Kiedy zadzwonił do drzwi, niemal natychmiast się otworzyły, jakby żona Dennisa stała tuż za nimi i czekała na niego. Była blada, miała nijaką twarz i ciągle się czymś martwiła. Miała zwyczaj nagłego zatrzymywania się w pół kroku i odwracania – jak Olivia Oyl* [*Bohaterka kreskówki z Popey’em] – bo zdawało jej się, że zostawiła klucz w drzwiach, zapomniała włożyć lody do zamrażarki albo zgasić gaz pod garnuszkiem z mlekiem czy sosem.
– Jim! Miło cię widzieć! Wchodź! Właśnie zabieram się do przygotowywania kolacji. Lubisz pieczeń mieloną, prawda?
– Nie będę mógł zostać. Przykro mi, ale przyszedłem tylko po Tibbles.
– Nie napijesz się nawet piwa? – Zatrzymała się w pół mchu, gwałtownie odwróciła i popatrzyła za siebie. – Chyba nie włożyłam piwa do lodówki! A może włożyłam? Włożyłam?
Otworzyła lodówkę i okazało się, że na dolnej półce stoi dwanaście puszek piwa.
– Jest! Od razu pomyślałam, że musiałam je tu schować! Przyszedłeś po Tibbles? Znalazłeś sobie jakieś lokum?
– Znalazłem. Miałem niesamowite szczęście. Jeden z kolegów ze szkoły ma puste mieszkanie przy Satillo Street.
– To w Venice, prawda? W Venice? Lubisz Venice? Będziesz je z kimś dzielił?
– Tylko z duchem poprzedniego właściciela. Powinnaś zobaczyć to mieszkanie. Wygląda jak scenografia z Nawiedzonego domu.
Jim ujrzał stojącą na podłodze pralni miskę Tibbles – była wylizana do czysta, więc kotka musiała być dobrze karmiona.
– Tibbles nie sprawiała kłopotów?
– Nie nazwałabym tego „kłopotami”, ale jest bardzo… ekscentrycznym kotem, prawda? Jak na kota oczywiście. Jak na kota.
– Ma swoje idiosynkrazje…
Mary zamrugała, jakby nie rozumiała znaczenia słowa „idiosynkrazja”.
– Jest kapryśna – dodał Jim.
– Kapryśna! Właśnie! Dokładnie o to mi chodziło! Wiesz, poszukam jej. Chodź do ogrodu. Dennis ma o szóstej czat ze swoimi scenarzystami, więc się do niego przygotowuje.
Poprowadziła Jima przez dom i wyszli do maleńkiego ogródka, otoczonego pomalowanym na czerwono płotem, wzdłuż którego ciągnął się pojedynczy szereg słoneczników. Resztę podwórka pokrywała tak modna w latach 60. jasnozielona dichondra. Wyglądało to nie jak prawdziwe podwórko, a wykonany przez dziecko rysunek. Dennis siedział na tarasie – najwyraźniej spał – ze splecionymi na brzuchu dłońmi. Miał na sobie koszulę w czerwone i żółte pasy, a jego twarz przykrywał miękki płócienny kapelusz, wyglądający jak zwiędła kapusta.
– Dennis! – krzyknęła Mary. – Zobacz, kto przyszedł! – Zatrzymała się w pół ruchu i gwałtownie odwróciła. – Włączyłam pralkę? Dennis musi mieć na jutro czystą koszulę! – zawołała i pospieszyła z powrotem do wnętrza mieszkania.
Dennis zdjął z twarzy kapelusz i usiadł.
– Jim! Co słychać? – Był tak gruby, że jego ciało wyglądało, jakby zaraz miało się wylać z ubrania, miał poczerwieniałe od słońca policzki, nochal jak Jimmy Durante* [*Jimmy Durante (1893-1980) – znany muzyk jazzowy i aktor.] i krzaczaste brwi. Ale jego oczy były tak błękitne, że Jimowi zawsze wydawało się, iż w jego przyjacielu kryje się małe, złośliwe dziecko.
– Przychodzą uwolnić was od Tibbles – powiedział.
– Kiedy tylko chcesz. Ten kot sprawia, że dostaję dreszczy. Jim usiadł i upił łyk zimnego piwa.
– Chyba nie była niegrzeczna… Narozrabiała?
– Nie, trzeba przyznać, że to bardzo czysty kot, ale dość dziwny, chyba zgodzisz się ze mną?
– Co się stało?
– Nie uwierzysz… Kiedy w niedzielę wieczorem siedzieliśmy w salonie przed telewizorem, weszła, pociągnęła nosem, po czym wskoczyła na stolik, na którym trzymamy rodzinne fotografie…
– Mam nadzieję, że niczego nie zniszczyła? Nie wolno jej skakać na meble.
Dennis przytrzymał się za brzuch i beknął.
– Przepraszam. Za dużo piwa, ale nie przetrzymam tego czatu, jeżeli sobie nie podpiję – oświadczył, po czym zaczął mówić monotonnym głosem lekko pokręconego nudziarza: – „Drogi panie Washinsky, napisałam scenariusz do wspaniałego filmu przygodowego pod tytułem Martwy od szyi w górę… specjalnie dla Bruce’a Willisa. Proszę podać mi adres pana Willisa, abym mogła mu dostarczyć manuskrypt. Jestem pewna, że kiedy go przeczyta, będzie nalegał, żeby mu dano rolę w tym filmie”.
Jim uśmiechnął się.
– Daj spokój, Dennis. Musisz pozwolić ludziom mieć marzenia. Wiedzą tak samo dobrze jak ty, że nigdy się nie spełnią.
– Zawsze byłeś miękki. Powinieneś zobaczyć niektóre z prac, jakie przysyłają mi moje uczennice… wraz z absurdalnymi wskazówkami dotyczącymi ustawienia kamery i obsady liczącej tysiące aktorów. „Scena pierwsza: plener, filmowane z wysoka, z powietrza, bitwa pod Gettysburgiem, dzień”.
Jim roześmiał się.
– Lepiej opowiedz o Tibbles.
– No więc Tibbles wskoczyła na stolik i zaczyna obwąchiwać zdjęcia. Po chwili nagle przewraca jedno z nich… to na którym jest moja przyrodnia siostra Isabelle.
– Trzeba było ją trzepnąć. Ten język rozumie.
– No tak… W każdym razie Mary ją zgoniła i postawiła zdjęcie, ale Tibbles natychmiast znów wskoczyła na stół i znów je przewróciła. Mary wzięła zdjęcie i przeniosła je na kominek. Tibbles nie próbowała więcej skakać na stolik, ale kiedy poszliśmy do kuchni, nagle usłyszeliśmy łoskot. Tibbles wskoczyła na obramowanie kominka i zrzuciła zdjęcie na palenisko.
– Bardzo cię przepraszam. Rzeczywiście czasem bywa dziwna. Chyba pochodzi z długiej linii kotów należących do czarownic.
– Nie żartuj. Pół godziny później zadzwonił mąż Isabelle, aby nam powiedzieć, że spadła ze schodów i złamała sobie szyjkę kości udowej.
– Zwykły zbieg okoliczności.
– Mów, co chcesz, ale ja nie uważam tego za zbieg okoliczności. Tibbles trzy razy przewróciła to zdjęcie, a Isabelle spadła właśnie z trzech stopni.
Pojawiła się Mary – ze zwisającą jej z ramienia kotką.
– Znalazłam ją pod łóżkiem. Razem z siedmioma martwymi pająkami.
– Hm… – mruknął Jim. – Uwielbia polować na pająki. Jakby je zbierała.
Dennis pokręcił głową.
– Dlaczego mnie to nie dziwi?
Rozdział 5
Kiedy Jim postawił Tibbles na progu, zaczęła podejrzliwie obwąchiwać nowe mieszkanie. Obwąchała stertę butów w holu wejściowym i gwałtownie kichnęła, a kiedy weszła do salonu, zatrzymała się, rozejrzała i powoli uniosła ogon, jakby poczuła coś, co wcale jej się nie spodobało.
Jim poszedł do kuchni z torbą zakupów na ręku, po chwili jednak wrócił, aby zobaczyć, o co kotce chodzi.
– No i co, TD, jak ci się tu podoba? Przyznaję, że mieszkanie jest nieco zaniedbane, a meble mocno zużyte, ale ma atmosferę, nie?
Tibbles przemaszerowała po leżącym przed kominkiem dywaniku i popatrzyła na obraz człowieka z czarnym materiałem na głowie. Postawiła uszy i przez długą chwilę wpatrywała się w malowidło.
– Tym się nie martw. Może Julie Fox uda się go sprzedać. Tibbles odwróciła się i popatrzyła pytająco na Jima, po czym zamiauczała głośno.
– No dobrze, jeżeli ci się podoba, możemy go zostawić, ale Vinnie twierdzi, że z powodu tego obrazu dręczyły go koszmary, i prawdopodobnie tak samo będzie ze mną… zwłaszcza po sześciu piwach i pizzy quattro staggione z dodatkową papryką jalapeno.
Tibbles znów miauknęła, choć tym razem zabrzmiało to tak, jakby chciała powiedzieć, iż nie interesuje jej, co Jimowi się podobać po sześciu piwach i pizzy quattro staggione z dodatkową papryką jalapeno. Wskoczyła na obitą brokatem, zapadającą się kanapę i zaczęła nieufnie obwąchiwać poduszki.