— Fakt. To twój dom, prawda? Isaac zesztywniał.
— Jestem obywatelem galaktyki, szefie — przypomniał. — Natomiast tu mnie zbudowano. Konkretnie w Warstwie Trzeciej fabryki Dziewiętnastej. I nigdy nie byłem w pałacu. Tak między nami, nie podoba mi się tu. Wie szef, że jestem jedynym robotem w budynku?
— Nie wygłupiaj się! Tu musi być służba. — Dom zaczął się rozglądać za ubraniem.
— Pewnie, że są. Ludzie. I proszę nie mówić, że łżę, bo to prawda, panie. Dom spojrzał na niego z bezbrzeżnym zdumieniem.
— Na dodatek jeden taki powiedział do mnie: „sir”! Każdy człowiek mówiący tak do robota prosi się o wzięcie w pysk.
— Uspokój się i znajdź mi jakieś ubranie. Chcę obejrzeć te dziwy, zanim zniknę!
Wyszli na długi, szeroki i wyłożony puszystym dywanem korytarz. Isaac powiódł go przez szereg zagraconych meblami sal i korytarzy do pokrytych srebrem drzwi, przy których stało dwóch mężczyzn w brązowo-złocistych liberiach. Pospiesznie otworzyli je na całą szerokość i wyprężyli się jak struny. Isaac zaczął warczeć.
W sali stał duży okrągły stół, a dominowała za nim Joan I w długiej ciemnopurpurowej sukni i czarnej peruce. Obok niej siedział wysoki grubas, zbudowany prawie jak drosk, w którym Dom rozpoznał imperatora Ptarmigana. Przy nim siedziała Keja — ta na widok brata zerwała się, obiegła stół i uściskała go. Obok niej siedział chłopak w wieku Doma. Przyglądał mu się z namysłem. Resztę stanowili zwykli członkowie rasy i inni planetarni oficjele.
— Wiedziałam, że się pokażesz — oznajmiła Keja, całując go, i nagle sapnęła z wrażenia. — Jesteś zielony… łowiłeś?
— W pewnym sensie.
— Siadaj, właśnie zaczęliśmy kolację. Tarli, mógłbyś się przesunąć? Jak się trochę ścieśnicie, to Isaac też się zmieści.
— Jasne. — Chłopak wyszczerzył się do Doma.
— Ja, szanowna pani? Mam jeść z ludźmi? — zdziwił się lodowato Isaac, wpatrując się w lokajów stojących za krzesłami.
— Nie ma się czego wstydzić, wszyscy jesteśmy tu jednym wielkim obwodem scalonym — zapewniła go Keja.
Dom pochylił się i szepnął:
— Siadaj i wyglądaj na zadowolonego albo osobiście cię rozmontuję, choćby zębami!
Skończyło się na tym, że Dom siadł między imperatorem a Keją. Ptarmigan powitał go uprzejmie i powrócił do rozmowy z Joan I, tak więc Dom mógł się spokojnie rozejrzeć. Znajdowało się tu sporo phnobów, wśród których królował niezwykle nadęty samiec alfa, łaskawie posykujący z Hrsh-Hgnem.
— Zawsze tak jadacie? — spytał Keję.
— Ptarmigan woli mieć pozostałych na oku. — Uniosła palec i służba ruszyła do obsługi gości.
— Keja, ile czasu tu jestem?
— Od wczorajszej nocy. Jesteś sławny, braciszku: połowa galaktyki cię szuka, bo masz nas zaprowadzić do świata jokerów. Co tam znajdziemy?
— Sądząc po ostatnich wydarzeniach, to cholernie dużą bombę — prychnął i dodał, widząc jej reakcję: — Przepraszam, żartowałem. Sławny, mówisz?
— Na orbicie jest kilkanaście jednostek, w większości z Terra Novae i Whole Erse, a z każdą godziną zjawiają się nowe, co słusznie denerwuje Ptarmigana. Nie całkiem to rozumiem, ale wychodzi mi, że wszyscy chcą cię porwać. To prawda, że odkryjesz Świat Jokerów w pięć dni, nieważne, co by się działo?
— Spodziewam się, że tak. A skąd wszyscy o tym wiedzą?
— Cóż, nie bardzo starałeś się trzymać to w tajemnicy, prawda? Poza tym zainteresowali się całą sprawą United Spies. Ptarmigan musiał rozkazać, by dodatkowe ekipy co godzinę przeszukiwały pałac, bo wszyscy wrzucają tu masę tych małych insektoidalnych robotów szpiegowskich. Jeden otworzył piekarnik i zrujnował suflet, a to już przechodzi ludzkie pojęcie!
— Czy któraś z tych krążących nad nami jednostek należy do creapii?
— Nie wiem.
Tarli wychylił się zza macochy i kiwnął potakująco.
— Przepraszam,aleprzypadkiemusłyszałem,o czym rozmawiacie…
— Bo podsłuchiwałem — wtrąciła poirytowana Keja.
— …jeden ze statków należy do creapii i ma rejestrację z rejonu Gwiazd Łańcuchowych.
— Z Gwiazd Łańcuchowych, tak? — Nagle coś mu się przypomniało. — Keja, gdzie jest moja manierka…
— Bezpieczna. Moja pokojówka powiedziała, że jeden z ochroniarzy twierdzi, że zawiera wodę życia.j Tylko nie myśl, że jestem ciekawska.
— Naturalnie, że nie jesteś. W ciągu kilku ostatnich lat usiłowano mnie zabić, przekroczyłem konto w Banku, przez godzinę oddychałem wodą, znalazłem się na orbicie w raczej nieortodoksyjny sposób i pływałem po powierzchni gwiazdy. Aha, jeszcze wypadłem z Labiryntu na Minos z klatą jak lej po bombie. Mówiąc krótko: prowadziłem urozmaicone życie. Ktoś powinien zacząć pisać moją biografię i to teraz, zanim będzie za późno.
— Spróbuj z nim o tym porozmawiać. — Keja wskazała na przeciwległą część stołu, przy której siedzieli poznaczony bliznami mężczyzna wraz z poobijanym robotem.
— To Charles Sub-Lunar, prawda? Ten, którego nazywają renesansowym człowiekiem.
Keja uniosła kielich i osłaniając nim usta, powiedziała:
— Tak. Jest też ekspertem od jokerów i historykiem. Jego poezja też nie jest najgorsza. Wiesz, że to on sam odczytał język jokerów?
— Poeta i szalony komputer.
— Właśnie, choć nie jestem pewna co do komputera. Jego robot też jest fascynujący. A te blizny… Dom?… Dom?
— Co?… Tak. — Dom z namysłem obejrzał swój kielich. — Zabawne, jak się tworzy wyobrażenie o ludziach… chciałbym z nim porozmawiać. Przepraszam.
Spróbował przemknąć się niepostrzeżenie, ale nie docenił Babci, która zręcznie i z pozoru lekko złapała go za ramię. W tym chwycie była oprócz szybkości świetna znajomość anatomii.
— Dobry wieczór, wnuku. Ostatnio wpadłeś w złe towarzystwo: Ways to główny z;abójca Instytutu Jokerów — powitała go rzeczowo.
— Zdaje się, że grzebałaś w mojej pamięci?
— Byłeś nieprzytomny, wiec było to logiczne posunięcie.
— Naturalnie…
— Przestań się wygłupiać, żyjemy w trudnym świecie. Poza tym każdy ochroniarz słyszał o tym robocie z programem zabójcy, odkąd zabił zastępcę szefa United Spies. Widzę, że nadal masz z sobą to bagienne paskudztwo.
— Spędził trochę czasu u Waysa i sądzę, że wszczepiono mu bombę. Nie przejmowałbym się tym zbytnio — poinformował ją nonszalancko Dom.
— Myślisz, że jesteś niezniszczalny — oceniła Joan, spoglądając nieżyczliwie na Iga. — Obyś się tylko nie przeliczył.
Imperator powoli wstał i zadzwonił małym czarnym dzwonkiem. Na ten znak biesiadnicy zaczęli^ opuszczać stół — był wśród nich Sub-Lunar z robotem, którzy szybko zniknęli w tłumie.
— I co teraz? — westchnął Dom. — Jak rozumiem,! wszyscy czekają na to, co zrobię.
— Zamierzasz odkryć świat jokerów?
Większość obecnych wyszła. Zrobił to także imperator z lekkim ukłonem. Po drugiej stronie stołuj zostali tylko Isaac i Hrsh-Hgn, gawędzący z Tarlim.
— Myślę, że tak. Coś mi już świta… to nie jest planeta… to znaczy, to może być planeta, ale… Widdershins jest planetą, która ma orbitę, hydrosferę, pole magnetyczne i inne rzeczy, ale jest także światem i kulturą.
— Rozumiem. A gdzie też ona się znajduje?
— Pozostało mi mniej niż pięć dni, co wyklucza większość przestrzeni poza sferą. Sądzę… — Dom przerwał. — Wypytujesz mnie!
— Oczywiście. Nie mam ochoty, żebyś odnalazł świat jokerów i stracił go na rzecz tłumu. Polityka cię nie interesuje, ale coś tak oczywistego powinno dawno do ciebie dotrzeć: właściwie wykorzystany świat jokerów oznacza bezpieczną przyszłość rodu Sabalos. A może i coś więcej…