Goram obiecał przekazać informacje.
– A teraz – mówił dalej Ram – ty i Lilja polecicie do osady i zabierzecie stamtąd dziewczęta. One wrócą już do domu.
Goram zaprotestował. Nie chciał wracać. Czy nie lepiej by było, gdyby on wraz z pasażerkami przelecieli szybko ponad całą okolicą? Może znajdą więcej takich opuszczonych osad?
Ram. ustąpił pod warunkiem, że Goram nawet na chwilę nie wypuści Jaskariego ani dziewcząt z gondoli. I nie wolno mu lądować.
Goram przyrzekł, że tak właśnie będzie.
Ram przerwał połączenie.
Jaskari popatrzył na niego zdziwiony.
– Dlaczego posiłki?
Zamiast szefa Strażników odezwał się Marco:
– Ram ma rację, możemy mieć tu wielkie problemy.
Jaskari przez chwilę zastanawiał się, jakiego rodzaju mogą to być trudności, lecz nie chciał o nic więcej pytać. Posłusznie zabrał ze sobą chętną Elenę i opierające się Berengarię i Indrę, by przez przełęcz wrócić do osady. Indra uważała za wielką niesprawiedliwość fakt, iż nie będą mogły obejrzeć zakończenia akcji, a Berengaria najzupełniej się z nią zgadzała.
– Na pewno najlepiej zrobimy, odchodząc stąd – oświadczyła jednak Elena. – To może być naprawdę nieprzyjemne, a nasza obecność może tylko wszystko skomplikować.
– Mądrze pomyślane, Eleno – pochwalił ją Marco. – Pamiętajcie, że mamy do czynienia z pierwotną siłą przyrody.
Dziewczyna rozjaśniła się jak nigdy przedtem. Doprawdy, ktoś pochwalił ją za mądrość!
Indra trochę obrażona dreptała wraz z innymi przez przełęcz. Gdyby nie Elena, zarówno ona, jak i Berengaria, no i oczywiście Jaskari, mogliby być świadkami niezwykle interesujących wydarzeń.
A może mimo wszystko nie? Nie podobał jej się wyraz twarzy trzech potężnych magów. Zbyt wielkie malowało się na nich napięcie i czujność, zbyt duża niepewność.
Móri i Dolg nie powinni być tak niepewni, a przede wszystkim nie Marco.
Berengaria i Jaskari parli naprzód, lecz Elena nie mogła maszerować tak prędko, była bowiem i psychicznie, i fizycznie wycieńczona. Indra postanowiła więc dotrzymać jej towarzystwa.
– Eleno… co właściwie stało się tam, w tym lesie? spytała delikatnie.
Elena zadrżała.
– Nie chcę o tym mówić – oświadczyła żałośnie.
– Przypuszczam, że dobrze by ci zrobiło, gdybyś się komuś zwierzyła. A ja uważam się za twoją najlepszą przyjaciółkę. Wiesz doskonale, że jeśli chodzi o zwierzenia, potrafię milczeć jak grób.
– Wiem, Indro, ale to takie trudne.
– Eleno, nie miałaś na sobie majtek – powiedziała cicho Indra.
Przyjaciółka drgnęła gwałtownie i wsunęła rękę do kieszeni.
– Czy oni to widzieli?
– Tylko ja, kiedy przytrzymywałam ci te wierzgające nogi.
– Ach, Boże – szepnęła Elena. – Boże, co mam zrobić?
– Czy do czegoś doszło?
Dlaczego zawsze wiadomo, o co chodzi, gdy ktoś zadaje takie pytanie? Elena odparła czym prędzej:
– Nie, nie, w porę się wywinęłam. Ale mogło skończyć się bardzo źle, gdybyście się nie pojawili.
– Jak on wyglądał?
Elena nagle odwróciła się do niej z prawdziwą rozpaczą w oczach.
– Ach, on był taki piękny, Indro! Wprost fantastyczny, nieodparty. Nie tak przystojny jak Marco, Dolg czy Jaskari, lecz tak niesamowicie pociągający, że słowami nie da się tego opisać.
– Chyba na tym właśnie polega czyjaś uroda – zamyśliła się Indra. – Na sile przyciągania. Tak naprawdę można być brzydkim jak sam troll, lecz ta druga osoba i tak tego nie widzi.
– No właśnie. Ale Duch Ciemności nie był wcale brzydki, tylko naprawdę przystojny, na początku, chociaż trudno go nazwać Adonisem. Taki niezwykły, dziki, tajemniczy.
Indra podchwyciła wtrącone mimochodem przez Elenę słowa.
– Na początku? Czy się nie przesłyszałam? Elena szła wolno, ciągnąc nogę za nogą, teraz skuliła się w sobie.
– Czy muszę opowiedzieć ci wszystko?
– Tak chyba byłoby najlepiej – odparła Indra z powagą.
Elena westchnęła tak ciężko, jakby serce zaraz miało jej pęknąć.
– Byłam nad jeziorem. On wyszedł z lasu i przywabił mnie do siebie, tak jak wąż wabi ptaka. Objął mnie, a ja nigdy w życiu nie czułam takiego… takiego…
– Dobrze, mów dalej – prędko wtrąciła się Indra. – Rozumiem.
– Poszłam razem z nim, Indro. Nie stawiałam żadnego oporu. Wydaje mi się, że rzucił na mnie jakiś czar.
– Na pewno tak właśnie było – pocieszyła ją przyjaciółka.
– A w lesie… On chciał mnie uwieść, a ja na to pozwoliłam, sama tego chciałam!
– Sądzę, że przekleństwo Griseldy miało w tym swój udział.
– Och, dziękuję ci, że to mówisz, ja też tak sądzę. Nie mam takiego fioła na punkcie mężczyzn, jakiego przejawiałam ostatnio. To nie byłam ja.
– Wiem o tym. A potem przybyliśmy my i uratowaliśmy cię od „losu gorszego od śmierci”. Ale co w tym wszystkim było takie straszne? Na razie cała twoja opowieść brzmi bardzo romantycznie.
– Och, nie masz pojęcia, co było potem! – jęknęła Elena drżącym głosem. – On się zmienił.
Teraz ciarki przeszły Indrze po plecach.
– Jak to?
Elena przełknęła ślinę.
– Akurat wtedy, kiedy już miał „wziąć mnie w posiadanie”… Ach, Boże, co to za wyrażenie! Właśnie wtedy pokazał swe prawdziwe oblicze. Ja nic nie widziałam, bo w lesie było ciemno jak w grobie, ale poczułam. Jego twarz, ręce, cale ciało zmieniły się w coś potwornego, czułam, jak wyrastają mu kły, jak usta wykrzywiają się pod kościstymi policzkami, palce przemieniają w szpony niczym u drapieżnego ptaka, czułam każdą kostkę w jego ciele… To było straszne, nie potrafię tego opisać, nie mam siły.
– I wcale nie musisz. Tak, tak, Jaskari, idziemy! Przestań już marudzić.
Przyspieszyły nieco kroku, Indra nie wypuszczała ręki Eleny. To była dobra pociecha.
Nad straszliwie pięknym jeziorem zostali trzej reprezentanci białej magii. Las jakby chciał zawładnąć nimi czarodziejską mocą, czuli presję jakiejś siły, która chciała rzucić ich na kolana, a przynajmniej stąd odgonić. Ram pozostawał bierny, to nie była jego walka.
– Usiłuję znaleźć jakieś skuteczne zaklęcie – mruknął Móri.
– To będzie trudne – odparł jego syn. – Ciemność nie tak łatwo jest zwalczyć.
– To prawda – przyznał Marco zamyślony. – Nie mogę przestać myśleć o tych ludach, z których on uczynił swoich niewolników. Jak zdołał tego dokonać? Wątpię, by opuszczał to miejsce.
– Masz rację. W jaki sposób ulegli jego wpływowi?
– Jeśli o mnie chodzi, najbardziej interesują mnie te białe kwiaty – stwierdził Dolg.
– Wiesz już, czym one są? – spytał Marco.
– Mam swoje podejrzenia, ale nie chcę nic robić, dopóki zła moc nie zostanie unieszkodliwiona.
– Właściwie to niesłuszne określać Ciemność mianem złej – zaprotestował Móri. – Choć w istocie może być.
– Wydaje mi się, że tutaj przekroczyła swoje prawa – powiedział Marco. – Ciemność ma wiele twarzy, tym razem pokazała o jedną za dużo.
– Nie o jedną, o kilka – odparł Móri cierpko. – Elena była bliska szaleństwa ze strachu, podejrzewam, że miała okazję oglądać oblicze Ciemności od najgorszej strony.
– Podobnie jak te białe kwiaty – rzekł Dolg, najbardziej przejęty właśnie nimi. – One są przesycone tęsknotą, smutkiem i żalem.
Podszedł do jednego z kwiatów i lekko dotknął go ręką. Kwiat niczym w podzięce pochylił się w jego stronę, jakby z oddaniem i nadzieją.