Z wolna położyła cegłę na stoliku.
— Co to znaczy, Tadziu? — przetarła dłonią czoło. — Mąci mi się w głowie. Jechaliśmy przez cały dzień, potem ta burza i ten kościotrup, a teraz nie mogę usnąć. Chce mi się spać, ale nie mogłabym zmrużyć oka. Co to wszystko znaczy? Powiedz, jeżeli coś z tego rozumiesz.
— Nie wszystko rozumiem. Jeżeli mam być szczery, niczego prawie jeszcze nie rozumiem. Ale wiem już jedno…
— Co?
— To, że muszę wyciągnąć bezbłędne wnioski z faktu, że ten facet został zamurowany w gabinecie mojego stryja. Nie wolno mi popełnić omyłki. Gdyby nie te dwie nowe cegły, mógłbym przypuszczać, że ktoś tu kogoś zamurował przed laty. Mógł go zamordować na przykład przed wojną, kiedy te tereny należały do hitlerowców7. Wtedy mógłbym przypuszczać spokojnie, że stryj prze-mieszkał w tym domu dwadzieścia lat, nie mając pojęcia o tym, że w ścianie gabinetu spoczywa szkielet. Ale…
Umilkł na chwilę.
— Ale… — powtórzyła jak echo — te dwie…
I ona umilkła. Mroczek odetchnął głęboko, podszedł do łóżka, zgasił papierosa i rzucił się jak długi na kołdrę. Przez chwilę leżał na wznak, wpatrzony w małą ćmę, wirującą w kręgu blasku rzucanego na sufit przez lampkę.
— Właśnie… — powiedział cicho. — Te dwie nowiuteńkie polskie cegły mówią do mnie tak, jakby umiały przemawiać ludzkim głosem, że stryj wiedział o tym szkielecie, że widział go, że mieszkał z nim pod jednym dachem z własnej i nieprzymuszonej woli, że zamurował go ponownie przed bardzo niedawnym czasem!
— Ale nie możesz być tego absolutnie pewien. Wszystko mogło się odbyć jakoś… jakoś inaczej.
— Jak? Nie powiesz mi chyba, że dwadzieścia lat po wojnie ktoś rozwalił ścianę i zamurował szkielet w domu sędziego sądu powiatowego, a sędzia ten nie miał o tym zielonego pojęcia? Przecież po zdjęciu kilimu widać było wyraźnie na ścianie miejsce, gdzie go zamurowano! Brakowało farby, którą pomalowany jest pokój. Ślepy by to spostrzegł. Kto ryzykowałby coś takiego? Wystarczyłoby, żeby stryj podszedł do kilimu albo żeby Weronka wzięła go do wytrzepania, albo żeby przeciąg trzasnął drzwiami, jak to miało miejsce, i już wszystko by się odkryło! Nie! Milicja musi dojść do zupełnie tego samego wniosku co ja. A następne wnioski będą już proste: stryj był znanym i cenionym obywatelem Poręby Morskiej, ja, młody lekarz, przyjeżdżam po jego tragicznej śmierci i chcę rozpocząć tu życie razem z tobą, korzystając z szacunku, jakim otoczone było nasze nazwisko, które on reprezentował. Tymczasem już pierwszego dnia mojego pobytu okaże się, że stryj trzymał w ścianie swego gabinetu zamurowanego nieboszczyka, o którego istnieniu wiedział, ale nikomu się nie zwierzył! I to by nas załatwiło raz na zawsze w Porębie.
— Skąd wiesz?
— Czy myślisz, że istnienie szkieletu w ścianie nie stałoby się tutaj ogromną sensacją? Nikt by nie mówił o niczym innym przez całe miesiące. A poza tym zapominasz, że stryj nie poinformował nikogo o istnieniu tego szkieletu. Gdyby to zrobił, szkielet nie mógłby przecież pozostawać dalej w ścianie. Z tego musi się wysnuć jeden
jeszcze wniosek: że stryjowi zależało na ukryciu tego nieboszczyka! Że była to jakaś tajemnica stryja! Że ten trup w ścianie w pewien sposób obciąża pamięć sędziego Mroczka! Milicja oczywiście rozpruje cały domek w poszukiwaniu innych nieboszczyków, rozpocznie się śledztwo. Pamiętaj, że stryj zginął tragicznie: zaczną się plotki, łączące tę śmierć z tajemnicą kościotrupa w ścianie. Ludzie zaczną mówić, że śmierć sędziego Mroczka to nie był zwykły wypadek, krótko mówiąc nazwisko stryja i jego pamięć zostaną oplute plotką i domysłami tego miasteczka, tych wszystkich, skądinąd przyzwoitych ludzi, którym nie będzie można zresztą bardzo się dziwić. Ja sam nie rozumiem, dlaczego stryj…
Urwał na chwilę, usiadł i zapalił nowego papierosa.
— Ale wszystko, co mówisz, oparte jest tylko na przypuszczeniach… — powiedziała siadając obok niego i także sięgając po papierosa. — Mogło być inaczej. Dopóki nie wie się czegoś na pewno, wszystkie rozwiązania są możliwe. Pamięć twojego stryja może zostać nienaruszona. Zresztą kto się teraz przejmuje takimi sprawami? Myślę, że ten szkielet jest ważny, dopóki leży tam na dole. Ale wystarczy zadzwonić do milicji i poprosić ich o dyskrecję, żeby nie było niepotrzebnych plotek. Zabiorą tego kościotrupa, spiszą protokół i cała sprawa rozpłynie się za tydzień.
— Nie… — smętnie potrząsnął głową. — Nie w takim małym, zamkniętym środowisku. W końcu sprawa byłaby co najmniej wyjątkowa nawet w Warszawie. Taki kościotrup pobudza wyobraźnię. A poza tym milicja musiałaby przystąpić do rozwikłania tajemnicy. To by wciągnęło pół miasteczka w orbitę śledztwa. Zresztą czy w takiej Porębie może być mowa o dyskrecji? Skutek będzie tylko jeden i łatwy do przewidzenia: zamiast rozpocząć tu solidną pracę i żyć spokojnie, w zgodzie z ludźmi, wrastając powoli w nowe środowisko, runiemy głową w dół do piekła na ziemi. Staniemy się nie lekarzem i dentystką, ale niesamowitymi osobnikami z piętnem tajemnicy na czole, krewnymi sędziego, który sądził innych, ale sam zabrał do grobu tajemnicę nieboszczyka spoczywającego w ścianie jego gabinetu. I koniec! Koniec z twoimi marzeniami o cichym, pracowitym życiu tutaj. Trzeba będzie pożegnać ten szpital, w którym chcemy pracować i to miasteczko, w którym chcemy mieszkać. Chorzy baliby się u mnie leczyć! A w takich małych środowiskach sprawy tego rodzaju żyją wiecznie! Jeżeli będziemy mieli dzieci, będą to dzieci „tego doktora, co to jego stryjek ludzi żywcem w ścianach murował!" Nie, nie, nie! Nie mielibyśmy ani spokoju, ani zwykłych znajomych, ani żadnej szansy normalnego życia, która jest dana każdemu, kto nie odkryje szkieletu w ścianie! Dlatego nie dziw mi się, że nie pobiegłem od razu na milicję jak wzorowy obywatel z opowiadania dla dorastających harcerzyków, Może się mylę? Muszę wszystko spokojnie przemyśleć. Ale nawet jeżeli nie jest tak, jak myślę, to jedyny człowiek, który mógłby nam coś wyjaśnić, nie żyje i zostanie jutro w południe przysypany piaskiem na wieki wieków amen!
Wstał i podszedł do okna, potem zawrócił i spojrzał na żonę.
— No, Halina, powiedz, co myślisz o tym wszystkim? Może… może gdzieś jest luka w moim rozumowaniu? Zresztą mniejsza o moje rozumowanie! Musimy coś postanowić, zanim uśniemy!
— O Boże… — powiedziała cicho młoda kobieta. — Co on nam narobił? Wpakował nas w…
Przerwał jej niecierpliwym ruchem ręki.
— Wydaje mi się, jeżeli mam być szczery, że jest nawet gorzej, niż myślisz. Najgorsze jest to, że nie możemy się wycofać! Nie mamy żadnej możliwości przejścia do porządku dziennego nad tym kościotrupem. Gdybyśmy w ogóle tu nie przyjeżdżali, mogłoby nas to wszystko nie obchodzić. Ktoś zabrałby meble stryja, zdjąłby ten przeklęty kilim i musiałby zauważyć, że ściana została w pewnym miejscu na nowo wymurowana. W konsekwencji znaleziono by szkielet i, jeżeli chodzi o mnie osobiście, cała Poręba Morska mogłaby z tym kościotrupem tańczyć przez tydzień walca na rynku dokoła ratusza! Ale niestety przyjechaliśmy tu i, niestety, to my odkryliśmy tego nieboszczyka. Jesteśmy w to zamieszani po uszy, bo zdrowy rozsądek mówi mi, że nie możemy ani przekazać go milicji, ani udawać, że o niczym nie wiemy, mając dziurę w ścianie i kupę cegieł na podłodze.
Znowu podszedł do okna. Księżyc świecił teraz jeszcze jaśniej i morze w oddali wyglądało jak nieskończona, ciemna, lśniąca szyba. Odwrócił się z westchnieniem.