Najbardziej jednak zdumiała go reakcja Marca.
Dolg wyczuł, że szlachetny książę toczy wewnętrzną walkę.
– Musisz radzić sobie z tym sam, Dolgu. Wybacz mi! – rzekł nieoczekiwanie Marco zduszonym głosem. – Muszę natychmiast stąd odejść, ale nie wiem, czy starczy mi sił.
Dolg wychwycił niezmierne zdumienie w glosie przyjaciela. Zrozumiał, co się stało.
To nie wydarzyło się teraz, to miało miejsce o wiele wcześniej.
Shira już wcześniej pojęła, w czym rzecz. Po wypiciu niczym nie rozcieńczonej jasnej wody Marco się zmienił.
Potrafił teraz kochać.
26
– Biegnij! – ponaglił go Dolg. – Biegnij z powrotem i poproś, żeby pospieszyli się ze Świętym Słońcem!
Widział, że Marco musi się zmagać z siłą przyciągania bijącą od fatalnej kobiety. Patrzył, jak przyjaciel walczy, przesuwając się od drzewa do drzewa, wyłącznie dzięki niezwykłej sile woli. Nikt inny poza Markiem nie byłby w stanie zdobyć się na taki wysiłek.
Dolg został sam. Z lękiem popatrzył na kobietę. Zbliżała się w jego stronę, tak tajemnicza, tak zagadkowo piękna, że poczuł, jak nogi gną mu się w kolanach.
– Możesz sobie tego oszczędzić – rzekł spokojnie. – Ja ci nie ulegnę.
Dusza Ciemności przez moment popatrzyła na niego uważniej, potem odwróciła się, jakby coś zrozumiała, a gdy znów pokazała twarz Dolgowi, była już mężczyzną. Mężczyzną, który musiał być nieodparcie pociągający dla nieszczęsnej Eleny.
Dolg pokręcił głową.
– Mylisz się. Teraz też mnie nie interesujesz.
Istota Ciemności na moment znieruchomiała, jak gdyby to, co się działo, było dla niej niepojęte. Potem zaś na oczach Dolga zmieniła się w najobrzydliwszą postać, jaką tylko można sobie wyobrazić. Pewnie dlatego Elena tak strasznie krzyczała.
Dolg, podobnie jak inni, otrzymał przesłany przez Roka raport Indry o tym, co Elena opowiadała o Duszy Ciemności. Ale ten stwór nie miał nic wspólnego z erotyką, budził jedynie przerażenie i strach.
– Mógłbym cię unicestwić – oświadczył Dolg, starając się, by głos mu nie drżał. – Ale nie zrobię tego, ciemność bowiem ma prawo istnieć, chociaż ty trafiłeś na bezdroża. Wiem, że ciemność oznacza również strach i okazję do zakazanych zabaw, ale nie jest to twoje właściwe zadanie. Jesteś tu po to, by chronić, przynosić pociechę i poczucie bezpieczeństwa. Co sprowadziło cię na takie błędne ścieżki?
Ciemność nie odpowiadała. Z agresywnym sykiem rzuciła się na Dolga.
Syn czarnoksiężnika usunął się, lecz nie za daleko. Do jego mózgu dotarła pełna pogardy myśclass="underline" „Ty nie zdołasz mnie unicestwić, nędzny ludzki robaku”.
Dolga ogarniało coraz większe obrzydzenie, gdy patrzył na ohydne monstrum w mrocznej głębi lasu. Dla wielu ludzi ciemność bywa potworem – dla dzieci, które muszą same zostawać w swoich pokojach, bo rodzice chcą mieć spokój wieczorami, dla tych, którzy bez powodu boją się ciemności i nie mają przy kim się schronić, dla innych, obawiających się samotności w nocy, kiedy wstyd i żal dręczy ich niczym senna mara. Dolg jednak wiedział, że ciemność potrafi oznaczać również coś innego, coś dobrego, do tego właśnie pragnął dotrzeć. Dlatego nie mógł ustąpić z placu boju, choć ogarnął go wielki lęk.
Pomóżcie mi, drodzy przyjaciele, prosił niemo,, ściskając kamienie, które nosił w skórzanej sakiewce. Miał tam też coś jeszcze…
Marco wiedział, że dłużej nie będzie się w stanie opierać niezwykle pociągającej zjawie. Przedzierał się od pnia do pnia, pragnąc od niej uciec, chociaż wszystko w nim protestowało.
Na pomoc, na pomoc, błagał w duchu, ona jest tylko omamem! Ale nie było nikogo, kto mógłby przyjść mu na ratunek.
I nagle pożądanie opadło. Nastąpiło to wtedy, gdy zjawa przeobraziła się na oczach Dolga. Marco o tym nie wiedział, pobiegł tylko przez gąszcz do przyjaciół.
– Móri – wydyszał ciężko. – Przywiąż mnie do drzewa, prędko! O, tak, naprawdę, zrób to! I wybacz, że zostawiłem twego syna samego, ale uwierz mi, nie miałem wyboru!
– A gdybym tak zamknął cię w gondoli?
– To nie pomoże, mogę się stamtąd wydostać. Przywiąż mnie mocno do drzewa. Na razie jest spokój, ale nigdy nie wiadomo, co może się stać.
Nie zadając kolejnych pytań, Móri i Ram zrobili to, o co prosił przyjaciel.
– Ta istota jest androgyniczna – rzekł Marco, już unieruchomiony. – I przez to śmiertelnie niebezpieczna. Dolg jako jedyny być może zdoła jej się oprzeć, ona nie miała na niego wpływu.
– Ale na ciebie miała? – zdumiał się Móri.
– Jasna woda – odparł Marco.
– Ojej! – westchnął czarnoksiężnik.
Duch Ciemności ponownie ruszył do ataku.
– Zatrzymaj się! – zawołał Dolg i wyciągnął czerwony farangil.
Ciemność cofnęła się, ohydnymi rękami zasłaniając twarz.
– Znasz go – skonstatował Dolg. – Ty, który znasz wszystkie ciemne kąty, wszystkie jamy w ziemi, znasz też jego i jego moc.
„Skąd go wziąłeś? „, dotarło do głowy Dolga nieme pytanie.
– Dostałem od dobrych mocy. Czy teraz wierzysz, że mogę cię unicestwić? Twoje miejsce jest głęboko pod ziemią, nie tutaj. Wracaj tam, gdzie twój właściwy dom.
Już w momencie, gdy to mówił, uświadomił sobie, że przecież znajdują się pod powierzchnią Ziemi, i to tak głęboko, że głębiej zejść się już nie da. I że do czasu nastania Królestwa Światła władała tu niepodzielnie wieczna Ciemność.
Ten duch jednak znalazł sobie miejsce, w którym mógł wykonywać przyjemne dla siebie zajęcia, i tu zbudował swą siedzibę, swą twierdzę, do której nawet reflektory gondoli nie zdołały przedrzeć się przez listowie.
Nie powinno mu się na to pozwolić, naprawdę przekroczył swoje uprawnienia.
Dolg schował farangil, lecz ukradkiem wyciągnął coś innego.
Chciał teraz rozdrażnić go albo ją, nie wiadomo, czym teraz był Duch Ciemności. I sprawić, by podszedł jak najbliżej.
Nie wiedział tylko, jak do tego doprowadzić.
Czuł się jak Dawid stojący twarzą w twarz z Goliatem.
W tym samym momencie zapłonęło Święte Słońce i między drzewami zaczęły się sączyć smugi światła, docierając także tam, gdzie oni dwaj toczyli za – ciętą niemą walkę.
To rozdrażniło Ciemność. Potwór syknął, czarny jęzor wysunął się w stronę Dolga i bestia rzuciła się w przód.
On rozerwie mnie na kawałeczki, zdążył pomyśleć syn czarnoksiężnika, a potem potworne ramiona otoczyły go, a ohydna twarz z długimi, ostrymi jak szydło kłami znalazła się tuż przy nim. Dolg z całych sił starał się uwolnić jedną rękę i wreszcie mu się to udało, choć była paskudnie okaleczona.
Ach, otwórz tę swoją wstrętną paszczę! myślał. Otwórz ją, zanim połamiesz mi wszystkie kości!
Przez plątaninę gałęzi zdołał się przedrzeć jeszcze jeden promień Słońca, to wystarczyło, by bardziej rozwścieczyć bestię. Paszcza rozchyliła się do ryku.
I wtedy Dolg chlusnął mu w nią zawartością małej buteleczki, ciecz spłynęła potworowi prosto do gardła.
Eliksir dobroci Madragów.
Duch Ciemności zakrztusił się i puścił Dolga, który czuł, że mocno krwawi z wielu ran.
Ale eliksir już zaczął działać. Bestia osunęła się na kolana, zasłaniając twarz rękami. Dolg patrzył, jak zmienia się w spowitą w czerń, lecz wcale nie odrażającą istotę. Oto stał przed nim ktoś, kto potrafi uspokoić dzieci i zesłać dobre sny zbłąkanym dorosłym.