Umilkła.
Mroczek i jego żona także milczeli przez chwilę. Młody lekarz powiedział wreszcie cicho.
— Pani dyrektor powiedziała przed paroma minutami, że dwukrotnie postąpiła sprzecznie z przepisami kodeksu
postępowania lekarza. Czy pani naprawdę, nawet w największej tajemnicy, nie poinformowała nikogo o wyniku
sekcji?
Skinęła potwierdzająco głową.
— Powinnam, oczywiście, przekazać tego rodzaju wypadek prokuratorowi, ale nasz prokurator powiatowy to młody człowiek, jest na urlopie, gdzieś na Podhalu, na wczasach wędrownych. Musieliby go szukać przez radio.
— A milicja?
Wiedziałam, że ma pan przyjechać lada chwila. Nie byłam zdecydowana, czy powiem panu o tym, być może nawet początkowo nie chciałam mówić, ale sądzę, że dobrze zrobiłam. Widzi pan, to nie Warszawa: samobójstwo sędziego rozkołysałoby morze plotek i domysłów. Cokolwiek mogłabym powiedzieć osobiście o postępowaniu pańskiego stryja wobec mnie, był on uważany za godny naśladowania wzór prawości i bezstronności. A ja bardzo kocham to miasteczko i jestem dumna z… z nas wszystkich, którzy odbudowaliśmy je i zagospodarowaliśmy. Nie wiem, dlaczego pański stryj odebrał sobie życie, ale bez względu na przyczyny tego kroku, jestem pewna, że wszyscy, cała rada miejska i wszyscy odpowiedzialni obywatele nie chcieliby skandalu i dochodzeń. Tania sensacja nie pomogłaby zmarłemu, a tylko zaszkodziłaby jego pamięci.
— A czy nie wzięła pani pod uwagę innej alternatywy?
— Innej alternatywy? — uniosła brwi. — Nie rozumiem pana? Jaka może być inna alternatywa? Chyba nie wątpi pan, że przeprowadziłam sekcję uczciwie? Mogę powiedzieć, że dbam o dobre imię pańskiego stryja bardziej niż… niż mogłabym… niż może nawet powinnam!
— Zapewne. Ale nie wzięła pani pod uwagę jednego…
— Czego mianowicie?
— Tego, że stryj mógł nie popełnić samobójstwa.
— W takim razie nie znalazłabym narkotyku w jego żołądku. A mogę zaręczyć panu, że…
— Istnieje inna możliwość, dzięki której narkotyk mógł zostać wprowadzony: mianowicie bez wiedzy mojego stryja.
— Co? — powiedziała doktor Jasińska. I Halina dostrzegła, że starsza kobieta zbladła nagle. — Jak to?
— Oczywiście nie twierdzę, że tak było. Mój stryj mógł popełnić samobójstwo. Niewiele wiem o jego życiu, widziałem go zaledwie kilka razy i nie mówiłem z nim nigdy o jego intymnych sprawach. Ale w końcu, jeżeli ginie człowiek i sekcja świadczy o tym, że stracił dzięki narkotykowi możność uratowania się, możemy przypuścić, że ktoś mu się w ten sposób przysłużył.
Przez chwilę wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczyma, w których pojawił się nagły błysk zrozumienia, a potem wyraz tak szczerego przerażenia, że Mroczek dodał szybko:
— Oczywiście nie powiedziała mi jeszcze pani doktor, jaki to był narkotyk i czy istniała możliwość przypadkowego zjedzenia takiej jego dawki, która mogłaby pozbawić płynącego człowieka możliwości powrotu do brzegu, gdyby substancja ta zaczęła działać w organizmie już po jego wypłynięciu. A musimy przyjąć, że tak było. Gdyby stryj mój zażył ten narkotyk przypadkowo, wówczas nie wszedłby oczywiście do wody, jeśliby zaczął odczuwać skutki jego działania jeszcze na brzegu. Co to było?
Zaraz pokażę panu kartkę z przeprowadzonej analizy zawartości żołądka. Według mnie była to mieszanina silnych środków przeciwbólowych w dość dużej ilości, sproszkowanych i podanych w mleku jako zawiesina. Smak byłby tylko minimalnie inny niż zwykle, a działanie rozpoczęłoby się w mniej więcej kwadrans po zażyciu. Skutki: osłabienie działalności serca, ogólna senność i spadek żywotności. W zwykłych — warunkach, na lądzie, mogłaby ta dawka nie być śmiertelna, ale sprowadziłaby co najmniej ciężkie, długotrwałe omdlenie senne z ograniczeniem wydolności narządów krążenia. W wodzie, przy znacznym wysiłku fizycznym, skutki dla człowieka w tym wieku musiały okazać się tragiczne, tym bardziej że stryj pana odpływał dość daleko od brzegu i musiał zużywać dużą ilość energii i czasu na powrót…
— Rozumiem. — Mroczek skinął głową.
— Dlatego natychmiast pomyślałam o samobójstwie. Trudno przypuścić, żeby taka ilość narkotyków mogła dostać się do jego porannej szklanki mleka przypadkiem i to w dodatku w stanie sproszkowanym. A równie niemożliwe wydaje mi się, żeby mógł to zrobić ktoś z zewnątrz. Gdyby ktoś chciał go otruć, zastosowałby truciznę, a nie środki, które tylko przy absolutnie korzystnym zbiegu okoliczności i przy tak wąskim marginesie czasu mogły okazać się skuteczne dla zrealizowania planu mordercy. To by zakrawało niemal na cud. Stryj pański musiałby wypić to mleko o ściśle określonej godzinie i potem wejść do wody po ściśle określonym okresie czasu, zanim poczułby działanie narkotyku, a w dodatku musiałby przebywać w w7odzie także dostatecznie długo i daleko od brzegu, żeby rzecz się udała. Przecież osłabienie tego rodzaju nie nadchodzi gwałtownie, ale rośnie z minuty na minutę…
— Mój stryj był człowiekiem, jak mi tu opowiadają, o bardzo systematycznym trybie życia…
— Tak, to prawda… — Znowu Halinie wydało się, że w oczach tamtej dostrzegła nagły lęk. — Ale mleko?! Przecież trudno przypuścić, żeby ktoś mógł mu przy śniadaniu nasypać tyle proszku do mleka i wymieszać ten proszek tak dokładnie, aby nie pozostawił śladów, grudek i osadu, który zwrócić by mógł uwagę pijącego? Kto miał dostęp do tego mleka? Tylko mleczarz w końcu i ta Weronka, którą trudno posądzić o to, żeby… Nawet gdyby miała dla nieznanych nam przyczyn chcieć ni stąd, ni zowąd zabić pańskiego stryja, jak mogła wykonać tak precyzyjny plan, wymagający wiedzy o mechanizmie działania organizmu ludzkiego? A prócz niej kto?
— O ile zdążyłem zauważyć, wszyscy mają dostęp do mleka, które stoi w butelce na ganku… — Mroczek nadal mówił bardzo spokojnie i jak gdyby zdradzając tylko marginalne zainteresowanie tą kwestią. — To przecież tylko kwestia czasu. Można by także, jeśli chciałoby się naprawdę kogoś zabić, przygotować butelkę mleka i z a m i e n i ć ją. Mleczarz przynosi czyste mleko, odchodzi, a my zamieniamy naczynia. Proste. W końcu butelki z mlekiem niczym się nie różnią od siebie.