— Zabity mogę zostać i tak, a tu przynajmniej nie mam złudzeń co do stanu własnego bezpieczeństwa.
— Dureń! Korzystasz z pierwszej wymówki, by wyrwać się na idiotyczne poszukiwania. A my mamy regularną wojnę międzyrasową: pół drużyny ochrony zarżnięte w buruku, który zresztą potem podpalono.
— Samhedi zabrał tam ludzi z paralizatorami, wiesz, że prawa phnobów tego zabraniają.
W głośniku zapadła cisza, natomiast na ekranie widać było, że chmura dymu rośnie. Na zachód od Tau City nagle błysnęło oślepiająco — słońce dotarło do Wieży Jokerów.
— To było… głupie — przyznała Joan I powoli. — Niemniej jednak oficerowie na służbie rady zasługują na pewien szacunek. Ogłosiłam stan wyjątkowy, a ciebie za godzinę przejmie na pokład statek, który wysłałem.
Dom przerwał połączenie i spytał Hrsh-Hgna:
— Możesz się połączyć z przywódcą wszystkich buruków? Zdaje się, że ma tytuł Sługa Słupa, prawda?
— Nie wiesz, o co prosssisz, jednakże…
Trzy minuty później Dom spoglądał na ekran, na którym widać było niewielkiego phnoba lekkiej budowy ze srebrną obrożą — ogólnie wyglądał na płeć żeńską, co mogło być mylące, bo jeśli chodzi o seks, byli dziwnie powściągliwi.
— W imieniu rady, co możemy zrobić, by naprawić wyrządzoną wam krzywdę? — spytał.
— Ziemia buruku została splamiona.
Dom skinął głową — teren każdego buruku na głębokość kilku cali pokryty był ziemią z ojczystej planety phnobów.
— Możemy zastąpić ją nową — zaproponował. Nastąpiły targi, po których ocenił.
— Same koszty transportu wyniosą kilkaset tysięcy standardów.
— Możesz podjąć taką decyzję w imieniu rady?
— Pieniądze będą pochodziły z konta rodu Sabalos, rada nie ma nic do tego — zakończył nagle zmęczony.
— Szefie, mamy pewien problem — poinformował go Isaac. — A raczej pracę. Po pierwsze, gdzie lecimy, po drugie, jak mamy zamiar tam dotrzeć?
— Hrsh?
Phnob uszczypnął się w nos.
— Pierwszy Bank Sssyriański byłby dobrym miejssscem do rozpoczęcia. Zgodnie z legendą ssstworzony zossstał przez jokerów.
— Nie wiedziałem… a jest moim ojcem chrzestnym.
— I co z tego? Ma co najmniej trzy miliardy lat, a przynajmniej sssam tak twierdzi.
Isaac gwizdnął — na radarze pojawiło się coś dryfującego w stronę statku.
— To sundog szukający okazji do interesów — ucieszył się Dom. — I nasz sposób dotarcia do Banku.
— Nigdzie nie lecę! — wrzasnął phnob. — Nie będę podróżował w zwierzęciu! Ten ssstatek ma międzygwiezdną matrycę, nie?
— Miał — poprawił go Isaac. — W czasach pradziadka Doma pewnie działał niezawodnie, teraz jest tak rozregulowany, że z powodzeniem możemy skończyć w jakiejś gwieździe. Masz na to ochotę? Bo ja nie.
— W porządku. Ale z protessstem!
Dwadzieścia minut później gruby różnobarwny kształt przesłonił gwiazdy, mieniąc się w promieniach słońca, i znieruchomiał o kilkaset metrów od statku.
— Ma pomarańczowo-purpurowo-żółte znaki, szefie — oświadczył Isaac, przyglądając się ekranowi z czarnym pasem na żółtych.
Dom odetchnął z ulgą: co prawda żadnego sundoga nie można było określić mianem przyjaznego czy rozgarniętego na tyle, żeby zdał sobie sprawę z konsekwencji własnego zapomnienia w wypadku połknięcia statku, ale niektóre były lepsze od pozostałych.
— To będzie ten, co się zwie Abramelin-lincoln-stroke-Enobarbous-stroke-50.3-Enobarbous-McMir-midom. Jest w porządku, przewozi dla nas ładunki. W jego umyśle pojawiła się nieproszona myśclass="underline" Czyść, kosmonauta. Chcesz podróżować, może?
— Chcielibyśmy dostać się do Pierwszego Banku Syriańskiego.
Cena podróży: siedemnaście standardów.
Statek zakołysał się lekko, złapany przez pseudopole gigantycznego semizwierzęcia, i odwrócił się powoli, kierując się ku błękitnej gwieździe przypominającej — z braku lepszego określenia — twarz sundoga.
— Upokarzające — jęknął Hrsh-Hgn. — Być niesssionym przez psssa jak jakaśśś kośśść. Bądź gotów.
— Wolisz, żeby nas babcia złapała? W takim humorze? Bądź spokojny.
— Frsssh!
— No, zachowaj się wreszcie jak kosmopolita! Jesteś całkiem dorosłym phnobem.
Ruszamy.
Niewidzialna dłoń wyrwała See-Why z przestrzeni i cisnęła prosto na nich — inaczej rzecz ujmując, spadali prosto w słońce. A zaraz potem spadali wokół słońca. Przemknęli tuż obok morza błękitno-białych płomieni rozbijających się na rafach przestrzeni, którego ryk ucichł w oddali, wprost ku jaśniejącemu zupełnie płaskiemu horyzontowi.
Gwiazda została z tyłu, a sundog, śpiewając, wzbił się w międzygwiezdną ciemność.
Kabinę wypełniła absolutna cisza.
— Wow! — przerwał ją z podziwem Dom.
— Urghsss! — odparł z obrzydzeniem Hrsh-Hgn.
Isaac wyłączył światła, dzięki czemu w ciemności wyraźnie widać było gwiazdy: zaczynały błyskać na niebiesko.
— Przygotujcie się na to, że zostaniecie relatywistyczną niemożliwością… — wyśpiewał Isaac.
— Złudzenie.
Dom słyszał, że w kosmosie widzi się różne rzeczy, dlatego większe statki miały ekranowane kadłuby i odsłonięty jeden pokład dla nieuleczalnie ciekawskich…
Biały jeleń wgalopował przez ścianę, która rozświetliła się pomarańczowo. Między porożem miał złotą koronę, a Dom wyczuł jego strach. Sierść miał zlepioną potem, ale kopyta zlewały się z podłogą, a skóra płynnie falowała, mieniąc się delikatnie. Nie przerywając biegu, przeskoczył przez autokucharza, a przez ścianę wpadł myśliwy na czarnym koniu. Mężczyzna miał biały strój i czerwony płaszcz ze srebrnymi dzwoneczkami. Blond włosy i brodę rozwiewał mu pęd, a twarz była blada i napięta; przez moment spoglądał na Doma i w jego oczach pojawiło się zdumienie. Uniósł dłoń obronnym gestem i zniknął za przeciwległą ścianą.
— Rany, to wyglądało prawie prawdziwie!
— I na pewno jest prawdziwe — skomentował Isaac. — Gdzieś.
— Mówią, że kosmos to miejsce, w którym przenikają się wszystkie możliwości. Wydaje mi się, że on nas wyczuł.
— To tylko duch na wietrze, nic więcej. Dom wstał nieco niepewnie. Ściany wciąż wyglądały jak zrobione z używanej poświaty księżycowej.
— O takim złudzeniu słyszałem…
Przez osłonięte okno przeleciała czerwona kula wielkości pięści, która następnie przeszła przez autokucharza, część głównego przekaźnika energii, śpiącego w stanie nieważkości Iga i zniknęła. Była to kosmiczna interpretacja gwiazdy — najprawdopodobniej BD+67930. Jak pozostałe, całkowicie niegroźna, choć czerwony gigant czy plujący biały karzeł mogły być denerwujące, gdy oglądało się, jak przelatują przez kogoś.
Dom obejrzał się, słysząc niezwykle dziwne odgłosy: Hrsh-Hgn właśnie skończył wpychać się pod autokucharza i zamarł tam w pozycji przypominającej embriona.
Po dobrej godzinie udało się przekonać ph_noba, żeby stamtąd wylazł.
— Chyba nie jesssteśśśmy jako rasssa tak odporni jak wy… kosssmosss nass przeraża — przyznał, mrugając z zawstydzeniem. — To rejon niepewnośśści… przecież możemy przessstać issstnieć… Już rnogliśśśmy, kto to może wiedzieć.
— Wyglądasz na jak najbardziej obecnego i istniejącego tak duchem, jak i ciałem.
Hrsh-Hgn przytaknął bez przekonania.