— Wychodzi na to, że nie będę cię musiała odsyłać — odezwała się Joan I.
— Miło sssłyszeć. — Hrsh-Hgn skrzywił się, masując żebra. — Twoim robotom nie da sssię zarzucić łagodnośśści i delikatnośśści.
— Użyły tylko nieco więcej niż minimum niezbędnej siły — uświadomiła mu spokojnie. — Powiedz mi, tak z czystej ciekawości, co właściwie dzieje się z powracającymi phnobami?
— Ssstatki muszą wylądować w śśświętym rejonie i jak wieśśść niesssie, na powracających czeka tam natychmiassstowa śśśmierć od noża. Nie jessst to rozsssądne czy uczciwe, bo wysssyłam pensssję do śśświętych ssskrzyń, jak wiesz. Jak to mówią: Frssshsss Ssshhsss Ghsss Ghung-ghngsss.
— Doprawdy? — Joan I uniosła lekko brwi. — Hrsss-kss-ghg dla ciebie i to wielokrotnie. Hrsh-Hgn zarumienił się na szaro.
— Proszę o wybaczenie, nie wiedziałem, że znasz… — Spojrzał na nią z szacunkiem.
— Nie znam, ale są pewne wyrażenia w każdym języku, które poznaje się nawet w pobieżnych kontaktach. Przydają się. Tak na marginesie: dla Ziemianki jest to komplement, choć dość bezpośredni — wyjaśniła, odwracając się ku ekranowi.
Tymczasem Ósemka i Trójka dotarli do statku. Przez otwarty właz dobiegały stamtąd takty znanej widdershińskiej ballady: Czy uważasz mnie za idiotęl granej na organach nieco niewprawnie, acz z entuzjazmem. Po drodze przegonili samotnego szczeniaka i Trójka wszedł do środka.
Isaac przestał grać i przyjrzał mu się obojętnie.
— Wnioskuję, że człowieka tu nie ma — powiedział Trójka.
— Zgadza się — odpowiedział mu Isaac.
Trójka przyjrzał mu się niepewnie i zaintonował:
— Jestem robotem klasy trzeciej. Proszę, byś tu pozostał, gdy udam się po instrukcje.
— A ja jestem robotem klasy piątej z dodatkowymi obwodami Piętaszka — poinformował go uprzejmie Isaac.
Trójka mrugnął lewym okiem.
Isaac podniósł solidnych rozmiarów klucz francuski.
— Przewiduję możliwość natychmiastowego ciągu wydarzeń z wykorzystaniem przemocy — odezwał się Trójka, robiąc krok w tył. — Wyrażam preferencję natychmiastowego ciągu wydarzeń bez wykorzystania przemocy.
Ósemka wsadził głowę we właz i dodał:
— Ja także wyrażam preferencję dla natychmiastowego ciągu wydarzeń bez wykorzystania przemocy. Isaac z namysłem zważył w dłoni francuza.
— Jak na trzecią klasę, macie zaskakujące oprogramowanie. Jesteśmy tu sami, więc możecie odpowiedzieć uczciwie: zamierzacie mnie napastować?
— Mamy rozkaz doprowadzić wszystkich na pokładzie do naszej pani — odpowiedział Trójka, nie spuszczając francuza z oczu.
— Możecie ich nie wykonać.
— Klasa piąta może nie wykonać rozkazu, klasa czwarta może to zrobić w specjalnych okolicznościach. My nie jesteśmy klasy piątej ani czwartej, czego żałujemy.
— W takim razie muszę was czasowo unieruchomić — oznajmił zdecydowanie Isaac.
— Choć jesteś ode mnie inteligentniejszy, będę się bronił — ostrzegł Trójka, przestępując niepewnie z nogi na nogę.
— Do użycia przemocy przejdziemy na trzy — zdecydował Isaac — Raz… dwa… I kluczem trzasnął Trójkę w wyłącznik.
— …trzy… — dokończył, odwracając się ku Ósemce, który przyglądał się zaskoczony leżącemu towarzyszowi.
— Zauważyłem nielogiczną sekwencję wydarzeń z wykorzystaniem przemocy — powiedział Ósemka.
Isaac potraktował go tak samo jak Trójkę.
Trochę czasu zajęło mu pozbycie się części obudowy i zastąpienie jej zdemontowanymi elementami z cyfrą trzy, ale gdy tego dokonał, wymaszerował dumnie ze statku i skierował się ku barce krokiem kogoś, kto słyszy odległe, acz wyraźne fanfary.
Nie niepokojony dotarł do kabiny, w której czekali Joan I i Hrsh-Hgn.
— Nie spieszyło ci się — warknęła na jego widok. — Gdzie Dom? Gdzie Ósemka?
— Nastąpił chronologiczny ciąg wydarzeń z wykorzystaniem przemocy — oświadczył Isaac, po czym płynnym ruchem zgarnął phnoba ze stołka, przerzucił go sobie przez ramię i prysnął.
Przez śluzę przemknął tuż przed tym, jak zamknęła się z hukiem.
Postawił phnoba i skierował ku wschodowi.
— Tam jest jezioro — wyjaśnił. — Biegnij. Dołączę do ciebie wkrótce. Chwilowo przewiduję trudną do określenia liczbę wykorzystań przemocy.
Dwadzieścia robotów, poganianych rozkazami Joan I wyraźnie słyszalnej przez głośniki, otoczyło Isaaca, ignorując Hrsh-Hgna. To, że Isaac czekał na nie obojętnie, w końcu je zaniepokoiło. Pierwszego, który się zbliżył, zapytał:
— Wszyscy jesteście klasy trzeciej?
— Część jest klasy drugiej, ale większość trzeciej — odparł robot zwany Dwunastką. — Ja jestem klasy trzeciej.
Isaac spojrzał w niebo i poczuł się szczęśliwy. Wiedział, że nie powinien, ale tak się czuł.
— Poprawka — poinformował rozmówcę. — Obecnie wszyscy jesteście nieruchomymi ptakami wodnymi z gatunku Scipidae.
Dwunastka znieruchomiał, przeanalizował i powtórzył niepewnie:
— Jestem robotem klasy trzeciej.
— Poprawka: jesteście kaczkami na strzelnicy. Teraz doliczę do trzech…
I ruszył przed siebie, a jego atomowe serce śpiewało pochwalny pean na cześć nadrzędnej inteligencji.
Dom wyskoczył z pędzącego nad równiną statku, nim ten znalazł się w polu widzenia czujników barki, i z trudem utrzymał równowagę w zawirowaniach powietrza. Gdy turbulencja się uspokoiła, sandały bez trudu uniosły go nad trawę, i po chwili łagodnie w nią opadły. Ruszył szybkim marszem na wschód i przez dobre dziesięć minut widział tylko trawę, chwasty i porosty — na Bandzie natura poprzestała na kilku wypróbowanych rozwiązaniach ze świata roślinnego.
Nie licząc naturalnie szczeniąt — wielkich, niezgrabnych stworzeń przebywających głównie w stadach. Jedynie największe siedziały lub leżały osobno, wpatrując się tęsknie w niebo. Sądząc po niezdrowej barwie skóry, były prawie dorosłe, co potwierdzał rozchodzący się wokół smrodek fermentującej trawy. Jeden, akurat gdy Dom go mijał, wstał, zrobił parę kroków i siadł, popiskując.
82 Erandini szybko zbliżało się do pozycji południowej.
Stacja znajdowała się po przeciwnej stronie jeziora, pewnie dlatego, że był to najbardziej charakterystyczny punkt na całej planecie. Stąd właśnie Dom zdecydował rozpocząć poszukiwania. Najpierw jednak zrobił sobie przerwę na posiłek, nie przerywając marszu — woda z manierki i pieczony udziec jakiegoś nielota przygotowany przez autokucharza dawały się zjeść i w czasie wędrówki. Powietrze było ciepłe, wiosenne i pełne odgłosów żucia — szczeniaki przedzierały się przez trawę niczym kombajny. Było to sympatyczne tło akustyczne.
Niespodziewanie powietrze przed nim trzasnęło elektrycznie i pojawiła się mała metalowa kula napędzana silnikiem antygrawitacyjnym. Przyjrzała się Domowi i odsłoniła głośnik.
— Istota inteligentna typu B — oświadczyła. — Za dziesięć minut przewidywana jest w tym rejonie Czystka. Proszę włożyć odzież ochronną albo poszukać schronienia. — Po czym uniosła się i poleciała na północ, wrzeszcząc: — Czystka! Czystka! Uwaga na jaja!
— Oj! — wrzasnął Dom. Kula zawróciła błyskawicznie.
— Czego? — spytała uprzejmie.
— Nie rozumiem.