Выбрать главу

Misza poczuł ukłucie tęsknoty za takimi związkami, jakie wyczuwał między tą dwójką.

Serce tak mocno waliło mu w piersi, bał się i właściwie nie pomagało nic, że wszyscy byli tacy życzliwi. Przez całe życie słyszał jedynie, że nie wolno mu pokazywać się ludziom, ponieważ oni są niebezpieczni. Te słowa zapadły mu w duszę, zakorzeniły się, nie pozwalały o sobie zapomnieć. A teraz został wydany na pastwę obcych, znalazł się wśród nich.

Gdy Berengaria zobaczyła go już po zabiegu, podczas którego Marco wyleczył jego nogi, wykrzyknęła:

– Ach, Misza, jaki ty jesteś przystojny!

Przyjemnie to było usłyszeć. Ale teraz wszystko stało się jeszcze bardziej niepojęte, ogarnął go smutek, nie wiedział dlaczego.

Nagle dłoń ojca mocniej ścisnęła jego rękę.

– Wlatujemy do Królestwa Światła!

Doskonale rozwinięta intuicja pozwoliła Miszy zarejestrować napięcie wszystkich obecnych na pokładzie. Zmysł słuchu wychwycił rozmaite dźwięki, ściszone wołania, szelest, którego nie mógł zrozumieć, czul, że gondola sunie coraz wolniej, potem zaś…

Światło uderzyło go w twarz, tak że oczy aż zapłonęły ogniem. Otoczyło go cudowne ciepło. I pachniało tu tak wspaniale, ojciec i matka siedzieli nieruchomo niby wmurowani.

– Jak tu pięknie – szepnęła wreszcie matka. – Wprost nieopisanie pięknie. Ach, Elis, gdyby tylko nasz syn mógł to zobaczyć!

Szpital.

Przerażający zapach, którego nie znał i nie rozumiał.

Głos Marca:

– Zostawiam teraz Miszę wam, Jaskari. Niech obejrzą go wasi najlepsi specjaliści. Nie popełnijcie tylko błędu i nie myślcie sobie, że on jest również upośledzony umysłowo, bo tak wcale nie jest. Przeciwnie, to nadzwyczaj inteligentny chłopak.

– Co ty sobie o nas myślisz, Marco? Witaj, Misza, zajmiemy się tobą najlepiej jak umiemy. Niestety, na początku musimy ci trochę podokuczać rozmaitymi badaniami i temu podobnymi przykrościami, ale chyba wytrzymasz, prawda?

– Tak, tak – odparł Misza zachrypniętym głosem. Za nic nie chciał pokazać, jak bardzo, wręcz do szaleństwa, jest przerażony. Matki i ojca nie było już przy nim, a teraz odszedł też Marco.

Misza czuł się rozpaczliwie samotny w tym całkowicie nieznanym świecie, w którym unosił się zapach strachu. Mocno zacisnął ręce na prześcieradle.

Właśnie wtedy Marco wrócił, bardzo się spieszył.

– Chyba zapomniałem o czymś niezmiernie ważnym! Rozmawiałem z rodzicami Miszy, wydaje mi się, że on nie wypił eliksiru. Dostałeś go, Misza?

– Jakiego eliksiru?

– Takiego, który smakuje… Nie, jest bez smaku. Wydaje mi się, że ci go nie podano, a przecież on pomoże ci znieść pobyt w szpitalu. Proszę, wypij to!

Misza poczuł krawędź filiżanki na wargach, przełknął posłusznie.

– Dobrze, już w porządku – powiedział Marco. – Teraz muszę już iść, ale wkrótce wrócimy, Misza.

Dookoła zrobiło się cicho.

Powoli chłopca ogarniało jakieś nowe uczucie.

Życie przecież jest cudowne i ciekawe! Musi podziękować wszystkim, którzy tyle dla niego uczynili.

Czuł, że jest taki dobry, taki bogaty. Miał teraz wielu przyjaciół. A operacja? Oczywiście, że ją zniesie. Co z tego, że tak naprawdę nie bardzo rozumie, o co tu chodzi?

Był taki szczęśliwy, tak bardzo szczęśliwy i pragnął podzielić się swoją radością z innymi. Niestety, nikogo przy nim nie było.

Zwołano naradę.

– Akcja w Ciemności posuwa się zbyt wolno – oświadczył Móri. – Nie zajdziemy daleko, jeśli będziemy tracić tak wiele czasu w każdej wiosce, w każdym plemieniu. Musimy się podzielić i najlepiej by było, żebyśmy włączyli do akcji jeszcze innych.

– To się chyba da załatwić – stwierdził Ram. – Masz jakąś propozycję?

– Okazuje się, że zaletą jest obecność młodych dziewcząt, zauważyliśmy to w krainie Timona, a tak nawiasem mówiąc, to tam już skończyliśmy. Proponuję, abyśmy poprosili o pomoc więcej dziewcząt i abyśmy wysyłali mniejsze grupki, po dwoje. I bez duchów, mieszkańcy Ciemności się ich wystraszyli. Nie mam oczywiście na myśli doliny potworów, nimi musimy zająć się wspólnie.

– To brzmi rozsądnie – przyznał Ram.

Siedzieli w pałacu Marca w białym salonie. Berengaria napawała się urodą tego miejsca, cudownymi bukietami z olbrzymich kwiatów, ich bogactwem kolorów przełamujących ascetyczną biel otoczenia.

– Sporządziłem listę – podjął Móri. – Możecie ją skorygować, jeśli coś będzie nie tak.

Słuchali, nie przerywając.

– A więc dobrze. Najpierw jednak chciałbym o czymś przypomnieć – zapowiedział czarnoksiężnik. – Musimy pamiętać, że czeka nas też ekspedycja tu u nas, w obrębie murów Królestwa Światła. Mam na myśli istoty ziemi ze Starej Twierdzy.

– Masz rację – przyznał Marco. – O nich nie wolno nam zapominać. Bardzo im się przyda wypicie cudownego wywaru Madragów.

Móri kiwnął głową.

– Pomyślałem więc… Skoro Jaskari i Elena nie mogą nam towarzyszyć do Ciemności, to dałoby się może wysłać ich tam. Rozmawiałem już z Jaskarim, chciałby uczestniczyć w operacji Miszy, ma też pacjentkę, nad którą musi czuwać, poza tym jednak gotowy jest nam pomóc w każdej chwili.

– Doskonale pomyślane, Móri – pochwalił go Ram. – Niech Jaskari wleje trochę człowieczeństwa w te dzikusy. Dobrze, co dalej?

– Armas, ty zajmiesz się osadą niemiecką. Zabierzesz ze sobą Berengarię.

Twarz dziewczyny rozjaśniła się, lecz zaraz zgasła na widok gniewu malującego się na twarzy Armasa. On jednak nic nie mówił. Wiedział chyba, że być może wyczerpał już całe zapasy cierpliwości otoczenia wobec siebie, kiedy zakochał się w nieszczęsnej Kari, która spowodowała śmierć tak wielu niewolników w Górach Czarnych.

Ale Berengarii zrobiło się przykro. Nie wiedziała już, co takiego złego może w niej tkwić, skoro odrzucili ją zarówno Oko Nocy, jak i Armas.

Móri odczytywał dalej swoją listę:

– Jori i Sassa, wy zajmiecie się tymi trzema wioskami, położonymi najbliżej skalnej ściany Siski. To nieduże osady, a mieszkańcy są raczej przychylnie nastawieni. Goram… ty pójdziesz do górali po drugiej stronie krainy Timona. Nie wiem dokładnie, ile wiosek może tam być, ale myślę, że prędko się o tym przekonasz. Podobno to pokojowe plemiona, poza tymi, którzy mieszkają najbliżej Gór Czarnych. Dasz sobie radę?

– Oczywiście. Kto pójdzie ze mną?

– Myślałem o tej młodej dziewczynie, która była z wami ostatnio. Jak ona ma na imię? Lilja?

Goram zachował kamienną twarz.

– Spytam ją.

– Ja sam podejmuję się zbadać dolinę potworów. Zorientuję się, w jaki sposób możemy sobie z nimi poradzić. Ram, chciałbym wziąć ze sobą ciebie i Indrę. Sądzisz, że to możliwe? – spytał Móri.

– Ja oczywiście pójdę z tobą i dowiem się, czy Indra może na kilka dni zwolnić się z pracy – uśmiechnął się lekko. – Muszę powiedzieć, że ona już ma dość tej drogi cnoty, nie jest stworzona do rutynowej pracy, ta moja Indra.

– Zaczekajcie moment! – poprosiła Sassa. – Jeśli nie będzie z nami żadnych duchów ani też Marca i jego kompanii, to będziemy przecież zupełnie bezradni! Nie zabierzemy nikogo obdarzonego nadprzyrodzoną mocą?

– Macie przecież Armasa, on sporo umie.

– Owszem, ale z niego skorzystać będzie mogła tylko Berengaria.

Armas o mały włos nie zakrztusił się powietrzem, słysząc sformułowanie Sassy. Berengaria, która już zaczęła chichotać, prędko się opanowała.

– Będzie też z wami Móri – przypomniał Marco.

– On ma się zająć potworami, a co z nami? Marco oświadczył:

– Chodzi właśnie o to, abyście wyjątkowo wykorzystali swoje własne siły i rozum. Bez żadnych „podpowiedzi” ze strony tych, którzy znają się na magii. Sądzicie, że nie poradzicie sobie?