Isaac tymczasem skończył oglądanie autokucharza, zamknął panel techniczny i oznajmił:
— To model 706, robiony na zamówienie. Tylko nigdzie nie mogę znaleźć jadłospisu.
— Pradziadek wychodził, jak sądzę, z założenia, że to tylko jego statek, i sądzę, że tak też ułożył jadłospis: pod siebie — wyjaśnił Dom.
— Pewnie, tak był zajęty uciekaniem przed wierzycielami, że nie miał czasu na wybieranie «dań… przepraszam, szefie, chyba się troszeczkę zagalopowałem.
— Nic nie szkodzi, piractwem też się zajmował niejako przy okazji. Zgodnie z historią rodu był też ortodoksyjnym sadhimistą, a dla takich prostota jest największą zaletą. Obawiam się, że nie możemy liczyć na coś więcej niż suchy chleb ze śledziem.
Autokucharz używał zwykłej metody powielania molekularnego struktury dań, które miał w pa.mięci jako równania rachunku prawdopodobieństwa. Po włączeniu zagulgotał, charknął i przez parę rninut bzyczał basowo, po czym wysunął się zeń stołowy blat, a z innego otworu posiłek wraz z naczyniami.
Przez kilka długich sekund wszyscy przyglądali się w milczeniu temu, co stało na blacie. Wreszcie Dom ostrożnie wziął owoc pokryty białymi kryształkami.
Hrsh-Hgn odchrząknął.
— Faszerowanego ptaka w zalewie rozpoznaję — oświadczył. — To krupiewssski łabądek. Podejrzewam, że te białe kleksy to śmietanka.
Dom zdjął pokrywę ze srebrnego półmiska.
— Jakaś pieczona ryba w… smakuje jak jajka. Isaac wziął kryształową szklankę i wychylił zawartość jednym haustem.
— Old overcoat, i to autentyczny! — ocenił zaskoczony. — Dwie takie szklanki i odlatujesz w słupie ognia.
Obaj wytrzeszczyli na niego oczy, toteż pospiesznie odstawił szklankę i spytał:
— Nigdy nie widzieliście pijącego robota czy co?!
— Zastanawiamy się właśnie… — Dom urwał zażenowany — …no, gdzie to się podziewa?
— Model klasy piątej może czerpać energię z kalorycznej zawartości substancji organicznych. — Robot sięgnął do klapki na piersiach. — Ale jeżeli wolicie, to mogę…
— Wierzymy ci i nic nie wolimy — przerwał mu pospiesznie Dom i spojrzał na blat. — Zdaje się, że coś mówiłem o cnocie prostoty? I kto by pomyślał: ortodoksyjny sadhimista…
— „Nie będziesz marnował” — zacytował Hrsh-Hgn. — Czasssami possstępowanie zgodnie z Jedynym Przykazaniem bywa przyjemnośśścią, nie tylko obowiązkiem.
Po jakichś dziesięciu minutach obżarstwa Dom zauważył:
— Hrsh-Hgn, ten czarny dżem smakuje rybami!
— Bo to kawior.
— Kawior? Zawsze zastanawiałem się, jak smakuje: na Widdershins tylko biedacy mogą go jeść… pewnie można się do niego przyzwyczaić…
Dwadzieścia minut później autokucharz przetrawiał resztki posiłku: nie było ich wiele. Ig zaś podryfował w kierunku maszynowni, pogryzając rybi łeb. Przez kabinę przeleciała w poprzek niewielka wypukła pozostałość po gwieździe. Dom obojętnie obserwował, jak znika w ścianie.
— Skoro Pierwszy Bank Syriański jest największym w galaktyce specjalistą od jokerów, to dlaczego dotąd nie odnalazł ich planety? — spytał.
— Chodzi ci o to, dlaczego nie miota sssię po wszechśśświecie? Prawa Roche'a, jakie sssą, wszyssscy wiedzą, a cośśś wielkośśści Banku bez trudu naruszyłoby równowagę każdego sssyssstemu planetarnego. Jeśśśli chodzi o poszukiwanie informacji, to mógł on już dawno odkryć położenie śśświata jokerów, tylko dlaczego miałby nasss o tym informować? Jesssteśśśmy zwykłymi młodocianymi cywilizacjami.
— Zapłacilibyśmy mu. Dobrze byśmy zapłacili.
— Jacy my?… My, ludzie?… My, phnoby? Należy założyć, że rasssa, która odnajdzie tę planetę, wzbogaci sssię niepomiernie. Dlaczego miałoby mu na tym zależeć?
— Przecież to bank — zdziwił się Dom. — Bank liczy sobie za usługę, no nie?
— On tego nie robi dla pieniędzy, tylko dla rozrywki. Jak ktośśś ma trzy miliardy lat, to musssi sssię nudzić, a poza tym lubi, jak koło niego kręcą sssię ludzie.
— Chcesz powiedzieć, że nie będzie chciał, aby ktokolwiek odkrył świat jokerów, bo może go to narazić na straty?
— Może. A może nie. Wszystko jest względne i zależy od punktu widzenia — odparł phnob i zaczął opowiadać o świecie jokerów.
Trzy rasy poruszały się tak jak człowiek: ludzie, wyższe od nich i generalnie lżejsze phnoby oraz mniejsze, ale masywniejsze droski wyglądające niczym szympansy na sterydach.
Phnoby miały trzy płcie i podwójne mózgi. Pochodziły z planety, na której nie było łatwo dostępnych rud metali. W kwestiach inteligencji trudno było się z nimi równać; nic w tym dziwnego — skoro na ich planecie wszystkie gatunki naczelne miały trzy płcie, żeby zostać rasą inteligentną, trzeba było naprawdę nieźle się nagłowić.
Droski były dwupłciowe. Najwyżej. Miało to sens w świecie, gdzie przeżycie nie było trudną sztuką. Rodziły się jako samce, a po jednej trzeciej życia przekształcały się w dorosłe rozsądne samice. Te, które przeżyły, ma się rozumieć. Miały skomplikowany system społeczny, który jednakże okazywał się wzorem prostoty w porównaniu z ich religią, wywodzącą się z posiadania podwójnej gwiazdy jako słońca i trzech dużych księżyców. Częścią religii był kanibalizm, a wykładnikiem zdolności umysłowych to, że liczenie powyżej siedmiu sprawiałoby im spory problem. Regularnie ich cywilizacja osiągała wysoki poziom technologiczny, po czym z niezrozumiałych powodów wracała do barbarzyństwa. W porównaniu z pozostałymi pięćdziesięcioma dwiema znanymi rasami ludzie, phnoby i droski byli braćmi w rozumie — dla niektórych zresztą ras, jak spoonerzy żyjący na lodowych planetach, byli identyczni. Wiele innych ras miało spore problemy z traktowaniem ich jako przedstawicieli życia inteligentnego, a raczej życia w ogóle — tak było na przykład z tarquinami żyjącymi w górnych warstwach niektórych protogwiazd.
Parę ras szerzej podchodziło do koncepcji życia. Creapii zamieszkujący niewielkie gorące planety czy głębsze warstwy gazowych gigantów lub okazjonalnie powierzchnie co zimniejszych słońc mogli dyskutować o filozofii równie łatwo z ludźmi, jak o nieprzetłumaczalnym z tarquinami. Oprócz tego istniały jeszcze sundogi, będące najczystszą surową odmianą życia i widzące wszechświat poprzez umysły swych klientów. No i będący klasą samą dla siebie Pierwszy Bank Syriański. Oraz kilka ras jak The Pod, które były obce nawet dla spoonerów czy tarquinów.
Wszystkie miały jednak jedną cechę wspólną — powstały w okresie krótszym niż pięć milionów lat na obszarze kuli o średnicy dwustu lat świetlnych, której centrum był Wolf 429. Pierwsi odkryli to creapii, podobnie jak pierwsi zbadali jedyną planetę tego systemu. Odkryli Wieżę Jokerów, czyli monomolekularną budowlę pokrytą zamarzniętym metanem, stojącą samotnie w mroku i pozbawionej powietrza atmosferze. Znaleźli to, co potem nazwano Środkiem Wszechświata.
Potem znaleźli inne wieże i artefakty jokerów: pierścienne gwiazdy, pas i wewnętrzne gwiazdy Protostar 5. Niejako przypadkiem znaleźli też Ziemię i sprzedali ludziom silnik matrycowy za prawa do zamieszkania na Merkurym. Zaczynali odkrywać galaktyczną tajemnicę i zdecydowali, że jednak potrzebują pomocy, czyli innego punktu widzenia, by ją rozwiązać.
Siedemdziesiąt lat później zespół ludzi i phnobów odszyfrował Curiform c — jedyny z pięciu pisanych języków jokerów, jaki dotąd dało się odczytać. Były w nim wzmianki o wielkiej cywilizacji, choć mogła to być przenośnia. Był w nim też zapisany pierwszy poemat we wszechświecie. Najprawdopodobniej pierwszy.