— JAK PEWNIE ZAUWAŻYŁEŚ, POCIESZAJĄCE JEST TO, ŻE ŻADNA PRÓBA SIĘ NIE POWIODŁA. SUGERUJE TO AGENTA OFERMĘ.
— Niby tak. — Dom usiadł na jednym ze stojących przed biurkiem foteli. — Ale to, że zamachy się nie udały, nie było jego winą i nie było naturalne. Coś się stało, koło Wieży czułem się jak zdalnie sterowana lalka… jakby posługiwał się mną jakiś gracz, chcąc osiągnąć wyznaczony cel. Albo gracze.
— WYRUSZYŁEŚ JUŻ PRZECIEŻ NA POSZUKIWANIE ŚWIATA JOKERÓW. I TO NIE TRACĄC WIELE CZASU NA ZASTANOWIENIA.
Dom pomyślał, ale nic inteligentnego nie przyszło mu do głowy. Podobnie jak powód, dla którego podróżował po galaktyce. Owszem, bał się i uciekał, chciał zobaczyć, co się da, i była to przygoda — wszystko to było prawdą, ale nie całą…
— Wtedy wydawało mi się to właściwe — powiedział w końcu. — Nie potrafię wyjaśnić dlaczego.
— PODDAŁEŚ SIĘ LOSOWI. PHNOB POWIEDZIAŁBY, ŻE PRZYJĄŁEŚ BATER! FILOZOF DROSK UZNAŁBY, ŻE SŁYSZAŁEŚ DZISIEJSZE ECHO JUTRZEJSZEGO KRZYKU. DZIAŁAŁEŚ, KIERUJĄC SIĘ PODŚWIADOMĄ WIEDZĄ.
Ig wyplątał się z koszuli Doma, wystawił łeb i zamrugał gwałtownie.
— JEŚLI CHODZI O SPRAWY WIDDERSHINS, NIE ZNALAZŁEM POWODÓW, DLA KTÓRYCH KTOŚ CHCIAŁBY CIĘ ZABIĆ. JEŚLI CHODZI O ZARZĄDZANIE PLANETĄ, SĄ W GALAKTYCE NIEPORÓWNYWALNIE GORSZE PRZYPADKI. OD PARU SEKUND SPRAWDZAM PROGRAM TWOJEGO RACHUNKU PRAWDOPODOBIEŃSTWA. WYGLĄDA NA TO, ŻE ODNAJDZIESZ ŚWIAT JOKERÓW. PANUJE POWSZECHNE PRZEKONANIE, ŻE INSTYTUT ZABIJA WSZYSTKICH MAJĄCYCH WEDŁUG PRZEPOWIEDNI OBLICZENIOWYCH SZANSĘ TEGO DOKONAĆ. ALE JAK DOTĄD NIKT NIE POTRAFIŁ PRZEDSTAWIĆ NATO CHOĆBY CIENIA DOWODU. Hrsh-Hgn syknął cicho.
— NIE WYDAJESZ SIĘ ZASKOCZONY.
— Wiem, że odkryję świat jokerów — powiedział ostrożnie Dom, czując na sobie spojrzenie phnoba. — Wiem to od chwili, gdy usłyszałem, jak ojciec to mówi… czuję, że różne rzeczy zaczynają do siebie pasować. Odkryję świat jokerów w czasie tej podróży. To najważniejsze, co muszę zrobić. I nikt mnie nie powstrzyma.
Sam był zaskoczony tym, co powiedział i jak to powiedział, ale był pewien, że tak będzie — ta pewność w jakiś sposób działała uspokajająco. Nim ustąpiła niczym sen pozostawiający po sobie jedynie miłe wspomnienia. Poczuł, ze się czerwieni, a Ig przygląda mu się zaciekawiony, przekrzywiając łeb. Poczuł też dłoń phnoba na swym ramieniu. Przez kilka sekund z głośnika robota wydobywał się jedynie statyczny szum, dopiero potem odezwał się znacznie łagodniejszy głos Banku:
— NIE RYZYKUJ ŻYCIA, WIERZĄC W PEWNIKI. WYSTRZEGAJ SIĘ DUMY I PYCHY.
Hrsh-Hgn pochylił się i powiedział nieco głośniej niż było potrzebne:
— Rozsssądek sssugeruje, że gdyby śśświat jokerów leżał w sssferze, zossstałby już znaleziony. Znam legendę mówiącą, że żyją w jądrze Procyona, dokąd nawet creapii nie mogą dotrzeć. Co ty na to?
— PRAWDĘ MÓWIĄC, CIEKAW BYŁEM TWOJEJ TEORII OGŁOSZONEJ DOTĄD TYLKO W JEDNYM EGZEMPLARZU.
— Jakiej teorii? — zainteresował się Dom. — Nic mi nie mówiłeś?!
— Bo przerwała nam wieża, pamiętasz?
— TO EKSTRAPOLACJA STWIERDZENIA „CIEMNA STRONA SŁOŃCA”! WYMAGA ZNALEZIENIA PODWÓJNEJ GWIAZDY PODOBNEJ DO EPSILON AURIGAE — zaczął Bank i wdał się w wyjaśnienia.
Po około trzech minutach Dom oznajmił:
— Pomysł rozumiem. Creapii używają w niektórych systemach tratw słonecznych.
— SĄ TO JAK DOTĄD JEDYNE ZNANE PRZYPADKI, GDY SŁOŃCA MAJĄ CIEMNĄ STRONĘ. JEST JEDNAK WIELE PODWÓJNYCH GWIAZD TEGO TYPU I SYSTEMATYCZNE POSZUKIWANIA BYŁYBY BARDZO CZASOCHŁONNE.
— Jak sssądzę, nie zgadzasz sssię z moją teorią? — spytał z namysłem phnob.
— GRATULUJĘ CI PEŁNEGO WYOBRAŹNI POMYSŁU — odparł uprzejmie Bank.
— Czy to prawda, co mówi legenda, że w uzyssskaniu śśświadomośśści otrzymałeśśś pomoc jokerów?
— NIE ODPOWIADAM NA OSOBISTE PYTANIA. JEST COŚ, CO POWINNIŚCIE WZIĄĆ POD UWAGĘ: DLACZEGO BY NIE PRZEPROWADZIĆ ROZSZERZONYCH OBLICZEŃ DLA DOMA I ODKRYĆ DOKŁADNIE, GDZIE I KIEDY DOKONA ODKRYCIA? ZROBIŁEM WŁAŚNIE ANALIZY, UWZGLĘDNIAJĄC JAKO PARAMETRY ISTNIENIE ŚWIATA JOKERÓW I JEGO NIEUCHRONNE ODKRYCIE. WYSZEDŁ MI NASTĘPUJĄCY WZÓR:
— TO NATURALNIE PIERWSZA, NIE WYGŁADZONA WERSJA. Hrsh-Hgn zapisał wzór na podręcznym sześcianie i przyjrzał mu się z namysłem.
— Jaką wartośśść przyjąłeśśś za realny wszechśśświat? — spytał.
— Ae(d) W TYPOWEJ MATRYCY SUB-LUNARA.
— W takim razie rezultatem jest prawie idealne ssskolapsssowanie pola w ciągu najbliższych dwudziestu siedmiu dni.
— DOSKONALE. NIE WIEDZIAŁEM, ŻE PHNOBY SPECJALIZUJĄ SIĘ W WYŻSZYM PRAWDOPODOBIEŃSTWIE.
— To w związku z naszym wszechśśświatopoglądem, rozumiesz.
Znudzony dyskusją, z której rozumiał głównie przecinki, Dom podszedł do rośliny doniczkowej i pogładził jej liść. Liść poruszył się, zdradzając wegej tatywnego zmiennokształtnego z Eggplant. Doirj puścił go pospiesznie i pogłaskał Iga.
— Nawet nie będę próbował udawać, że rozumiem — odezwał się niespodziewanie. — Dla mnie to brzmi jak żargon.
— ŻARGON?
— Nonsssensss — wyjaśnił Hrsh-Hgn. — Według sadhimistów Bóg wymyślił go, by odwlec pierwszy lot międzygwiezdny. Miało to utrudnić zrozumienie między naukowcami. Sssą o tym informacje w Nowszym Testamencie.
Światełka na ścianie zmieniły konfiguracje, a robot zagulgotał.
— ACH TAK. GDY SIĘ ROZWIJAMY, MNIEJ ISTOT NE INFORMACJE TRAFIAJĄ DO GORSZYCH OBWO DOW… ROZUMIECIE, JAK TO JEST.
W obliczeniach — proroctwach rachunku praw dopodobieństwa nie występowało nic, co dotyczyło jokerów. Wieże i inne artefakty według rachunku prawdopodobieństwa w ogóle nie istniały, podobnie jak sama rasa. A Dom miał przed sobą dwadzieścia siedem dni życia. Najwyżej.
— Miłe, że szybko znajdę świat jokerów — ocenił Dom. — A może tak dałbyś mi jakieś wskazówki, gdzie szukać?
— WSZYSTKIE NIE ZAMIESZKANE CIAŁA ASTRALNE W ZAMIESZKANEJ SFERZE ZOSTAŁY DOKŁADNIE ZBADANE. SUGERUJĘ DOKŁADNE SPRAWDZENIE SWOJEGO UMYSŁU. MOŻESZ TEŻ POSZUKAĆ TEGO, KTÓRY ŻYJE NA BANDZIE. JEST STARY. SPOTKAŁ KIEDYŚ JOKERÓW.
— Przecież w okolicy Bandu żyją tylko sundogi, udowodniono, że nie powstała tam wyższa forma życia.
— I TAK POWIEDZIAŁEM ZA DUŻO.
— A popracujesz nad problemem mojego zabójcy? Nastąpiła krótka przerwa.
— TAK — odparł Bank.
— Potrać sobie należność z mojego konta osobistego.
— DZIĘKUJĘ. I TAK BYM TO ZROBIŁ. SZKODA, ŻE NIE BYŁO CIĘ TU WCZEŚNIEJ: MÓGŁBYŚ SIĘ SPOTKAĆ Z NAJWIĘKSZYM AUTORYTETEM W SPRAWACH JOKERÓW I Z NAJELASTYCZNIEJSZYM UMYSŁEM W GALAKTYCE.
Dom się odprężył, choć wiedział, że Bank coś ukrywał.
— Sądziłem, że najelastyczniejszy umysł to ty — zauważył.
— POPULARNY BŁĄD. JESTEM RÓWNIE INTELIGENTNY JAK PRZECIĘTNY PRZEDSTAWICIEL RASY CREAPII, ALE MAM ZNACZNIE WIĘKSZĄ, LEPSZĄ I SZYBSZĄ PAMIĘĆ. MÓWIŁEM O CHARLESIE SUB-LUNARZE.
— „Poecie, najemniku, poliglocie, matematyku i wariacie” — zarecytował Dom. — To jego spotkałem w restauracji? Ten z bliznami i robotem klasy pierwszej?
— NIE POZWALA ROZPOWSZECHNIAĆ SWYCH PODOBIZN — odparł Bank z rozbawieniem.
— Chyba zaczynam rozumieć… to spotkanie nie było przypadkowe, tym bardziej że mnie rozpoznał. Wyglądał na zadowolonego z siebie, więc…
— DOM, PONIEWAŻ JESTEŚ MOIM CHRZEŚNIAKIEM, COŚ CI POWIEM. TWOJA BABKA JEST NA MOJEJ ORBICIE I ŻĄDA ZEZWOLENIA NA LĄDOWANIE.