Выбрать главу

– Mieliśmy tu doktora Cartwrighta, ale… – zawahał się – to było półtora roku temu, prawie go zapomniałem. Przyjechał, żeby zostać partnerem praktykującego tu lekarza, ale wyjechał po trzech dniach.

– No to jakim cudem…? – Christy aż podskoczyła.

– Mieliśmy tu ostatnio kilka włamań. Może receptariusze Cartwrighta nie zostały zniszczone. Obaj nasi lekarze mówili coś o skradzionych receptach.

– Ale numer.

– Niezły masz zgryz, Christy. – Rob stanowczo nie chciał się w nic mieszać. – Musisz dać znać na policję.

– Wiem – przyznała niechętnie – ale nie wyobrażam sobie pani Haddon w masce i z łomem.

– Przecież nie musiała sama się włamywać – odparł. – Istnieje czarny rynek. Podrobione recepty, a nawet receptariusze, można kupić. Tyle że to kosztuje kupę forsy.

– No, ale przecież…

– Christy, mam tutaj kolejkę do samych drzwi – uciął. – Niech się tym zajmie policja.

Odłożyła słuchawkę i pogrążyła się w niewesołych myślach, póki Ruth nie zajrzała na zaplecze.

– Zadzwoń do szpitala i poproś doktora Blaira albo McCormacka, muszę z którymś porozmawiać.

– No to… chyba zacznę od McCormacka. – Ruth uśmiechnęła się z jawną kpiną i chichocząc wykręciła numer.

– Słuchaj no… – Christy zamachnęła się kulą. Jedynie Adam był osiągalny. Ruth wyszła z pastylkami pana Harrisa, a Christy usiadła wygodniej.

– O co chodzi? – spytał zmęczonym głosem, wyraźnie się spieszył.

– Wybacz, że cię odrywam od pracy, ale mam problem.

– Znowu nieczytelna recepta?

– Nie, nie. – Christy pokrótce opisała sytuację.

– Czy myślisz, że policja to jedyne wyjście? Wolałabym tego uniknąć.

– Wcale ci się nie dziwię. – Z wielką ulgą usłyszała, że ma w nim oparcie. – Wiesz co, poproszę Bellę, aby sprawdziła informacje o pani Haddon w kartotece i zadzwonię.

– Będę bardzo wdzięczna.

Niestety, dziesięć minut później wieści nie były pocieszające.

– Nie mamy dużo w dokumentacji. Amy Haddon była u Kate dwa razy w ciągu ostatnich dwu lat. I nigdy nie dostała neuroleptyków. Ale jeśli cofnąć się aż do czasów starego doktora Macguire’a, to i owszem. Przepisywał jej środki uspokajające po śmierci męża. Tyle że to było sześć lat temu.

Christy milczała, trawiąc informacje.

– Czyli jest pacjentką Kate – stwierdziła w końcu.

– Czy możemy odłożyć sprawę do czasu, kiedy Kate wydobrzeje?

– Niestety, nie – powiedział łagodnie. – Nie wtedy, gdy w grę wchodzą skradzione recepty.

– Czy to znaczy, że muszę iść na policję? Zastanawiał się.

– Myślę, że tak. Oni muszą się o tym dowiedzieć – powiedział w końcu. – Dla pani Haddon byłoby jednak o wiele lepiej, gdyby dowiedzieli się wprost od niej.

– Też tak myślę – zgodziła się.

– Czy chciałabyś, abym ja z nią porozmawiał? Tak, pomyślała, właśnie tego chcę. Zwalić na kogoś cały ten kram. Jeśli Adam ma chęć…

– Nie – powiedziała z ociąganiem. – Znam Amy Haddon i myślę, że ma do mnie zaufanie. Jeśli Kate nie może, to będzie to najlepsze rozwiązanie. Niestety.

– Kiedy będziesz mogła do niej pójść? – Poznała po głosie Adama, że chce ją skłonić do konkretnej decyzji.

– No, chyba… pójdę tam dzisiaj.

– Dasz radę dokuśtykać? – Tak.

– To na Church Street pod siedemnastym? – czytał z kartoteki.

– Tak.

– Świetnie, przyjadę tam po ciebie, powiedzmy wpół do siódmej.

– Ależ mogę wziąć taksówkę.

– Będę o wpół do siódmej – uciął stanowczo.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Dzień ciągnął się nieznośnie, a zamierzona wizyta u pani Haddon ciążyła Christy jak kamień. O wpół do szóstej z ociąganiem zamknęła aptekę. Na szczęście nie musiała iść daleko.

Schludny domek otoczony był regularnie posadzonymi rzędami petunii, stokrotek i cynii. Pani Haddon otworzyła drzwi natychmiast, lecz na widok Christy jej powitalny uśmiech zbladł, a w oczach pojawił się popłoch. Opanowała się jednak szybko.

– Christy, kochanie, jak to miło, że wpadłaś. Chodź do środka. Właśnie zaparzyłam herbatę. Wypijesz filiżankę? – Amy Haddon uśmiechnęła się nerwowo.

Usiadły w kuchni przy stole.

– Pani Haddon, oczywiście wie pani, czemu tu przyszłam – przerwała Christy.

Twarz Amy zastygła w grymasie sztucznego ożywienia. Uniosła dłoń do ust, jakby chciała zatrzymać cisnące się słowa.

– Chodzi o… moją receptę? – Tak.

– Kiedy ja naprawdę wyrzuciłam to opakowanie. – To bez znaczenia. Sprawa jest poważniejsza.

– Christy pokręciła głową. – Recepta była sfałszowana.

Zapadła martwa cisza. Tykanie zegara przypominało dźwięk bomby przed wybuchem. Amy ukryła i głowę w ramionach opartych na stole i rozpłakała się. Christy czekała bez słowa. W tym momencie żadne pocieszenia nie miały sensu.

Wreszcie przyszło przerywane szlochami wyznanie. Christy słuchała uważnie, czując swą bezradność wobec problemów siedzącej naprzeciw kobiety. Odruchowo wzięła ją za rękę. Nie zadawała jednak żadnych pytań. Nie było to zresztą potrzebne.

Wszystko zaczęło się od śmierci Billa Haddona albo być może nieco wcześniej. Tom, ich syn, wciąż kłócił się z ojcem, wreszcie zniknął z domu. Amy nie widziała go już od ośmiu lat. Opowiadała znajomym z miasteczka, że wyjechał za ocean, poznał w Ameryce miłą dziewczynę i ustatkował się. To wszystko były kłamstwa. Po śmierci męża została całkiem sama.

Któregoś dnia załamała się i poszła do doktora Macguire’a. Płacząc, opowiedziała, jak bardzo jest samotna, a także o swych samobójczych myślach. Macguire spieszył się, zresztą nie bardzo go to wszystko interesowało. Przepisał jej valium. Nie rozwiązało to problemów, ale nieco odsunęło je na bok. Niestety, po jakimś czasie pastylki przestały być skuteczne. Musiała wciąż zwiększać dawkę.

– Ale nigdy nie prosiłaś Kate o receptę? – dopytywała się Christy.

– Trzeba mieć wyczucie, kogo prosić. Są lekarze, którzy zapisują wszystko bez gadania – przyznała Amy smutno. – Od pierwszej wizyty u Kate wiedziałam, że nie ma co próbować. Na pewno nie zapisałaby mi tyle, ile trzeba. A doktor Blair jest taki sam – westchnęła.

Christy skinęła głową.

– A recepty doktora Cartwrighta? – przypomniała cierpliwie.

Spuchnięta od płaczu twarz uniosła się.

– Daję słowo, nie miałam pojęcia, że są kradzione. Naprawdę nie wiedziałam.

– Ale to nie Cartwright je wypisywał – nalegała Christy.

– Nie – wyznała Amy, biorąc głęboki oddech.

– Wiem, że źle zrobiłam. – Otworzyła szufladę, wyjęła receptariusz i podała go dziewczynie. – To stawało się coraz trudniejsze. Lekarze traktowali mnie coraz gorzej, wręcz opryskliwie. Przez jakiś czas był jeden dobry, w Melbourne, ale wpadł w kłopoty z Izbą Lekarską i zamknął praktykę. Ciągle musiałam szukać nowych i nowych. W końcu nawet aptekarz w Tynong powiedział, że nie będzie mi więcej wydawać środków uspokajających. Strasznie mnie zeźlił. Nie dość kłopotów z lekarzami, to jeszcze i on.

– Zawahała się. – Kiedy wychodziłam stamtąd po awanturze, jakiś chłopak podszedł do mnie i zaproponował kupno recept.

– Tych tutaj?

– Wiem, że nie powinnam tego robić – przyznała – ale pomyślałam sobie, że nie będę już musiała jeździć do Melbourne. Wiedziałam, co i jak trzeba wypisać. I udało się. Pierwszą wydałaś bez problemów.

Christy przytaknęła. Niestety, nie ma skutecznego sposobu, aby się przed czymś takim obronić.

– Co masz zamiar zrobić? – spytała Amy, spoglądając z obawą.