Na Laoth nie rosło nic — planeta była sterylna, a przylatujące statki i goście przechodzili niezwykle rygorystyczną dekontaminację, w trakcie której pozbawiano ich wszystkiego poza niezbędnymi do życia bakteriami. Atmosfera była z importu. Trudno zresztą się dziwić — cała ekonomia planety oparta była na produkcji elektronicznych cudów, toteż nie można było pozwolić, by wirusy łaziły, gdzie im się podoba.
Nagi, pusty świat jest jednak nieludzki, toteż pierwszy imperator Ptarmigan, założyciel dynastii, zapoczątkował budowę ogrodu wokół pałacu. Zakorzenione w jałowej glebie, zasilane przez światło słoneczne, liczące obecnie wiele hektarów ogrody były całkowicie zrobotyzowane. Roboty-humanoidy były od dawna czymś naturalnym — jedna piąta ludzi była metalowa. Elektroniczna natura to było coś całkiem nowego — była równie martwa jak zwłoki i tak samo tętniła drobnoustrojami.
Miedziane drzewa i tak miały wygląd poskręcanych przez wiatr dębów, selenowe liście szeleściły na wietrze. Kolibry kręciły się wokół srebrzystych kwiatów, w których złote pszczoły ładowały mikro-baterie i odlatywały do swych mrocznych akumulatorów. Niewielki, bogaty w minerały strumyk wił się wśród trzcin zakwitających siarkowymi kwiatami. W jego głębinach przemykały cynkowe pstrągi, a na jeziorkach otwierały kielichy aluminiowe lilie.
Jechali wysypaną żwirem ścieżką wśród drzew i kiwających główkami kwiatów. Sharli dotarła na szczyt niskiego pagórka, skąd wypływał podziemny strumień, płynął między kamieniami i opadał ze skalnej półki, tworząc mały wodospad kończący się głębokim niebieskim stawem. Na jego brzegu wśród złotych, przetykanych miedzą lilii zbudowano miniaturową pagodę. Sharli zsiadła z wierzchowca i wskazała mu miejsce obok, mówiąc coś przy tym.
— Lady Sharli chcieć, żeby ty opowiedzieć o sobie — orzetłumaczyła opiekunka, podrzucając dla zabawy lóż o ponadpółmetrowym ostrzu i łapiąc za nie.
Opowiedział. Z długimi przerwami na tłumaczelie — wtedy z nudów obserwował pajączka z brązu, ttóry na dwóch metalowych gałęziach parę stóp nad ego głową plótł sieć z cienkiego miedzianego drutu, skacząc z gałązki na gałązkę. Sharli była dobrą słuchaczką, a być może tłumaczka miała też dar opowiadania, w każdym razie dziewczyna reagowała żywiołowo, klaszcząc w dłonie, gdy opowiadał o przygodach w Banku, i śmiejąc się, gdy wyjaśnił, jak opuścił Band.
— Lady Sharli pytać, czy ty się nie bać?
Dom spróbował wytłumaczyć, co to takiego przepowiednie obliczeniowe ale i tak pajączek był szybszy — nim skończył wyjaśniać, tamten uplótł już pajęczynę i wycofał się w załom gałęzi, ciągnąc za sobą parę kabli zasilających. Sharli przyglądała się Domowi szeroko otwartymi oczyma w sposób, któremu nie mógł się oprzeć, a w dodatku jej perfumy zaczynały mu uderzać do głowy, toteż opowiadał dalej, a potem zademonstrował jej działanie sandałów.
Akurat skończył wywijać nad nimi ósemkę, gdy w pajęczynę wpadła mechaniczna mucha, czemu towarzyszył niewielki błękitny rozbłysk. Podczas gdy Dom wyjaśniał tajniki sterowania wiatropławem, pajączek metodycznie rozmontował protestującą muchę, używając pary odnóży w kształcie kluczy francuskich.
Spomiędzy drzew wypadł jeszcze jeden koń — siedział na nim Tarli, prawie niewidoczny zza grubego skórzanego pancerza, którego elementy zachodziły na siebie. Zsiadł, zdjął hełm i otarł rękawicą czoło.
— Witaj, stryjku. — Uśmiechnął się radośnie do Doma. — Tak sobie myślałem, że was tu znajdę. Mam nadzieję, że nie wynudziłeś się za bardzo?
— Zupełnie się nie nudziłem — zapewnił go Dom. — Słuchaj, twój kostium…
— Ćwiczyłem walkę w stylu Sham. Nie znacie tej sztuki walki na Widdershins?
Dom przypomniał sobie kilka walk na nabrzeżach, których był świadkiem, z użyciem półto… noży rybackich, i z lekka się wzdrygnął.
— Wiesz, u nas przeważnie biją się na serio… Sham?
Tarli odczepił od siodła długi pakunek i wyjął z niego miecz prawie tak długi, jak sam był wysoki. Rękojeść była obciągnięta skórą i pozbawiona ozdób, astrze zaś niewidoczne, póki nie odbiło się w nim światło — wtedy ukazała się cieniutka zielonkawa klinga.
— Ostrze ma ledwie parę mikronów grubości — wyjaśnił Tarli. — Wykute jest jako molekuła w specjalnym świetlnym piecu. Jest niezwykle wytrzymałe. Jesteś dobrym szermierzem?
— Potrafię używać mnemomiecza. — Dom wyciąglął swoją broń i zademonstrował jej możliwości.
Tarli wziął go delikatnie.; — Jak działa?
— Tu jest mały generator matrycy, mogący konfigurować resztę w dziesięć zaprogramowanych rodzajów uzbrojenia.
Tarli oddał mu broń z wyraźnym żalem.
— Niestety, niehonorowa broń. Miałbyś może ochotę na pojedynek w stylu sham? — spytał i widząc ninę Doma, dodał: — Do ćwiczeń używa się drewnianych mieczy, mam dwa ze sobą. Inaczej nowicjusze traciliby zbyt wiele kończyn w trakcie nauki. Jetem drugim shamuri na Laoth. Dom poczuł na sobie wzrok Sharli.
— Niech będzie — powiedział nieszczęśliwie: w końcu w rozgrywkach tstame całkiem dobrze sobie radził, choć sterował jedynie dwucalowym ostrzem trzymanym przez holograficzną postać.
A teraz mieli się bić tylko na kije…
Tarli rozpakował najpierw drewnianą broń, potem hełm i elementy skórzanego pancerza, a Sharli omogła Domowi je włożyć.
— Lepiej wytłumacz mi zasady.
— Są proste: wszystkie chwyty dozwolone, dopóki ciosy zadajesz kijem. Sharli da nam sygnał.
Dziewczyna obserwowała ich z zainteresowaniem. Teraz potrząsnęła głową i powiedziała coś ostro.
— Mówi, że musimy walczyć o coś — wyjaśnił. — Proponuje mój miecz przeciwko twoim sandałom. Nie uważam, żeby to było uczciwe.
— Niech będzie. — Dom zdjął sandały i położył je obok miecza przeciwnika.
Sharli pomachała chusteczką.
Miecze skrzyżowały się i obaj ostrożnie ruszyli po okręgu, próbując wybadać się nawzajem. Dom poczuł przypływ pewności siebie i spróbował dwóch pchnięć, które Tarli z łatwością odparował. Potem uśmiechnął się i zakręcił mieczem młynka — zaczął od obracania go wokół dłoni. Przerzucił broń przez plecy, złapał ją drugą dłonią i trzasnął Doma w hełm, po czym przerzucił miecz do drugiej ręki i łupnął go z boku w głowę. Gdyby nie wyściółka hełmu, na tym właśnie skończyłaby się walka. Dom potrząsnął głową, w której zadzwoniło cicho, acz nachalnie, i ciął na odlew. Tarli odskoczył i pchnął, równocześnie wykonując obrót, co dodało siły ciosowi i w efekcie Dom przejechał ładny kawałek na brzuchu.
Sharli osłoniła dłonią usta i odwróciła się, trzęsąc się ze śmiechu.
Nie wstając, Dom trafił przeciwnika w nieosłoniętą stopę, zerwał się i z półobrotu ciął go w ramię z siłą, od której Tarli cofnął się i desperacko machając rękoma, próbował utrzymać równowagę. Kolejne pchnięcie w pierś pozbawiło go jej ostatecznie.
Tarli zniknął.
Dom podbiegł do brzegu stawu, akurat na czas, by dostrzec jego białą twarz znikającą pod wodą. Podbiegł, zrywając hełm i elementy pancerza, i skoczył. Towarzyszyło temu wściekłe dzwonienie lilii wodnych. Głęboko w dole kształt szybko pogrążał się w mroku. Zanurkował, złapał Tarliego za ramię i gwałtownym wyrzutem skierował się ku powierzchni. Gdy do niej dotarli, grawitacja ponownie dała o sobie znać i ciężar pancerza wciągnął obu z powrotem w odmęty. Desperacko próbował wypłynąć i rozpiąć równocześnie paski uprzęży Tarliego, gdy masywne ramię przebiło taflę wody tuż obok niego. Złapał się go kurczowo i obaj z Tarlim zostali wyciągnięci na powierzchnię.