze szkolnej ławy, lub lepiej powiedzmy, z West Point, bo byli żołnierze są rozproszeni po różnych stanach… A może to ktoś z college’u, może już gdzieś się natknęliśmy na nazwisko takie…

– Z. Collins Lee! – wykrzyknąłem. – Chodził z Edgarem do jednego college’u, a obecnie działa jako adwokat okręgowy, poza tym on jako czwarty zjawił się na pogrzebie.

– Monsieur Lee, któregośmy pominęli zajęci pozostałymi trzema, będąc gościem ceremonii pożegnalnej, stanowi rzeczywiście opcję godną rozważenia. Pomyśl pan. Oprócz Spence’a, przedsiębiorcy pogrzebowego, grabarza i duchownego, obecnych tam było dokładnie czterech żałobników.

– Tak właśnie… Doktor Snodgrass, Neilson Poe, Henry Herring i Z. Collins Lee. Nikt więcej.

– A teraz się pan zastanów, co łączy pierwszych trzech, monsieur Clark. Znajomość z Edgarem Poe – rzecz to oczywista. To jednak by dotyczyło wielu mieszkańców Baltimore, z pewnością nie tylko tych czterech, autor bowiem dość długo tutaj zamieszkiwał. Dawni nauczyciele, kochanki, przyjaciele oraz krewni… Nie. Dla nas istotniejsze znacznie, iż każdy z rzeczonej trójki w ten czy inny sposób pojawił się u kresu drogi poety na tym świecie. Monsieur Herring przebywał w gospodzie u Ryana, gdzie Poego znaleziono i gdzie potem wezwano na pomoc doktora Snodgrassa, Neilson Poe zaś odwiedził szpital, gdy mu wieść przekazano o stanie zdrowia kuzyna. Pogrzebu nikt naprzód nie ogłaszał w prasie ani też gdzie indziej, a z całą pewnością nasza trójka bez trudu mogłaby powiadomić znacznie więcej osób. Gdyby chcieli tylko, naturalnie.

Czy zatem nie jest wysoce prawdopodobne, gdy się przyjrzymy wymienionej trójce, że Z. Collins Lee tak samo spotkał się z pisarzem na krótko przed jego śmiercią? Lee to człowiek zamożny i mógł też koleją akurat się przemieszczać wtedy, wspomniawszy zaś lata młode, gdy wspólnie do college’u uczęszczali, mógł Poemu toast zaproponować dla uczczenia szaleństw dawnych. Poe natomiast, wiedząc, iż monsieur Lee to osobnik w sferze prawa mocno ustawiony, mógł starać się go słowem serdecznym nakłaniać do wsparcia magazynu. A jeśli tak, to mamy natychmiast wytłumaczenie aż dwu faktów: nie tylko incydentu w pociągu, ale też obecności monsieur Lee na ceremonii pogrzebowej, o której było wiadomo tak niewielu ludziom. Wróćmy jednak do spotkania. Poe ulega zamroczeniu, jak to pan nazywasz, ledwie po jednym kieliszku alkoholu. Synowie Wstrzemięźliwości z Richmond, do których należał monsieur Benson, długo – dla własnych interesów – nie chcieli zakończyć swego dochodzenia. Dla nich wygodniej było twierdzić, iż Poe nie kroplę wypił, ale całą beczkę. Stąd też wydało ci się, że monsieur Benson coś ukrywa, prawda? Nic zatem dziwnego, że tak prędko po śmierci Poego, zjawiwszy się w Baltimore – wykrył ów incydent drobny.

– Zaczekaj! Co się tyczy alkoholu w pociągu spożytego… Czyż ów znajomy – spytałem w oburzeniu – Z. Collins Lee lub ktoś nam nie znany całkiem, nie zajął się artystą, gdy tego choroba zmogła?

– Nietrudno sobie przedstawić, iż jeśli ów znajomy nie ma pojęcia o szczególnym reagowaniu poety na alkohol i jeżeli Poe, skłopotany swoją przypadłością, stara się jak może ukryć psychiczny oraz fizyczny rozpad, to wtedy tamten odchodzi w swoją stronę, nieświadom, iż bez opieki zostawia człowieka pogubionego. Poe może czuć się porzucony, gdy tamten nawet nic nie podejrzewa… Osoba pokroju Z. Collinsa Lee, wziętego prawnika, odkryje to ze znacznym opóźnieniem, spotkawszy kolegę po fachu, Neilsona Poe, któremu wspomina wówczas o wiadomej sytuacji. Przypomnij sobie, co poeta mówi, gdy mu doktor Moran w szpitalu na pociechę obiecuje przyjaciół sprowadzić: „Najlepsze, co mógłby mi przyjaciel bliski ofiarować, to strzał jeden celny z rewolweru, a w łeb prosto!”.

– W samej rzeczy! Przyjaciel, sądzić zdaje się poeta w godzinie ostatniej, może mu jedynie krzywdę sprawić, monsieur Clark! A skądże to wynika?… Poe wyprawia się odszukać Brooksa, tymczasem zostaje bezdomny. W pociągu spotyka znajomego z dawnych czasów, by… poczuć się w obowiązku ulec niebezpiecznej pokusie. U Ryana będąc, wspomina przyjaciela swego, doktora Snodgrassa, który nań patrzy z niechęcią i oskarża o straszny występek. Bliski zaś jego krewny, Henry Herring, owszem, jest przy nim u Ryana, lecz zamiast go zabrać pod swój dach, wysyła go samotnie do podupadłego szpitala.

Czyżby, spytać na marginesie powinniśmy orędowników wstrzemięźliwości, Poe przywołał akurat Snodgrassa, gdyby się faktycznie wdał wówczas w pijaństwo? Zaprzeczyć się nie da, oczywiście, iż monsieur Poe nie krył, że mu się zdarzało spożywać alkohol w ilości nadmiernej, ale też regularnie usiłował skłonność tę w sobie zmieniać. I przez to też właśnie da się odpowiednio zinterpretować wzmiankę jego na temat doktora Snodgrassa poczynioną w rozmowie z monsieur Walkerem u Ryana – możemy ową wypowiedź odczytać należycie. Wszak gdyby się nurzał Poe w występku, gdyby przysięgę łamał, najostatniejszą osobą, o której by chciał mówić, byłby główny działacz miejscowego ruchu na rzecz wstrzemięźliwości, czyli Snodgrass. Co więcej – Poe mógł posłyszeć z konwersacji jakiejś wówczas, że monsieur Walker działa w porozumieniu z dziennikiem „Sun”, co go natychmiast czyni świadkiem sytuacji niestosownej. I dalej… Gdyby Poe czytał coś z ostatnich doniesień prasowych, wiedziałby, iż Snodgrass ledwie w dzień poprzedni zmuszony wyprzeć się kandydata swej organizacji, Johna Watchmana, postara się, jak każdy polityk, skompensować tamto wydarzenie. Lecz nie; Poe imię Snodgrassa podał Walkerowi niby komunikat, zamiast mu rzecz przedstawić w sposób obszerny, tak mniej więcej: „Ja nie piję, w istocie zachowuję taką niemal abstynencję, iż człowiek, którego pomocy szukam teraz, to zaciekły wróg pijaństwa, imię jego zaś nadmienię temu, co z prasą współpracuje”.

Duponte kontynuował:

– Wróćmy znów do pociągu, że tak powiem. Poe zdążył rozstać się ze znajomkiem, który, przypuśćmy, pierwszy musiał wysiąść lub się przeniósł jedynie do innego wagonu. Zdeprymowanego sobą samym Edgara zauważa wówczas gorliwy konduktor, ustalając, iż ten choruje, a na co, stwierdzić nie sposób. Konduktor ów się domyśla, że Poe zapewne ma w Baltimore jakichś opiekunów – lub też wniosek ów wysnuwa z bełkotliwych fraz poety. I dalej, chcąc się wykazać troskliwością, konduktor na najbliższej stacji umieszcza Poego w pociągu zmierzającym w stronę przeciwną; być może czyni to na przykład w Havre de Grace.