— I to w dodatku nam! — uśmiechnęła się blado w ciemności. — Nam, którzy jesteśmy najzwyklejszymi ludźmi na świecie i nie szukaliśmy żadnych przygód.
Tadeusz otworzył furtkę. Znaleźli sięna wąskiej, mrocznej, wyludnionej alei. Przecięli jezdnię i stanęli przed furtką po przeciwnej stronie. Mroczek uniósł rękę do dzwonka. Ale zanim go dotknął, furtka uchyliła się.
— Proszę, bardzo proszę… — powiedział pan Goldstein i cofnął się, żeby pozwolić im wejść.
15. To nie jest takie proste złożyć szkielet na powrót!
Po wejściu do komendy zamknął się na klucz w gabinecie, wydał dyżurnemu milicjantowi rozkaz, żeby mu nie przeszkadzano pod żadnym pozorem i położywszy worek na stole, stał przez chwilę zastanawiając się, co ma zrobić z jego zdumiewającą, bądź co bądź, zawartością.
Powoli zaczął wyjmować kości i z największą ostrożnością, trzymając je przez rozpostartą chustkę, układać na stole.
Po kilku minutach zajrzał do worka, a potem przeniósł spojrzenie na stół. Worek był pusty.
Ale ułożenie szkieletu ludzkiego z leżących na stole kości okazało się już po kilku minutach ponad siły kapitana. Jedno wydawało się pewne: był to chyba ten sam szkielet, o którym wspominali młodzi Mroczkowie.
Otworzył szafę, opróżnił kilka półek i ostrożnie ułożył na nich kości. W tym prowizorycznym grobie muszą zaczekać do rana.
Zapalił papierosa i potarł ręką czoło. Włosy miał jeszcze wilgotne. A rano co? Odda te kości do ekspertyzy. Dowie się najprawdopodobniej, kiedy ten osobnik zginął, może nawet uda się określić, w jakich warunkach zwłoki przeleżały przez te wszystkie lata. Ale to nie były pytania, na które musiał sobie odpowiedzieć w pierwszej kolejności.
Zamknął szafę, wsunął klucze do kieszeni i przeszedł do zewnętrznego pomieszczenia.
— Idę do siebie — powiedział do dyżurnego milicjanta. — Nie jest jeszcze późno i pewnie do północy będę czytał. Potem budźcie mnie tylko wtedy, jeżeli zdarzy się coś naprawdę ważnego.
— Rozkaz, szefie.
— Dobranoc… — uśmiechnął się i wyszedł. Noc była parna. Chyba znowu zwiastowało to nadejście burzy. Zapuścił motor i ruszył.
Mieszkał w pobliżu komisariatu. Postawił maszynę przed blokiem, w którym na pierwszym piętrze miał kawalerkę. Światła były pogaszone już niemal we wszystkich oknach. Ludzie wcześnie kładli się do snu w małym, powiatowym miasteczku, gdzie nie działo się nic ciekawego poza ślubami, narodzinami i śmiercią. A jednak… Dotknął klucza, który tkwił w kieszeni.
Otworzył drzwi wejściowe i wolno zaczął wchodzić po schodach. Na zakręcie klatki schodowej zatrzymał się. Nie zapalił światła na dole, gdyż znał tu każdy stopień na pamięć i lubił poruszać się w ciemności. Zresztą przez okno w klatce schodowej wpadało nikłe światło rozjaśniające mrok świecenie morza, które było przecież tak blisko.
Kapitan stał przez chwilę nieruchomo, oddychając cicho i poruszając bezgłośnie wargami. Potrząsnął głowa.
Ale niesformułowane uczucie, które ogarnęło go tak nagle przed kilkunastoma sekundami, nie mijało. Cos się nie zgadzało w tym wszystkim. Ale co?
Cicho wspiął się na jeszcze kilka stopni i zatrzymał przed drzwiami swego mieszkania. Wyjął klucz od za trzasku i wsunął do otworu.
Co to było? Coś, co usłyszał dzisiaj i co nie miało pozornie większego znaczenia, ale zostało wypowiedziane! choć nie mogło zostać wypowiedziane. Nie mogło?…
Znowu potrząsnął głową. Wszedł do mieszkania i cicho zamknął drzwi za sobą. Tak, to było jakieś zdanie. Zda niewypowiedziane przez kogoś dzisiaj, które tkwiła tuz za krawędzią świadomości, bliskie, niemal czytelne a równocześnie osłonięte mrokiem. Ale kto?… Gdzie.. Kiedy?…
Wszedł do mieszkania i od razu skierował się do łazienki. Zdjął główkę prysznicu z widełek i puścił przez nią ciepłą wodę. Wiedział, że hałas wody spadającej z kranu na dno wanny byłby w tej chwili nie do zniesienia.
Wrócił do pokoju. Usiadł na tapczanie. Co to było? Co to było? Co to było?
Sięgnął po kartkę papieru i przysunął sobie nogą niski, nocny stolik. Napisał starannym, kaligraficznym pismem:
1) Pierwsza ewentualność i dla mnie najważniejsza: sędzia Mroczek mógł zostać zamordowany. Jeżeli tak było, to na razie — kogo mam?
a) Franciszek Skorupiński, sąsiad sędziego, pracownik budowlany — lub żona Skorupińskiego — lub oboje.
Motyw: sędzia skazał go kiedyś na więzienie. Możliwość zemsty. Myśl o zemście mogła nasunąć się Skorupińskiemu ze względu na to, że domki ich sąsiadują ze sobą. S. znał dobrze nawyki i obyczaje sędziego, mógł mu z łatwością, niezauważony przez nikogo, a "obstawiony" przez żonę, powiedzmy, wsypać coś do butelki z mlekiem, która stała na ganku, nim sędzia się obudził.
Co mam przeciw temu? Skorupiński nie wygląda na faceta, który umiałby wyważyć tak dokładnie środki oszałamiające, żeby sędziego nie zatruć, a pozwolić mu wypłynąć w morze. Na to trzeba, zdaje się, kogoś o większym wykształceniu i przygotowaniu medycznym. Chociaż nigdy nie wiadomo. Poza tym nie widzę łączności pomiędzy Skorupińskim a szkieletem…
Żelechowski przymknął na chwilę oczy, potem sięgnął po drugą kartkę papieru i napisał szybko:
Sprawa szkieletu.
Jeżeli prawdą jest, co mówią młodzi Mroczkowie, to…
1) szkielet został przez nich znaleziony zeszłego wieczora…
2) zamurowany zeszłej nocy…
3) zatopiony dziś rano razem z łodzią, co oznacza, że powiedzmy nocą a rankiem został on powtórnie odmurowany, przeniesiony w worku na motorówkę, a ścianę zamurowano ponownie. Wszystko to musiałoby się odbywać w domku, gdzie przebywali Mroczkowie. Sypialnia ich jest co prawda na górze… Byli bardzo zmęczeni całodzienną jazdą i przeżyciami wieczora i nocy. Mogli spać tak zwanym kamiennym snem… Ale wtedy musiał ten szkielet odmurować ktoś, kto widział i wiedział, że został on przez nich znaleziony… Duże ryzyko i pytanie: dlaczego ten ktoś odmurował szkielet i przeniósł go do motorówki?
Czy Skorupińscy mogli odmurować szkielet, przenieść go etc.? Chyba tak…
2) Doktor Jasińska lub ta jej pielęgniarka-sublokatorka, lub obie razem.
Motyw zbrodni u Jasińskiej podobny ew. do motywu Skorupińskiego: zemsta. Oczywiście o wiele większa, doskonalą, można powiedzieć, znajomość narkotyków i ich działania. Mogła wsypać coś do mleka tak samo łatwo jak Skorupiński. Też była sąsiadem, ale z drugiej strony.
A pielęgniarka? Motyw nieco naciągnięty, jeśli chodzi o zbrodnię, chociaż widać było, że nie kochała sędziego. Sądzi ona, że Jasińskiej, którą wielbi i czci, stała się wielka krzywda, jest przekonana, że sędzia Mroczek był jedynym sprawcą tej krzywdy. Powiedziała, że Jasińska wiele nocy przepłakała itd. Ona także mogła z łatwością zamienić butelki z mlekiem, a będąc od wielu lat pielęgniarką, zna się doskonałe na działaniu narkotyków i środków przeciwbólowych.
Uwagi: Dlaczego doktor Jasińska zataiła wynik sekcji? To rzuca na nią oczywiście podejrzenia. Ale z drugiej strony dlaczego opowiedziała o tym młodym Mroczkom, chociaż nie była do tego w ogóle zmuszona? Lęk? Brak stabilizacji psychicznej? Poza tym, sprawa szkieletu: nie bardzo widzę doktor Jasińską i jej sublokatorkę, wkradające się do zamkniętego domu, odmurowujące szkielet, zamurowujące na powrót niszę, zanoszące szkielet na pokład motorówki. Dlaczego?
3) Tadeusz Mroczek — bratanek zmarłego. Lekarz, więc zna się także na środkach przeciwbólowych, nasennych itd. Nie wiadomo, gdzie był w niedzielę rano. Wyjechał w sobotę, więc teoretycznie mógłby tu zdążyć, zatrzymać wóz w krzakach gdzieś na uboczu itd., a potem zamienić butelki. Nie mieszkał tu, ale był przez kilka dni u sędziego przed paru laty i mógł zauważyć, że stryj ma dość uregulowany tryb życia i zawsze wypija tę szklankę mleka, zanim pójdzie popływać. Oczywiście jemu najłatwiej byłoby przenieść szkielet na łódź. Ale dlaczego miałby odmurowywać szkielet? Powód zabicia stryja miał, oczywiście. Dziedziczy domek. Ale domek dostałby i tak. Stryj go kochał. Chciał go tu ściągnąć. Może nie uśmiechała mu się Poręba Morska, a uśmiechało się paręset tysięcy za ten domek? Może chciał się pozbyć żony? Ona nie umie pływać. Co z tą motorówką?
4) Halina Mroczek, żona czy wspólniczka? Ofiara? Po prostu przypadkowo zamieszana w to wszystko jak i mąż? Mogą być niewinni.
Wszyscy mogą być niewinni!
Po namyśle przekreślił to ostatnie zdanie. Nie, ktoś jednak działał tu za kulisami tej tragedii. W końcu sędzia Mroczek nie zginął śmiercią naturalną, w ścianie był szkielet, wynik sekcji zwłok nie dotarł do milicji przed pogrzebem. Ale czy był prawdziwy? Polegać musiał przecież tylko na świadectwie doktor Jasińskiej? A może chciała ona przez zemstę właśnie stworzyć pozory samobójstwa? Może sędzia zginął jak najnormalniej w świecie. Trzeba będzie dokonać ekshumacji zwłok. To także nie było takie proste. Jasińska miała go na stole u siebie i nawet jeśli nie było w jego organizmie narkotyków, mogła je przecież wprowadzić po śmierci. W tym wypadku wszyscy byliby bezradni. Nikt nie jest w stanie walczyć z lekarzem — biegłym.
— Cholera! — mruknął Żelechowski półgłosem. Zastanowił się. Potem zaczął pisać dalej.
5) Weronka — gosposia — mogła zamienić z łatwością butelki mleka. Ale jaki motyw? Czyżby znała testament? To było bardzo możliwe, bo sędzia mógł nakreślić jego szkic, zostawić papier na biurku i wyjść do pracy. Sprzątająca gosposia wiele widzi. Ale jeśli nawet, to czy to był powód do zbrodni? W każdym razie, czy to był prawdopodobny i wystarczający powód do zbrodni? Poza tym o ile sprawa zatopienia motorówki jest związana w jakikolwiek sposób ze śmiercią sędziego, to trudno przypuszczać nawet, żeby Weronka wyborowała dziurę pod powierzchnią, zatkała ją korkiem i uwiązała ten korek na lince do słupa przystani, tak żeby po wyruszeniu łodzi został on wyszarpnięty i pozostał na dnie, gdyż ciężarek ołowiany nie pozwoli mu się unieść w górę. To nie była robota kobiety! W każdym razie nie takiej kobiety jak ta stara gosposia. Gdyby naprawdę Weronka chciała zabić Mroczka, żeby uzyskać tych trochę tysięcy i dożywocie, użyłaby na pewno innych, prymitywniejszych środków, które spowodowałyby śmierć. I skąd ta precyzja w wymierzaniu dawki narkotyku?
Tak, na razie wyglądało to w ten sposób, że jedna z siedmiu osób, które wypisał na tej kartce, mogła wiedzieć o wiele więcej, niż to przyznawała. Czy któraś z nich była mordercą? Ba, do tej pory nie było pewności, czy morderstwo w ogóle zostało popełnione.
Żelechowski westchnął i na wolnym skrawku miejsca u dołu kartki dopisał: czego ja sobie nie mogę przypomnieć?
Przez chwilę siedział z niemal bolesnym wyrazem skupienia na twarzy. Co to było? Co błyskało jak czerwone światełko w czaszce, drażniąc i dręcząc, ale nie zamieniając się w sformułowaną myśl?…
Westchnął i powiedział półgłosem:
— Odłóżmy to na razie.
Wziął jeszcze jedną kartkę:
1) Szkielet w ścianie… Młody Mroczek i jego żona twierdzą, że go widzieli. Dali mi pocisk i koronę z zęba. Oczywiście może to być bujda na resorach, ale… jeżeli to jest prawda? W takim razie:
a) skąd szkielet wziął się w ścianie?
b) jak zniknął?
c) czy ma to związek ze śmiercią starego Mroczka? Muszę jutro obejrzeć tę niszę raz jeszcze. Tam były nowe cegły… widziałem,
2) Motorówka.
a) Kto tam wsadził szkielet?
b) kto zrobił tę dziurę?
Mógł ją zrobić nawet sam sędzia, gdyby chciał popełnić samobójstwo. Ale nie, to byłby absurd… Musiał to zrobić ktoś inny. Hipoteza prawdopodobna: Ktoś, kto otruł Mroczka, nie wiedział, jaka będzie pogoda, a więc czy będzie on pływał, czy wypłynie motorówką. Zabezpieczył się więc tak, że w obu wypadkach stary Mroczek znalazłby się w wodzie, będąc pod działaniem narkotyku. Słusznie. Ale jest jeszcze i druga hipoteza: Młody Mroczek zabija stryja i jest twórcą tej zasadzki z motorówką. Ale potem chce się także pozbyć żony za jednym zamachem i kiedy stryj zginął już, wykorzystuje drugą część planu i zabiera żonę na spacer wiedząc, że łódź zatonie, a żona nie umie pływać. Oczywiście holował ją do brzegu, ale co by się stało, gdyby mnie tam nie było? Mógłby powiedzieć, że zrobił, co mógł, ale siły go opuściły tuż przy brzegu… Tak, to prawdopodobne. Ale dlaczego młody Mroczek miałby być tak śmiercionośny dla swojej rodziny? Trzeba jutro wysłać telefonogram do Warszawy, żeby zbadali, kto to jest i jak żyje…
Odłożył kartkę i zdjął but. No tak, zrobił wszystko, co do niego należało. Był u Goldsteina i mógł przypuszczać, że już jutro stary notariusz może powiedzieć mu coś ciekawego. Znał tu wszystkich od pierwszego dnia… był Żydem, więc miał dodatkowy bodziec do znalezienia wspólników kata łódzkiego getta…
Jutro trzeba będzie też jeszcze porozmawiać z doktor Jasińską…
Zdjął koszulę. Nagle zastygł w absolutnej nieruchomości. Powoli twarz jego zaczęła zmieniać wyraz. Potarł czoło dłonią.
— Nareszcie… — powiedział głośno, szybko podszedł do tapczanu i zaczął wkładać skarpetki. — No pewnie! To dziwne, prawda? Skąd on mógł o tym wiedzieć?