Dom z niejakim wysiłkiem przypomniał sobie, że ma pod nogami naturalny reaktor atomowy — creapii studiowali Gwiazdy Łańcuchowe z bliska, a od gospodarza usłyszał, że na pokładzie doszło do całej serii rozmaitych eksperymentów.
— Pytałeś o jokerów — podjął Jego Gorącość. — Naturalnie, że ci pomogę, jeśli tylko będę mógł. Jesteś naszym pierwszym gościem innej rasy. Tak na marginesie, czy znasz jakieś przepowiednie dotyczące zielonego człowieka z morzem w butelce?
— Nie. — Dom nagle się zaniepokoił. — A są takie?
— Nic mi o tym nie wiadomo, ale brzmiałyby nieźle. Musisz zrozumieć, że nie bardzo potrafimy oferować ci sensowne rady, jako że potrzeba jeszcze paru dziesiątków stuleci, by ukończyć badania. Masz jakieś konkretne pytanie?
— Creapii nie są jokerami.
— Nie są. Ale to było stwierdzenie.
— Rzeczywiście. Jesteście najstarszą rasą, bo Chatogaster czy Bank to indywidualne organizmy, a mnie chodzi o rasy. Logiczne jest założenie, że jesteście najbardziej zbliżeni do jokerów. Przynajmniej psychicznie. Nie, nawet nie to. Pod względem podejścia.
— A jakie jest to nasze podejście?
— Studiujecie inne formy życia: wszechświat, który was otacza. Człowiek jest myśliwym, creapii zbieraczami informacji. Mogę powiedzieć coś osobistego?
— Proszę bardzo — zapewniło go wielkie złote jajo i Dom się zarumienił.
— Cóż… spotkałem creapii już wcześniej. Moje wcześniejsze spostrzeżenia potwierdzają się: jesteście bardzo ludzcy. Hrsh-Hgn jest moim przyjacielem i jest phnobem, co daje się zauważyć w prawie każdej jego opinii, a żył długie lata wśród ludzi pochodzących z Ziemi. Jeśli patrzymy na coś, na jakiś drobiazg na przykład, wiem, że patrzy na to z punktu widzenia innej rasy. Creapii, których spotkałem, nie sprawiają takiego wrażenia, choć przyznaję, że jest to dziwne.
— Żyjemy tam, gdzie ludzie by zginęli, nie mamy płci, z wyglądu przypominamy wasze ośmiornice, a ty mówisz, że jesteśmy ludzcy?
— Rany! Człowieczeństwo to stan umysłu, nie ciała. Ponieważ fizycznie tyle nas różni, dlatego właśnie zwróciłem na to uwagę. Zastanowiło mnie, dlaczego jesteście tacy do nas podobni, skoro powinniście być tak obcy. Chyba dlatego, że ci z was, których spotkałem, świadomie próbowali przyjąć ludzki punkt widzenia. Są najpierw ludźmi, a potem creapii.
Przez chwilę panowała cisza, tym cięższa, że nie sposób było dostrzec wyrazu twarzy rozmówcy, nim Jego Gorącość powiedział:
— W tym, co powiedziałeś, jest wiele ważnych rzeczy i sporo prawdy.
— Sądzę, że postępujecie tak, by zyskać lepsze zrozumienie wszechświata. Ludzie widzą inny wszechświat niż phnoby. Przepraszam, ciągle źle dobieram słowa: doświadczają innego wszechświata. Czy wy też tak uważacie?
— To bardzo rozumne stwierdzenie. Czy przed posiłkiem chciałbyś coś zobaczyć?
Z pewnym trudem dobrano w końcu Domowi jajowaty skafander pancerny przeznaczony dla gości i wyposażony w proste urządzenia kontrolne. Poruszanie się w nim przypominało jazdę pionowym czołgiem, a głównym zadaniem pancerza było niedopuszczenie ciepła do środka. Potem wyjechali do głównej sekcji tratwy.
Później niewiele był w stanie sobie przypomnieć poza ogólnym wrażeniem gorąca, olbrzymich kształtów w formie galaktyk, ryku słonecznych płomieni i dziwnego migotania powietrza. Pamiętał, że zaprowadzono go na platformę obserwacyjną umiejscowioną w środku zwoju matrycy i zaproszono, by spojrzał w górę. Gwiazda, na której cumowała tratwa, właśnie przechodziła pod łukiem sąsiedniej, co na chłodniejszym świecie wystarczyłoby do zainspirowania przynajmniej tuzina religii.
Obserwując płonący łuk przesuwający się po nieco tylko ciemniejszym niebie, Dom zastanawiał się, czy inni creapii wiedzą, że to on siedzi w pancernym jaju, a nie jakiś pijany creapii, o ile oni w ogóle coś piją. Po pewnym czasie sam czuł się pijany.
Stan upojenia trwał jeszcze długą chwilę po powrocie do sanktuarium. Jego Gorącość nie musiał tłumaczyć lekcji — Dom dzięki czemuś na kształt osmozy miał okazję poznać creapiańską naturę, na ile to było możliwe. I okazało się, że miał rację — tak wiele ich dzieliło, że creapii, pragnąc zrozumieć naturę wszechświata, starali się myśleć jak ludzie. Zrozumiał też, że rozpowszechniona opinia, jakoby creapii byli urodzonymi naukowcami — rasą trzeźwo myślącą, inteligentną i robotopochodną, była błędna. Creapii bowiem byli największymi mistykami wszechświata. Było to coś, do czego dążyła jedna z przedsadhimistycznych religii — Ostateczna Rzeczywistość.
Posiłek zjedli przy stole ustawionym w cieniu rozłożystej gruszy. Potrawka z lekko nadgniłych, tłustych i czarnych żabich udek była delikatesem przeznaczonym specjalnie dla Hrsh-Hgna. Isaac dostał energetyczne ziemniaki z Whole Erse, a Dom suflet z owoców morza, doskonale przyrządzony. Zaczynał rozumieć, że creapii stają się ekspertami niejako automatycznie. Jego Gorącość popijał coś z ciśnieniowego pojemnika przytwierdzonego do śluzy mniej więcej tam, gdzie powinien znajdować się jego żołądek.
— Gdzie się teraz udasz? — spytał gospodarz, gdy zjedli.
— Na Minos, jeśli mi pomożecie. Potrzebuję innego statku, a wiem, że tam jest wielorasowa społeczność. Chciałbym też obejrzeć Labirynt.
— Sądzisz, że znajdziesz w nim jakieś wskazówki? — spytał gospodarz uprzejmie.
Isaac prychnął i trącił Doma łokciem pod żebro, omal nie zwalając go z nóg.
— Sprytna literacka aluzja, szefie. Nawet nazwa planety…
— Wiem — przerwał mu Dom. — Mam ochotę spotkać Minotaura. Hrsh?
— Och, nic. Właśśśnie przyszło mi do głowy, że wygląda na to, jakbym znalazł sssię w legendzie.
Dom nazwał statek One Jump Behind. Jednostka nie miała autokucharza (co świadczyło na jej korzyść), miała za to dokładnie skalibrowany silnik i komputer oraz kabinę większą od klozetu. No i była najlepsza w całej, zresztą niewielkiej, stoczni planety Minos.
— Dlaczego One Jump Behindl — zainteresował się Isaac.
— Bo pełna nazwa nie wejdzie. Powinno brzmieć: A Jump So Far Ahead if Einstein Had Been Right It Would End Right Behind You.[1] Spróbuj to wpisać w tabliczkę znamionową. Dlatego One Jump Behind.[2] Będziesz w stanie go pilotować?
— Bez problemów, szefie. Prościzna.
Przeszli przez osiedle ludzi naukowców i dotarli do ściany Labiryntu, górującej nad resztą okolicznych zabudowań.
— Co sssądzisz o wysssokotemperaturowych? — spytał niespodziewanie Hrsh-Hgn.
— Godni uwagi. A ty?
— Ssspotkałem kilku, gdy ty zwiedzałeśśś tratwę, i zaskoczyła mnie ich phnobośśść, o której wspominałeśśś. Twoja sssugessstia, że kiedy rasssa widzi odbicie w…
Urwał, gdyż dotarli do wejścia, skąd na ich spotkanie wyprysnęło niewielkie srebrne jajo, machając macką z plikiem kartek. Czerwonawe zabarwienie powiek wskazywało na niskotemperaturowego.
— Pssst! — syknął dochodzący znikąd głos. — Chcecie kupić mapę? Labiryntu bez mapy nie da oglądać, a tę zrobił mój krewny na podstawie oryginalnych zdjęć lotniczych.
— Wynocha, ty wyżarzona kaleko z popiołem zamiast mózgu! — zagrzmiało znacznie większe jajo podjeżdżając ku nim. — Szanowni państwo, jesteście z pewnością rozsądnymi istotami i docenicie korzyści płynące z posiadania mapy. Ja mam takie właśnie mapy, które nie trafiły do powszechnego obiegu.
— Potrzebuję mapy? — spytał Dom.
— Niessspecjalnie. — Hrsh-Hgn był już w labiryncie. — Ale to ładna pamiątka.