Выбрать главу

Wrócił do swojego lincolna i wsiadł. Natychmiast otoczyli go reporterzy i kamerzyści, podsunęli mu pod nos mikrofony.

– Widział pan ciała? Jak pana zdaniem zginęli? Będzie pan rozmawiał z rodzicami Bobby’ego i Sary? Jak przyjęli to ich koledzy i koleżanki z klasy? Założę się, że byli wstrząśnięci.

Jim przekręcił kluczyk i wcisnął pedał gazu, ale tylne koła samochodu zakopały się w piasek. Próbował się cofnąć, potem podjechać do przodu, znów się cofnąć i tak dalej, ale koła zakopywały się coraz bardziej. W końcu odwrócił się do sępów z mediów i popatrzył na nich.

– W porządku. Poddaję się. Jeżeli pomożecie mi wyjechać z tego piachu, dam wam coś do zacytowania.

– Naprawdę? A skąd mamy wiedzieć, czy można panu zaufać? – spytał Roger Frick z CNN. – Wypchniemy samochód, a pan wdepnie gaz i więcej pana nie zobaczymy.

– Jestem nauczycielem. Jeżeli nie wierzyć nauczycielowi, to komu?

Wokół przodu samochodu zebrało się sześciu albo siedmiu reporterów, po chwili dołączyło do nich dwóch policjantów. Kiedy Jim krzyknął, zaczęli pchać. Wcisnął mocno pedał gazu, obsypując wszystkich fontannami piachu, nagle jednak lincoln skoczył do tyłu i wjechał na betonowy podjazd.

– Dzięki! Wielkie dzięki! Bardzo wam dziękuję!

Do samochodu podeszła Nancy Broward i wyciągnęła ku Jimowi mikrofon.

– No dobrze, Jim. Teraz poprosimy o cytat.

– Oczywiście. Nikt mi nie zarzuci, że nie dotrzymuję umowy. – Zaczekał, aż wszyscy reporterzy zbiorą się wokół niego i powiedział: – „Ludzie mówią o zabijaniu czasu, podczas gdy to czas po cichu ich zabija”. Dion Boucicault, tysiąc osiemset dwudziesty – tysiąc osiemset dziewięćdziesiąty.

– Co takiego? – zdziwił się Roger Frick.

– Obiecałem cytat i przytoczyłem cytat. – Jim ruszył w górę podjazdu, zawrócił samochód i wjechał na Pacific Coast Highway.

Wszedł do Drugiej Specjalnej pięć minut po rozpoczęciu ostatniej tego dnia lekcji – nauki kreatywnego pisania. Wszyscy uczniowie byli zajęci, choć żaden nie miał otwartej książki. Cień przerzucał piłkę do koszykówki z nosa na czubek głowy i z powrotem, Brenda Malone pochylała się nad powiększającym lusterkiem i wyciskała sobie wągry, a Randy Bullock przebijał się przez największą kanapkę, jaką Jim widział w życiu. Jim wcale by się nie zdziwił, gdyby zobaczył, że wystają z niej krowie kopyta.

Klasę wypełniał jazgot nowoczesnej muzyki tanecznej, wydobywający się z kilku par słuchawek. Jim miał wrażenie, że znalazł się na polu pełnym świerszczy.

Położył książki na biurku i stanął przed klasą.

– Proszę o uwagę! Chciałbym, abyście przez chwilę mnie posłuchali!

Cień w dalszym ciągu podbijał piłkę, Randy Bullock żuł, a Ruby Montes kiwała się w rytmie salsy, której słuchała przez słuchawki.

Jim jeszcze chwilę poczekał, patrząc w podłogę przed swoimi stopami. Edward Truscott przyglądał mu się ze zmarszczonym czołem, George Graves siedział odwrócony plecami do tablicy, a Vanilla King niemal cała zniknęła w wielkiej torbie z plecionki, szukając czegoś niezbędnego jej w tej właśnie chwili do życia – prawdopodobnie kredki do brwi.

Po mniej więcej minucie Jim podszedł do tablicy i wielkimi wyraźnymi literami napisał:

BOBBY TUBBS I SARA MILLER NIE ŻYJĄ.

Klasa natychmiast ucichła. Powyłączano odtwarzacze płyt CD, a Cień chwycił piłkę i wsadził ją sobie między kolana. Jim odwrócił się do swoich uczniów i otrzepał dłonie.

– Wielka jest siła słowa pisanego – stwierdził. – „Myśli, które oddychają, i słowa, które palą”* [*Z wiersza Thomasa Graya The Progress Of Poesy].

– To prawda? – spytała Pinky Perdido słabym, piskliwym głosikiem. – Bobby i Sara… nie żyją?

Jim skinął głową.

– Zginęli razem zeszłej nocy w domku na plaży, należącym do rodziców Bobby’ego. Ogromnie mi przykro. Nie miałem okazji ich poznać, ale doktor Ehrlichman powiedział mi, że oboje byli bardzo lubiani.

– Co się stało? – spytał mocno zaniepokojony Freddy Price. – Chyba nie przedawkowali?

– Z tego, co wiem, ich śmierć nie została bezpośrednio spowodowana przez narkotyki ani alkohol. Doszło do gwałtownego pożaru. Policja nie umie jeszcze powiedzieć, co go wywołało, ale wasi koledzy nie mieli szans ujść z życiem. Prawdopodobnie stracili przytomność od dymu, zanim płomienie do nich dotarły.

– Rany… – jęknął Philip Genio. Był bardzo chudy i wyglądał na Latynosa, miał zaczesane do tyłu włosy i był ubrany w jasnoróżową jedwabną koszulę. – Jeszcze wczoraj wieczorem wygłupiałem się z Bobbym…

– Sara była moją najlepszą przyjaciółką – chlipnęła Sue-Marie. Łzy rozpuszczały jej tusz do rzęs, który spływał strużkami po policzkach. – Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami od podstawówki. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego dziś rano nie przysłała mi SMS-a, kiedy nie przyszła do szkoły…

Jim odchrząknął.

Przykro mi, że przyniosłem wam takie złe wieści. Kto może dziś wcześniej wyjść. Nie sądzę, abyście byli w nastroju do nauki angielskiego.

Zostali uwięzieni? – spytała Sally Broxman.

Raczej nie – odparł Jim. – Wszystko wskazuje na to, że stało się to bardzo szybko.

– Widział ich pan?

Jim kiwnął głową.

– Policja chciała, abym obejrzał miejsce zdarzenia… na wypadek, gdybym był w stanie rzucić nieco światła na przebieg wydarzeń. Ale nie umiałem im powiedzieć nic przydatnego.

– Bardzo strasznie wyglądali? – spytał Randy Bullock. – No wie pan… byli cali upieczeni i tak dalej?

Jim pokręcił głową.

– Wyglądali na spokojnych, prawda? – dopytywała się Sue-Marie. – Nie cierpieli?

Jim przywołał obraz czaszek Bobby’ego i Sary, wpatrujących się sobie nawzajem w puste oczodoły.

– Chyba można powiedzieć, że wyglądali na spokojnych.

Przez długą chwilę nikt się nie odzywał, nikt nie wstawał. Sue-Marie płakała cichutko w chusteczkę, jak kociak, który się zgubił. Z całej klasy dolatywały chlipnięcia, a David Robinson mocno zacisnął powieki, złożył dłonie i mruczał słowa modlitwy.

– Kiedy ktoś umiera tak wcześnie i tak nagle, zawsze jest to dla wszystkich straszliwym szokiem – powiedział Jim. – Na pewno zadajecie sobie pytanie, co to za świat, który pozwala, aby młodzi ludzie, których przyszłość jest wielką obietnicą, mogli tracić życic. O tym właśnie rozmawialiśmy dziś rano, prawda? O czasie. Bobby’emu i Sarze odebrano największy dar, jaki istnieje: czas na dorastanie, na zakochanie się, na cieszenie się wszystkimi przyjemnościami życia. Dla Bobby’ego i Sary czas zatrzymał się na zawsze, podczas gdy my pędzimy dalej minuta za minutą, dzień za dniem, tydzień za tygodniem, a każda sekunda, która mija, pozostawia ich coraz dalej za nami.

Podszedł do tablicy i pod napisem: BOBBY TUBBS I SARA MILLER NIE ŻYJĄ dodał pytanie: GDZIE SĄ TERAZ?

– Ponieważ nie wygląda na to, by ktoś z was chciał wcześniej wyjść, a mamy teraz lekcję pisania, proponuję nieco twórczej terapii. Spróbujcie wyrazić na papierze, co czujecie do Sary i Bobby’ego. Możecie napisać, co chcecie: esej, wiersz, nawet słowa piosenki. – Postukał wskazówką w tablicę i dodał: – Chcę tylko, abyście odpowiedzieli na to pytanie.

– Może są duchami, zjawami? – zasugerował Edward Truscott.

– W klasie jest tylko jedna zjawa, a jesteś nią ty – stwierdził Cień.

Jim usiadł.

– Jeżeli uważasz, że są duchami, napisz to. Napisz wszystko, co chcesz… byle było to mądre, uczciwe i płynęło z serca.

Vanilla King podniosła rękę.

– Panie Rook… wierzy pan w duchy?

Jim patrzył na nią przez długą chwilę, nie odpowiadając. Ale kiedy otworzyła usta, zamierzając powtórzyć swoje pytanie, niemal niezauważalnie skinął głową.