Marco powtórnie zapewnił, że nie spotka go z ich strony żadna krzywda, a potem nagle skierował światło latarki na twarz chłopca.
Chłopak drgnął i próbował się osłonić.
– On ma oczy – oznajmił Marco przygnębiony. – Widzące oczy. Potrzeba jedynie drobnego zabiegu w Królestwie Światła.
– No a ręce? Ręce i nogi? – dopytywał się wódz.
– Może i z tym da się coś zrobić – z wahaniem odparł Marco.
– To chyba niemożliwe.
– Nie wiem.
Berengaria popatrzyła na niego.
– Wciąż nie wierzysz, że zachowałeś swoją uzdrowicielską moc?
Uśmiechnął się ze smutkiem.
– Chyba właśnie tak jest.
Nagle drzwi się otworzyły i do środka wpadli Elis i Natasza. Spostrzegłszy, co się stało, uderzyli w krzyk.
– Bądźcie spokojni – oświadczył wódz. – O nic was nie obwiniamy. I chłopca też nie skrzywdzimy. Przeciwnie, nasi goście obiecali mu pomóc.
Natasza wybuchnęła płaczem, Elis zaś spytał:
– Chcecie powiedzieć, że ukrywaliśmy go zupełnie niepotrzebnie przez wszystkie te lata?
– Wstyd mi, ale muszę przyznać, że to było konieczne. Gdybyście pokazali dziecko zaraz po urodzeniu, źle by z nim było. Ale teraz… No cóż, nie wiem. Tyle się zmieniło… Tak długo utrzymywaliście go przy życiu, wysłannicy Królestwa Światła pragną go uratować, my sami zaś wypiliśmy wywar, którego wy troje z tego domu jeszcze nie posmakowaliście. Ten wywar uczynił nas łagodnymi i bardziej ludzkimi.
Berengaria, która miała przy sobie niedużą buteleczkę napoju, zaproponowała go małżonkom. Inni mieszkańcy wioski zapewnili, że płyn ów nie jest w żadnym stopniu niebezpieczny, po jego wypiciu wszyscy poczuli się spokojniejsi, bardziej radośni i pełni otuchy.
– Zostaliście tylko wy – dodał wódz. – A nasi goście najpierw wypili go przy nas, żeby udowodnić, iż nic złego nas od tego nie spotka.
Po chwili wahania rodzice chłopca zgodzili się wypić eliksir, a ponieważ od cudownych kropli Madragów poczuli się lepiej, napłynął do nich spokój i życzliwsze nastawienie do świata, wyraźnie odetchnęli.
– Wasz syn jest inteligentny, prawda? – spytał Marco.
– Och, tak, bardzo! – przyświadczyli rodzice jedno przez drugie.
Berengaria dostrzegła ogromną niepewność i wahanie Marca.
– Potrafisz – szepnęła. – Wiem, że potrafisz! Pomóż mu, wydłuż ręce i nogi, na pewno możesz to zrobić, wiem o tym!
– Ale ja nie jestem przekonany – odparł Marco po cichu.
Rodzice chłopca nie bardzo wiedzieli, co myśleć, ukradkiem, nie bez lęku, zerkali na tego nieziemsko pięknego gościa.
Berengaria ich uspokajała;
– Marco jest bardzo szczególną osobą, pomógł już wielu ludziom.
– Także takim jak nasz syn? – spytali z niedowierzaniem.
– Dotkniętym podobnym kalectwem. Potrafi także przemienić niebezpieczne drapieżniki w roślinożerne zwierzęta, umie też wiele innych rzeczy. Marco potrafi wszystko.
– Nie zapędzaj się za daleko – przestrzegł ją Marco.
– Nie umie tylko kochać – wypaliła Berengaria nietaktownie. – To znaczy… ach, jak źle się wyraziłam!
– Rzeczywiście, nie najlepiej – przyznał Marco.
Odwrócił się do innych i poprosił, by pozwolono mu na chwilę wyjść. Chciał zastanowić się nad sytuacją, wczuć się w nią i sprawdzić, co może uczynić dla chłopca.
Siadł na ławeczce przed domem, oparł się plecami o ścianę z bali, pozwolił myślom wędrować. Usiłował stwierdzić, jak wiele magicznej siły zostało mu po owym fatalnym błędzie Tsi, który dał mu się napić jasnej wody.
Zdawał sobie sprawę, że jego moc została znacznie zredukowana albo raczej, że się odmieniła. Nie bardzo rozumiał, co się dzieje z jego ciałem i duszą, lecz że coś się działo, nie dało się zaprzeczyć.
Jeszcze nigdy Marco nie czuł się tak bardzo bezradny.
4
Podczas gdy mieszkańcy wioski zajęli się rozmową, Berengaria wymknęła się za Markiem. Po cichutku usiadła przy nim.
Książę wyglądał na zrezygnowanego.
– Nie wiem już, co potrafię, Berengario. Tak bardzo chciałbym pomóc temu nieszczęśliwemu chłopcu, lecz pomyśl, co będzie, jeśli sprawię wam zawód. Jeśli na przykład powiedzie mi się tylko w połowie? Byłoby to znacznie gorsze, niż gdybym w ogóle nic próbował!
– Ale zdołałeś przecież zesłać sen na Lilję w lesie, udało ci się też całe mnóstwo innych rzeczy, na przykład ta sztuczka z hipochondrykiem Iwanem.
– To były drobiazgi – bronił się Marco, kręcąc głową. – Teraz chodzi o całe życie tego chłopca. Boję się, moja kochana!
Berengaria podniosła się i rzekła rezolutnie:
– Sprowadzę Móriego.
– Rzeczywiście, to nie jest głupi pomysł. Zaczekam tutaj.
Móri przyszedł od razu, Berengaria po drodze wytłumaczyła mu, w czym rzecz.
Marco podniósł głowę, gdy podeszli do ławki.
– Móri, czy nie lepiej, żeby wszystkim zajęli się lekarze z Królestwa Światła?
– Drogi przyjacielu – odparł Móri. – Oni są niezwykle sprawni, lecz wiedza medyczna ma swoje granice. Tylko ty możesz uczynić z tego chłopca w pełni człowieka.
– Ale dzieci thalidomidowe w świecie na powierzchni Ziemi musiały radzić sobie same i zrobiły to naprawdę doskonałe. Jego ułomność jest podobna, tyle że na dodatek jeszcze pozbawiony jest wzroku. Co się stanie, jeśli damy jemu i jego rodzicom nadzieję, a potem tylko pogorszę sprawę?
Móri zamyślił się.
– Czy jest tu Tengel? – spytał wreszcie.
– Jest w środku, w tym domu.
Tengel zaraz stawił się na wezwanie. Móri poprosił go o sprowadzenie Shiry.
Gdy Tengel zniknął, czarnoksiężnik oświadczył:
– Uważam, że powinieneś wysłuchać, co o swoich doświadczeniach z jasną wodą ma do powiedzenia Shira. Również ona została wyposażona w niezwykłe talenty, również ona wypiła niczym nie rozcieńczoną wodę ze źródła.
– Tsi – Tsungga także – wtrąciła się Berengaria.
– Owszem, lecz on nie posiadał takiej mocy jak Shira i ja. W jego więc przypadku wszystko się po prostu polepszyło.
Móri uśmiechnął się półgębkiem, Marco dobrze wiedział, co myśli. Zbyt gwałtownego „polepszenia” nie zaobserwowali u elfa, i bardzo dobrze, chcieli mieć Tsi takiego, jakim był: prostego, naiwnego i dobrodusznego.
– Daj mi rękę, Marco – poprosił Móri.
Marco natychmiast usłuchał, czarnoksiężnik siedział w milczeniu, usiłując wychwycić wibracje napływające od księcia Czarnych Sal.
Wreszcie powiedział:
– Masz rację, twoje prądy się odmieniły, wciąż jednak zdumiewa mnie wielkość twej mocy. Jest jakaś niesamowita siła, której promieniowanie wyczuwam. Przepływa przez moją rękę i rozlewa się po całym ciele i duszy. Owszem, jest nieco inna – uśmiechnął się Móri. – Sądzę jednak, że nie masz się czego obawiać, sytuacja nie jest aż tak dramatyczna.
– Ale utraciłem wiarę w siebie.
– Cóż, to… rzeczywiście może być tragiczne w skutkach. No, ale jest Tengel! I sprowadził Shirę aż z miasta duchów w Królestwie Światła. Witaj, Shiro! Czy jesteś w stanie przywrócić naszemu przyjacielowi Marcowi odrobinę wiary w siebie?
Berengaria nie widziała duchów, zrozumiała jednak, że dla Marca i Móriego są widoczne, usłyszała natomiast piękny głos Shiry, mówiący z orientalnym akcentem:
– Marco, wiem, co teraz czujesz, przeżywałam dokładnie to samo przez wiele lat po tym, jak Mar podstępem podał mi jasną wodę. Ale ty możesz być spokojny, twoja potężna siła powróci, a raczej ona jest w tobie cały czas, tyle że w nieco innej formie. Wkrótce przekonasz się, co się w tobie zmieniło, ale uwierz mnie i Móriemu: to nie jest nic poważnego.