Jim zaczął iść ku tyłowi klasy. Kiedy szedł między ławkami, z blatów natychmiast znikały telefony komórkowe, komiksy i batony. W pewnym momencie zatrzymał się gwałtownie, odwrócił i przyłapał Randy’ego, który właśnie wpychał sobie kanapkę do ust.
– Kto wierzy w życie po życiu? – zapytał, ale odpowiedziała mu tylko pełna zdziwienia cisza. – Mamy po śmierci świadomość czy nie? Możemy widzieć, myśleć i czuć czy… odeszliśmy na zawsze?
Jedna po drugiej, z wahaniem, podniosło się jedenaście rąk.
Stanął przy ławce Brendy Malone. Była to pulchna, blada, astmatyczna dziewczyna z lekkim zezem i włosami koloru miedzi, które wyglądały jak postrzępione druciki.
– Brenda? Brenda, prawda? Wierzysz w życie po życiu?
Dziewczyna tak energicznie pokręciła głową, że jej kucyki zawirowały.
– Kiedy się umiera, jest po wszystkim.
– A więc nie wierzysz w niebo, piekło ani dalsze istnienie? Kiedy człowiek umiera, wszystko się kończy, światło gaśnie i człowiek odchodzi, tak?
Brenda skinęła głową.
– Zanim moja siostra umarła, poprosiłam ją, żeby przysłała mi wiadomość, kiedy dostanie się do nieba. Miała oderwać trzy płatki ze stokrotki, która stała w wazonie na moim oknie.
– Ale nie zrobiła tego, tak?
– Nie – odparła Brenda i zaczęła gryźć kciuk.
– Nie pomyślałaś o tym, że kiedy stała się duchem, nie mogła już robić niczego fizycznego… takiego jak odrywanie płatków ze stokrotek?
– Ee… ona odeszła. Nawet nie czuję, żeby była blisko.
Jim rozejrzał się po klasie. Niektórym uczniom znudziło się już trzymanie ręki w górze, inni podpierali uniesioną rękę drugą. Nagle zobaczył w drzwiach dziewczynkę w długiej jasnozielonej koszuli nocnej. Nie była ładna, miała płaską twarz i spięte za uszami rude włosy, ale uśmiechała się przyjaźnie i trzymała w ręku stokrotkę na długiej łodydze.
Jim również uśmiechnął się do niej. Wiedział, kto to jest i co tu robi. Wiedział także, że nikt poza nim tej dziewczynki nie widzi, nawet Brenda. Zwłaszcza Brenda.
Nie miewał tego rodzaju wizji od dwóch lat i niespodziewanie ucieszył się, że wróciły. Życie po życiu było pełne wściekłych duchów ludzi, którzy zmarli przed czasem i chcieli się zemścić albo nie mogli uwierzyć, że nie żyją. Zdarzały się jednak także zadowolone duchy – i ta dziewczynka do nich należała.
– Ile lat miała twoja siostra, kiedy umarła?
– Dwanaście i pół.
– Jak miała na imię?
– Mary.
Jim położył dłoń na ramieniu Brendy.
– Mary wcale cię nie opuściła. W dalszym ciągu się tobą opiekuje. Wciąż cię kocha i zależy jej na tobie.
Brenda przyjrzała mu się podejrzliwie. Najwyraźniej uważała, że tego rodzaju kwestie może wygłaszać jedynie ksiądz opiekujący się jej rodziną, a nie nauczyciel angielskiego.
– Nie wierzysz mi? – spytał Jim.
– Nigdy jej nie czułam. I nie dała mi znaku.
Jim kiwnął ręką na Mary i duch dziewczynki zaczął podchodzić. Zjawa przeszła przez Vanillę King i George’a Gravesa, jakby nie istnieli, ale Vanilla musiała ją poczuć, bo nieoczekiwanie krzyknęła: OJEJ! – i rozejrzała się. George był zbyt zajęty rysowaniem w zeszycie gotyckich nagrobków z napisem RIP, żeby cokolwiek poczuć.
Mary, cały czas uśmiechnięta, podeszła do Jima.
Nigdy jej nie opuściłam - powiedziała. Jej głos brzmiał tak, jakby mówiła z sąsiedniego pomieszczenia, i w pewnym sensie tak było. – Nawet na minutę nie zostawiłam Brendy samej.
– Mogłabyś jej to jakoś dać do zrozumienia? – spytał Jim. – Byłaby szczęśliwa.
– Słucham? – zdziwiła się Brenda.
Mary zerwała z trzymanej w dłoni stokrotki trzy płatki i upuściła je na dłoń Jima. Zacisnął palce i powiedział:
– Dziękuję.
Brenda zmarszczyła czoło.
– Za co pan dziękuje?
Jim otworzył dłoń i Brenda wbiła wzrok w trzy czerwone płatki. Po chwili wydukała:
– Skąd… pan… wie… dział, że stokrotka… była… czerwona?
– Powiedziałem ci, że Mary jest blisko. Nie opuściła cię, kiedy umarła, i nigdy cię nie opuści. Jest twoją siostrą. Zależy jej na tobie.
Oczy Brendy wypełniły się łzami.
– To jakaś sztuczka, prawda? Robi pan sztuczki!
George odwrócił się i popatrzył na nią, ale najwyraźniej uznał, że nie dzieje się nic szczególnie ciekawego, bo wrócił do swojego bazgrania.
Jim położył dłoń na ramieniu Brendy.
– Chyba nie sądzisz, że mógłbym być wobec ciebie tak okrutny? – Położył płatki na jej zeszycie. – Weź je. Mary chce, abyś je zatrzymała. Powiedziała, że da ci znak, i zrobiła to. Potrzebowała tylko kogoś takiego jak ja, aby pomógł jej to zrobić.
Brenda wyjęła pomiętą papierową chusteczkę i wytarła oczy.
– Porozmawiajmy po lekcjach – powiedział Jim. – Wszystko ci wtedy wyjaśnię. Jeżeli chcesz teraz wyjść, możesz iść.
– Nie, chcę zostać. Myślałam, że mnie zostawiła. Naprawdę tak myślałam.
Mary przez cały czas stała tak blisko siostry, że gdyby była materialna, Brenda mogłaby wyciągnąć rękę i bez trudu dotknąć jej twarzy. Zjawa jeszcze przez chwilę czekała, ale uśmiech powoli zamierał na jej ustach, ponieważ uświadomiła sobie, że Brenda nigdy nie będzie mogła jej zobaczyć. Popatrzyła ze smutkiem na Jima i zniknęła.
Jim lekko ścisnął ramię Brendy dla dodania dziewczynie otuchy i wrócił na przód klasy.
– No dobrze – powiedział. – Freddy… a co z tobą? Wierzysz w życie po życiu?
– Jasne – odparł Freddy. – Za każdym razem, kiedy gram w karty, dziadek mówi mi do ucha, co inni gracze mają w kartach. Wspaniała sprawa.
– Skąd wiesz, że to twój dziadek?
– Czuję jego zapach. Whisky Rebel Yell, cygara i czosnek… zawsze tak pachniał.
– Cóż, jeżeli to prawda, to bardzo ciekawe, bo wielu ludzi twierdzi, że choć nie widzi duchów, czuje ich zapach. Wszystko wskazuje na to, że duchy potrafią zaznaczać swoją obecność pobudzaniem naszych receptorów węchowych, które są znacznie wrażliwsze od oczu i uszu. A ty, Ruby?
– Nie jestem do końca pewna – zaczęła Ruby, błyskając złotymi bransoletkami – ale uważani, że żyjemy tak długo, jak długo żyje przynajmniej jedna osoba, która nas pamięta. Ludzie żyją w umysłach innych ludzi. Jeżeli można pamiętać piosenkę i przekazać ją dzieciom, dlaczego nie można by w taki sam sposób przekazać czyjejś duszy?
– Randy? Ty nie wierzysz w życie po życiu?
Randy potrząsnął policzkami.
– Jesteśmy jedynie mięsem, tak? – spytał Jim.
– Oczywiście – mruknął Cień. – A niektórzy mają go dziesięć razy tyle co inni.
– Uważaj, bo usiądę ci na głowic i wypierdzę ci w ucho Camptown Races* [*Amerykańska piosenka folkowa.] - ostrzegł go Randy.
– Dość tego! – przerwał ich sprzeczkę Jim. – Jaki jest twój pogląd na te sprawy, Randy?
– Taki, że kiedy nasze mięso umiera, umiera też nasz mózg, a kiedy umiera mózg, (o już po zawodach, nie ma nas. Codziennie szlachtuje się miliony świń, ale nie straszą nas miliony świńskich duchów, no nie? Nie słyszymy w nocy żadnego CHRUM! CHRUM!
– To dlatego, że zwierzęta nie mają dusz – oświadczył David Robinson. – Tylko ludzie mają dusze, bo zwierzęta nie umieją odróżnić dobra od zła ani nie wierzą w Pana jak my.
Jim zastanawiał się, co jego klasa powiedziałaby o Mary, odrywającej płatki z czerwonej stokrotki. Nie rozumiał duchów – nie wiedział, dlaczego jedne się ukazują, a inne nie, ani dlaczego niektóre aż kipią ze złości, podczas gdy inne są spokojne Ale może nie było w tym żadnej tajemnicy – może duchy zachowywały się tak samo jak za życia, kiedy były ludźmi?