Выбрать главу

— Przede wszystkim chciałbym wiedzieć, kto do mnie strzelał i…

— Ćśśś! Po co pytać o cośśś, na co nie da sssię odpowiedzieć? Nie można jednak wykluczyć bateru.

— Bateru?

Phnob uniósł głowę i spojrzał z niedowierzaniem.

— Nie sssłyszałeśśś o rachunku prawdopodobieńssstwa? Jutro masz zostać przewodniczącym Rady Widderssshinsss i ssspadkobiercą fortuny, nie sssłyszałeśśś?! To najpierw porozmawiamy, potem zjemy.

See-Why przesłoniły mgły unoszące się nad mokradłami. Wyspa płynęła powoli przez mokry opar, a mgły wirowały, przybierając fantastyczne kształty. Fff-Shs wynurzył się z uplecionego z trzcin szałasu stojącego na krańcu wyspy i wskazał na otaczającą ich lepką biel.

— Radar mówi, że twoja maszyna jessst tam, o mniej niż sssto metrów, więc cię tu zossstawię.

Uścisnęli sobie dłonie, Dom podszedł do brzegu wyspy i zatrzymał się, słysząc za sobą pospieszne kroki. Phnob podbiegł doń, trzymając w ręce różowego stworka, który większość podróży przespał owinięty wokół jego szyi.

— Jutro może będą wielkie ceremonie?

— Obawiam się, że tak — przyznał z westchnieniem Dom.

— I podarki? Taka jest procedura?

— I podarki, ale Babcia mówi, że większość będzie od tych, którzy chcą zyskać względy, i że wszystkie muszę oddać.

— Ja nie chcę względów, a tego podarku nie oddasz — oznajmił phnob, podając mu podrygującego niemrawo stworka. — Wiesz, co to jessst?

— Ig. Jedno ze stworzeń w naszym planetarnym herbie, tak jak niebieskie flamingi. Jest ich podobno tylko trzysta na całej planecie, nie mogę…

— Ten był ze mną przez ostatnie cztery miesiące. Teraz będzie z tobą. Czuję, że i tak wkrótce by mnie opuśśścił.

Ig przeskoczył z jego dłoni na ramię Doma, przesunął się na jego szyję i owinął wokół niej, łapiąc w pyszczek koniec ogona. I zachrapał. Dom uśmiechnął się, na co przemytnik odpowiedział podobnym grymasem i dodał:

— Wydaje mi sssię, że przynosssił mi szczęśśście, ale mogłem to sssobie wmówić. — Spojrzał na wschodzący na południu nadęty księżyc i zmienił temat. — Teraz jessst dobra pora na połów. — W dwóch długich krokach dopadł brzegu wyspy i zniknął w wodzie i mgle.

Dom zamknął usta, stał przez chwilę w milczeniu, aż w końcu odwrócił się i skoczył do ciepłej o tej porze wody.

Obok jego własnego pojazdu na wodzie kołysał się ciężki patrolowiec ochrony. Ledwie Dom zaczął się wdrapywać na pokład swojej maszyny, na płaskim pokładzie patrolowca ukazała się uzbrojona postać. Nie niespodziewanie Dom znalazł się na celowniku molekularnego strippera zaskoczonego młodego policjanta. — O rany! Przepraszam, sir, nie poznałem… — Znalazłeś mnie, to dobrze dla ciebie — przerwał mu Dom. — Teraz możemy wracać do domu. — Takie właśnie mam rozkazy…

Dom zignorował go i zniknął w kabinie. Policjant popatrzył w ślad za nim, przełknął i pognał do swojej kabiny. Nim dotarł do radia, pojazd Doma był już sto metrów od niego i nabierając prędkości, oderwał się od powierzchni wody.

Wyjątek z 2001 i cała reszta: anegdotyczna historia człowieka kosmicznego autorstwa Charlesa Sub-Lunara (wyd. Fghs-Hrs Calligna, Terra Novae).

„Wspomnieć należy o Widdershins i rodzie Sabalos, jako że są to praktycznie synonimy. Widdershins to średniej wielkości planeta leżąca w systemie dwuplanetarnym CY Aquirii pokryta w większości wodą. Ma łagodny, choć mokry klimat, pożywienie zaś to monotonne odmiany ryb. Zamieszkują ją osobnicy wytrzymali, inteligentni i wskutek dużej zawartośći nadfioletu w promieniowaniu lokalnego słońca — generalnie łysi i czarni.

Została zasiedlona w Roku Pytającej Małpy (A.S.675) przez niewielką grupę pochodzących z Ziemi ludzi i jeszcze mniejszą phnobów, ale układy międzyrasowe są tu lepsze niż na innych planetach John Sabalos założyciel dynastii — zbudował sobie dom nad rzeką Wiggly w, pobliżu jej ujścia do morza nad Wielkim Skrzypiącym Bagnem. Jedyną jego umiejętnością było szczęście — dzięki niemu odkrył olbrzymie dwudyszne, żyjące w głębinach i jedynie sporadycznie pojawiające się na powierzchni, metrowej średnicy perły zawierające głównie surowy pilac Piląc okazał się jednym z leków dających długo wieczność lub — jak mawiają inni — nieśmiertelność. Występuje on w dwudziestu sześciu miejscach, ale na Widdershins jest najczystszy i stał się podstawą rodowej fortuny. John I rozbudował dom założył sad wiśniowy, został pierwszym przewod niczącym, gdy planeta przyjęła radę nadzorczą jako formę rządów i zmarł, mając trzysta jeden lat.

Jego syn, także John, uważany był za nicponia i darmozjada. Pewnego razu sprowadził wielki ładunek rzadkich owoców z Third Eye — większość zepsuła się i zgniła, nim dotarła na miejsce. Wśród odpadków była zielonkawa breja, która, jak przypadkiem się okazało, miała niezwykłe właściwości regeneracyjne. Dało to natychmiastowe skutki, gdyż połowy pilacu prawie ustały ze względu na niesamowicie dużo wypadków, polegających głównie na utracie kończyn. W ciągu roku wśród poławiaczy dagonów znakiem pełnoletności stało się posiadanie przynajmniej jednej kończyny o zielonkawym odcieniu, charakterystycznym dla regenerującej komórki brei.

John II kupił też piramidę Cheopsa od tsiońskiego podkomitetu Rady Ziemi i przewiózł ją w jednym kawałku na obszar nieużytków na północ od rodowej rezydencji. Kiedy zamierzał kupić Księżyc, by wymienić mniejszego i brzydkiego, ale całkiem sprawnego satelitę planety, jego córka Joan I dokonała przewrotu pałacowego i została dyrektorem naczelnym, a pozbawionego władzy ojca przeniosła do letniej posiadłości na drugiej półkuli. Okazała się najszczęśliwszą z rodu — pod jej rządami fortuna, zależąca głównie od uśmiechów szczęścia, podwoiła się. Wprowadziła leż wiele reform, między innymi prawa ludzkości.

Jej synem — bowiem znalazła czas na krótki kontrakt z kuzynem — był John III. Był on renomowanym matematykiem, zajmował się rachunkiem prawdopodobieństwa, gdy sztuka ta dopiero się rodziła. Mówiono, że była to forma ucieczki od matki i żony Vien (Ziemianki z dobrymi koneksjami, z którą kazano mu podpisać kontrakt, by wzmocnić więzi z Ziemią). Zniknął w dziwnych okolicznościach tuż przed narodzinami drugiego dziecka — legendarnego Doma Sabalosa. Uznaje się powszechnie, że miał wypadek na moczarach, zajmujących znaczną część powierzchni planety.

Młodego Doma zawsze otaczała tajemnica, a wiele historii, które o nim powstały, jest bez wątpienia apokryfami. Na przykład mówi się, że w dniu, w którym objął inwestyturę przewodniczącego Rady Widdershins…”

Gdy Dom dopłynął do nabrzeża, sięgającego daleko w sztuczny port, gdzie trzymano udomowione wiatropławy, na niebie widać już było gwiazdy, a na brzegu paliły się lampy. Część poławiaczy przygotowywała wiatropławy do nocnych połowów, a jakaś stara kobieta smażyła sporysz na węglu drzewnym. Mikroradio obok niej, którego zresztą nikt nie słuchał, nadawało stary ziemski szlagier z refrenem „masz za wielkie stopy”.

Dom przycumował obok cichego kadłuba masywnej jednostki szpitalnej i po drabinie wspiął się na brzeg. Idąc w kierunku kopuł pokrywających rezydencję, zdał sobie sprawę z ciszy rozchodzącej się wokół niego niczym fale od wrzuconego w wodę kamienia. Głowy unosiły się i nieruchomiały, za to oczy obserwowały go niezwykle uważnie — nawet stara uniosła patelnię, przyglądając mu się wzrokiem, w którym było coś gorzkiego.

Gdy wspinał się powoli po stopniach prowadzących do głównego wejścia, usłyszał za plecami:

— A więc nie jak ojciec, co by tam… — i sapnięcie, gdy ktoś łokciem skłonił mówcę do milczenia.