Ze ścian patrzyły na Rincewinda wypchane głowy licznych zaskoczonych zwierząt. Z rogów któregoś z jeleni wisiały przeżarte buty, w których Ridcully w młodości zwyciężył z drużyną uniwersytecką w zawodach wioślarskich[10].
W kącie stał wielki model Dysku na czterech drewnianych słoniach. Rincewind dobrze go znał. Jak każdy student…
Kontynent Przeciwwagi był niewyraźną plamą, plamą w niezbyt zachęcającym kształcie przecinka. Marynarze przywozili o nim wieści. Twierdzili, że na jednym z końców rozsypany jest łańcuch sporych wysp ciągnący się wzdłuż Krawędzi, aż do jeszcze bardziej tajemniczej Bhangbhangduc i całkowicie mitycznego lądu na mapach oznaczanego tylko jako XXXX.
Niewielu żeglarzy wyruszało w pobliże Kontynentu Przeciwwagi. Wiadomo było, że Imperium Agatejskie przymyka oko na niewielki przemyt — zapewne Ankh-Morpork miało coś, co uznawali za przydatne. Ale niczego nie ogłoszono oficjalnie; statek mógł powrócić wyładowany jedwabiem i rzadkimi gatunkami drewna, a ostatnio także przerażonymi uchodźcami, albo mógł powrócić z kapitanem przybitym głową w dół do masztu. Mógł też wcale nie powrócić.
Rincewind bywał już prawie wszędzie, ale Kontynent Przeciwwagi był ziemią nieznaną, terror incognito. Na co mogą potrzebować maga?
Westchnął. Wiedział, co powinien teraz zrobić.
Nie powinien nawet czekać na powrót Bagażu z jego wyprawy do kuchni. Dochodzące stamtąd wrzaski i odgłos czegoś wielokrotnie uderzanego ciężką miedzianą patelnią sugerowały, że stara się wypełnić misję.
Powinien zebrać to, co zdoła udźwignąć, i wynieść się stąd jak najszybciej. Powinien…
— Ach, Rincewind — odezwał się nadrektor, który jak na tak potężnego mężczyznę miał zdumiewająco cichy chód. — Widzę, że nie możesz się już doczekać wyjazdu.
— Rzeczywiście — potwierdził Rincewind. — O tak. Jak najbardziej.
Kadra Czerwonej Armii spotkała się na potajemnej sesji. Zebranie rozpoczęli od odśpiewania kilku rewolucyjnych pieśni, ale że komuś o agatejskim charakterze nieposłuszeństwo wobec władz nie przychodzi łatwo, miały one tytuły takie jak: „Ciągły postęp i ograniczone nieposłuszeństwo przy zachowaniu ściśle określonych dobrych manier”.
Potem nadeszła pora na przekazanie wieści.
— Wielki Mag przybędzie. Wysłaliśmy wiadomość, mimo ogromnego ryzyka.
— Skąd będziemy wiedzieli, kiedy przybędzie?
— Jeśli jest Wielkim Magiem, usłyszymy o tym. A wtedy…
— Delikatnie odepchniemy siły represji! — krzyknęli chórem.
Dwa Ogniste Zioła przyjrzał się pozostałym członkom kadry.
— Właśnie — zgodził się. — A potem, towarzysze, musimy uderzyć w samo serce zgnilizny. Musimy ruszyć do szturmu na Pałac Zimowy!
Kadra zamilkła.
— Przepraszam, Dwa Ogniste Zioła — odezwał się ktoś po chwili. — Przecież mamy czerwiec.
— W takim razie uderzymy na Pałac Letni!
Podobna sesja, choć bez śpiewów i ze starszymi uczestnikami, odbywała się na Niewidocznym Uniwersytecie. Niestety, jeden z członków senatu uczelni odmówił zejścia z kandelabru, co mocno zirytowało bibliotekarza, który zwykle zajmował to miejsce.
— No dobrze, jeśli nie wierzycie moim obliczeniom, to jaki mamy wybór? — pytał rozgorączkowany Myślak.
— Statek? — zaproponował kierownik Katedry Studiów Nieokreślonych.
— One toną — przypomniał Rincewind.
— Dopłyniesz na miejsce, zanim się obejrzysz — uspokoił go pierwszy prymus. — W końcu jesteśmy magami. Możemy cię wyposażyć we własny zestaw wiatrów.
— Tak. Dziekana na rufę — wtrącił uprzejmie Ridcully.
— Słyszałem! — zawołał głos z góry.
— Trasa lądowa — stwierdził wykładowca run współczesnych. — Wokół Osi. Prawie cały czas po lodzie.
— Nie — rzekł krótko Rincewind.
— Przecież na lodzie się nie tonie.
— Nie. Człowiek przewraca się i potem tonie. A potem lód wali go w głowę. I jeszcze są orki, i te wielkie foki z taaakimi zębiskami.
— To jak ze ściany, wiem — oświadczył radośnie kwestor.
— Co takiego? — zdziwił się wykładowca run współczesnych.
— Haczyk do wieszania obrazów.
Przez chwilę trwała krępująca cisza.
— Wielcy bogowie, już tak późno? — wystraszył się nadrektor, spoglądając na zegarek. — Rzeczywiście. Masz buteleczkę w lewej kieszeni, przyjacielu. Weź trzy.
— Nie, magia to jedyny sposób — upierał się Myślak Stibbons. — Działała, kiedy go tu sprowadziliśmy, prawda?
— No pewnie — mruknął ponuro Rincewind. — Posyłacie mnie tysiące mil stąd, w takim pośpiechu, że chyba portki mi się zapalą, a nie wiecie nawet, gdzie wyląduję? Tak, to idealna metoda. Jasne.
— No to świetnie. — Ridcully był odporny na ironię. — To wielki kontynent. Nie możemy przecież chybić, nawet korzystając z precyzyjnych rachunków pana Stibbonsa.
— A jeśli skończę zmiażdżony we wnętrzu góry?
— Niemożliwe. Kiedy rzucimy zaklęcie, skała zostanie przeniesiona tutaj — wyjaśnił Myślak, który nie lubił żartów ze swoich zdolności matematycznych.
— Czyli będę tkwił w samym środku góry w mojokształtnej dziurze — stwierdził Rincewind. — Doskonale. Natychmiastowa skamielina.
— Nie martw się — pocieszył go Ridcully. — To tylko kwestia tej… gie… coś tam… No wiesz, tej historii o trzech kątach prostych tworzących trójkąt…
— Czy ma pan może na myśli geometrię? — upewnił się Rincewind, zerkając w stronę drzwi.
— Coś w tym rodzaju, rzeczywiście. I będziesz miał ze sobą tego swojego bagażowego stwora. Praktycznie rzecz biorąc, to tak jakbyś jechał na wakacje. Prosta sprawa. Oni prawdopodobnie chcą tylko, no… no… zapytać cię o coś albo co. Słyszałem też, że masz talent do języków[11], więc nie przewiduję żadnych problemów. Nie sądzę, żebyś tam został na dłużej niż kilka godzin. Dlaczego stale mruczysz pod nosem „akurat”?
— Mruczałem?
— I kiedy wrócisz, wszyscy będą ci bardzo wdzięczni.
Rincewind spojrzał wokół siebie — w jednym przypadku w górę — na członków senatu.
— A jak wrócę? — zapytał.
— W taki sam sposób. Znajdziemy cię i sprowadzimy tutaj. Z chirurgiczną precyzją.
Rincewind jęknął. Wiedział, co w Ankh-Morpork oznacza chirurgiczna precyzja. Oznaczała: „co do cala czy dwóch, przy akompaniamencie głośnych wrzasków, a potem gorąca smoła w miejsce, gdzie pacjent niedawno miał nogę”. Ale… gdyby na moment zapomnieć o absolutnej pewności, że coś na pewno pójdzie przerażająco fatalnie, cały plan wydawał się niezawodny. Niestety, zawód maga łączył się z pomysłowością — także w wyszukiwaniu słabych punktów.
— I wrócę potem do mojej dawnej pracy?
— Oczywiście.
— I będę mógł oficjalnie nazywać siebie magiem?
— Naturalnie. Niezależnie od pisowni.
— I nigdy nie będę musiał stąd wyjeżdżać, dopóki żyję?
— Zgoda. Jeśli chcesz, możemy nawet zakazać ci opuszczania terenu.
— I dostanę nowy kapelusz?
— Co?
— Nowy kapelusz. Ten ma już właściwie dosyć.
10
Z wyjątkiem stanu powodziowego niezwykle trudno jest przemieszczać się po Ankh. Wioślarskie zespoły uniwersyteckie współzawodniczą, biegając po powierzchni rzeki. Jest to na ogól całkiem bezpieczne, pod warunkiem że sportowcy nie stoją zbyt długo w jednym miejscu. I oczywiście przeżera to podeszwy ich butów.